Seweryn Żurawicki – Współczesna socjologia a marksowska teoria rozwoju społecznego


(Tezy do referatu1)

1.W ciągu półtora niemal wieku Marks i jego teoria rozwoju społecznego spotykały się z różnoraką krytyką, więcej – w miarę jak koncepcje Marksa osiągały coraz większy zasięg krytyka przeradzała się w furię nienawiści, usiłowano pogrzebać marksowską teorię rozwoju społecznego, pogrzebać per fas et nefas. Imputowano Marksowi szereg sformułowań, których nigdy nie głosił. Wypaczano jego poglądy świadomie bądź w wyniku powierzchownych analiz wyrywanych z kontekstu zdań, bądź wręcz powtarzanych z drugiej, a nawet trzeciej ręki, nie mających wiele wspólnego z naukową prawdą osądów. Znajomość prac Marksa pozostawiała – nawet u skądinąd cenionych pisarzy – wiele do życzenia (nota bene bywało tak nawet u niektórych zwolenników Marksa, tak dogmatyków, jak i „reformatorów”). W rezultacie świadomie i nieświadomie wulgaryzowano istotną treść marksowskiej teorii rozwoju społecznego.

Marksowską teorię rozwoju społecznego zawężano najczęściej do jej podłoża ekonomicznego, nie dostrzegając czy nie chcąc dostrzegać, że teoria ta ma wielopłaszczyznowy charakter, że uwzględnia ona różnorakie sprzężenia zwrotne i że w centrum rozważań stawia homo Faber, człowieka żyjącego w społeczeństwie, który podlega postępującej, „trójalienacji” (odosobnienia człowieka od przyrody, postępującego w miarę rozwoju sił wytwórczych, odosobnienia jednostki od społeczeństwa w miarę rosnących konfliktów klasowych, a nawet odosobnienia producenta od jego artefaktów). Ponieważ nauka ekonomii od swego zarania była uwikłana w sieć kapitalistycznych stosunków, a Kapitał Marksa godził w takowe, (chociaż nie wyłącznie), okrzyczano Marksa „wrogiem ludzkości nr 1” i tylko nieliczni z jego przeciwników zdobywali się przez długie lata na przyznawanie mu trafności spostrzeżeń zarówno odnośnie genezy kapitalizmu, jak i jego cech (co dziś bywa nawet w modzie), ale tylko po to, by twierdzić, że jeśli Marks miewał w niektórych sprawach rację, to dziś jest pisarzem przestarzałym, który może zasługuje nawet na równi z Adamem Smithem na „panteon”, ale i tam, gdzie nawet miewał rację, został spaczony i zdeprecjonowany przez własnych epigonów.

Czegóż zresztą i ongiś i dziś nie zarzucano marksowskiej teorii rozwoju! Teleonomizm w postaci determinizmu ekonomicznego, utopijność płynącą z nieznajomości natury ludzkiej, stąd – nieadekwatność do rzeczywistości, dążność do uniformowania i „glajchszaltowania” ludzkich osobowości, niweczenia kultury, kosmopolityzm itd., itp. A wreszcie znalazł się kluczowy argument – bankructwo „realnego socjalizmu”.

Rewindykacja marksowskiej teorii rozwoju społecznego wymaga dzisiaj nadal rozprawienia się z wydumanymi zarzutami i wydobycia na jaw całej doniosłości marksowskiej metodologii dociekań, jej walorów epistemologicznych, uniwersalności wykraczającej daleko poza samą problematykę ekonomiczną, a w związku z tym wszystkim doniosłą sprawą staje się pokazanie nośności marksowskiego sposobu ujmowania zjawisk społecznych, i co za tym idzie, i przydatności do analizy zjawisk współczesnych, a więc celowości hasła „ze »starym« Marksem do nowych problemów!”.

2.Należałoby też uporać się z wieloznacznością terminów socjalizm i komunizm. Terminy te pokrywały bardzo różne realne struktury społeczne czy też różne modele tych struktur (dość przypomnieć, że i hitleryzm posługiwał się chętnie pojęciem „narodowego socjalizmu”, a saddamowska partia Baas też chce uchodzić za quasi islamsko-socjalistyczną). W Manifeście partii komunistycznej Marks i Engels wypowiedzieli w tej nieco semantycznej kwestii swój pogląd. Wydaje się, że z powodzeniem można by dzisiaj w miejsce tych terminów posługiwać się innym – dezalienacją. Marks przecież sarn wskazywał, że komunizm nie jest ostatecznym celem ludzkości (tyle tylko, że na drodze rozwoju ludzkości etapu tego ominąć nie sposób). Istotą marksowskiej teorii rozwoju społecznego – w moim rozumieniu – jest właśnie próba uchwycenia mechanizmów (prawidłowości), wiodących ludzkość ku dezalienacji, co świadomie czy nieświadomie nurtuje ludzkość od samego zarania. Zarówno obiektywne jak subiektywne czynniki, z takimi czy innymi historycznymi nawrotami, wskazywały wielekroć, że komunizm (w moim rozumieniu dążność do dezalienacji) nie jest stanem wydumanym, lecz odzwierciedla odwieczną tęsknotę tego, co w gatunku ludzkim jest rzeczywiście ludzkie, do przekroczenia wspomnianego już stanu alienacji, a co w religijnej otoczce wyrażało się w zmistyfikowanej formie profanum i sacrum. Marksowska teoria rozwoju społecznego wychodzi więc faktycznie daleko poza umowne zróżnicowanie (jak to ma miejsce w Krytyce programu gotajskiego) etapu socjalistycznego i komunistycznego. Przy tej okazji warto przypomnieć wypowiedź Marksa, że żadna formacja nie schodzi z areny dopóki ma jeszcze możliwość rozwijania sił wytwórczych (kapitalizm ma jej jeszcze sporo, ale zapomina się chętnie, że rozwój sił wytwórczych w kapitalizmie w dobie współczesnej można w dużej mierze przypisać faktowi, iż właśnie pojawienie się Kraju Rad wzmogło, przy wszystkich deformacjach, opór klasy robotniczej na Zachodzie i wymusiło niejako poszukiwania przez kapitał antidotum w postaci unowocześnienia technik i technologii wytwarzania; profit z „budownictwa socjalizmu” wyciągnął w pierwszym rzędzie Zachód, a nie Wschód, gdzie odrabianie zacofania natrafiało na ogrom trudności).

3.W tym miejscu nolens volens przychodzi dotknąć ważkiego problemu dewiacji w postaci „stalinizmu”. Źródeł tego zjawiska doszukuje się dziś chętnie bądź demonizując rolę Stalina, bądź doszukując się źródeł w samych mechanizmach gospodarczych, a narastający terror tłumaczy się aż nazbyt często samą strukturą społeczną komunizmu, rzekomo immanentnie przeczącą samej naturze ludzkiej. Nie sądzę, by wszystkie te sugestie stanowiły wynik poprawnej analizy zjawisk zachodzących w Kraju Rad. Jest prawdą, że budownictwo socjalizmu zaczęto na zachwaszczonej glebie. Jest prawdą, że „umarły ciągnie żywego”, że więc ciąży na nim cała przeszłość półfeudalnego imperium carskiego jako „więzienia narodów” z tradycjami Pugaczowa, Bakunina czy Nieczajewa (nie znaczy to, bym nie widział dekabrystów, Hercena, Czernyszewskiego i innych czołowych „borcow za swobodu”!). Jest też prawdą, że Kraj Rad znajdował się długo w warunkach otoczonej twierdzy. W obliczu terroru stalinowskiego blednie terror Rewolucji Francuskiej 1789 roku. Jest prawdą, że „wszystko zrozumieć” nie oznacza „wszystko przebaczyć”. Zrozumieć jednak, co i dlaczego przyczyniło się do rozkładu „realnego socjalizmu” jest podstawowym warunkiem, by przekonać ludzi, że nie sposób identyfikować marksowską teorię rozwoju społecznego ze „stalinizmem”. Odium stalinizmu nie może obciążać Marksa i tylko dogłębna analiza zaszłości historycznych może doprowadzić do rewindykacji jego teorii.

4.Przechodząc do właściwego tematu należy – jak mi się wydaje – chociażby szkicowo wskazać na atuty, jakimi wciąż dysponuje marksowska teoria rozwoju społecznego. K.Popper zarzuca Marksowi, że w swych wywodach stoi na pozycjach historycyzmu, a przecież – jego zdaniem – spojrzenie retrospektywne nie uprawnia do wyciągania wniosków prospektywnych. Popper pragnie zastąpić determinizm probabilizmem, bije jednak faktycznie mimo celu. Marks przecież stale podkreślał, że prawidłowość wyrębuje sobie drogę przez przypadkowości, a Engels – że konieczność i przypadek są ze sobą nierozerwalnie sprzężone, a nasze poznanie ma się tak do rzeczywistości, jak mają się ramiona hiperboli do jej asymptot. Spojrzenie retrospektywne upoważnia nas do twierdzenia, że to, co na powierzchni zjawisk ma przypadkowy charakter, w utajonej głębi ma powolny, ale określony nurt, który skłonni jesteśmy określać właśnie jako prawidłowość, przebijającą sobie drogę przez przypadkowość, a ujawnienie tego ruchu pozwala na ustalenie możliwości, które świadomy czyn może w określonych warunkach przekształcić w rzeczywistość. Nie jest też prawdą, jakoby marksowska teoria rozwoju społecznego nie doceniała roli czynnika subiektywnego, świadomości społecznej. Przecież Marks podkreślał, że sama historia jako taka nie robi nic. To ludzie robią historię i nadają jej sens. Właśnie aktywizm, a nie bierna adaptacja człowieka, określa diachronię i synchronię historyczną. Marks z naciskiem podkreślał, że różnica między pszczołą a architektem jest zasadnicza, pszczoła bowiem buduje ul instynktownie, natomiast architekt buduje dom według świadomie przemyślanego planu. Gdzież tu więc prymitywny, automatyczny determinizm? Marks ujmował rzeczywistość holistycznie na długo przed tym nim pojawiła się teoria Smutsa; grubo wcześniej nim pojawiła się teoria systemów z jej cybernetyczną interpretacją badał strukturę i dynamikę zjawisk społecznych.

5.Czy współczesna socjologia o niemarksistowskiej czy wręcz antymarksistowskiej proweniencji ma jakąś alternatywę lepszą w zakresie badań” (abstrahując od technik badawczych – a więc w zakresie „ars operandi”, lecz nie w zakresie „ars inveniendi”!)? Czy można mówić, że współcześni socjologowie, mając niewątpliwie spore osiągnięcia w sferze socjografii, potrafili dać jakąś syntetyczną teorię? (We wrześniu 1980 r. w Toruniu mówiono na zjeździe socjologów wręcz o kryzysie socjologii współczesnej na całym świecie.)

Przyjrzyjmy się więc co proponuje ta socjologia i zobaczmy, jakie rozwiera horyzonty w porównaniu z marksowska teorią rozwoju. Wynik porównania nie wypadnie bynajmniej na korzyść tej pierwszej.

Współczesna socjologia prezentuje duży wachlarz ad hoc konstruowanych modeli lub, w najlepszym razie, szereg przyczynków o charakterze opisowym, dotyczących socjologii (a raczej socjografii) wsi, miasta, grup etnicznych czy socjologii wiedzy, religii itp. O szerszą syntezę współczesna socjologia na ogół się nie kusi.

Badania nad zjawiskami społecznymi mają starą proweniencję, ale za ojca socjologii uchodzi A. Comte, który wiele zaczerpnął z „fizyki społecznej” Saint-Simona. Szukał on czynników harmonii społecznej, więź społeczną ujmował na modłę biologiczną, wyróżniał stadia: teologiczne, metafizyczne i naukowe w ujmowaniu zjawisk społecznych. J. St. Mill stał się prekursorem ewolucjonizmu i wyznawcą nierównomiernej ciągłości. H. Spencer, ujmując społeczeństwo jako rodzaj biologicznego organizmu, rozgraniczył pojęcia struktury i funkcji. V. Pareto w poszukiwaniu równowagi społecznej konstruuje koncepcję „residuów” i „derywacji”, zmienność traktuje jako falowe oddziaływanie akcji i reakcji, sugeruje w polemice z Marksem walkę elit i mas, eksponuje czynniki natury psychologicznej. E. Durkheim w swej koncepcji „faktów społecznych” odrzuca możliwość istnienia określonych tendencji, rozgranicza „sacrum” i „profanum” w traktowaniu zjawisk społecznych, tworzy pojęcie anomii, rodzącej bunt. W. Dilthey sugeruje, że znać kierunek działania. Marksowska teoria rozwoju ten kierunek wytycza nie woluntarystycznie, lecz w oparciu o zweryfikowaną retrospekcję, świadczącą o istnieniu określonych tendencji rozwojowych. Główną funkcją tej teorii – zwłaszcza dziś – jest właśnie budzenie świadomości społecznej z letargu, w jaki wtrącił ją marazm czasokresu określanego zbitką pojęciową „stalinizmu”. Złudny czad efektywnej wyższości kapitalistycznego sposobu wytwarzania prędzej czy później rozpłynie się w konfrontacji z rzeczywistością i na to, by nie zaczynać wszystkiego znowu ab ovo, potrzebna jest rewindykacja marksowskiej teorii. Dziś problematyka gospodarczej efektywności wysunęła się na czoło (i słusznie, jeśli ujmować zjawiska – jakby powiedział Keynes – „in the short run”), ale nie zapominajmy, że celem ludzkości jest nie tylko żołądek. Jeśli słowa Gorkiego: „człowiek – to brzmi dumnie” nie mają przebrzmieć bez echa, to sprawa dezalienacji, humanizmu musi odzyskać swe racje i krzewieniu tych racji marksowska teoria rozwoju społecznego służy nadal.

Prof. Seweryn Żurawicki

Przypisy:

1 Tekst przesłany do ZG SMP 24.01.1991 r.