Rewolucja Październikowa a „lewicowy komunizm”


communismKażda rocznica skłania do refleksji nad przebytą drogą. Dla nas, komunistów, rocznica Rewolucji Październikowej ma jeszcze bardziej doniosłe znaczenie. Uosabiając bowiem sobą 69 lat zmagań na polu urzeczywistniania w praktyce społecznej założeń naszego ruchu, zmusza nas do zastanowienia się nad sensem tych lat.

Godzi się pokrótce przypomnieć, co na temat tych trojakiego charakteru ocen napisał Marks w swoim podstawowym dziele przy okazji rozważań o burżuazyjnym (podkreślam to nieprzypadkowo) ekonomiście, Dawidzie Ricardo.

„Punkt widzenia Ricarda tylko wtedy odpowiada na ogół interesom burżuazji przemysłowej, kiedy i o ile istnieje zbieżność jej interesów z interesami produkcji lub z interesami rozwoju wydajności pracy ludzkiej. Tam, gdzie powstaje przeciwieństwo między burżuazją przemysłową a tym rozwojem, Ricardo występuje równie bezwzględnie przeciwko burżuazji, jak bezwzględnie występuje kiedy indziej przeciwko proletariatowi i arystokracji”. „Jest to stanowisko stoickie, obiektywne, naukowe”.

A sentymentalni przeciwnicy Ricarda? „Jeżeli utrzymuje się, jak utrzymywali sentymentalni przeciwnicy Ricarda, że produkcja jako taka nie stanowi celu, to zapomina się, że produkcja w imię produkcji oznacza właśnie rozwój ludzkich sił wytwórczych, a więc rozwój bogactwa natury ludzkiej jako cel sam w sobie. Jeżeli, podobnie jak Sismondi, przeciwstawiać temu celowi pomyślność poszczególnych jednostek, znaczy to tyle, co utrzymywać, że gwoli zapewnienia pomyślności poszczególnych jednostek należy wstrzymać rozwój rodzaju ludzkiego, że więc na przykład nie wolno w ogóle prowadzić wojny, gdyż w każdym razie pociąga ona za sobą zagładę poszczególnych osób. (Sismondi ma tylko rację wobec ekonomistów, którzy tuszują to przeciwieństwo, negują je.) W podobnych rozważaniach brak zrozumienia tego – nie mówiąc już o jałowości takich budujących roztrząsań – że ów rozwój uzdolnień rodzaju ludzkiego, jakkolwiek z początku odbywa się kosztem większości jednostek ludzkich, a nawet całych klas ludzkich, przezwycięża w końcu ten antagonizm i utożsamia się z rozwojem poszczególnych jednostek, że więc wyższy rozwój osobowości ludzkiej osiąga się jedynie za cenę procesu historycznego, w którego przebiegu składa się ofiary z jednostek ludzkich, albowiem w świecie człowieka, podobnie jak w świecie zwierząt i roślin, interesy rodzaju biorą zawsze górę nad interesami jednostek, a owe interesy rodzaju utożsamiają się z interesami szczególnych jednostek, co zarazem stanowi siłę tych uprzywilejowanych”.

A apologeta Malthus? „Ten nędzny typ wysnuwa z przesłanek uzyskanych przez naukę (i przez niego wciąż kradzionych) tylko takie wnioski, jakie «sprawiają przyjemność» (są pożyteczne) arystokracji kosztem burżuazji, tym zaś obu klasom – kosztem proletariatu. Nie chce on przeto produkcji w imię samej produkcji, lecz tylko takiej, jaka zachowuje lub wzmacnia to, co istnieje, i jaka odpowiada korzyściom klas panujących.

Już jego pierwsza rozprawa, jeden z najbardziej godnych uwagi literackich przykładów powodzenia osiągniętego przez plagiat kosztem utworów oryginalnych, miała ten praktyczny cel, że w interesach istniejącego rządu angielskiego i arystokracji ziemskiej pragnęła w sposób «ekonomiczny» dowieść, iż dążenia Rewolucji Francuskiej i jej zwolenników w Anglii do udoskonalenia społeczeństwa są utopią. Był to, słowem, pamflet panegiryczny na cześć istniejących stosunków, godzący w rozwój historyczny, a zarazem było to usprawiedliwienie wojny z Francją rewolucyjną”. „Wnioski naukowe Malthusa są «pełne względów» dla klas panujących w ogóle, a dla reakcyjnych elementów tych klas panujących w szczególności; znaczy to, że fałszuje on naukę w imię tych interesów. Natomiast jego wnioski pozbawione są jakichkolwiek względów, jeżeli chodzi o klasy ujarzmione. Jest on nie tylko bezwzględny, lecz podkreśla sztucznie swą bezwzględność, pyszni się nią cynicznie i wyolbrzymia wnioski, jakie godzą w owych nieszczęsnych, wyolbrzymia nawet ponad tę miarę, która byłaby z jego punktu widzenia naukowo usprawiedliwiona. (Kiedy Ricarda jego własna teoria doprowadza na przykład do takiego wniosku, że wzrost płacy roboczej ponad jej minimum nie podnosi wartości towarów, mówi on o tym otwarcie, Malthus zaś pragnie utrzymać płacę roboczą na niskim poziomie, aby zyski z tego ciągnął burżuj)”.

Wydarzenia lat osiemdziesiątych w naszym kraju dowiodły, że tak w partii, jak i w całym społeczeństwie jesteśmy nieźle wyczuleni na oceny charakteru apologetycznego. Gorzej jednak z ocenami charakteru sentymentalnego. Skorzystam więc z tego, że i Rewolucja Październikowa miała swoich sentymentalnych krytyków, że wśród samych bolszewików wątek sentymentalny najwyraźniej wystąpił w ocenach „lewicowych komunistów”, że wreszcie, ocenom tym oceny naukowego charakteru przeciwstawił Lenin, który już na VII Zjeździe RKP(b) uznał kryzys związany z utworzeniem w partii „lewicowej” opozycji za jeden z największych kryzysów, jakie przeżywa rewolucja rosyjska. Stwierdzając jednak w niecałe 2 miesiące później, że jest to groźba dla rewolucji tak wielka, iż gdyby nie wiedział, że jest to grupa, która nie posiada wpływów, i że na każdym zebraniu uświadomionych robotników tezy jej zostaną odrzucone, to powiedziałby: rosyjska rewolucja zginęła, dodał jednocześnie, że z „lewicowymi komunistami” należy dyskutować, ponieważ są oni przykładem popełniania błędu przez marksistów i analiza ich błędu pomoże klasie robotniczej w znalezieniu słusznej drogi.

„Lewicowy komunizm” był zjawiskiem roku 1918, ściślej: marca-czerwca 1918 r. Bez wątpienia zaostrzonym przez pokój brzeski. Fakt ten niesłusznie jednak przyćmiewa stanowisko „lewicowych komunistów” w sprawach polityki wewnętrznej, gdzie efekt analogistycznej użyteczności kreśli się nam szczególnie wyraźnie. Czołowymi teoretykami „lewicowego komunizmu” byli Bucharin i Osiński, którzy wspólnie z Radkiem i Smirnowem redagowali tygodnik „Kommunist”, organ egzekutywy RKP(b) obwodu moskiewskiego. Właśnie na łamach tego tygodnika sformułowane zostało stanowisko krytyczne wobec koncepcji większości partii bolszewików z marca 1918 r. Właśnie ze sformułowaniami kwietniowych numerów tego tygodnika bezpośrednio polemizuje Lenin. Sedno tej polemiki można sprowadzić do oceny stopnia dojrzałości mas pracujących w Rosji i problemu wykorzystywania osiągnięć kapitalizmu w ramach rewolucji socjalistycznej oraz znaczenia i istoty ekonomicznej i politycznej władzy proletariackiej.

Punktem wyjścia całego tego sporu była koncepcja dalszego rozwoju rewolucji, jaką kierownictwo partii bolszewików i rządu radzieckiego wysunęło po zawarciu pokoju brzeskiego. Jej zarys znany był „lewicowym komunistom” już od 4 kwietnia, to jest od ich spotkania z członkami KC partii z Leninem na czele. Kilka tygodni później jej rozwinięta wersja opublikowana została przez Lenina w pracy „Najbliższe zadania Władzy Radzieckiej”. Z atakiem „lewicowych komunistów” spotkały się w szczególności następujące tezy Lenina: „Rosjanin jest w porównaniu z przodującymi narodami kiepskim pracownikiem. Nie mogło być zresztą inaczej za carskiego reżimu i w warunkach istnienia żywych jeszcze pozostałości pańszczyzny”, „W kraju drobnochłopskim, który zaledwie rok temu obalił carat, a niecałe pół roku temu uwolnił się od Kiereńskich, zachowało się, rzecz naturalna, sporo żywiołowego anarchizmu spotęgowanego przez zezwierzęcenie i zdziczenie towarzyszące każdej długotrwałej i reakcyjnej wojnie, zrodziło się niemało nastrojów rozpaczy i bezprzedmiotowego rozjątrzenia”.

Z takiej oceny płynie następujący wniosek Lenina: w czasie pracy obowiązuje załogi bezwzględne podporządkowanie się jednoosobowym rozporządzeniom przedstawicieli władzy radzieckiej, bezwzględne podporządkowanie się woli radzieckich kierowników, którymi w Rosji Radzieckiej 1918 r. mogli być jedynie owi uczeni i specjaliści w różnych gałęziach wiedzy, techniki i praktycznego doświadczenia, którzy siłą rzeczy są w swej masie burżuazyjni wskutek całokształtu warunków tego życia społecznego, które uczyniło ich specjalistami. Co więcej, aby z racji swojego zacofania kraj nie był zmuszony dalej ponosić corocznie miliardowych strat, musi się pogodzić z wydatkiem milionowych sum na opłacenie tych specjalistów, sum, które trzeba będzie podwoić (przewidując wypłacanie premii za szczególnie pomyślne i szybkie wykonanie najważniejszych zadań organizacyjno-technicznych), a nawet powiększyć w czwórnasób (przewidując przyciągnięcie do pracy bardziej wymagających specjalistów zagranicznych). I przy tym wszystkim Lenin dodaje, że owo podporządkowanie kolektywów pracowniczych kierownikom, przy idealnym uświadomieniu i zdyscyplinowaniu uczestników wspólnej pracy, może bardziej przypominać łagodne kierownictwo dyrygenta. Gdy jednak brak tej idealnej karności i idealnego uświadomienia, kierownictwo może przybierać ostre formy dyktatury.

Prócz tego, zdaniem Lenina, „trzeba na porządku dziennym postawić, w praktyce zastosować i wypróbować płacę akordową, postawić sprawę zastosowania wielu rzeczy naukowo słusznych i postępowych w systemie Taylora, sprawę związania wysokości zarobku z ogólnymi wynikami produkcyjnymi lub wynikami eksploatacyjnymi transportu kolejowego i wodnego itd., itp.”, „Uczyć się pracować – zadanie to powinna Władza Radziecka w całej jego rozciągłości postawić przed narodem. Ostatnie słowo kapitalizmu w tej dziedzinie, system Taylora – jak i każdy krok postępowy kapitalizmu – łączy w sobie wyrafinowane bestialstwo wyzysku burżuazyjnego z szeregiem największych zdobyczy naukowych w dziedzinie analizy ruchów mechanicznych podczas pracy, wyeliminowania ruchów niepotrzebnych i niezręcznych, opracowania najwłaściwszych metod pracy, wprowadzania najlepszych systemów ewidencji i kontroli itd. Republika Radziecka za wszelką cenę powinna przejąć wszystko, co jest wartościowe w zdobyczach nauki i techniki w tej dziedzinie. Możność urzeczywistnienia socjalizmu będzie właśnie zależała od naszych sukcesów w łączeniu Władzy Radzieckiej i radzieckiej organizacji rządzenia z najnowszymi postępowymi zdobyczami kapitalizmu. Trzeba w Rosji zorganizować badanie i wykładanie systemu Taylora, systematyczne wypróbowywanie go i przystosowywanie”.

Wszystko to podsumowuje Lenin następująco: „Prowadź ściśle i sumiennie rachunki pieniężne, gospodaruj oszczędnie, nie próżnuj, przestrzegaj w pracy najsurowszej dyscypliny – takie właśnie hasła, słusznie wyśmiewane przez rewolucyjnych proletariuszy wtedy, kiedy burżuazja takimi nawoływaniami osłaniała swoje panowanie jako klasy wyzyskiwaczy, stają się obecnie, po obaleniu burżuazji, aktualnymi i głównymi hasłami chwili”.

O ile tylko ktoś zna realia Rosji Radzieckiej roku 1918, może się zastanawiać, czy wyjściowa ocena Lenina nie była aby nazbyt pesymistyczna. Powinien jednak równocześnie zastanowić się, czy z kolei ocena wyjściowa „lewicowych komunistów” nie była nazbyt optymistyczna. A oddają ją najlepiej następujące słowa napisane przez Osińskiego w drugim numerze „Kommunista”: „Z punktu widzenia socjalistycznej organizacji pracy absolutnie niedopuszczalne są wynagrodzenia na akord i pomiar czasu trwania czynności. Ale ustanowienie norm wydajności w powiązaniu z godzinowym, zabezpieczającym normalną egzystencję, opłacaniem pracy jest nie tylko dopuszczalne, ale tego wymaga godność społecznego robotnika, którym teraz staje się każdy proletariusz. Wytworzyć określoną, na miarę możliwości przeciętnego człowieka ilość produktu – to dla robotnika kwestia zawodowej godności i obywatelskiego obowiązku. Wytworzyć ją w przyzwoity sposób, bez niedbalstwa i zaniedbań – to także sprawa honoru. Niepodporządkowanie się normom ustanowionym w tym znaczeniu przez organizacje robotnicze jest świadomym lub nieświadomym sabotowaniem socjalizmu i powinno być w najbardziej surowy sposób ścigane przez sądy koleżeńskie. Dla ludzi, których nie cechuje koleżeńska godność, nie ma miejsca wśród towarzyszy pracy, podobnie jak dla łamistrajków. Stawiając problem w ten sposób, wychodzimy z przesłanki zaufania do klasowego instynktu, klasowej inicjatywy proletariuszy”.

Przedstawienie argumentacji „lewicowych komunistów” trzeba jednak zacząć od czegoś innego. W pierwszej części swojego artykułu „O budowie socjalizmu” Osiński zdaje się sugerować, że Lenin, traktując o pracy kierowniczej wysoko opłacanych specjalistów, zwłaszcza gdyby byli oni w stanie utrzymać się w roli „dyrygentów przemysłowej orkiestry”, a nie odgrywać roli dyktatorskiej, eksponuje tylko jeden z dwu aspektów rządzenia i zarządzania, o których Marks pisze w I tomie „Kapitału” w związku z kooperacją, a w III tomie „Kapitału” w związku z procentem i zyskiem przedsiębiorcy. A przecież, pisze Osiński, „w dużym przedsiębiorstwie agenci kapitału, jego żywe oczy i uszy (dyrektorzy, inżynierowie, mistrzowie i tak dalej), nie tylko organizują techniczny proces produkcji, nie tylko organizują pracę, jako «konkretną», produkcyjną wartość użytkową wydatkowania siły roboczej, ale organizują również konsumpcję siły roboczej, wydobywanie z robotników pracy «abstrakcyjnej», fizjologicznego nakładu energii, która tworzy wartość wymienną. To ostatnie jest w sumie ważniejsze. I w ramach tego stosunku nie ma według nich miejsca dla wolnego człowieka posiadającego samodzielną wolę. Jest tylko kupiony za pieniądze szczególny towar, żywy przedmiot, źródło wartości wymiennej, złotego soku. Skoro tylko towar ten został sprzedany za pieniądze, nie powinien on «wiecować». I dlatego głównym zadaniem wszystkich tych inżynierów, techników, nadzorców jest jak najlepsze wykorzystanie tego towaru, najpełniejsze wyciskanie z niego drogocennego soku. I dlatego właśnie ich władza rozkazodawcza nad siłą roboczą powinna być nieograniczona”.

Ponieważ to wszystko grozi jednak nazbyt szybkim przejściem od roli dyrygenta do roli dyktatora, pisze dalej Osiński, „kapitalista stara się tak ukształtować sytuację, ażeby, zachowując komendę kapitału i nieograniczone prawo wyciskania, a robotnika pozostawiając żywym przedmiotem, zmusić go jednocześnie, jako posiadacza towaru i człowieka zarządzającego swoją siłą roboczą, do tego, aby sam wyciskał z siebie nieco więcej złotego soku i oddawał go kapitaliście. Osiąga się to, mówiąc słowami Marksa, drogą przekształcenia płacy roboczej z ceny siły roboczej w cenę pracy. Robotnikowi płaci się nie za to, że on w ogóle najął się do pracy na określony okres czasu, powiedzmy miesiąc, dwa tygodnie. Jemu zaczynają płacić od godziny, od sztuki, wprowadzać premie itp.”.

Jak gdyby chcąc w tym momencie ustrzec Osińskiego przed nazbyt trywialnym zarzutem, że wraz z innymi „lewicowymi komunistami” jest on zwolennikiem egzekwowania w płacy roboczej „pełnego produktu pracy”, Bucharin kilka stron dalej przy okazji recenzowania pracy lewicowego eserowca Trutowskiego o okresie przejściowym między kapitalizmem a socjalizmem nadmienia, że nawet w społeczeństwie socjalistycznym będą miały miejsce potrącenia na fundusz społeczny.

Kontynuując, Osiński twierdzi, że „dlatego właśnie absolutny i hierarchiczny system zarządzania przedsiębiorstwem kapitalistycznym ściśle związany jest z systemem płacy akordowej, premii, «udziału w zyskach», i na koniec, z najwyższą syntezą wszystkich tych chwytów – «systemem Taylora» (ponieważ w pierwszej kolejności okazuje się on systemem wyciskania potu)”. System ten, zdaniem Osińskiego, „wywołuje wśród robotników konkurencję i rozkład. Prowadzi do przewagi egoistycznych interesów osobistych nad ogólnymi, klasowymi. Przekształca robotników w drobnych handlarzy swoją siłą roboczą, jest najlepszym sposobem wpojenia masom robotniczym drobnomieszczańskiej psychologii i drobnomieszczańskiego oddziaływania, a nawet, przekształca w końcu najbardziej zręcznych robotników po prostu w drobnych właścicieli. Zmusza do zwrócenia całej uwagi na pracę zawodową, wąskośrodowiskową, odwraca uwagę od zadań społecznych. Robotnik stara się codziennie «wystukać» możliwie najwięcej, na resztę nie pozostaje jemu ani czasu, ani zainteresowania”.

Pisząc to, Osiński nawiązuje do jeszcze jednej oceny Lenina. Otóż w swoim przemówieniu wygłoszonym w Moskiewskiej Radzie Delegatów Robotniczych, Chłopskich i Armii Czerwonej, 23 kwietnia 1918 r., Lenin zawarł następującą ocenę: „wrogiem, o którym mówiłem, jest żywioł drobnego posiadacza, który żyje jedną myślą: «urwać, co się da, a potem niech się dzieje, co chce» – jest to wróg silniejszy od wszystkich Korniłowów, Dutowów i Kaledinów razem wziętych. Ci drobni kułacy, drobni właściciele, posiadacze, powiadają: «zawsze nas ciemiężono, zawsze nas uciskano – jakże więc mamy nie skorzystać dziś z tak sprzyjającej chwili». Zjawisko to jest poważną przeszkodą, bez której pokonania niepodobna zwyciężyć, ponieważ z każdego drobnego właściciela, z każdego chciwego chapacza rośnie nowy Korniłow”. Właśnie owego „chapania” Osiński się uczepił. Uważa on, że „to «chapanie» będzie doprowadzone do skrajnych rozmiarów właśnie przez system płacy akordowej, w najwyższym stopniu rozwinie drobnomieszczańskie, kramarskie skłonności i stłumi klasową świadomość robotników”, gdyż „tępić drobnomieszczańskie nurty i przywracać dyscyplinę pracy drogą wprowadzania płacy akordowej i premii oznacza walczyć z diabłem przy pomocy Belzebuba. Oznacza to tylko głosić wielkie słowa o walce z drobnomieszczańskimi zapędami, a w rzeczywistości rozwijać wśród robotników drobnomieszczańskie wyuzdanie, pogoń za kopiejką, frymarczenie, które odwracają uwagę od zadań politycznych, obniżają klasową zdolność do walki i świadomość”.

Najgorsze w tym wszystkim jest bowiem to, że wzorowanie się wielkich przedsiębiorstw socjalistycznych na wielkich przedsiębiorstwach kapitalistycznych oznacza, iż „masom proletariackim proponuje się patrzeć na siebie przede wszystkim jako na robotników, w profesjonalnym, technicznym znaczeniu tego słowa. Troszczyć się przede wszystkim o to, aby pracować. Przejęcie się mieszczańskimi nakazami – to od tej chwili wasze główne hasło. Troska o prowadzenie przedsiębiorstw, o nadanie kierunku ich działalności jest z was zdjęta. Tego będą was uczyć obywatele organizatorzy przemysłu. To będzie rozstrzygane w centrum. Wasze społeczne zadanie sprowadza się do uczestnictwa w wyborach tej wierchuszki, która będzie bronić waszych interesów, i do biernego poparcia w zaprowadzaniu «dyscypliny pracy» i porządku na miejscu. Gdyż oczywiście z centralizacją zarządzania również w tym przypadku łączy się jego autokratyczny charakter. Dyrektorzy wysłani do zakładów pracy posiadają pełnię władzy i prawo domagania się pełnego podporządkowania sobie. W tej oto formie będzie realizowała się samodyscyplina i tworzył się «porządek», «kazania o podkręcaniu robotników» i «samodyscyplinie», jako pierwszoplanowych zadaniach, szkodliwe są nie tylko z tego względu, że usiłują nadać cechy bezwolnego mechanizmu proletariatowi, którego główną powinnością jest teraz natężyć wszystkie swoje społeczne, organizacyjne siły życiowe. Kazania te odwracają uwagę od zadania podstawowego – organizacji rozstrzygających obiektywnych czynników wydajności pracy. A co my mamy teraz faktycznie w tej ostatniej sferze działania?” – pyta na koniec Osiński. „Biurokratyczną mitręgę, jałowe dekrety, rozsyłanie komisarzy z nadzwyczajnymi pełnomocnictwami, bezładne upychanie pieniędzy z jednej strony, skrajne sknerstwo i matnie formalnego czepiania się przy wyasygnowywaniu środków z drugiej strony”.

Ale być może o to właśnie „prawicowym komunistom” chodzi, konstatują „lewicowi komuniści”. „O ile w pierwszym okresie, przed pokojem brzeskim, nasza polityka ekonomiczna była stawką na proletariacką inicjatywę, to okres po zawarciu pokoju brzeskiego charakteryzuje się inną polityką. W kierunku proletariatu ostrzem swym skierowane są mędrkowate, a krzepkie formuły: «Nie bałagań», «Nie kradnij», «Dyscyplinuj się» itd.” – pisze w „Ekonomicznych notatkach” Łomow. Jego zdaniem, „również w pierwszym okresie nikt nie negował konieczności przyciągnięcia do przedsiębiorstw, nacjonalizowanych przez robotniczo-chłopski rząd, inżynierów, techników i urzędników. Problem zawiera się w tym, na jakich zasadach ich przyciągać. Był on rozwiązywany w ten sposób, że rząd robotniczo-chłopski wykorzystywał ich pracę nie godząc się na ich kierowniczą rolę. Obecnie sytuacja się zmieniła. Zamiast wykorzystywania powstaje niebezpieczeństwo bycia wykorzystywanym”.

W szczegóły wchodzi znowu Osiński, nie szczędząc przy tym ironicznego tonu: „Cała inicjatywa, gdy chodzi o organizację i kierowanie przedsiębiorstwem, będzie należała do «organizatorów trustów»: przecież my nie uczyć ich chcemy, nie czynić ich zwykłymi robotnikami, ale uczyć się u nich. Oczywiście, że również na dole, w poszczególnych zakładach, zarządzanie będzie scentralizowane i autokratyczne. Z centrum będą wyznaczani dyrektorzy, u boku których, bardzo prawdopodobne, stać będą «archaniołowie», według określenia tow. Krylenki – komisaryczni kontrolerzy. Władza ich nie będzie ograniczona ingerencją robotników danego zakładu pracy. W najlepszym przypadku komitety robotnicze będą miały prawo zaskarżania ich działań do centrum. Kontrola robotnicza w swojej rozwiniętej postaci nie jest już potrzebna. Kontrolować można z centrum. Tam przecież będą zasiadać zarówno przedstawiciele proletariacko-chłopskiej władzy, jak i przedstawiciele profesjonalnych wierchuszek. Prawda, oni powinni przede wszystkim uczyć się u obywateli kapitalistów. Ale to nie żaden problem – uczniowie mogą kontrolować nauczycieli. Organizacja pracy w przemyśle, jaka się w związku z tym zarysowuje, jest także bardzo znamienna. Dosyć już wiecowania i «rozwiązywania konfliktów». Przede wszystkim – o pracę! O strukturę produkcji zatroszczą się w centrum, a zwykły robotnik powinien pamiętać przede wszystkim o tym, że jest siłą roboczą, którą należy wykorzystać możliwie jak najintensywniej. Robotnicy nie zdali egzaminu społecznej dojrzałości, nie potrafili zorganizować produkcji, nie potrafili połączyć wyzwolenia od kapitalistycznej pałki z podwyższeniem wydajności pracy. I dlatego należy ich usunąć od kierowania produkcją i zmusić do pracy drogą materialnych zachęt: wdrożenia płacy akordowej i, być może, systemu Taylora. Skoro nie ma kapitalistów, to i nie ma niebezpieczeństwa. Przy tym należy także prowadzić wśród nich agitację o samodyscyplinę, wprowadzenie sądów koleżeńskich, normy wydajności itp. Należy od góry ściągnąć lejce, a od dołu zachęcać robotników do podporządkowania się tym lejcom i, w dodatku jeszcze, do samodzielnego zakładania ich na siebie. We wszystkim tym nie ma żadnego niebezpieczeństwa: u władzy jest klasa robotnicza, a organizatorzy trustów będą tylko nauczycielami, instruktorami”.

Tydzień później Osiński kontynuuje już jednak w najzupełniej poważnym tonie: „W takich warunkach dyktatura proletariatu nad samym sobą nieuchronnie zamieni się w dyktaturę nad proletariatem – ale już nie proletariatu, a oczywiście drobnomieszczaństwa”, „Jeśli sam proletariat nie potrafi stworzyć niezbędnych przesłanek dla socjalistycznej organizacji pracy – nikt za niego tego nie zrobi i nikt go do tego nie przymusi. Pałka podniesiona nad robotnikami będzie znajdować się w rękach takiej siły społecznej, która albo znajduje się pod wpływem innej klasy społecznej, albo nieuchronnie powinna dostać się pod jej wpływy. Jeśli ta pałka będzie w rękach władzy radzieckiej, to władza radziecka zmuszona będzie oprzeć się przeciwko robotnikom na innej klasie (przykładowo na chłopstwie) i tym samym zginie jako dyktatura proletariatu. Socjalizm i socjalistyczna organizacja pracy będą utworzone przez sam proletariat albo one nie będą wcale utworzone, a utworzone będzie coś innego – kapitalizm państwowy”. Zwłaszcza, że „partia bolszewików stała się w trakcie rewolucji partią ogólnonarodową, partią całej biedoty. W tym jest jej siła, ale również źródło wielkich niebezpieczeństw, które można przezwyciężyć tylko w tym przypadku, kiedy jej proletariackie elementy nie będą zamykać oczu na niebezpieczeństwo, nie będą uważać, że wszystko układa się pomyślnie, kiedy będą one znać, że w takim drobnomieszczańskim kraju, jakim jest Rosja, możliwe jest drobnomieszczańskie przerodzenie władzy, niezależnie od woli proletariackich przywódców” – dodaje Radek w artykule zatytułowanym „Po pięciu miesiącach”.

Aby socjalizm w Rosji Radzieckiej nie był jedynie kapitalizmem państwowym, tak jak przykładowo w Prusach, pisze Osiński, należy dążyć do tego, aby nacjonalizacja stała się uspołecznieniem. A to wymaga spełnienia dwóch warunków: „po pierwsze, aby organizacja gospodarki w nacjonalizowanych przedsiębiorstwach była tworzona na socjalistycznych zasadach, żeby była zniszczona rozkazodawcza władza kapitału i żeby w strukturze przedsiębiorstwa nie było gleby dla odrodzenia się tego komenderowania; po drugie, trzeba, aby ta społeczna władza, w ręce której przechodzi własność środków produkcji, była władzą proletariacką”.

Odpowiedź Lenina na krytykę „lewicowych komunistów” zawarta jest przede wszystkim w pracy „O «lewicowej» dziecinadzie i o drobnomieszczańskości”. A także w jego wystąpieniach na posiedzeniu Ogólnorosyjskiego Centralnego Komitetu Wykonawczego Rad 29 kwietnia 1918 r.

W swojej odpowiedzi Lenin jeszcze mocniej i bardziej precyzyjnie określa stan rzeczy osiągnięty w Rosji Radzieckiej 1918 r. Pozostaje ona „w tyle za najbardziej zacofanym państwem spośród państw zachodnioeuropejskich, jeśli chodzi o organizację solidnego kapitalizmu państwowego, jeśli chodzi o poziom kultury, o stopień przygotowania do materialno-produkcyjnego «wprowadzenia» socjalizmu”, „gdybyśmy mieli w Rosji kapitalizm państwowy, przejście do pełnego socjalizmu byłoby łatwe, byłoby w naszych rękach, ponieważ kapitalizm państwowy jest czymś scentralizowanym, obliczonym, kontrolowanym i uspołecznionym, a nam tego właśnie brakuje, grozi nam żywioł drobnoburżuazyjnej ślamazarności, żywioł, który cała historia Rosji i jej ekonomika w pierwszym rzędzie przygotowały i który tego właśnie kroku, od którego zależy sukces socjalizmu, uczynić nam nie daje”. A zatem, „nie kapitalizm państwowy walczy tu z socjalizmem, lecz drobna burżuazja plus kapitalizm prywatny walczą razem, ręka w rękę, zarówno przeciw kapitalizmowi państwowemu, jak i przeciw socjalizmowi. Drobna burżuazja przeciwstawia się wszelkiej państwowej ingerencji, ewidencji i kontroli, zarówno państwowo-kapitalistycznej, jak i państwowo-socjalistycznej”.

„Jeśli lewicowi komuniści nie zauważyli tego, to dlatego, że nie widzą prawdziwego życia, a hasła swe czerpią z przeciwstawiania kapitalizmu państwowego idealnemu socjalizmowi”. My zaś uważamy, twierdzi w imieniu większości partii bolszewików Lenin, że socjalizm „nie jest wymysłem, lecz przyswojeniem sobie przez awangardę proletariacką, która zdobyła władzę, przyswojeniem sobie i zastosowaniem tego, co stworzyły trusty”. Co więcej, „nie wyobrażamy sobie innego socjalizmu niż socjalizm zbudowany na podstawie wszystkich doświadczeń zdobytych przez wielką kapitalistyczną kulturę”. I właśnie dlatego „zadaniem naszym jest uczyć się kapitalizmu państwowego od Niemców, przyswajać go sobie ze wszystkich sił, nie szczędzić dyktatorskich metod, aby to przyswajanie przyspieszyć jeszcze bardziej niż Piotr przyspieszał przyswajanie kultury zachodniej przez barbarzyńską Ruś, nie cofając się przed barbarzyńskimi środkami walki z barbarzyństwem”.

Problem jest niesłychanie złożony, przyznaje Lenin, i nie można go obejść przy pomocy najbardziej nawet dowcipnego stwierdzenia, w rodzaju: „No tak, po zagarnięciu władzy zaśpiewali oczywiście o dyscyplinie”, „kiedy partia wasza nie znajdowała się u władzy, obiecywała robotnikom złote góry, kiedy zaś ludzie ci znaleźli się u władzy, nastąpiła zwykła przemiana, zaczynają mówić o ewidencji, o dyscyplinie, o samodyscyplinie, o kontroli itp.”. Trzeba natomiast bardzo mocno podkreślić, „że rewolucja rosyjska rozstrzygnęła najpierw łatwe zadanie – obalenie obszarnika i burżuazji – i stanęła teraz przed trudniejszym zadaniem socjalistycznym: zorganizowaniem ogólnonarodowej ewidencji i kontroli – przed tym zadaniem, od którego prawdziwy socjalizm się zaczyna”, „pech «lewicowców» na tym właśnie polega, że nie dostrzegli najbardziej istotnej cechy «chwili bieżącej», przejścia od konfiskat (przy których przeprowadzaniu główną zaletą polityka jest stanowczość) do uspołecznienia (którego realizacja wymaga od rewolucjonisty innych zalet). Wczoraj sedno chwili bieżącej polegało na tym, aby możliwie jak najbardziej stanowczo nacjonalizować, konfiskować, bić i dobijać burżuazję, łamać sabotaż. Dzisiaj tylko ślepi nie widzą, żeśmy ponacjonalizowali, nakonfiskowali, narozbijali i nałamali więcej, niż zdążyliśmy obliczyć. A uspołecznienie tym właśnie różni się od zwykłej konfiskaty, że konfiskować można przy pomocy samej tylko «stanowczości» bez umiejętności dokonania prawidłowego obliczenia i prawidłowego podziału, uspołecznić zaś bez takiej umiejętności niepodobna”.

I z właściwą sobie szczerością Lenin sprowadza ten ważki problem na grunt zupełnie konkretny: „każdej delegacji robotniczej, z którą wypada mi mieć do czynienia – kiedy przychodziła do mnie i skarżyła się, że fabryka staje, mówiłem: chcecie, żeby wasza fabryka została skonfiskowana. Dobrze, blankiety dekretów mamy gotowe, w jednej chwili podpiszemy. Powiedzcie jednak: czy potrafiliście ująć produkcję w swe ręce i obliczyliście to, co produkujecie, czy znacie związek waszej produkcji z rynkiem rosyjskim i międzynarodowym. I tu okazuje się, że tego jeszcze się nie nauczyli i że w książkach bolszewickich nic jeszcze na ten temat nie napisano, ba, nawet w mieńszewickich nic o tej sprawie nie powiedziano”, „Znajomość socjalizmu mamy, ale znajomości organizacji na milionową skalę, znajomości organizacji i podziału produktów itd. – tego nie mamy. Tego starzy przywódcy bolszewiccy nas nie nauczyli. Tym partia bolszewików w swych dziejach poszczycić się nie może. Tego kursu jeszcze nie przechodziliśmy. I mówimy, niechaj to będzie nawet arcyłotr, skoro jednak zorganizował trust, skoro jest kupcem, który miał do czynienia z organizacją produkcji i podziału dla milionów i dziesiątków milionów, skoro posiadł doświadczenie – musimy się od niego uczyć. Jeśli się tego od nich nie nauczymy – nie będziemy mieli socjalizmu, wówczas rewolucja pozostanie na tym szczeblu, do którego doszła. Tylko rozwój kapitalizmu państwowego, tylko skrupulatne ujęcie sprawy ewidencji i kontroli, tylko najściślejsza organizacja i dyscyplina pracy doprowadzą nas do socjalizmu. Bez tego zaś nie ma socjalizmu”.

Grubo myliłby się jednak ten, kto by sądził, że Lenin w tym wszystkim bagatelizował sobie problem tego, jaka klasa społeczna będzie klasą panującą politycznie. Wprost przeciwnie. Jeżeli Lenin pisze: „Socjalizm jest nie do pomyślenia bez wielkokapitalistycznej techniki, zbudowanej według ostatniego słowa najnowocześniejszej nauki, bez planowej organizacji państwowej, podporządkowującej dziesiątki milionów ludzi najściślejszemu przestrzeganiu jednolitej normy w dziedzinie produkcji i podziału produktów”. „Jednocześnie, socjalizm jest nie do pomyślenia bez panowania proletariatu w państwie: to też jest abecadło”, to pisze tak właśnie dlatego, że traktuje oba te warunki konieczne równoważnie i nierozłącznie. A jak chodzi o ten drugi warunek, to dodaje jeszcze jedną, niezmiernie przenikliwą tezę: „im pełniej urzeczywistniliśmy w Radach państwo socjalistyczne i dyktaturę proletariatu, tym mniej wolno nam się obawiać «kapitalizmu państwowego»”.

Kończąc, należy więc stwierdzić, że „lewicowy komunizm” wbrew swoim intencjom ujawnił historyczną konieczność zaistnienia realnego socjalizmu na drodze do komunizmu w krajach przedkapitalistycznych i słabo rozwiniętych krajach kapitalistycznych. Realnego socjalizmu, w którym w związku z tym musi być wiele elementów kapitalizmu państwowego przejawiającego ciągłą tendencję do wymykania się spod kontroli klasy robotniczej, gdyż również o klasową istotę tej kontroli toczy się ciągła walka. Przeznaczeniem tej myśli było, iż miała ona jeszcze nieraz powracać na czoło wydarzeń minionych 69 lat procesu rewolucyjnego zainicjowanego 25 października (czyli 7 listopada) 1917 r.: w latach NEP-u, w reformie gospodarczej lat sześćdziesiątych, w dniu dzisiejszym Związku Radzieckiego, i nie tylko jego.

Tadeusz Lemańczyk

Źródło: Miesięcznik „Nowe Drogi” 1986, nr 11.

Pozostaw odpowiedź

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.