Co powinni czynić marksiści 2


marx_engels2Pytanie „co robić?” postawił 100 lat temu Lenin. Należy postawić je tym bardziej dzisiaj, gdy wszyscy zdajemy sobie sprawę, że wszelkie nasze usiłowania pozostają nie tylko bez widocznych efektów, lecz nawet nie są dostrzegane.Wielu naszych rodaków praktycznie rzecz biorąc nie zauważa istnienia nawet samej lewicy, a cóż można powiedzieć o marksizmie, który przecież istnieć może tylko pobudzając myśl i działanie masy ludzi pracy najemnej. W Polsce wielu o marksizmie w ogóle nie słyszało, a pozostali uważają go za relikt historii. Należy więc powtórzyć pytanie Lenina i rozejrzeć się za wskazówkami wiodącymi do uzyskania odpowiedzi.

W archiwalnych tekstach marksistowskich dostępnych w internecie wielokrotnie powtarza się wezwanie do analizowania różnych aspektów społecznej i politycznej rzeczywistości, dokonywanego metodą wskazaną przez Marksa. Np. Jarosław Ładosz napisał „Niezbędne jest dokonanie klasowej analizy stanu i tendencji politycznych występujących w samej klasie robotniczej” („Przeciw pustym frazesom”, Książka i Wiedza, 1984, str. 247), a innym razem „Marksiści nie sprostali zadaniu opracowania na czas pozytywnej odnowionej teorii wyprzedzającej kryzys. Głęboko zapadł dogmatyzm. Od czasów Lenina nie ma żadnego nowatorskiego dzieła z naukowego socjalizmu o światowej doniosłości i trwałości na dziesięciolecia” i „Socjalizmu nie można wprowadzać po doktrynersku, lecz należy odkryć jego kształt i siły motoryczne w drodze permanentnej konkretnej analizy obiektywnego ruchu własnego kapitalistycznej rzeczywistości określonej epoki en general i w poszczególnych krajach”, „Odpowiedź na pytanie o nowy „projekt” socjalizmu wymaga zbadania od nowa warunków nowego układu sprzeczności i sił na planecie (w tym obiektywnych wspólnych przyczyn rozpadu «realnego socjalizmu»)” („Socjalizm dziś. Tezy” str. 4 i 5), Taki też jest wydźwięk twierdzenia Romualda Łozińskiego, że „marksistą jest ten, kto w naukowy sposób rozwija naukową teorię marksizmu, poddając ją bezustannie rozmaitym sprawdzianom praktyki społecznej” („Romuald Łoziński o tym, co oznacza «bycie marksistą»” https://smp.edu.pl/romuald-lozinski-o-tym-co-oznacza-bycie-marksista), czy wzmiankowana przez Wsiewołoda Wołczewa w podręczniku pt. „Podstawowe zagadnienia marksistowsko-leninowskiej teorii polityki” [Książka i Wiedza, Warszawa 1978] uwaga, iż „… warunki ludzkiej działalności stale się zmieniają, są zróżnicowane, są określone przez rodzące się i rozwijające nowe zjawiska i procesy. Wymaga to ciągłego wzbogacania teorii polityki na podstawie coraz bardziej wszechstronnego poznania rzeczywistości”.

Co prawda znane mi, wyżej wspomniane, wezwania do badania dziejów są dziełem wyłącznie autorów zmarłych, jednak w moim przekonaniu nie świadczy to, iż zanikła potrzeba rozpoznania warunków koniecznych do uwzględnienia dla prawidłowego określenia strategii działania lewicy. Potrzeba ta istnieje, a jeżeli rzeczywiście nie mamy współczesnych nam prac poświęconych marksistowskiej analizie, jest to po prostu wynik zaniedbania. Nie jest możliwa działalność marksistowska bez rozpoznania okoliczności zewnętrznych dokonanego na wzór tego, jak postępował Marks przygotowując się do napisania swego głównego dzieła, lub Lenin, gdy opracowywał strategię rewolucji. Cytowane więc wezwania należy traktować jako skierowane do nas i obligujące nas.

Nie jest jednak możliwe spełnienie tego warunku bez znajomości zdarzeń przeszłych. I tu znowu należy wypomnieć zaniedbanie obciążające zresztą nie tylko marksistów żyjących, ale również ich poprzedników. O ile bowiem mamy w postaci zwanej materializmem historycznym przez nikogo nie kwestionowany opis zdarzeń poprzedzających Pierwszą Międzynarodówkę, dalszy bieg dziejów metodą marksistowską nie został zanalizowany. Marks bezbłędnie opisał złożony łańcuch przyczyn i skutków zakończonych stanem przedstawionym w Kapitale. Widzimy tam, że wydarzenia widoczne dla powierzchownej obserwacji jako powstawanie i upadek imperiów, wyprawy krzyżowe, odkrywanie nowych lądów itp. były i są konsekwencją przemian zachodzących w sposobie produkcji i w uwarunkowaniach ekonomicznych. Nie mamy jednak, tak jasnego i akceptowanego przez wszystkich przyznających się do marksizmu, rozeznania w wydarzeniach kształtujących naszą współczesność.

Nie dowiemy się nigdy, dlaczego Marks nie spróbował określić bazowych przyczyn, które sprawiły, że Międzynarodówka rozpadła się zamiast – jak to założono – doprowadzić do powszechnego strajku wymuszającego zmianę ustroju. Trudno winić za zaniedbanie jego następców, którzy jak Lenin czy Gramsci zbyt byli uwikłani w walkę, by móc na wzór swego mistrza miesiącami studiować dane historyczne i statystyczne składające się na wiedzę o mechanizmie powstawania historii. Teraz jednak, gdy marazm lewicy powoduje konieczność ograniczenia działań na rzecz konstruowania teorii, możliwość uzyskiwania informacji wielokrotnie przewyższa to, czym dysponował Marks, a zakończenie tzw. zimnej wojny stwarza możliwość współpracy marksistów w skali nieznanej dotąd, nadeszła – jak sądzę – pora na to, by wspomniane braki uzupełnić. Tym bardziej, że wiele wskazuje na braki teorii jako na przyczynę niepowodzeń lewicy. Powtarzam więc, że widoczna jest konieczność dokonania metodą marksistowską analizy istniejących warunków bazowych poprzedzonej sporządzonym w ten sam sposób opisem wydarzeń od Pierwszej Międzynarodówki do chwili obecnej.

Jest przy tym oczywiste, że w czasach. o których mowa, wielotorowość rozwoju organizacji świadomie klasowych i globalizacja stwarzają komplikacje tak wielkie, że wykonanie tej pracy przerasta możliwości jednego człowieka, a nawet grupy kilku osób. Konieczne jest współdziałanie wielu zespołów z różnych krajów. Nie mamy już tak wygodnej sytuacji, jaka była w połowie XIX wieku, gdy ograniczająca dalszy rozwój warunków bazowych nadbudowa w postaci ustroju kapitalistycznego istniała w postaci rozwiniętej tylko w kilku krajach, oraz gdy walka klas przejawiała się w wystąpieniach przedsiębranych bez udziału grup osób pojmujących istotę zjawiska, co stało się możliwe dopiero, gdy powstały zręby marksizmu.

Mamy więc próbę określenia, czym powinniśmy się zająć, powstaje jednak pytanie o przyczynę sprawiającą, że istniejący przecież propagatorzy marksizmu nie podejmują tego działania wynikającego zresztą nie tylko z przytoczonych na wstępie nawoływań zmarłych teoretyków, lecz również z samej istoty marksizmu pojmowanego jako metoda określania strategii walki klas. Otóż sądzę, że tym, co najczęściej sprowadza marksistów na drogę prowadzącą donikąd są dwa błędy: 1 – zbytnie skoncentrowanie się na myśli Marksa, który przecież był głównie praktykiem, 2 – czysto formalne, powierzchowne pojmowanie twierdzenia, że marksizm jest ideologią klasy robotniczej, czyli, że ideologia przewodząca postępowi, jest ideologią klasy przodującej, tej która jest żywotnie zaangażowana w zmianę ustroju.

ad 1.

Należy odróżniać marksizm od tego, co pisał i czynił Marks, i w żadnym wypadku argument, że „tak twierdził (napisał, uczynił) Marks” nie może rozstrzygać o słuszności czy o błędzie. Nie mniej, uznając ogrom wkładu Marksa w tworzenie metody nazwanej jego imieniem, nie od rzeczy jest przypominanie sobie, jak on postępował i rozważanie, czy nie błądzimy, jeśli nasze słowa i czyny odbiegają od tego wzorca?

Przy takim porównaniu zwrócę w pierwszej kolejności na to, jak Marks realizował znane z „Manifestu Komunistycznego” wezwanie do jednoczenia się i które jego postępki wyrażają oskarżenie filozofów o bezpłodne interpretowanie świata. Otóż, jak to jednoznacznie wynika z jego biografii, zaangażowanie w jednoczącą robotników Międzynarodówkę było dla niego tym, co odsuwało na bok wszystko inne, łącznie z pozostającą jednak na drugiej pozycji zaangażowania pracą nad dziełem znanym pod nazwą Kapitał, uznawanym za najważniejsze teoretyczne, pisarskie dokonanie Marksa. Te dwa tory (budowanie jedności robotniczej i tworzenie dla niej podstaw teoretycznych) współistniały w jego życiu przy dominacji pierwszego, w którym widoczne były, sprzeczne na pozór ze sobą (dialektyka): ogromna (często uciążliwa dla otoczenia) świadomość własnej kompetencji, podporządkowywanie realizacji dzieła woli większości, brak dążności do objęcia przywództwa, poleganie wyłącznie na sile argumentów i uznanie prawa współdziałających grup i osób do różnicy zdań przy jednoczesnej, bardzo ostrej krytyce tej odmienności.

Widoczne jest zatem, że Marks swoją pracę w dziedzinie tworzenia teorii kierował głównie na zdobywanie wiedzy o aktualnym stanie społeczeństwa, o czynnikach przeszkadzających jego prawidłowemu funkcjonowaniu, a z kolei, wiedza ta była jedynie narzędziem potrzebnym do efektywnego działania. Po to bowiem ludzie łączą się tworząc społeczność, by osiągnąć możliwie korzystne i powszechne warunki bytowania opartego na produkowaniu dóbr. I taka jest treść wspomnianego głównego dzieła Marksa. „Kapitał” jest to po prostu opis zdobywania wiedzy o aktualnym funkcjonowaniu społeczeństwa europejskiego i to wiedzy mającej praktyczne znaczenie, umożliwiającej uzyskanie wskazówek dla działania pokonującego sprzeczności istniejącego ustroju. Np. Jarosław Ładosz („Socjalizm dziś. Tezy” str. 6) napisał, że „dopiero pod koniec konkretnego badania historii materialistyczną metodą uzyskać można syntetyczne ujęcie najogólniejszych wniosków”. Od momentu napisania Manifestu Komunistycznego, teoretycznymi podstawami i zwłaszcza filozofią zajmował się Marks jedynie jako pożytecznym narzędziem i tak winni postępować kontynuatorzy jego dzieła. Przy tym, o ile użyteczność wskazówek czyli nauki o prawach rządzących przemianami społecznymi i politycznymi nie ulega wątpliwości, to filozofia marksistowska podobnie jak filozofia przyrody jedynie opisuje przedmiot swoich badań i rozwija refleksje nad jego osiągnięciami. Praca nad rozwojem filozofii może być pożyteczną, np. przyczyniać się do wykrywania popełnianych przez praktykę błędów, jednak nie ingeruje w treść samej nauki. Odwrócenie tej zależności bywa przyczyną nieporozumień widocznych np. w dowodzeniach Leszka Kołakowskiego, Andrzeja Walickiego i innych krytyków filozofii marksistowskiej, a marksistów sprowadza do widocznego aktualnie wyobcowania się z mas i do bezużyteczności. Powołuję się przy tym na zdanie Chrisa Harmana, iż „mitem jest pogląd, że marksizm jest czymś trudnym”, a do „rozprzestrzenienia się tego mitu” przyczynia się „postawa dziwnego rodzaju uczonych, uważających się za marksistów. Celowo posługują się oni skomplikowanymi, niejasnymi sformułowaniami po to, aby wywrzeć wrazenie, że posiedli szczególną wiedzę niedostępną dla zwykłych ludzi.” [Wstęp do: Chris Harman „Marksizm w działaniu” http://pracdem0.republika.pl/grafika/marksizm.w.dzialaniu.chris.harman.pdf]

ad 2.

Jarosław Ładosz napisał („Przedmiot filozofii i jej rola społeczna” Książka i Wiedza 1975 r. str. 50), że „Lenin, w przeciwieństwie do Marksa i Engelsa, nazywał marksizm – ideologią klasy robotniczej (i dziś ta leninowska nomenklatura używana jest powszechnie, nie razi nikogo)”. Rzeczywiście, marksizm jest nazywany ideologią proletariatu. Otóż pomijając kłopotliwą wieloznaczność słowa „ideologia”, co – w dość zresztą zawiłym wywodzie – objaśnił we wspomnianej książce J. Ł., pojmuję to zdanie jako stwierdzenie faktu, iż marksizm umożliwia sformułowanie wskazań działania dopasowującego nadbudowę do rozwijającej się bazy stosunków produkcji, jednak proces tworzenia tych wskazań (ideologia) musi pozostawać własnością tej masy ludzi, którzy stanowią klasę robotniczą. a pośrednio – całego społeczeństwa. Znaczy to po prostu, że zasady, wg których powstaje strategia walki rewolucyjnej (działań naprawiających stosunki społeczne) muszą być nie tylko akceptowane, co jest możliwe tylko wówczas, gdy są wyrażone językiem zrozumiałym dla ogółu, lecz także uznane za własne przez masy. Nie mogą więc powstawać z udziałem ludzi wyobcowanych ze społeczeństwa, są tworzone przez ogół członków klasy pracowników lub przynajmniej w ścisłej z nimi jedności realizowanej m. in. przez dialog.

Tak postawione warunki, jeżeli uznamy je za uzasadnione, stawiają pod znakiem zapytania sens poczynań większości naszych marksistów, komunistów, socjalistów, a może nawet lewicowców (zwracam uwagę na to, że każda z wymienionych kolejno grup zawiera poprzedzającą, nie cechuje jej odrębność, lecz jest rozszerzeniem poprzedniej na większą ilość uczestników). Spróbuję to objaśnić.

Po pierwsze zwrócę uwagę na zrozumiałość języka, co wyrażają cytowane uprzednio słowa Chrisa Harmana. Nie tylko zresztą chodzi o to, że złożoność języka niepotrzebnie komplikuje proste prawdy, że ogranicza krąg zainteresowanych zagadnieniem. Jest faktem, że otrzymane metodą marksistowską wnioski muszą przejść oczyszczającą procedurę weryfikacji dokonywanej przez masy. Werbalizujący je działacze mogą – jak np. Marks – wywodzić się z innej klasy, ale mentalnie muszą być podporządkowani świadomości proletariackiej. Tylko wówczas mogą spowodować poruszenie tych mas, skłonić je do działania, bez czego ich hasła pozostają jedynie farbą drukarską na papierze. Jak to wspomniał Jarosław Ładosz („Socjalizm dziś. Tezy” str. 5) „Lenin wielekroć ostro wypowiadał się przeciwko zakusom wprowadzania socjalizmu. Socjalizm nie może być przyniesiony masom w darze, może być tylko ich twórczością, dziełem samych robotników”. Brak tej – jak to nazwałem – weryfikacji jest prawdopodobną główną przyczyną niepowodzenia nauk i haseł głoszonych przez naszą lewicę, zarówno marksistowską jak i pozostałą. Nie da się wmówić ludziom pracy najemnej, że to, co głosimy, jest ich własnym pragnieniem, ani metodami socjotechnicznymi jak to czyni aparat SLD-owski, ani na wzór PPS bezkrytycznie popierająca wszelkie żądania drobnych korzyści dla poszczególnych grup, ani wypisując w kołach marksistowskich uczone, oderwane od rzeczywistych potrzeb, traktaty, jeśli nie czynimy tego pozostając w ścisłej łączności ze społeczeństwem. Podstawą tego jest zaś dialog, którego lewica nie prowadzi, o czym wspominałem m. in. na stronach internetowych http://klubwmpg.pomorskie.pl/teksty/opinie-2.html#5, http://klubwmpg.pomorskie.pl/teksty/opinie.html#6a i in.. A nadmienić trzeba, że prawdziwy, budujący jedność dialog jest to 50%  – odbieranie tego, co przekazują inni, 30 % – krytyczne omawianie cudzych sądów i tylko w dwudziestu procentach głoszenie własnych poglądów. Otóż przeglądając publicystykę lewicową widać wyraźnie, że stanowi ona zaprzeczenie tego, że poza nielicznymi wyjątkami mamy tam same monologi autorów wprost wyzywająco przedstawiających swój brak zainteresowania reakcją czytelników.

Na tle tak ciemną farbą odmalowanego braku porozumiewania się lewicy branej ogólnie, koła marksistowskie, reprezentowane przez witrynę SMP i przez Hartownię, przedstawiają się stosunkowo dobrze. Na łamach tych dwu witryn pierwociny dialogu, zainteresowania tym, co piszą inni, są widoczne, nie jest jednak spełniony inny czynnik warunkujący kontakt z masami. Nie można separować się od ogółu sekciarską bigoterią. Nie jest możliwe porozumienie ze społeczeństwem, jeżeli dzielimy je na tych, których skłonni jesteśmy tolerować i na niegodnych tego, byśmy narażali się na zbrukanie przez przyznanie się do ograniczonej ale rzeczywistej wspólnoty z nimi. A wśród lewicowców, w tym także zadeklarowanych marksistów częste jest demonstracyjne odwracanie się i to nie tylko od zdeklarowanej prawicowcy, lecz od przyznających się do lewicowości, do partyjnych. Na każdym kroku spotykam się z odmową współuczestniczenia w poparciu jakiejś słusznej sprawy spowodowanego tym, że oznacza to uznania wspólnoty z PiS-owcami, PO-wcami, SLD-owcami itp. A społeczeństwo ma tą świadomość, że jest niepodzielną całością, a tych, którzy nie mogą tego pojąć, prawidłowo ocenia jako wyobcowanych. Ostra i bezwzględna krytyka niesprawiedliwości i błędnych przekonań jest nie tylko potrzebna lecz po prostu konieczna, ale nie może ona być pojmowana jako zerwanie więzi, czy potępienie wykluczające dialog i gotowość do poparcia dobrej inicjatywy. Albo jesteśmy częścią społeczeństwa takiego, jakim ono jest, albo stawiamy się na zewnątrz, bez szans na porozumienie.

Podsumowanie

Można zauważyć, że wg mnie czynnik osłabiający polski marksizm, którego objaśnienie dla uproszczenia podzieliłem na tematy oznaczone „1” i „2”, w rzeczywistości przejawia się w praktyce zestawem wielu postulatów, czy wskazań. Wyraźnie wymieniłem trzy: potrzebę marksistowskiej analizy współczesności poprzedzonej dopełnieniem (dociągnięciem do współczesności) marksowskiego materializmu historycznego, dialog z masami, wyzbycie się sekciarstwa. Podobnych wniosków można, lub raczej należało by, wyprowadzić więcej. Temat jest jednak bardzo obszerny, więc ograniczę się do kwestii partyjności marksizmu.

Z tego, co mi wiadomo, większość osób deklarujących zaangażowane zainteresowanie marksizmem pozostaje bezpartyjna. Z tego jednak, że – jak wspomniałem – w ruchu proletariackim ideologia jest na drugim planie, podporządkowana praktyce, wynika, iż marksizm ma sens jedynie, jeśli realizuje się w działaniu. Pisanie uczonych rozpraw niepoddawanych weryfikacji przez ogląd skutków ich realizacji może być tylko pożytecznym dodatkiem. Z kolei zaś działanie jest możliwe tylko w organizacji masowej lub przynajmniej dążącej do zwiększenia liczebności szeregów. O ile więc jest zrozumiałe przekonanie o własnej racji, o tym, że mój marksizm jest „prawdziwy”, to odmowa na tej podstawie dialogu i współpracy jest poważnym błędem.

I tu powstaje dylemat: czy jest sens, by marksista (we własnym mniemaniu „prawdziwy” marksista) udzielał się w partii dalekiej od ideału istniejącego w świadomości „prawdziwego” marksisty? Już sama mnogość „nieprawdziwych” ocenianych tak z pozycji poszczególnego „prawdziwego” sprawia, że pytanie staje się kłopotliwe. Przechodząc jednak do porządku nad tą wątpliwością, proponuję sięgnąć do doświadczenia historii. Ilu marksistów było w Pierwszej Międzynarodówce pełnej anarchistów, proudhonistów itp.? Ilu świadomych bolszewików  uczestniczyło w ruchu organizującego instytucję rewolucji bolszewickiej? Jak mi wiadomo, niewielu, a ich siłą nie była nie dbałość o formalnie deklarowaną jedność, lecz argumentacja odpowiadająca mniej lub bardziej uświadamianym klasowym dążeniom. Nie zastanawiano się nad tym, czy współdziałający mają prawidłowe poglądy, lecz przedkładano masom do decyzji argumenty, których dostosowanie do potrzeb klasy pracowniczej wynikało z marksistowskiej analizy rzeczywistości społeczno-politycznej. (Przypominam tu, że analiza marksistowska obejmuje dialektyczną korektę przedsiębraną na podstawie obserwowanych bieżąco skutków, a wspomniana „rzeczywistość” ma równie dialektycznie sens jedynie dla konkretnej chwili i konkretnego miejsca.) Marks nigdy nie zabiegał o objęcie jakiegoś urzędu w Międzynarodówce lub w którejś partii, a Lenin „nigdy nie działał w oparciu o sam autorytet, lecz posługiwał się metodą argumentowania i przekonywania” (Leonid Kurin Władimir Naumow, TESTAMENT LENINA: http://marksizm.edu.pl/wydawnictwa/rozne), obaj zaś cały czas pozostawali w środowisku ludzi, do których mieli wiele zasadniczych zastrzeżeń poza jednym – wiara w to, że łączy ich wspólnota celu.

Praktykowanie więc marksizmu, bycie marksistą wymaga więc – w moim przekonaniu – uczestniczenia w partii. W której? Oczywiście w lewicowej, deklarującej racjonalizm, demokratyzm i równanie szans. Jak dokonać wyboru, zwłaszcza, widoczne są braki spowodowane przez aparatczykostwo, naiwność, nieznajomość historii i różne przywary ludzkie? Odpowiedź może nasunąć cytat z Manifestu Komunistycznego: „Komuniści nie stanowią żadnej odrębnej partii w stosunku do innych partii robotniczych”, następnie „komuniści działają wszędzie na rzecz łączności i porozumienia partii demokratycznych wszystkich krajów” i na koniec „Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się!”. Jestem głęboko przekonany, że słowa te zachowują swą aktualność, że moja, objaśniona w tym tekście ich interpretacja jest poprawna, oraz, na koniec, że potrafię słuszność tych twierdzeń w dyskusji udowodnić. Marksista może się spełnić w każdej partii, która daje mu szansę współdziałania z masami ludzi pracy i oddziaływania na ich świadomość.

Stanisław Głąbiński


O Stanisław Głąbiński

Ur. 1931 r., w Żyrardowie. Studiował fizykę (Uniwersytet Warszawski i Wyższa Szkoła Pedagogiczna w Gdańsku) oraz łączność (Politechnika Gdańska), pracował jako nauczyciel fizyki i jako projektant linii telekomunikacyjnych. Podstawy marksizmu poznał na wykładach prof. Marka Fritzhanda (UW). Do uczestnictwa w SMP skłoniło go przekonanie, iż jedyną możliwością naprawy fatalnego stanu lewicy polskiej jest przywrócenie praktykowania przez nią zasad marksistowskich.

Pozostaw odpowiedź

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

2 komentarzy do “Co powinni czynić marksiści

  • Stach Głąbiński

    Uważam, że ten, kto przedstawia nowy temat publiczności, co jest równoznaczne z zaproszeniem do dyskusji, winien na zakończenie dokonać podsumowania komentarzy. W tym wypadku, ponieważ mimo upływu znacznego czasu komentarz jest tylko jeden, a pierwsze w nim zdanie sprawę stawia jasno, pozostaje mi jedynie dołączyć się do refleksji Marcina, za przedstawienie których jestem mu wdzięczny. Ograniczę się przy tym do stwierdzenia, że nie podzielam jego fascynacji książką Neila Postmana, w której przedstawia on jako główny problem ludzkości istnienie wszechogarniającego Technopola.

    Z treścią „Technopoly. The Surrender of Culture to Technology” zapoznałem się jedynie częściowo, co jednak pozwala mi sformułować kilka krytycznych uwag. Otóż o ile zauważyłem w książce wiele interesujących i słusznych spostrzeżeń, to również są i wątpliwe. Np w świetle ostatnich wydarzeń wydaje się nieuzasadniony sąd, iż:
    „Technopoly eliminates alternatives to itself in precisely the way Aldous Huxley outlined in Brave New World. It does not make them illegal. It does not make them immoral. It does not even make them unpopular. It makes them invisible and therefore irrelevant. And it does so by redefining what we mean by religion, by art, by family, by politics, by history, by truth, by privacy, by intelligence, so that our definitions fit its new requirements. Technopoly, in other words, is totalitarian technocracy.”
    Rozwój techniki ma wpływ na nas porównywalny z tym, co miało miejsce np. na przełomie epok kamiennej i kamienia gładzonego, „totalitarian technocracy” rządzi człowiekiem więc od zawsze. Zarazem zmiany religii, polityki itp. następowały nie tyle pod dyktando samego tylko rozwoju techniki, lecz zawsze wymuszane są przez zmianę sposobu produkcji tak, jak to opisał Marks. Poza tym, o ile wezwanie „You must try to be a loving resistance fighter” polecające indywidualne doskonalenie się jest słuszne, to historia dowodzi, że rozwiązania problemów społecznych ono nie daje. W tej kwestii twierdzenie autora, że kierunek postępowania winna symbolizować nie postać Marksa, lecz Statua Wolności jest fałszywe w swoim naiwnym przekonaniu, że piękna idea zdolna jest zapanować nad trendem wywołanym przez warunki bytowe.

  • Marcin Brys

    Trudno nie zgodzić się z tym co napisał S.G. Na podkreślenie, moim zdaniem, zasługują dwie myśli. Pierwsza, to konieczność „ analizowania różnych aspektów społecznej i politycznej rzeczywistości, dokonywanego metodą wskazaną przez Marksa.” Druga, kończąca podsumowanie tekstu: „Marksista może się spełnić w każdej partii, która daje mu szansę współdziałania z masami ludzi pracy i oddziaływania na ich świadomość.”
    Chciałbym dodać nieco swoich przemyśleń. Traktuję marksizm jako naukę, naukę interdyscyplinarną zajmującą się całością zjawisk we wszechświecie a głównie życiem społecznym, kulturą (w ogólnym jej rozumieniu), posługującą się metodami i sformułowanymi prawami właśnie przez Marksa. To on, swoje wnioski, wysuwane teorie, poprzedzał gruntownymi badaniami rzeczywistości, analizą zauważonych zależności, sprawdzaniem działania formułowanych praw, szukaniem związków dla badanych zjawisk w konkretnej czasoprzestrzeni. W przeszłości i obecnie nauką nazywało się, nazywa, często zwykłą mniemanologię, prostacki racjonalizm czy też tak zwaną „chłopską filozofię”. Preferuje się w wykorzystaniu nauki „kult cargo”. Stąd, moim zdaniem, istotnym jest używanie określenia „marksizm” by odróżnić rzetelne poznawanie świata od budowania fantazji. Doszliśmy do niesłychanego chaosu informacyjnego a z racji wrodzonych predyspozycji człowieka do upraszczania, ułatwiania, zapewnienia sobie bezpieczeństwa, stabilności umysłowej staliśmy się niewolnikami fałszywych pojęć i stereotypów. Każda nauka a więc i marksizm wysuwa teorie, które poddawane są weryfikacji (dobór naturalny), każda z teorii ma swój kontekst czasowy, historyczny. Niebywały postęp nauki w ciągu ostatnich stu lat umożliwia nam dostrzeżenie i zrozumienie wielu niewidocznych w XIX w. zjawisk. Jednak rozwój nauki to nie tylko poszerzanie wiedzy ale przede wszystkim większe, mocniejsze, łatwiejsze oddziaływanie na otoczenie materialne oraz na świadomość społeczną. To właśnie w zmianach, w możliwościach sterowania społecznego nastąpił największy postęp (choć może lepiej by brzmiało „rozwój”). O ile łatwo jest się otrząsnąć z fałszywego postrzegania świata fizycznego to niesłychanie trudno zrozumieć, poznać świat kultury, świat społeczny, zdemaskować dotyczące go mity, stereotypy. I tak na przykład, podstawowe informacje ze szkoły pozwalają na stwierdzenie, że świat nie jest kolorowy, że to mózg tak interpretuje różne długości promieniowania. Nie jest problemem uświadomienie sobie, że niebo nie jest na górze, że otacza nas ze wszystkich stron. Ale jak zrozumieć i ocenić politykę, zjawiska, ruchy społeczne. W marksizmie mówi się o partyjności nauk społecznych. Każda dominująca klasa popiera, preferuje sprzyjające jej teorie, „odkrycia”. Rozwój komunikacji ogólnoludzkiej („globalna wioska”), odkrycia, poznanie działania ludzkiego mózgu, zasad ewolucji kultury uczyniło przeciętnego człowieka bezbronnym wobec tych, którzy mają wiedzę i potrafią ją bez skrupułów wykorzystać dla swoich potrzeb. Proszę tylko sobie uświadomić jakie narzędzia otrzymali ludzie –radio (jego twórca nie widział zastosowania, nie uświadamiał sobie bowiem zastosowania w reklamie, w propagandzie), film, telewizja, Internet (polecam pracę N. Postman – Technopol). Masy żyją w wirtualnym świecie wykreowanym dla nich przez te wszystkie media. Żyją sztucznymi problemami. Podstawowa prawda – media nie informują, media manipulują. Media nie mówią co się stało, media mówią co powinieneś myśleć, że się stało (polecam Media i władza – P.Żuk). Wystarczy zdać sobie z tego sprawę i poznać metody manipulacji i świat staje się zrozumiały, wszystko układa się w sensowny ciąg zdarzeń.
    Wykreowanie takiego świata, takiej świadomości wymaga niesłychanych środków finansowych. Pytam – stać Was na to by coś w nim zmienić, by się przeciwstawić?
    Jak chcecie dotrzeć do ludzi, co im zaoferować, jak to przekazać by wam uwierzyli?
    A może i Wy jesteście czyimiś marionetkami?
    Praca „Co robić” napisana została przez Lenina w pierwszych latach XXw., próbuje on w niej uporządkować politykę informacyjną (jakby to dzisiaj można powiedzieć) partii. Wcześniej był Książe Machiavellego, potem Antonio Gramsci – Nowoczesny Książę (1926/1937 rok). Może to truizm ale jest to też podstawowa prawda w walce politycznej – pióro jest groźniejsze od karabinu. Marks wiele razy podkreślał, że najważniejszym jest poznawanie świata i widzenie go takim jakim jest a nie jak się on przedstawia, okazuje badającemu. Nie można niczego zmienić w życiu społeczeństwa bez oparcia w nim, choćby na jego części. A żeby uzyskać poparcie trzeba trafić z ideami w jego potrzeby, oczekiwania (memetyka), część tych potrzeb można ludziom narzucić. Pisałem już to wcześniej, przyczyną atrakcyjności, szybkiej popularności poglądów Marksa, komunistów w XIX w. była tragiczna sytuacja klasy robotniczej, co mogło być dla niej bardziej chwytliwego, pocieszającego niż perspektywa budowy swoich porządków, budowy świata dla siebie. Tylko tyle, żadnych cudów, żadnego zrozumienia, filozofii, zwycięstwa zasad moralnych. W inżynierii systemów (społecznych) mówi się, że masy to bezmyślne bydło kierujące się głównie motywacjami witalnymi, energetycznymi, można je popędzić w dowolnym kierunku, nawet ku przepaści (to przykre ale prawdziwe). Można sterować masami siłą fizyczną ale już Machiavelli stwierdził, że jest to nieopłacalne, lepsza jest informacja. „Przekładając mądre definicje na język potoczny, wojna informacyjna sprowadza się to takiego otumanienia ludzi, żeby sami, z dobrej woli, wpakowali karki w jarzmo, przekonani, że jest to w ich najlepszym interesie.” „W manewrowaniu społecznym wykorzystuje się manipulację ludźmi, a więc specyficzne sterowanie, w którym prawdziwy cel, a nawet sam fakt sterowania, ukryte są przed sterowanymi. Jest to niesłychanie niebezpieczne działanie, bowiem ludzie poddawani umiejętnej manipulacji wyobrażają sobie często, że działają w najlepszej wierze, walczą o własne interesy i realizują szczytne cele. Przykładowo, budują ponadnarodową strukturę, której harmonizowany system polityczny, prawny i gospodarczy zapewni mieszkańcom lepsze życie oparte na fundamencie stabilizacji ekonomicznej i tolerancji. Manipulacja ludźmi polega zazwyczaj na takiej inspiracji ludzi, żeby wyobrażali sobie, iż działają samodzielnie i niezależnie, bowiem są wówczas znacznie bardziej efektywni. Ludzi nieświadomi swej roli, marionetki, przekonani, że działają w najlepszej wierze i realizują własny pomysł, walczą skuteczniej o zadaną im przez manipulującego „sprawę” niż najlepsi agenci skaptowani honorarium.” (dr Rafał Brzeski, WOJNA INFORMACYJNA (SKRYPT), Warszawa 2006)
    A więc „CO ROBIĆ”? „ …nic chyba nie może skuteczniej zapobiec manipulowaniu ludźmi, jak znajomość ogólnych praw cybernetyki społecznej, bowiem manipulacja ludźmi może być skuteczna tylko wówczas, gdy jej technika nie jest znana tym, którzy jej podlegają.” (Tajniki sterowania ludźmi – Józef Kossecki)
    Niestety cybernetyki społecznej, inżynierii systemów społecznych nigdzie się nie wykłada, przynajmniej na cywilnych uczelniach.
    Może czas na częściowe podsumowanie. Najważniejszym zadaniem stojącym przed marksistami jest zdobywanie wiedzy w oparciu o zasady, metody marksizmu i przekazywanie swojej wiedzy innym. Widzenie świata takim jak on jest a nie jakim go przedstawiają nasi wrogowie. Oficjalne szkolnictwo przekazuje wiedzę typu – co to jest „to”, ważniejsza jest wiedza – jak „to” działa, dlaczego działa, czy może inaczej działać, lepiej. Bez takiej wiedzy będziemy marionetkami w rękach innych. Tak było od początku z ruchem robotniczym , socjalistycznym, rządami lewicowymi, Leninem, Stalinem,…. Kto pełnił kiedyś ważne funkcje wie, że działa się zawsze najrozsądniej, dobrze ale w oparciu o posiadane informacje. Każdy kraj, społeczeństwo to tygiel w którym kotłują się różne siły, bez umiejętności odcedzenia prawdy jest się bezwolną marionetką (warto zwrócić uwagę na to, że ZSRR, w latach 70. a teraz Rosja doceniła cybernetykę społeczną). To wszystko jest opisane w pracach poświęconych badaniu historii. Oczywiście spotyka się to z pogardliwym przyjęciem strony będącej na usługach kapitału – to tylko śmieszne teorie spiskowe – mówią. Trzymanie się starych haseł, pojęć, dogmatów to współpraca z przeciwnikiem. Manipulacje semantyczne kluczowych słów, pojęć używanych w życiu społecznym (dokonane w ostatnich dekadach) powodują odrzucanie przez masy celów strategicznych typu – dyktatura proletariatu, socjalizm, komunizm. Nie trudno jednak zauważyć, że wszystkie te marksowskie idee stają się coraz bardziej popularne, bez używania tych słów, tego języka. Marks jest doceniany w pracach ekonomicznych, Szuka się innych, niż kapitalizm, dróg. Dlaczego? No bo przecież dla wykształconego człowieka, szczególnie młodego, dociekliwego nie jest problemem odkrycie, że kapitalizm jest nieefektywny społecznie, że marnotrawi surowce, produkty, że nie zabezpiecza potrzeb tylko dba o zyski, zniewala ludzi, czyni ich przedmiotami, że jest przyczyną śmierci setek milionów, częściowo też z powodu prześladowań ale głównie z niesprawiedliwości podziału. Wolność, sprawiedliwość, równość, bezpieczeństwo – to pcha ludzi do walki a nie dyrdymały komunały. Trzeba jedynie im pomagać zrozumieć jak to działa, dlaczego i co można, i należy zmienić. Trzeba pomóc im demaskować piękne frazesy. Mówić – „nie dajcie sobą manipulować”, bądźcie sobą. To podstawowe zadanie dla stowarzyszeń, portali, pism marksistowskich. Nie ma więc niczego ważniejszego od badania rzeczywistości, demaskowania wirtualnego świata.
    Drugi punkt, działalność partyjna. Partia marksistowska, rewolucyjna, komunistyczna czy też po prostu uczciwie lewicowa to oddział bojowy, cały czas na pierwszej linii frontu. Albo czeka zagrzebany w okopach aż go wykurzą albo rusza z okopów co przy miażdżącej przewadze wroga kończy się kiepsko, może też prowadzić kampanie propagandową, wojnę partyzancką (Mao, Sun Tzu) . Można by sypnąć przykładami ostatniego wieku. Jest jeszcze jedno, to nie są dawne czasy, możliwości penetracji, inwigilacji, prowokacji, manipulacji są o niebo większe. Może to nie jest dobre miejsce ale warto zapoznać się z karierą Hitlera, szeregowca wywiadu, podstawionego do partii robotniczej i realizującego (pomińmy czy świadomie) plan wielkiego kapitału. Przed podobnymi działaniami nie ustrzegła się też przodująca siła narodu – PZPR. Oczywiście nie dotyczy to innych partii, które nie chcą nic nikomu zabierać ale chcą pomóc innym zyskać i jednocześnie samemu coś zarobić. Zostaje albo współpracować albo być w ciągłej opozycji. A może jest też inne wyjście, działać w innych partiach ale trzymać się swoich poglądów, uświadamiać, przekonywać, pozyskiwać. Jednym słowem sabotaż i agentura. Ale to mój punkt widzenia. Każdy może zamieścić swoje propozycje, powiedzieć co robić.
    Marcin Brys
    03.08.2016