O odpowiedzialności w wojnie hybrydowej


WOLNOŚĆ I ODPOWIEDZIALNOŚĆ [Jean-Paul Sartre]

Istotną konsekwencją naszych poprzednich uwag jest to, że człowiek, będąc skazany na bycie wolnym, nosi na swoich ramionach, ciężar całego świata: jest odpowiedzialny za świat i siebie samego, jako że jest pewnym sposobem bycia. Używamy słowa „odpowiedzialność” w pospolitym znaczeniu „świadomości bycia niekwestionowanym sprawcą jakiegoś wydarzenia lub przedmiotu”. W tym sensie odpowiedzialność bytu-dla-siebie jest przygniatająca, ponieważ jest on tym bytem, za którego sprawą wydarza się istnienie świata, a także dlatego, że jest on tym bytem, który czyni się byciem [gui se fait être]; zatem bez względu na sytuację, w której by się nie znalazł, byt-dla-siebie musi brać na siebie odpowiedzialność za tę sytuację, z właściwym jej współczynnikiem oporu, nawet gdyby był on nie do zniesienia. Musi brać na siebie tę sytuację, z dumną świadomością bycia jej sprawcą ponieważ najgorsze niedogodności czy najgorsze groźby, mogące dosięgnąć moją osobę, mają sens tylko w związku z moim projektem i pojawiają się na tle zaangażowania, którym jestem. Myślenie o narzekaniu jest zatem bez sensu, ponieważ o tym, co odczuwamy, o tym, czym żyjemy lub kim jesteśmy, nie decyduje nikt poza nami. Ta absolutna odpowiedzialność nie jest zresztą akceptacją: jest ona prostym, logicznym domaganiem się konsekwencji naszej wolności. To, co mi się zdarza, zdarza mi się poprzez mnie i nie może mnie ani dotknąć, ani nie mogę się przeciw temu zbuntować, ani temu poddać. Zresztą wszystko, co mi się zdarza, jest moje; należy rozumieć to przede wszystkim tak, że – jako człowiek – znajduję się zawsze na wysokości tego, co mi się przydarza, ponieważ to, co się człowiekowi przydarza poprzez innych ludzi lub poprzez niego samego, może być tylko ludzkie. Najstraszniejsze sytuacje z wojny, najgorsze tortury nie stwarzają nieludzkiego stanu rzeczy: nie ma sytuacji nieludzkich. Jedynie poprzez strach, ucieczkę i odwoływanie się do zachowań magicznych stanowię o tym, co nieludzkie; lecz stanowienie to pozostaje ludzkie i ponoszę za nie całkowitą odpowiedzialność. Ponadto sytuacja jest moja, ponieważ jest obrazem mojego wolnego wyboru siebie samego i wszystko co mi ona przedstawia jest moje przez to, że mnie przedstawia i symbolizuje. Czyż to nie ja decyduję o współczynniku oporu rzeczy, i wręcz o ich nieprzewidywalności poprzez to, że decyduję o sobie samym? W ten sposób w życiu nie ma przypadków; wydarzenie społeczne, które wybucha nagle i mnie wciąga, nie przychodzi z zewnątrz; jeśli powołują mnie do wojska, na wojnę to wojna jest moją wojną, jest na mój obraz i na nią zasługuję. Zasługuję na nią najpierw dlatego, że zawsze mogłem jej uniknąć, popełniając samobójstwo lub dezerterując – te ostateczne możliwości powinny być w nas obecne zawsze, gdy dochodzi do oceny sytuacji. Nie unikając sytuacji, wybieram ją. Może się tak dziać ze słabości charakteru z tchórzostwa przed opinią publiczną, gdy nad samą odmowę wzięcia udziału w wojnie przedkładam pewne inne wartości (szacunek bliskich, honor rodziny etc.). W każdym razie chodzi o pewien wybór. Wybór ten będzie ponawiany w konsekwencji w sposób ciągły aż do końca wojny. Należy więc podpisać się pod zdaniem J. Romainsi. „Na wojnie nie ma ofiar niewinnych”. Jeśli bowiem przedłożyłem wojnę nad śmierć czy okrycie hańbą, wszystko dzieje się tak jak gdybym za tę wojnę ponosił całkowitą odpowiedzialność. Bez wątpienia, kto inny ją wypowiedział i kusić może, by myśleć o mnie jak o zwykłym współuczestniku. Ale to pojęcie współudziału ma jedynie prawny sens; tutaj on nie pasuje. Bowiem ode mnie zależało, czy ta wojna dla mnie i poprzez mnie będzie istniała, i zdecydowałem, że istnieć będzie. Nie było żadnego przymusu, ponieważ przymus nie może mieć wpływu na czyjąś wolność; nie miałem żadnej wymówki, ponieważ – jak już mówiliśmy i powtarzaliśmy w tym dziele – właściwością rzeczywistości-ludzkiej jest właśnie to, że nic jej nie tłumaczy. Pozostaje mi więc tylko domagać się tej wojny. Ale prócz tego, wojna jest moja, ponieważ już poprzez fakt jej wyłaniania się w sytuacji, którą ja stwarzam, i ze względu na to, że mogę ją w tej sytuacji odkryć tylko poprzez swoje zaangażowanie w nią lub przeciw niej, nie mogę już obecnie odróżnić wyboru siebie i wyboru wojny – życie tą wojną, to wybór siebie poprzez nią i wybór jej, dokonywany moim wyborem siebie. Nie może być mowy o rozpatrywaniu jej jako „czterech lat wakacji”, czy „odroczenia”, jakby „przerwy w posiedzeniu”, dlatego że istota mojej odpowiedzialności skupia się gdzie indziej – w jakimś życiu małżeńskim, rodzinnym czy zawodowym. W wojnie, którą wybrałem wybieram siebie z dnia na dzień i czynię ją swoją, czyniąc siebie. Jeśli ma być czterema pustymi latami, to właśnie ja ponoszę za to odpowiedzialność. Wreszcie, jak zaznaczyliśmy w ustępie poprzednim, każda osoba-siebie; jest absolutnym wyborem siebie, wychodząc od pewnego świata wiedzy i metod, które ten wybór na siebie bierze i wyjaśnia jednocześnie. Każda osoba to absolut korzystający z określonego czasu i będący całkowicie nie do pomyślenia w innym czasie [à une autre date]. Bezużyteczne jest zatem zastanawianie się, co by było, gdyby ta wojna nie wybuchła, ponieważ wybrałem siebie jako jeden z możliwych sensów czasów, które niepostrzeżenie prowadziły do wojny; nie odróżniam siebie od tych czasów, nikt nie mógłby mnie przenieść do jakichś innych czasów, pozbawionych sprzeczności. W ten sposób jestem tą wojną, która zawęża i ogranicza i jest wykładnią okresu, który ją poprzedził. W tym znaczeniu, do przytaczanej przed chwilą sentencji, że „nie ma niewinnych ofiar”, należałoby – celem wyraźniejszego zdefiniowania odpowiedzialności bytu-dla-siebie – dodać tę oto: „Dostajemy taką wojnę, na jaką zasługujemy”. I tak, będąc całkowicie wolnym, nie różniąc się od czasu, którego sensem postanowiłem być, równie głęboko odpowiedzialny za wojnę, jak gdybym ja sam ją wypowiedział, nie mogąc niczego doświadczyć, o ile nie włączę jej do mojej sytuacji, o ile całkowicie się w nią nie zaangażuję i jej nie przypieczętuję, nie mogę mieć wyrzutów sumienia ani odczuwać żalu, tak jak nie mam nic na swoją obronę, ponieważ już od chwili mojego wyłonienia w bycie [surgissment à l’être] niosę na sobie ciężar świata sam jeden, i nic ani nikt nie może mi w tym ulżyć.

Jest to jednak odpowiedzialność bardzo szczególnego rodzaju. Ktoś mi odpowie: „nie prosiłem się na ten świat”, co jest naiwnym sposobem podkreślenia naszej faktyczności. Jestem w istocie odpowiedzialny za wszystko, z wyjątkiem swojej własnej odpowiedzialności, gdyż nie jestem fundamentem własnego bytu. Wszystko dzieje się zatem tak, jak gdybym był zmuszony do brania odpowiedzialności. Pozostawiono mnie w świecie, nie w tym sensie, że miałbym być porzucony i bierny we wrogim wszechświecie, jak kawałek dryfującej po wodzie deski, lecz przeciwnie – w tym znaczeniu, że odnajduję się nagle sam i bez pomocy, zaangażowany w świat, za który ponoszę całkowitą odpowiedzialność, bez możliwości – cokolwiek bym nie uczynił – wyrwania się tej odpowiedzialności chociażby na chwilę, bowiem odpowiedzialny jestem już za moje pragnienie ucieczki od odpowiedzialności. Jeśli stanę się bierny w świecie, odmówię oddziaływania na rzeczy i na innych, to nadal będę siebie wybierał, a samobójstwo jest sposobem, jednym z wielu, bycia-w-świecie. Jednakże odnajduję absolutną odpowiedzialność w fakcie, że moja faktyczność, to znaczy w tym kontekście – fakt mojego narodzenia, jest bezpośrednio nieuchwytna i wręcz nie do pomyślenia, ponieważ ów fakt moich narodzin nie ukazuje mi się nigdy jako surowy [brut], ale zawsze poprzez pro-jektującą [pro-jetant] rekonstrukcję mojego bycia-dla-siebie; wstydzę się swych narodzin albo dziwię się im, albo cieszę się nimi lub, poprzez próbę odebrania sobie życia, potwierdzam, że żyję i przyjmuję na siebie to życie złe. Wybór ten sam w sobie nasycony jest całkowicie faktycznością, ponieważ nie mogę nie wybrać; lecz faktyczność ta pojawi się z kolei tylko w związku z tym, że ją przekroczę w kierunku swoich celów. I tak faktyczność jest wszędzie, choć nieuchwytna; zawsze napotykam jedynie swoją odpowiedzialność, dlatego też nie mogę pytać „Dlaczegóż się rodziłem?”, przeklinać dnia swych narodzin czy oświadczyć, że nie prosiłem się na ten świat, bo te różne postawy wobec moich narodzin, to znaczy – wobec faktu, że urzeczywistniam w świecie pewną obecność – nie są niczym innym, jak właśnie sposobami wzięcia na siebie tych narodzin z pełną odpowiedzialnością i uczynienia ich swoimi. Tutaj jeszcze spotykam się tylko z sobą i swoimi projektami, tak że ostatecznie moje pozostawienie, to znaczy moja faktyczność, polega po prostu na tym, że jestem skazany na całkowitą odpowiedzialność za siebie samego. Jestem bytem, który jest jako byt, któremu w jego byciu chodzi o samo bycie. A owo „jest” mojego bytu, jest jakby obecne i nieuchwytne.

W tych warunkach, skoro każde wydarzenie w świecie może jawić mi się jedynie jako okazja (okazja wykorzystana, zlekceważona etc.) lub, powiem więcej, skoro wszystko, co się nam przydarza, może być rozpatrywane jako szansa [une chance], to znaczy może nam się ukazywać jedynie jako środek urzeczywistnienia tego bytu, o który chodzi w naszym byciu, oraz ponieważ inni, będąc transcendencjami-transcendowanymi, są również jedynie okazjami i jedynie szansami, odpowiedzialność bytu-dla-siebie rozciąga się na cały świat, rozumiany jako świat ludzki [monde-peuplé]. Tak właśnie byt-dla-siebie pojmuje się w lęku, to znaczy będąc takim bytem, który nie jest fundamentem ani swojego bytu, ani bytu innego, ani tworzących świat bytów-samych-w-sobie, musi decydować o sensie bycia w nim i wszędzie poza nim. Ten, kto urzeczywistnia w lęku swą kondycję bycia wrzuconym w odpowiedzialność zwracającą się wręcz ku jego porzuceniu, nie ma już ani wyrzutów sumienia, ani żalu, ani wytłumaczenia; jest już tylko wolnością, całkowicie odkrywającą siebie samą, a jej byt mieści się w samym tym odkryciu. Lecz, jak zaznaczyliśmy na początku tego dzieła, przeważnie uciekamy przed lękiem w złą wiarę.

Jean-Paul Sartre

ZATRZYMAJ WOJNĘ [Edward Karolczuk]

Filozofia Jean-Paul Sartre’a stanowiła swoisty łącznik pomiędzy okresem międzywojennym a czasami powojennymi. Swą filozoficzną książkę Byt i nicość opublikował w 1943 roku. Proponujemy tu jej najistotniejszy dla nas fragment. (Cytujemy za Jean-Paul Sartre, Byt i nicość. Zarys ontologii fenomenologicznej, w przekładzie Jana Kiełbasy, Piotra Mroza i innych, Wydawnictwo Zielona Sowa, Kraków 2007, s. 680-683.)

Fragment ten jest szczególnie istotny ze względu na toczącą się wojnę na Ukrainie i napiętą sytuację międzynarodową. Wojna w istocie toczy się o dominację wielkich korporacji międzynarodowych, o panowanie nad bogactwami naturalnymi Rosji i Ukrainy, o przyszłe źródła surowców, rynki zbytu i miejsca nowych inwestycji kapitału. Ta wojna prowadzona jest w rzeczywistości przez Stany Zjednoczone przeciwko Rosji rękoma Ukraińców. W szerszym planie Stany Zjednoczone toczą wojnę ekonomiczną również przeciwko Unii Europejskiej, a zwłaszcza Niemcom i Francji, a także przyszłościowo przeciwko Chinom. Stany Zjednoczone walczę w tej wojnie o utrzymanie dolara jako waluty rozliczeniowej i rezerwowej świata, o swoje prawo do ciągłego deficytu budżetowego i prowadzenie na koszt całej ludzkości zbrojeń na nieznanym we wcześniejszej historii poziomie, o prawo rozszerzania NATO i utrzymanie swojej dominacji w świecie. Przy jej okazji Stanom Zjednoczonym już udało się wyeliminować jednego z trzech głównych dostawców ropy naftowej i gazu, a teraz wciskają Europejczykom swój drogi ekologicznie i ekonomicznie gaz łupkowy. Stawka jest więc wysoka.

Dlatego wydaje się stosowne przypomnienie tekstu Sartre’a, w którym odnosi się on do odpowiedzialności poszczególnej osoby za udział w wojnie po stronie Hitlera. Niemieccy żołnierze tłumaczyli się wówczas, że wykonywali tylko rozkazy, że nikogo osobiście nie zabili, że byli tylko trybikiem w olbrzymiej maszynie zagłady, i gdyby oni tego nie robili, to na ich miejsce przyszedłby kto inny i robił to samo (mordował niewinnych). Najczęściej byli zbrodniarzami zza biurka (podobnie jak młodzi operatorzy dronów zrzucających bomby), siedzący w wygodnych fotelach w miejscach oddalonych od swego przestępstwa…, i za to tylko niektórzy Niemcy ponieśli osobistą odpowiedzialność. Dzisiejsza wojna toczona jest metodami zbrojnymi i niezbrojnymi, na płaszczyźnie ekonomicznej, politycznej, propagandowej, prawnej i informacyjnej, itd., itp. Jest traktowana jako poligon do walki przeciwko Rosji i Chinom i dla nowych rodzajów uzbrojenia. Odzywają się siły i pojawiają argumenty rodem z czasów Hitlera i zimnej wojny. PiS prowadzi politykę międzynarodową przygotowującą naród polski do bezpośredniego udziału w działaniach militarnych przeciwko Rosji. Wojna o „zwrot Krymu” może zakończyć się nuklearną katastrofą…

Dla każdego z nas tekst Sartre’a jest okazją do zastanowienia się nad tym, co sam robił i robi przeciwko toczącej się światowej wojnie hybrydowej. Człowiek bowiem jest wolny, a wolność rodzi odpowiedzialność za swoje działania. Państwa postawiły nas w pewnej sytuacji i od naszej aktywności zależy do czego swoją wolność wykorzystamy.

Sartre przywołuje cytat Romains, że „na wojnie nie ma niewinnych ofiar”. Wyrwany z kontekstu jest diametralnie sprzeczny z powszechnym odczuciem o tym, co wiadomo o losach ludności cywilnej w czasie działań zbrojnych. Cywilne ofiary zbrodni wojennych, w wąskim rozumieniu odpowiedzialności, są dosłownie niewinne i bezbronne. Wydaje się, że ludność cywilna w kraju napadniętym i podbitym nie miała żadnego wpływu na wybuch wojny. Przeciętny „szary” obywatel i czytelnik może rzeczywiście czuć się niewinny, bo to wszystkiemu winni są „oni”, „partyjni biurokraci”, „władza”, a „szary” obywatel na wybory nie chodził i w walce o swoje doraźne potrzeby i interesy, nie był w stanie postawić na szli własnego życia. W systemach demokratycznych takiego jednoznacznego braku odpowiedzialności jednak nie ma.

W odniesieniu do zdania, że „na wojnie nie ma ofiar niewinnych”, można byłoby podać przykład polityki Daladiera czy Chamberlaina i ich wyborców – byli oczywiście z określonego punktu widzenia niewinni, ale i winni, wszyscy działali standardowo, gdy trzeba było nadzwyczajnych metod przeciwko polityce Hitlera. Tak chyba rozumiał problem odpowiedzialności Sartre, gdy pisał swoją książkę, gdzieś w obozie jenieckim przy odcięciu od informacji, gdy refleksja o przyczynach pierwszej i drugiej wojny światowej nie była jeszcze zbyt głęboka i nie wiedziano tego, co my teraz.

Również o przyczynach wojny na Ukrainie nie wiemy tego, co skrywają tajne rządowe archiwa oraz archiwa wielkich korporacji i banków. Dla przeciętnego człowieka wojna na Ukrainie rozpoczęła się od napaści Rosji 24 lutego 2022 roku – to Rosja dokonała agresji zbrojnej na bezbronną Ukrainę z myślą o ustanowieniu wasalnych rządów marionetkowych i aneksji jeśli nie całego, to przynajmniej części terytorium Ukrainy. Data 24 lutego jest prawdziwa, ale przyczyn i początków należy szukać oczywiście co najmniej 8 lat wcześniej i w polityce rozszerzania NATO prowadzonej przez USA oraz w interesach oligarchów i międzynarodowych korporacji. Ukraina też miała możliwość zapobieżenia wojnie, nie była wyłącznie marionetką w rękach USA. Dlatego należy wspomnieć o hipokryzji i krętactwach ukraińskiego establishmentu w sprawach powiązań i sprzecznościach interesów z rosyjskimi oligarchami, o nacjonalizmie, o kultywowaniu rodzimych faszystów i zbrodniarzy jako bohaterów narodowych, o prześladowaniach ludności rosyjskojęzycznej, o działaniach zmierzających do przekształcenia Ukrainy w Anty-Rosję. Pomagając Ukrainie należy apelować o pokój i powstrzymanie militarystycznego amoku.

Nacjonalistyczno-militarystyczny amok, jakim też rosyjska oligarchia i ekipa Putina zaraża społeczeństwo, służy nie tylko doraźnym (a jak się okazało, nierealnym) celom wojny na Ukrainie, do których realizacji od początku nie miano wystarczających środków, ale i celom dalekosiężnym: zamknięciu Rosjan i wielu narodów i narodowości Federacji Rosyjskiej w „oblężonej twierdzy”, w której samowola rządzących nie będzie miała żadnych ograniczeń. Agresja i napaść na Ukrainę wyzwoliła reakcję Zachodu (w tym europejskiej opinii publicznej) – i teraz każdy obywatel Rosji „wie” i wierzy, że wrogiem jest cały otaczający świat. Zagrzewając naiwnych maluczkich do boju tym nacjonalistycznym czadem można w tym czasie spokojnie mościć sobie gniazdko… w państwach zachodnich, czemu nie zapobiegają żadne „sankcje”. Wybrzmiała nawet propozycja, aby na potrzeby specjalnej operacji wojskowej dokończyć proces prywatyzacji w Rosji, na czym oczywiście skorzystałaby po raz kolejny tylko rządząca oligarchia…

Cała perfidia USA i Zachodu polegała na tym, że od lat prowokowano Putina, zamierzano pozbawić Rosji baz czarnomorskich na Krymie, a jednocześnie podburzano i uzbrajano Ukrainę. A obecnie państwa NATO pogrywają Putinem jako autokratą owładniętym cezarystycznym obłędem; w rezultacie najlepszym narzędzie amerykańskiej ekspansji okazuje się… złowieszczy Putin właśnie, ze swoją polityką, która prowadzi do degradacji Rosji.

Wojna, jak pisał Clausewitz, jest kontynuacją polityki zbrojnymi metodami. Wojna jest więc tylko specyficznym środkiem politycznym, gdzie decyduje siła, a nie argumenty. Ponieważ istnieje jednak prymat polityki nad działaniami militarnymi, to również w polityce i kompromisach należy poszukiwać środków przyśpieszających zakończenie wojny.

Myślę, że przeciwstawianie się propagandowemu młynowi naszych propagandowych ratlerków, ujadających na Rosję, trzymanych na smyczy NATO, ukazywanie głębszego podłoża i charakteru tej konfrontacji, to zadanie, które stoi przed wszystkimi chcącymi dożyć swych ostatnich dni w pokoju. Sytuacja jest niezwykle trudna i wszelki głos rozsądku może się spotkać z ostrzałem propagandystów i polityków odwołujących się skutecznie do najgłębszych emocji, myślenia potocznego, zbiorowej ignorancji, bezmyślności i stadności.

Decydując się na taką publikację brałem to pod uwagę. Nie zgadzam się z Sartrem, że alternatywą dla poparcia wojny jest samobójstwo. Istnieje co prawda niebezpieczeństwo, że jeśli człowiek nie poprze zbrodniczej wojny, to mogą go zabić „swoi” jako „zdrajcę”. Ale jeśli poprze on zbrodniczą wojnę, to powieszą go zwycięzcy wówczas, gdy zbrodnicza wojna zostanie przegrana. Wiele osób popełniało samobójstwo po rozpoczęci wojen i niczego to nie zmieniało. Nie o samobójstwo więc chodzi, a o zdeterminowaną aktywność w ruchu antywojennym, demaskującym klasowe interesy podżegaczy wojennych, interesy korporacji zbrojeniowych, dla których wojna jest okazją do horrendalnych zysków.

Z perspektywy Sartre’a „szarych” Rosjan też nie można rozgrzeszać, zaakceptowali upadek ZSRR i powstanie państwa oligarchicznego, z oligarchicznymi interesami, z oligarchiczną armią, z oligarchicznym sposobem dowodzenia, z oligarchicznymi metodami walki (układy i robienie interesów nawet w czasie specjalnej operacji wojskowej), itd. Większość Rosjan nie bierze udziału w wyborach i popiera rządzące władze. Rosjanie najpierw odrzucili „siermiężny socjalizm”, a później sami zaczęli żyć resentymentami za osiągnięciami i pozycją ZSRR. Udzielili więc poparcia i wybrali prezydentem człowieka, który tym wielkoruskim resentymentom dał publicznie wyraz. Putin zaś na szali w tej wojnie postawił dalsze losy Rosji…

W Rosji armia stała się zdolną do parad, całe szkolnictwo wojskowe zostało sprowadzone do minimum, przemysł zbrojeniowy został sprywatyzowany i w znacznej części zlikwidowany. Nastąpiła w dużym stopniu deindustrializacja kraju. Przemysł budowy maszyn został w większości zezłomowany. Oligarchia władająca źródłami surowców nie była zainteresowana rozwojem innych działów gospodarki, swoją polityką ekonomiczną przez dziesięciolecia, uzależniła gospodarkę od handlu zagranicznego. Dziś powszechne w Rosji są głosy o tym, że „V kolumna” nie pozwala odnieść zwycięstwa, pytają dlaczego nie blokuje się dostaw zachodnich uzbrojenia dla Ukrainy, dlaczego nie niszczy się węzłów komunikacyjnych. Odpowiedz wydaje się prostsza, niż się wydawało. To żadna „V kolumna”, to oligarchia rosyjska, ukraińska i zachodnioeuropejska nie pozwalają w ten sposób blokować eksportu surowców strategicznych przez Ukrainę… W czasie specjalnej operacji wojskowej 8 byłych wicepremierów i były premier Rosji uciekło zagranicę, wielu byłych ministrów i wiceministrów, setki byłych gubernatorów i ich zastępców, urzędników szczebla centralnego, uwożąc ze sobą pamięć o tajemnicach Rosji. A jeszcze 3 byłych wicepremierów i 1 obecny posiadają podwójne obywatelstwo… W Poprzednim i tym roku Rosjanie biją rekordy w zakupie nieruchomości zagranicą, wtedy, gdy Putin apeluje do oligarchów o dobrowolne datki na prowadzenie wojny…

Rosjanie, którzy dali się zwieść Putinowi, Ukraińcy, którzy uwierzyli pokojowym obietnicom Zeleńskiego, czy Amerykanie, którzy zawierzyli Bidenowi, dziś zbierają tego owoce, mają więc taką wojnę, jaki ustrój i jakich polityków wybrali. A to jest dopiero początek. Wszyscy mają takich przywódców, na jakich zasługują – i taki też los, jaki przyniesie im ta wojna…

Czytając tekst Sartre’a należy sobie uświadomić, że istota sprawy polega na tym, że większość „szarych ludzi” pozwala sobie na postawę ślepego konsumenta, beneficjenta, czasem znudzonego obserwatora, z rzadka tylko kibica wyborczych rozgrywek i personalnych licytacji, jest bez elementarnej świadomości współsprawstwa tej paradoksalnej wojennej sytuacji, bo biernej postaci, bez poczucia odpowiedzialności – ale sama narzeka na to, na co sama dała przyzwolenie. Ta „szara masa” traktuje wojnę albo na zasadzie „moja chata z kraja, co mi tam…”, albo jako dopust boży, albo jako pole chwały (po zażyciu „patriotycznego” narkotyku, zupełnie jak w przeddzień I wojny imperiów).

To wszystko tłumaczy mizerny zasięg i rezonans ruchów obrony pokoju (nie tylko tych radykalnie pacyfistycznych) w Polsce, mówi wiele o naszym społeczeństwie. To, co ma miejsce teraz (zbiorowe milczenie, albo ostentacyjne i fanatyczne poparcie Ukrainy) nie dziwi, gdy przypomnimy sobie, ile osób i grup sprzeciwiało się polskiemu udziałowi w amerykańskich awanturach w Afganistanie i Iraku. I z jakim nabożeństwem większość społeczeństwa przyjęła kłamstwa w tej sprawie, do których później przyznały się rządy USA i Wielkiej Brytanii. A rząd SLD popierał te agresje i kłamał w sprawie tajnych więzień w Polsce, nawet wówczas, gdy rząd USA opublikował już potwierdzające to tajne dokumenty. Jednak powściągliwe rozumowanie w kategoriach racji stanu, interesu narodowego prześwietlonego przez kategorie geopolityczne, geostrategiczne, suwerenności integralnej (bo również kulturowej), w kategoriach politycznego realizmu i pragmatyzmu, nie mieści się w polskim standardzie owczego pędu, stadnego konformizmu, żałosnych popisów patosu, bohaterszczyzny i „mocarstwowości” ujadającego pod stołem ratlerka.

Ten sam niesmak budzi powszechna hipokryzja, a czasem jakiś rekord infantylizmu, dziecinnej naiwności w wyobrażeniach o imperatywie solidarności i wsparcia dla Ukrainy. Pomagać o nic nie pytając, nie stawiając żadnych warunków, nie zastanawiając się, czy odpowiedzią jest wzajemność i szczerość. Ani słowa o tym, jak polityka dzisiejszych „bohaterskich elit przywódczych” Ukrainy doprowadziła do tej wojny, do realizacji na koszt własnego narodu amerykańskich rozgrywek, ani też o tym, jak ci „demokraci” z Kijowa potraktowali prawa pracownicze, wolność słowa, swobodę zrzeszeń politycznych oraz prawa mniejszości narodowych (w sławetnej ustawie o języku i w praktyce działania administracji). Wołyń? „Nie czas teraz na to” – odpowiadają rządzący i opozycja, która zeszła na psy…

Jesteśmy jednak wszyscy w potrzasku typowym dla sytuacji spolaryzowania, która zawsze redukuje podziały i różnice do jednego wymiaru w schemacie: „kto z nami, a kto z nimi, czyli przeciw nam”, gdzie nie ma miejsca dla żadnych „ale” i „dlaczego”, dla głosów odrębnych, ani nawet dla odmowy dokonania wyboru „albo-albo”. Nie przerażają większości mainstreamowych dziennikarzy i parlamentarnych polityków, setki tysięcy ofiar na Ukrainie, całe góry ludzkich marzeń i planów życiowych, hektolitry wylanych ludzkich łez, nie widzą obowiązku napisania czegoś innego niż propagandowego tekstu. Jednocześnie milczącej większości wtłoczono zapewne tyle złudzeń i nadziei, że nawet prawda nie stanowi celu poznawczego. Jak to ktoś kiedyś powiedział: nawet pewniki w matematyce by zmieniono, gdyby przeczyły ludzkim interesom. I na naszych oczach końca zmian tych pewników nie widać. Ludzie chcą widzieć opowiedzenie się „za nami” – a mój pogląd jest inny. Problem nie dotyczy tylko Rosji i Ukrainy, winnych konfliktu jest cała masa ludzi.

Edward Karolczuk

Przypis:

i J. Romains, Ludzie dobrej woli, t. 3: Prelude à Verdun (nietłumaczony na język polski).


O Edward Karolczuk

Ur. w 1955, doktor nauk humanistycznych. Interesuje się problemami teorii polityki, historii najnowszej i społeczno­‑politycznych skutków transformacji. Publikował m.in. na łamach „Dialogu Edukacyjnego”, "Dziś", "Zdania", "Nowej Krytyki", "Przeglądu", „Transformacji” i „Nowego Obywatela”. Opublikował książki O wrogu - szkice filozoficzno-historyczne (2010) i "Nagie życie" ofiar wyzysku pracy i wojny (2016), Edward Gierek – przyczyny sukcesu i klęski (2022).

Pozostaw odpowiedź

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.