W potocznym rozumieniu wyrażenie „permanentny stan wyjątkowy” zdaje się zawierać oczywistą sprzeczność wewnętrzną. Wszak słowo „wyjątkowy” zwykle używane jest w odniesieniu do sytuacji i zdarzeń niepowszednich, nadzwyczajnych, niezwykłych wreszcie pojedynczych, które mają miejsce w specjalnych i nieprzewidywalnych okolicznościach. Zgoła odwrotne znaczenie posiada przymiotnik „permanentny”, który sygnalizuje określoną stałość „rzeczy”, pewne powszechne zachowania, stosowne normy, reguły, swego rodzaju normalność. Paradoks polega na tym, że każda próba uchwycenia sensu „wyjątkowości” pozbawia ją od razu intuicyjnie przypisywanego właściwego jej statusu, co pracowite umysły zmusza do beznadziejnego poszukiwania „absolutnego wyjątku”, którego nie sposób precyzyjnie określić.
W konkretnych przejawach „stan wyjątkowy” trafnie kojarzy się z sytuacją klęski żywiołowej czy ze względu na rodzimą specyfikę ze stanem wojennym. Dla przypomnienia, jego wprowadzenie Dekretem Rady Państwa z 12 grudnia 1981 roku spowodowało czasowe zawieszenie lub ograniczenie konstytucyjnych i ustawowych praw obywateli dotyczących między innymi nietykalności osobistej, nienaruszalności mieszkania i tajemnicy korespondencji, prawa zrzeszania się, wolności słowa, druku, zgromadzeń, wieców, pochodów i manifestacji. Na podstawie dekretu doszło do ograniczenia swobody poruszania się osób, w tym także poprzez wprowadzenie „godziny milicyjnej”, rozszerzenia i zaostrzenia cenzury, kontroli przesyłek pocztowych, korespondencji telekomunikacyjnej i rozmów telefonicznych. Generalnie zaostrzono szereg regulacji dotyczących stosunków pracy w sensie jej „militaryzacji”, zawieszono prawo do strajków i akcji protestacyjnych oraz działalność samorządów przedsiębiorstw (zakładów) państwowych. Zasadniczym elementem wprowadzenia stanu wojennego była oczywiście kwestia kadrowa, w której rozwiązaniu, jak oświadczył w swym przemówieniu 12 grudnia 1981 roku przewodniczący Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego gen. W. Jaruzelski, szeroko zastosowano operację internowania. „W imię interesu narodowego dokonano zapobiegawczo internowania grupy osób zagrażających bezpieczeństwu państwa. W grupie tej znajdują się ekstremalni działacze »Solidarności« oraz nielegalnych organizacji antypaństwowych. Na polecenie Rady Wojskowej internowano również kilkadziesiąt osób, na których ciąży osobista odpowiedzialność za doprowadzenie w latach siedemdziesiątych do głębokiego kryzysu państwa czy za nadużywanie stanowisk dla osobistych korzyści. Wśród osób tych znajdują się między innymi: Edward Gierek, Piotr Jaroszewicz, Zdzisław Grudzień, Jerzy Łukaszewicz, Jan Szydlak, Tadeusz Wrzaszczyk i inni”1. Wkrótce okazało się, że władze internowały i aresztowały kilka tysięcy osób, a z biegiem wydarzeń w pierwszym okresie stanu wojennego znacząco wzrosła ilość represjonowanych. W trakcie rozmaitych zajść i protestów doszło także do śmiertelnych ofiar, tragiczne, dramatyczne losy dotknęły setek tysięcy ludzi.
Widocznym jest, że rozumiana w szerokim sensie kategoria „stanu wyjątkowego” w istocie opisuje procesy społeczne na styku politycznego żywiołu oraz instytucjonalnego prawa. Z punktu widzenia władzy państwowej uprawnioną reakcją na rewolucję, rebelię, powstanie, ruch oporu, wojnę domową, a także kryzys gospodarczy jest zastosowanie nadzwyczajnych środków przeciwdziałania, które mieszczą się zwykle w pakiecie prawnych regulacji „stanu wyjątkowego”. Historyczne doświadczenie dowodzi, że zawartość tego pakietu, zwiększanie czy usuwanie zawartych w nim praw publicznych, czas jego trwania i obejmowanie swym zasięgiem mniej lub bardziej rozległych obszarów życia społecznego nie ma ściśle określonego charakteru. Wszak wprowadzenie „stanu wyjątkowego” opiera się zwykle na fundamencie silnej retoryki konieczności działań „w imię wyższej konieczności”, „ochrony racji stanu” czy „obrony interesu państwa”. Rozwinięcie tych haseł zawsze prowadzi do ogłaszania zapewnień, że zastosowane ustawodawstwo jest w każdym przypadku wyrazem troski państwa o dobro i bezpieczeństwo obywateli. Nietrudno jednak zauważyć, że takie kluczowe terminy jak „konieczność”, „racja stanu”, „bezpieczeństwo”, czy „interes” niełatwo poddają się precyzyjnemu ujęciu w ramach prawa publicznego.
W zarysowanym kontekście stan wyjątkowy sytuuje się jako faktyczny stan rzeczywistości społecznej między wojną, wtedy działa prawo stanu wojennego, a pokojem, także w sensie pokoju społecznego, opartym na normalnie funkcjonującym zwykłym prawie publicznym. Stan wyjątkowy może być realizowany w szerokim diapazonie rozlicznych wariantów od jego dramatycznie radykalnej postaci, jak to miało miejsce w pierwszej fazie przedstawionego zgrubnie stanu wojennego w Polsce po jego znacznie złagodzoną postać w finalnym okresie. W tym sensie można na przykład potraktować bezprawne w istocie przeprowadzenie drugiej tury głosowania na listę krajową w czerwcowych wyborach 1989 roku, bezprecedensowy nacisk ambasadora USA na opozycyjną elitę parlamentarną dla poparcia kandydatury Wojciecha Jaruzelskiego na fotel prezydenta w głosowaniu w Zgromadzeniu Narodowym czy niesłychaną presję na posłów i senatorów w celu przeprowadzenia przez parlament w ekspresowym tempie pakietu reform Balcerowicza jako niezbyt odległe echo ówczesnego stanu wyjątkowego. Podobnie zastosowanie wobec Polski międzynarodowych sankcji gospodarczych w odwecie za wprowadzenie stanu wojennego daje się zaliczyć do zestawu tego typu działań, jeśli decyzje władz państwowych poddać interpretacji w ramach stanu wyjątkowego rozumianego w rozszerzonym znaczeniu.
Georgio Agamben w swojej analizie stanu wyjątkowego przypomniał trafną tezę Waltera Benjamina, który stwierdził, że w dwudziestym wieku nastały czasy, kiedy „stan wyjątkowy […] jest regułą”2, jeśli zważyć jak dalece w rezultacie towarzyszącego obu wojnom światowym stanu wyjątkowego rozszerzył się zakres władzy wykonawczej. Zdaniem Agambena, systemy demokratyczne uległy daleko idącej transformacji pod wpływem stanu wyjątkowego, który „funkcjonuje […] nie tylko jako jedna z technik rządzenia, nie tylko jako środek nadzwyczajny, ale również w coraz większym stopniu jako jeden z konstytutywnych paradygmatów porządku prawnego”3.
Dobrym przykładem, według Agambena, jest Francja, gdzie prezydent dekretem z 2 sierpnia 1914 roku, przekształconym po dwóch dniach przez parlament w ustawę, wprowadził stan oblężenia na terenie całego kraju, który zakończył się dopiero 12 października 1919 roku. Prezydent Poincaré nie był oryginalny, ponieważ w trakcie „pierwszej wojny światowej w większości krajów zaangażowanych w konflikt wprowadzono permanentny stan wyjątkowy4. Podobnie postąpił Hitler, który wkrótce po objęciu władzy ogłosił Dekret o ochronie narodu i Państwa z 18 lutego 1933 roku zawieszający dotyczące swobód obywatelskich artykuły konstytucji weimarskiej. Ponieważ dekret ten „nie został nigdy odwołany, tak więc z punktu widzenia prawa cały okres istnienia Trzeciej Rzeszy może być traktowany jako trwający dwanaście lat stan wyjątkowy. W tym sensie nowoczesny totalitaryzm można określić jako wprowadzenie – za pomocą stanu wyjątkowego – legalnej wojny domowej, pozwalającej na fizyczną eliminację nie tylko przeciwników politycznych, ale również całych kategorii obywateli, których z jakichś przyczyn nie daje się dopasować do określonego systemu politycznego. Od tego momentu celowe wytwarzanie sytuacji permanentnego stanu nadzwyczajnego [stato di emergenza] (niekoniecznie zadeklarowanego w sensie technicznym) stało się jedną z podstawowych praktyk współczesnych państw, w tym również tak zwanych państw demokratycznych”5.
„Światowa wojna domowa”
Praktykowanie stanu wyjątkowego ma długotrwały, idący w dziesiątki lat długotrwały charakter, ale również funkcjonuje w globalnym wymiarze w związku ze zwalczaniem międzynarodowego terroryzmu. Jak zauważył Agamben, wobec „nieuchronnie upowszechniającego się zjawiska określanego mianem »światowej wojny domowej« stan wyjątkowy coraz częściej jawi się jako paradygmat władzy [governo] dominujący we współczesnej polityce”6.
Dobrym przykładem tej sytuacji jest dla niego uchwalona przez amerykański senat ustawa Patriot Act z 26 października 2001 roku zezwalająca na objęcie prokuratorskim dozorem dowolnego cudzoziemca, który jest podejrzewany o działalność mogącą zagrozić „wewnętrznemu bezpieczeństwu Stanów Zjednoczonych”, co skutkuje wydaleniem go z kraju lub postawieniem mu konkretnego zarzutu w ciągu siedmiu dni. Kolejnym posunięciem legislacyjnym prezydenta Busha w tym zakresie było wydanie military order (rozkazu wojskowego) z 13 listopada 2001 roku, które sankcjonowało areszty (przetrzymania) na czas nieokreślony oraz procesy, podejrzanych o związki z terroryzmem osób nie będących obywatelami USA, prowadzone przez specjalne komisje wojskowe z oskarżenia starannie dobranych wojskowych prokuratorów. W efekcie rzekomi czy faktyczni członkowie Al-Kaidy czy afgańscy talibowie nie posiadają statusu więźnia wojennego, nie są jeńcami, ani oskarżonymi, a ponieważ zostali radykalnie pozbawieni jakiegokolwiek statusu prawnego są wyłączeni spod prawa i nadzoru sądowego jako byty prawnie nienazywalne i nieklasyfikowalne, chociaż są jednostkami całkowicie podległymi faktycznej władzy.
Zapewne w tym kontekście należy rozpatrywać, na podobieństwo obozu Guantanamo, „więzienie CIA” w Polsce i dramatyczny los ich nieszczęsnych „lokatorów”. Od razu warto zauważyć, że wedle wszelkiego prawdopodobieństwa USA są jedynym państwem na świecie, którego wywiad posiada własne więzienia, strażników oraz śledczych, co jest sprzeczne z prawnym statusem i praktyką działania tajnej służby zewnętrznej.
Należy dodać, że w reakcji na terrorystyczny zamach na WTC prezydent USA rozkazał przeprowadzenie operacji wojskowej przekazując całość postępowania, ściganie sprawców, ich wspólników i popleczników w ręce zmilitaryzowanych służb wojskowego wymiaru sprawiedliwości miast zastosować prawnie usankcjonowane instytucje policyjne i prokuratorskie. Naturalnym wyjściem z tej sytuacji stała się planowana od lat przez rząd Stanów Zjednoczonych wojna w Afganistanie, z naszym udziałem napaść na Irak, powiązana ze słynnym „oszustwem” prezydenta USA polegającym na wyrachowanym wmawianiu całemu światu rzekomego faktu przechowywania przez Saddama Husajna chemicznej broni masowego rażenia. Doszło do kolosalnego blisko piętnastoletniego tragicznego biegu zdarzeń w tej części świata, którego kolejnym rezultatem jest tocząca się od czterech lat wojna w Syrii.
Status „więzienia CIA” uwidacznia osobliwie przestrzenny charakter działania reguł stanu wyjątkowego niemal w punktowym wymiarze, który został ograniczony do niewielkiego budynku znajdującego się na małym, wydzielonym i dobrze chronionym terytorium. Podobno polskie władze państwowe przedstawiły amerykańskiej stronie szereg dokumentów, w tym także szczegółowy „regulamin” funkcjonowania „gości zza oceanu”, w którym nawet zapisano tryb postępowania z ciałami więźniów zadręczonych w Kiejstutach. I jeszcze raz podobno, chociaż stosowny „regulamin” został podpisany przez uprawnionych najwyższej rangi naszych urzędników państwowych, mimo to amerykańscy partnerzy po zapoznaniu się z jego treścią odmówili dołączenia oczekiwanej parafki argumentując, że CIA nie ma zwyczaju podpisywania tego rodzaju dokumentów. Jeśli ten przekaz byłby prawdziwy, to nie ma w nim niczego zaskakującego, ponieważ stanowiłby znakomitą ilustrację działania państwa stanu wyjątkowego w praktyce.
Już bez posmaku sensacji warto zwrócić uwagę na stosowanie reguł bezpieczeństwa w portach lotniczych i ich najbliższych okolicach, gdzie szczególnie wyróżniają się lotniska w Stanach Zjednoczonych. Tam jest czymś zupełnie normalnym wyprowadzenie pasażera, bez żadnych objaśnień, z kolejki oczekujących na odprawę przez funkcjonariusza odpowiednich służb, długotrwałe przeprowadzenie go przez cały budynek na głębokie zaplecze, gdzie w gąszczu monitorów urzędują specjaliści wyższej rangi. Taka wycieczka może zakończyć się machnięciem ręki na podróżnika, gdy oglądana z bliska jego twarz nie zgadza się z wyświetlonym na ekranie wizerunkiem poszukiwanego osobnika. Wtedy pasażer jest niemal bez słowa zwolniony i może spokojnie wrócić do odprawy, najczęściej dowiadując się po drodze, że jego samolot właśnie odleciał i trzeba zająć się „przebukowaniem” biletu na inny rejs. Jeśli zatem nie doszło do oczywistej pomyłki, to podróżnik zostanie poddany długotrwałym przesłuchaniom i dokładnemu sprawdzeniu, a wszystkie wątpliwości i niejasności będą interpretowane przez funkcjonariuszy na jego niekorzyść i nie dostanie on znikąd pomocy. Zbędne dodawać, ze w trakcie odprawy wszelkie gwałtowne ruchy, sięganie do kieszeni, portfela, bagażu podręcznego czy torebki może zakończyć się przysłowiową „śmiercią lub kalectwem”. Aby uniknąć niesłusznego posądzenia o antyamerykanizm warto dodać, że na przykład na lotnisku w Erewaniu odlatujący pasażerowie poddawani są obowiązkowemu skanowaniu źrenicy oczu, ale to zapewne kaukaska specyfika.
Innymi słowy porty lotnicze stanowią wyróżnione terytorium o stosunkowo ograniczonym obszarze, gdzie prawa obywatelskie są z zasady zawieszone i w dowolnym momencie wobec każdej osoby, kierując się względami bezpieczeństwa i walki z terroryzmem, mogą być zastosowane bliżej nieznane szerszemu ogółowi prawa stanu wyjątkowego. W tym sensie porty lotnicze stanowią punktowe enklawy państwa stanu wyjątkowego na terytorium kraju, który funkcjonuje według normalnego prawodawstwa. Rozważając kwestię wolności Hannah Arendt podkreśliła, że zawsze była ona „ograniczona przestrzennie. Szczególnie wyraźnie widać to na przykładzie największej i najbardziej elementarnej ze wszystkich »negatywnych« rodzajów wolności, a mianowicie swobody poruszania się”7. W dobie kontrowersji wokół masowej migracji ta uwaga nabiera wyjątkowego znaczenia, zwłaszcza jeśli zważyć, że wiele państw europejskich podejmuje szereg praktycznych działań mieszczących się w arsenale regulacji państwa stanu wyjątkowego.
Doniosłym problemem współczesnego świata jest masowa inwigilacja wszystkich i wszystkiego w masowej globalnej skali, która rozwinęła się do takich rozmiarów, że doszło do wojny informacyjnej. W praktyce doszło do zawieszenia prawa swobodnego komunikowania się między ludźmi z wykorzystaniem nowoczesnych technologii przy użyciu sprzętu elektronicznego. Największy rozgłos ale i doniosłe znaczenie ma afera taśmowa zwana także podsłuchową, ponieważ wybitni politycy i ludzie biznesu byli potajemnie nagrywani w czasie ich prywatnych spotkań w restauracjach, a następnie taśmy z tych nagrań były szeroko upowszechniane za pośrednictwem mediów. Za klasyka potajemnego nagrywania rozmówców słusznie uchodzi Adam Michnik, który uczynił to jako pierwszy, nagrywając osobiście w swoim gabinecie rozmowę z Lwem Rywinem w sprawie korupcyjnej propozycji w wysokości 17 mln złotych łapówki, jakie w zamian za stosowną ustawę miał dostać rzekomo SLD. Po odczekaniu kilku miesięcy, które Michnik spożytkował na wykonanie szeregu osobliwych zabiegów, przekazał taśmę z nagraniem do organów ścigania. Cała sprawa zakończyła się skazaniem Rywina, sejmową komisją śledczą i poważnymi problemami SLD, które stopniowo doprowadziły do jego upadku. Podobnie zresztą ucierpiała Platforma Obywatelska, bowiem główni bohaterowie nagrań pochodzą z jej elity władzy, która została znacznie przetrzebiona, a poparcie społeczne dla partii rządzącej znacznie spadło. Widoczną ofiarą całej afery stał się całkowicie niewinny prezydent Komorowski, którego reelekcja okazała się niemożliwa, a premier Tusk w porę ewakuował się skutecznie do ligi europejskiej.
Od początku zasadne były podejrzenia, że potajemne nagrywanie tego rodzaju rozmówców nie mogło ujść uwadze określonych służb, których konkretni funkcjonariusze prawdopodobnie miast chronić swoich pryncypałów starannie pilnowali bezpieczeństwa nagrywającej ekipy. Do tego momentu nic złego się nie dzieje, bowiem jeśli nie udaje się podsłuchiwanie wysokich urzędników państwowych w ich gabinetach, to trzeba ich nagrywać w innym miejscu tam gdzie jest to możliwe. Nagrywanie przedstawicieli elity władzy jest normalną praktyką profesjonalnych służb specjalnych, ponieważ zmagazynowana tego rodzaju dokumentacja jest im potrzebna do ochrony swoich podopiecznych z wysokiej półki, czasami nawet przed nimi samymi, aby nie wpadli w niepotrzebne i czasami groźne dla bezpieczeństwa państwa tarapaty. Można jednak domniemywać, że cała ta operacja wymknęła się spod kontroli szefów służb, ponieważ zdaje się, iż konkretni funkcjonariusze z niektórymi współpracownikami stworzyli sobie „na boku” w celach zarobkowych małą firemkę obrotu tajnymi taśmami z państwowych zbiorów. Jeśli w zbliżony do przedstawionych domniemywań rzeczy się miały, to powstaje niezły przyczynek do dziurawego funkcjonowania państwa stanu wyjątkowego, którego określone segmenty są zastrzeżonym dla służb obszarem ich działalności.
„Zimny stan wyjątkowy”
Dziwaczna konstrukcja słowna „zimny stan wyjątkowy” nie powinna być nadużywana, bowiem ma się kojarzyć z formułą „zimnej wojny”, która chociaż też nie brzmi najlepiej, ale przyjęła się i dobrze funkcjonuje w powszechnym obiegu, propagandzie, polityce i akademickim dyskursie.
Ideologiczne ojcostwo zimnowojennej doktryny politycznej przypisuje się Winstonowi Churchillowi, który zdawał sobie sprawę, że Związek Radziecki jako główny pogromca hitlerowskich Niemiec po zakończeniu wojny będzie zamierzał politycznie zdyskontować swoje zwycięstwo. Trafnie przewidywał nie tylko perspektywę uzyskania przez Moskwę nowych zdobyczy terytorialnych, ale także poszerzenie sfery jej politycznych wpływów i zauważalny już pod koniec wojny wzrost znaczenia partii komunistycznych, z nazwy, w Europie. Zapewne z tego względu późną wiosną 1945 roku rozkazał swoim sztabowcom opracowanie na pozór szalonego planu agresji na wyczerpany militarnie i gospodarczo Związek Radziecki, mimo groźby wywołania trzeciej wojny światowej. Zadanie, zostało wykonane, ale równocześnie autorzy raportu wykazali, że brytyjskie i amerykańskie siły zbrojne nie dysponują zdolnym do walki potencjałem bojowym. Równocześnie dowodzili, że w tej sytuacji jedynym rozwiązaniem byłoby wykorzystanie niemieckich jeńców wojennych, którzy zapewne ochoczo ruszyliby na Moskwę w odwecie za niedawno poniesioną klęskę. Nawiasem mówiąc, wśród lepiej zorientowanych chodziły słuchy, że amerykański generał George S. Patton w podległych mu obozach jenieckich traktował byłych żołnierzy Wehrmachtu i SS jako potencjalnych rekrutów w przypadku wywołania kolejnej wojny. Zapewne na tym gruncie wyrósł też mit powrotu Andersa do kraju na białym koniu, w jakiejś mierze podtrzymywany także przez Londyn. Ambitny plan doprowadzenia do trzeciej wojny światowej poprzez agresję na Związek Radziecki został przez brytyjskich sztabowców oceniony jako całkowicie nierealny, ponieważ zakładał przemarsz niemieckiej armii przez polskie ziemie, co ze względu na opór miejscowej ludności uznano za absolutnie niewykonalne.
Churchill doszedł do słusznego wniosku, że skoro niemożliwa jest „gorąca wojna”, to może przynajmniej uda się wprowadzić w życie „zimną wojnę” i w związku z tym należy rozważyć możliwość wypracowania nowej politycznej doktryny.
Zarys doktryny „zimnej wojny”, ale bez użycia terminu, Churchill naszkicował 5 marca 1946 roku w trakcie słynnego przemówienia w Fulton w rodzinnym stanie Missouri prezydenta Harry Trumana. Jako jego prywatny gość Churchill przedstawił społeczności akademickiej Westminster College na życzenie prezydenta w swoim imieniu szczere i życzliwe rady dotyczące niepokojącego biegu zdarzeń współczesnego świata. Przy okazji zaznaczył, że on także edukował się w Westminsterze, tyle że na angielskiej ziemi, Niemal w pierwszych słowach swojej mowy pod znamiennym tytułem Filary pokoju Churchill podkreślił, że dzięki temu zaproszeniu „mam też sposobność zwrócić się do tego bratniego narodu oraz swoich rodaków za oceanem i być może mieszkańców innych krajów”8. Dalej zgłosił zastrzeżenie, że nie ma on do wypełnienia żadnej misji, ani też nie ma żadnego oficjalnego statusu. Churchill zdecydowanie stwierdził: „Nikt i nic za mną nie stoi”9.
Wypowiedzi te jednak zdają się naprowadzać na podejrzenia, że cała operacja została starannie zaplanowana, ponieważ awansowany niemal przed rokiem ze stanowiska wiceprezydenta USA Truman na miejsce zmarłego w trakcie kadencji jego poprzednika Roosevelta i mimo „zaliczenia” ponad dwutygodniowej konferencji poczdamskiej był w międzynarodowej polityce postacią mało znaną. Tak jak Truman potrzebował rozgłosu do budowania swego politycznego autorytetu, tak Churchill utraciwszy władzę po wyborach na rzecz laburzystowskiej opozycji szukał okazji, by „zameldować się” w świecie polityki w nowej postaci i zająć stanowisko wobec nowej sytuacji w Europie.
W swojej starannie skonstruowanej mowie Churchill zwracając się do audytorium jednoznacznie stwierdził, że nie „musimy po raz trzeci odebrać wojenną lekcję, o wiele surowszą niż ta, z której dopiero co wyszliśmy” i wezwał do skierowania wszelkich sił społecznych do działań zmierzających ku „umocnieniu i stabilizacji pokoju”, po czym wyraził głębokie zaniepokojenie tym faktem, że nikomu nie wiadomo, „co zamierza w najbliższej przyszłości uczynić Rosja Sowiecka oraz jej komunistyczne międzynarodówki; nie wiadomo jakie są – o ile w ogóle istnieją – granice ich ekspansji i zniewalania umysłów”10. W tym samym ciągu wywodów Churchill sprawnie przeszedł do opisu słynnej „żelaznej kurtyny” skrótowo charakteryzując skrywane za nią działania Moskwy na rzecz umocnienia wpływów partii komunistycznych i ustanowienia systemu policyjnego. Generalnie, jego zdaniem, „w wielu krajach na całym świecie, z dala od granic Rosji, komunistyczne piąte kolumny posłusznie działają według dyrektyw otrzymywanych z komunistycznej centrali”11.
W tym miejscu należy przypomnieć, że wyrażenie „żelazna kurtyna” zostało po raz pierwszy użyte przez Josepha Goebbelsa w gazecie „Das Reich” pod znamiennym tytułem Rok 2000. „Jeśli naród niemiecki złoży broń, wówczas Sowieci, zgodnie z porozumieniem zawartym między Rooseveltem, Churchillem i Stalinem, zajmą całą wschodnią i południowo-wschodnią Europę, w tym większą część Rzeszy. Nad tym terytorium zajętym przez Związek Radziecki zapadnie żelazna kurtyna, poza którą nastąpi rzeź narodów”.
Kiedy ma się w pamięci niedawne pomysły Churchilla dotyczące powojennej napaści na Związek Radziecki, zaskakująco brzmią w jego ustach słowa jaki jego zdecydowany „sprzeciw budzi pogląd, że nowa wojna jest nieunikniona, a zwłaszcza, że nastąpi niebawem. […] Nie wierzę, że Rosja Sowiecka pragnie wojny. Pragnie owoców wojny oraz nieograniczonej ekspansji swojej władzy i ideologii”. […] „Na podstawie tego, co mogłem zauważyć podczas wojny u naszych rosyjskich sojuszników i przyjaciół, doszedłem do przekonania, że ponad wszystko podziwiają oni siłę, a niczego nie darzą mniejszym szacunkiem jak słabości, zwłaszcza wojskowej. Z tego powodu dawna doktryna równowagi jest niesłuszna”12.
W ten sposób, po wielu zakrętach, Churchill obciążając równocześnie Związek Radziecki odpowiedzialnością za konfliktową politykę, otwarł prostą drogę do „zimnej wojny” czyli takiego stanu rzeczy, który znajduje się między wojną a pokojem, co nie wyklucza walk zbrojnych na obrzeżach świata, ale wręcz zakłada nieuchronność wojen peryferyjnych i domowych. Jak powszechnie wiadomo przeciwieństwem równowagi jest stan nierównowagi, rywalizacji czyli w tym kontekście wyścig zbrojeń, wyścig kosmiczny czy gospodarczy, ponieważ każda ze stron walczy o uzyskanie przewagi nad drugą w czym właśnie nasz kraj ma wątpliwą okazję uczestniczyć. Metafora wody podpowiada, że wojna może być „gorąca” albo „zimna”, a w stanach pośrednich „letnia” lub „chłodna”, co nasuwa myśl o zróżnicowanych przejawach stanu wyjątkowego.
W tym kontekście warto zapoznać się z poglądem Anne Applebaum, która zasadniczo kwestionuje kluczową rolę zimnowojennej „amerykańsko-sowieckiej” konfrontacji. Jej zdaniem, w powojennej Europie Wschodniej decydujące znaczenie miała odrzucana przez podbite społeczeństwa polityka władz stosujących represje wobec dążeń wolnościowych. Miały miejsce różne formy protestów społecznych przeciwko partiom rządzącym na podstawie nie demokratycznego, ale kremlowskiego mandatu. Ponieważ przejęcie przez Moskwę władzy w Europie Wschodniej po 1945 roku dzięki wygranym wolnym wyborom skończyło się porażką głównym filarem państwowości musiał zostać aparat represji, który wymusił siłową legitymizację ustrojowej transformacji. „Surowsza polityka narzucona blokowi wschodniemu w latach 1947-1948 nie była więc zaledwie, a już na pewno jedynie, reakcją na zimną wojnę. Była także reakcją na przegraną. Związkowi Radzieckiemu i jego lokalnym sojusznikom nie udało się przejąć władzy w sposób pokojowy”13. Jak widać Applebaum pominęła znaczenie wpływu zimnowojennego „amerykańsko-sowieckiego” frontu na wewnętrzne konflikty społeczne w krajach Europy Wschodniej, w których opozycyjne siły uzyskiwały znaczące i wszechstronne wsparcie ze strony zachodnich rządów.
W dyskusjach o kształcie polskiej demokracji hipoteza badawcza, w której rozważa się funkcjonowanie naszego kraju jako państwa stanu wyjątkowego na gospodarczym podłożu kapitalizmu państwowego zdaje się rodzić owocne perspektywy poznawcze uwolnione od propagandowych uproszczeń. Warto zobaczyć, co pokaże przyszłość.
Marek Zagajewski
Źródło pierwodruku: „Zdanie”, 3-4 (166-167), 2015, s. 43-47.
Przypisy:
1 Stan wojenny w Polsce. Refleksje prawno-polityczne, praca zbiorowa pod red. F. Prusaka, Warszawa 1982, s 181.
2 W. Benjamin, O pojęciu historii, w: Anioł historii. Eseje, szkice, fragmenty, przeł. K. Krzemieniowa [i in.], Poznań 1966, s. 417.
3 G. Agamben, Stan wyjątkowy. Homo sacer II, 1, przeł. M. Surma-Gawłowska, posłowie G. Jankowicz, P. Mościcki, Kraków 2008, s. 15.
4 Ibidem, s. 23.
5 Ibidem, s. 9.
6 Ibidem.
7 H. Arendt, O rewolucji, przeł. M. Godyń, Kraków 1991, s. 278.
8 W. Churchill, Filary pokoju, w: Wielkie mowy historii. Od Hitlera do Eisenhowera, tom 3, Warszawa 2006, s. 206.
9 Ibidem, s. 207.
10 Ibidem, s. 211.
11 Ibidem, s. 213.
12 Ibidem, s. 213.
13 A. Applebaum, Za żelazną kurtyną. Ujarzmienie Europy Wschodniej 1944-1956, przeł. B. Gadomska, Warszawa 2013, s. 30.