Słabosilna teoria


Padające z ust akademików przyznających się w jakiś sposób do marksizmu zapewnienia o tym, iż „marksizm dowodzi swej uporczywej obecności, swej produktywności i swojej zdolności adaptacyjnej do kontekstu i koniunktury” (J. Bidet, S. Kouvelakis, „A Key to the Critical Companion to Contemporary Marxism”), wyglądają – w świetle faktycznych osiągnięć współczesnych kontynuatorów myśli Marksa – na niezamierzoną ironię. „Zdolność adaptacyjna do kontekstu i koniunktury” niekoniecznie oznacza cechę, która powinna charakteryzować zdecydowanie krytyczną analizę rzeczywistości. Cytowani wyżej autorzy wskazują na „różnorodne formy, które – naśladując słynnego kreta historii – nierzadko działają skrycie” (tamże), a które, poprzez swe odniesienie do marksizmu ukształtowały i nadal kształtują teoretyczne dyskusje ostatnich trzech dziesięcioleci [tj. lat 70., 80. i 90.) Dostrzeżona pod mikroskopem skrytość oddziaływania teorii może tu oznaczać eufemistyczne podkreślenie jej nieistnienia w żywym obiegu idei.

Konfrontacja z zagadnieniami związanymi z globalizacją, zmianami w procesach pracy i produkcji, powszechną urbanizacją, skutkami rewolucji informatycznej i w technikach komunikacyjnych, nowymi formami rasizmu, kulturowego czy militarnego imperializmu, męską dominacją czy zagrożeniami ekologicznymi, stawia nas przed pytaniem o to, czy wciąż jeszcze mamy do czynienia z marksizmem, czy może jest to już post- lub neomarksizm.

Ten pierwszy wskazuje na wyczerpanie się paradygmatu marksizmu, natomiast ten drugi wprowadza problematykę, która – podtrzymując szczególną więź z pewnymi ideami pochodzącymi od Marksa, reintegruje je w nowym kontekście lub kombinuje z różnymi tradycjami myślowymi.

Jak by nie było, wedle wspomnianych wyżej autorów, wydarzenia końca XX wieku zniosły grunt pod ewentualne pomysły na odrodzenie jakiegokolwiek marksizmu „ortodoksyjnego”. Marksizm przeżywał bowiem w swojej historii różne kryzysy, jednak ten końca XX wieku – upadek systemu nazywanego, słusznie bądź niesłusznie, socjalistycznym (a nawet „komunistycznym”), stawia pod znakiem zapytania samo istnienie marksizmu, gdyż zakwestionowana została w wyniku tego wydarzenia sama zdolność marksizmu do przewidzenia przyszłego kształtu społecznego, mającego zastąpić kapitalizm wyczerpany nękającymi go sprzecznościami.

I chociaż wyznawcy marksizmu niekoniecznie przyjęli upadek bloku socjalistycznego jako przejaw kryzysu samego marksizmu, albowiem eksperyment historyczny zakończył się powstaniem nowej postaci państwa klasowego, które pozostaje wszak nieustającym przedmiotem krytyki ze strony marksizmu, to jednak sam fakt „zniknięcia instytucji, partyjnych lub innych, które oficjalnie powoływały się nań” oraz postępujące „wymazywanie ze sfery kulturowej, z pamięci zbiorowej i z jednostkowej wyobraźni” (tamże) obecności marksistowskiej alternatywy dla kapitalizmu cieszy się popkulturową mocą empirycznego dowodu na nieadekwatność samej doktryny Marksa.

Tak jak poprzednio samo istnienie państwa robotniczego, choćby w jego zdegenerowanej bądź zdeformowanej postaci, stanowiło empiryczny dowód przemawiający do wyobraźni masowej, tak obecnie – symetrycznie – oponenci mogą powoływać się na analogiczny, empiryczny, i nieważne, że nieprawomocny z punktu widzenia założeń i treści samej doktryny, dowód na nierealność „narzuconej”, na kilka dziesięcioleci XX wieku, „utopii”.

Aprioryczne odrzucenie ewentualnego odwołania do marksistowskiej ortodoksji skutkuje czysto emocjonalnym, niepopartym żadną teoretyczną refleksją, sprzeciwem sprowadzającym się do walki na symbole. Ten stan rzeczy spowodował naturalny powrót na scenę i skok popularnościowy nurtu stalinowskiego, który odwołuje się do owej spontanicznej emocjonalności, wygrywającej, po upływie wystarczającego dla otrzeźwienia czasu, na zderzeniu ludowych wyobrażeń o gospodarce rynkowej w wydaniu demokratycznym a rozczarowującą rzeczywistością kapitalizmu. Tego typu nastroje są realnym podłożem dla oczekiwań „optymistów”, którzy z upadkiem „realnego socjalizmu” wiązali nadzieje na radykalizację społecznego niezadowolenia, mogącego dać świeży impuls nieco rozleniwionej radykalnej lewicy krajów rozwiniętego kapitalizmu, a to dzięki wprowadzaniu demokratycznych porządków do krajów byłego „obozu”, co miało nieco pobudzić entuzjazm dla spowszedniałego porządku „starej Europy”.

Ten misjonarski zelotyzm uległ jednak ostudzeniu na skutek nieprzewidywanego odwrócenia sytuacji – włączenie Europy Środkowo-Wschodniej do obiegu cywilizacyjnego Zachodu spowodowało równanie w dół standardów socjalnych i demokratycznych, a to dzięki dostarczeniu przez ten obszar geograficzno-polityczny impulsu dla najbardziej wstecznych sił, które pozostawały dotąd w uśpieniu ze względu na wymogi rywalizacji symbolicznych standardów burżuazyjnych ze standardami socjalnymi byłych „demoludów”.

No cóż, zasada Greschama-Kopernika zadziałała i w tym przypadku. Niemniej, obrona symboli pozostaje strategią defensywną, jeśli nie jest poparta właściwą teorią dającą szerszą perspektywę walki. W tej sytuacji, przy całkowitej niemocy ewoluującego na Zachodzie marksizmu, rolę doktryny usiłującej dać teoretyczne podstawy dla sprzeciwu wobec takiej, a nie innej zmiany, jaka zaszła po upadku ZSRR i „realnego socjalizmu”, odgrywa stalinizm.

Tymczasem, problemy zrodzone w wyniku rozpadu obszaru radzieckiego wciąż ukazują swoje nowe, nieoczekiwane oblicze i nie stają się okazją dla rozwijającej się rzekomo w skrytości tunelów historii teorii marksistowskiej, aby zaprezentować swą niesłychaną moc analityczną i, co za tym idzie, politycznie sprawczą. To stawia nas wobec pytania o to, czy kryzys marksizmu osiągnął na dzień dzisiejszy swoje dno.

Łatwość, z jaką ofensywa prawicy zagarnęła tradycyjne bastiony lewicowe, w tym jej tradycyjną bazę społeczną, wynika bez wątpienia z istoty teorii służącej lewicy za narzędzie analizy rzeczywistości i drogowskaz. Teoria ta, wbrew powoływaniu się na marksizm, nie jest teorią w sposób istotny krytyczną wobec rzeczywistości współczesnego kapitalizmu. Wynika to poniekąd z przekonania o dokonanym już dużo wcześniej przekroczeniu realiów kapitalizmu na rzecz jakiegoś typu społeczeństwa postkapitalistycznego, do którego nie odnoszą się już analizy Kapitału Marksa. Co ciekawe, odnoszą się jednak doń analizy sprzed tzw. dojrzałego okresu, czyli nastawione na poszukiwanie potencjału postępowości w łonie samej burżuazji i stworzonego przez nią systemu społecznego.

W tym kontekście, trudno, aby problemy zrodzone przez rozpad obszaru poradzieckiego były rozumiane inaczej, jak problemy niedojrzałości kapitalistycznego (narodowo-burżuazyjnego) rozwoju tego regionu. W wyniku funkcjonującej, zachodniej teorii marksistowskiej, ślepy zaułek historii dotyczy nie tylko ZSRR i obozu socjalistycznego, ale i całości Trzeciego Świata. Z tą różnicą, że współcześni marksiści, wolni od europocentryzmu, będą chronili ten świat przed narzuceniem mu świadomości klasowej proletariatu.

Reasumując, po upadku systemu „realnego socjalizmu” i po upływie niemal 30 lat od tego faktu, mamy do czynienia z sytuacją, w której powracają minione, wydawałoby się, cechy kapitalizmu, natomiast po lewej stronie nie znajduje się na ten proces adekwatnej odpowiedzi.

Trzydzieści lat temu, garstka – jak twierdzi J. Bidet, my dostrzegamy ich więcej – optymistów uznała upadek ZSRR za przejaw „wyzwolenia marksizmu” z szansą na zaistnienie w „nowym rozdaniu”. Zamiast tego mamy jednak raczej do czynienia z rozczarowaniem, że upadające systemy nie potrafiły przekształcić się w nic innego poza system socjaldemokratyczny. Od czasu, kiedy J. Bidet opisał to rozczarowanie, nawet socjaldemokratyczny wymiar ideologii okazał się przejawem nieuzasadnionego optymizmu.

Stąd, skądinąd, bierze się wspomniany powrót nurtu stalinowskiego w postaci neostalinizmu, współcześnie naznaczonego piętnem swej epoki, czyli wydobywającego ze stalinizmu wszystko to, co dziś rezonuje z aktualnym wzrostem nastrojów nacjonalistycznych. Należy zauważyć, że owe nastroje nacjonalistyczne, oceniane dziś przez radykalną lewicę jako oznaki narastającego zagrożenia faszystowskiego, w swoim czasie, pod koniec lat 80. i z początkiem lat 90., służyły jako pozytywnie oceniany taran rozwalający dominację ZSRR nad podporządkowanymi mu satelickimi państwami. Ba, tendencje nacjonalistyczne nadal są wykorzystywane jako narzędzie do mobilizowania społeczeństw obszaru poradzieckiego w celu ich wyzwolenia spod „imperialnego” oddziaływania ze strony Rosji i ułatwienia im włączenia się w system zachodnioeuropejskiej demokracji.

Tego typu rachuby radykalnej lewicy opierają się na zastosowaniu analiz dotyczących krajów Trzeciego Świata jako peryferii systemu światowego, wykorzystując wykoncypowane mechanizmy przechodzenia od zacofania do projektu socjalistycznego przez etap rewolucji burżuazyjnej, opartej na uznaniu walki narodowowyzwoleńczej jako koniecznego mechanizmu samodzielności narodowej burżuazji, umożliwiającej dalszą radykalizację społeczeństwa. Jak wspomnieliśmy wyżej, przedwczesnym byłoby, w tej optyce, „narzucanie” klasowej świadomości robotniczej, kształtującej się pod prąd burżuazyjnej walki o swą samodzielność narodową, przy mobilizacji mas ludowych za pomocą haseł demokracji formalnej.

Upadek systemu radzieckiego wydaje się, z tego punktu widzenia, raczej wycofaniem się ze ślepej uliczki, w jaką zabrnął ruch emancypacyjny, niż faktyczną stratą. Morale marksistowskiego w większym stopniu dotyka wszak – jak twierdzi J. Bidet – stopniowa destrukcja wszystkiego, co było budowane w imię socjalizmu, i zastępowanie tego stopniowym procesem prywatyzacji oraz pogonią za zyskiem. Co, dodajmy, zostało tylko doprowadzone do logicznego zwieńczenia w końcówce lat osiemdziesiątych XX wieku.

Nie to jednak jest zasadniczym problemem niniejszego artykułu. Bardziej interesujące jest rozważenie roli, jaką w owym osłabieniu siły oddziaływania marksistowskiej teorii i jej bezradności w sytuacji, wydawałoby się, wyczekiwanej i korzystnej: upadku prestiżu stalinowskiej wykładni teorii wraz z upadkiem jej instytucjonalnej opoki – państwa radzieckiego, odegrały koleje losu teorii marksistowskiej na Zachodzie.

Dziś, poza polemistami ze szkoły austriackiej spod znaku von Misesa i Hayeka, nikt już na serio nie traktuje tego elementu, który w propagandzie początkowej fazy ofensywy marksizmu odegrał decydującą rolę, czyli teorii wartości opartej na pracy. Do tego stopnia, że wśród młodego pokolenia marksistów ta tradycyjna nazwa została wyparta przez ukutą wedle reguł makaronizmu nazwę nadaną przez polskich zwolenników wyżej wymienionej szkoły: laborystyczna teoria wartości. Zapewne i o samej teorii dowiedzieli się młodzi marksiści od zwolenników von Misesa. Marksizm zachodni rozprawił się z tą teorią już w latach 70 XX wieku, a pozostała ona obecna jedynie w historycznych rozważaniach jako nawiązanie do poprzedzającej ją tradycji ekonomii klasycznej. Nie dziś bowiem, ale o wiele wcześniej „teoria wartości oparta na pracy, niegdyś centralny element myśli Marksowskiej, stała się dla niej powodem do zakłopotania. Szerokie odrzucenie tej teorii przez lewicę, zarówno wśród ekonomistów, jak i nie-ekonomistów, stanowi główną składową tego, co określamy terminem ‘kryzys marksizmu’.” (S. Bowles, H. Gintis, The Labor Theory of Value and the Specificity of Marxian Economics, w: „Rethinking Marxism. Essays for H. Magdoff and P. Sweezy”, pod red. S. Resnicka, R. Wolffa, Autonomedia 1985.

Jak piszą autorzy ww. artykułu, „(…) teoria wartości oparta na pracy jest raczej ignorowana niż poddawana krytyce przez marksistów z krajów rozwiniętego kapitalizmu, którzy uważają ją za bolesne przypomnienie o szczęśliwie przezwyciężonym ekonomizmie, który stanowił charakterystyczną cechę wykładni marksizmu dominującej przez pierwszą część bieżącego [XX] stulecia.” (s. 31)

Jednak „nie wszyscy marksiści zadowolili się dobrodusznym ignorowaniem teorii wartości opartej na pracy. W istocie, ocena dokonań Marksa w dziedzinie ekonomii częstokroć bywa co najmniej dosadnie nieprzychylna” (s. 31). I tak, np. E. P. Thompson twierdzi, iż Marks wpadł w pułapkę tzw. ekonomii politycznej, kiedy to po przełomie lat 40-tych XIX wieku, dokonanym w tezach z Ideologii niemieckiej czy Manifestu komunistycznego, w kolejnych 15 latach objawił się zastój, a nawet regres myśli.
Autorzy zauważają, że „coraz więcej marksistów okazuje gotowość odstąpienia poważnego badania i dyskutowania o teorii ekonomicznej specjalistom-praktykom, uznając rezerwową armię pracy, wartość siły roboczej, wyciskanie pracy z siły roboczej czy organiczny skład kapitału za coś ledwie dopuszczalnego – jeśli nie za dowód pedanterii – tylko w odniesieniu do wyrafinowanej i ezoterycznej subkultury akademickiej”. (s. 31)
Perry Anderson uważa, w związku z tym, że uwaga w tym względzie przeniosła się w XX wieku z polityki klasy robotniczej do sal akademickich.

Jak jednak zauważają i podkreślają autorzy artykułu „struktura i ewolucja marksistowskiej teorii ekonomii, jako takie, nie pozostają bez winy, jeśli idzie o wyjaśnienie ucieczki od zagadnień, które miały zasadnicze znaczenie w pracach Marksa z dojrzałego okresu jego życia. Także filozoficznych zainteresowań zachodniego marksizmu nie da się sprowadzić do niefortunnych przejawów poszerzającego się, akademickiego otoczenia, w którym wypracowuje się teoria marksistowska. Wręcz odwrotnie: dogłębne przemyślenie fundamentalnych pojęć marksowskiej filozofii było koniecznym podłożem dla skutecznej krytyki dwóch głównych wulgaryzacji, w jakie popadła teoria marksistowska: determinizmu ekonomicznego i formalistycznego strukturalizmu. (…) Współczesny marksizm – twierdzą autorzy – przezwyciężył kilka słabości obu tych kwestii dzięki rozluźnieniu i przekroczeniu ciasnego przejścia między gospodarką a społeczeństwem jako całością, oraz dzięki utrzymaniu koncepcji zrównoważonego, wzajemnego oddziaływania między warunkami obiektywnymi (struktura) a działaniem w tych warunkach (praktyka).
Jednakże marksowska teoria ekonomiczna pozostała niemal całkowicie izolowana od tych nurtów filozoficznych. Większość XX-wiecznych wersji teorii wartości opartych na pracy pozostała czysto strukturalnymi teoriami, zdolnymi, jak się sądzi, generować ‘prawa ruchu’ kapitalizmu, obywając się bez zrównoważonej uwagi przykładanej do celowości cechującej działania ludzkie. W efekcie, ekonomia Marksa stała się klasycznym przykładem tego, co Helmut Fleischer nazwał ‘nomologicznym marksizmem opartym na logice obiektywnych struktur historycznych i procesów’, oraz w ramach którego ‘historia jest pojmowana jako proces przyrodniczy podlegający określonym prawom’.” (s. 32)

Tymczasem, jak pisał Lucio Colletti: „’Sfera gospodarcza’, która u Marksa obejmowała zarówno produkcję rzeczy, jak i produkcję (obiektywizację) idei; produkcję i intersubiektywną komunikację; produkcję materialną, jak i produkcję stosunków społecznych (…) była obecnie postrzegana jako wyizolowany czynnik, oddzielony od pozostałych ‘momentów’ i, przez to, pozbawiony jakiejkolwiek efektywnej treści społeczno-historycznej.” (s. 32)

Zauważmy, że fakt „produkcji” stosunków społecznych w sferze gospodarczej był pierwotnie interpretowany właśnie jako determinowanie owych stosunków czy komunikacji intersubiektywnej przez stosunki w sferze produkcji, a nie jako argument o równorzędności produkcji w gospodarce z „produkcją” w znaczeniu metaforycznym. Wydaje się, że teza opiera się na żonglowaniu pojęciem, tworzeniu analogii z procesem produkcji.

Autorzy dalej podkreślają, iż „czynniki ‘subiektywne’, odnoszące się do władzy, kształtowania się i zderzania różnych woli czy problem sprawczości [agency] są systematycznie ignorowane lub uznawane za nieadekwatne w odniesieniu do podstawowej funkcjonalności gospodarki kapitalistycznej.” (s. 32)
Autorzy domagają się poszerzenia sfery zjawisk, które mogą mieć wpływ na konkretny kształt stosunków ekonomicznych w danym społeczeństwie i w danym okresie. Domagają się więc od współczesnych marksistów wysiłku na rzecz odtworzenia obrazu skomplikowanych i złożonych relacji rzeczywistych, aby zastąpić nim Marksowską syntezę sprowadzającą do zasadniczych mechanizmów stosunki klasowe. Jest to uzasadnione faktem, iż od czasów Marksa minęło wiele lat i bez wątpienia sytuacja bieżąca uległa zmianie. Czy na tyle, aby zmienić kształt owej syntezy? Autorzy nawet nie stawiają sobie tego pytania, z czego wynika, że jednoznacznie odpowiadają na to pytanie twierdząco.
Co więcej, wybiegając myślą w przód i wiedząc, iż w XXI wieku zwykło się przerabiać marksizm w duchu przepisywania historii w postaci rekonstrukcji pominiętych składowych owej historii (losy grup pomijanych przez marksizm przy konstruowaniu syntezy dziejowej, np. kobiet), można sądzić, iż celem autorów nie jest nawet próba skonstruowania bardziej adekwatnej, współczesnej syntezy pełniącej funkcję narzędzia operacjonalizacji historii, ale dekonstrukcja owej Marksowskiej syntezy w celu zastąpienia jej syntezą zbudowaną wedle innych kryteriów, które mogłyby być zastosowane również w czasach Marksa, ale nie zostały przezeń wykorzystane z jakichś nie do końca znanych powodów. Mimo że, jak sugeruje Colletti, elementy takiej alternatywnej syntezy można u Marksa znaleźć, jeśli tylko odczytać je jako równorzędne elementy syntezy, a nie jako zjawiska podporządkowane głównemu mechanizmowi determinacji w społeczeństwie klasowym.

Autorzy jednak nie mają wątpliwości, iż niedostatek ten jest wynikiem struktury teorii Marksa, a nie narzuconą w późniejszym okresie interpretacją: „To wykluczenie czynnika ‘subiektywnego’ nie odzwierciedla po prostu zwykłego stereotypu wbrew kulturowym i politycznym wymiarom życia społecznego [wyznawanego] przez ekonomistów marksistowskich. Bierze się ono raczej z nieprzepartej logiki struktury samej teorii. Kapitalista, pod groźbą bankructwa, musi inwestować w gałęzie o najwyższej stopie zysku oraz musi organizować proces produkcji zgodnie z zasadami technicznej efektywności. Kapitalista jest więc zredukowany do roli wykonawcy logiki wynikającej ze struktury cen oraz relacji nakładów do efektów. Robotnik, z kolei, jest zredukowany do rangi towaru, ledwie ‘wartości użytkowej’ dla kapitalisty. Ani kapitalista, ani robotnik nie dokonują rzeczywistych wyborów; każdy robi to, do czego jest zmuszony przez strukturę gospodarczą.” (s. 33)

Pytanie: co wnosiłoby nie redukowanie kapitalisty i robotnika do roli wykonawcy konieczności wynikających z nieprzepartej logiki struktury, skoro mamy pełną świadomość, iż dokonana przez Marksa redukcja zielonego drzewa życia do szarej teorii jest pewnym zabiegiem metodologicznym, a nie pretensją do złapania Ducha Dziejów za lewe odnóże? W swoim życiu poza sferą gospodarczą, zarówno kapitalista, jak i robotnik, mają indywidualny, ludzki los, w którym mogą podejmować najróżniejsze decyzje. Jednak jako statystyczny robotnik czy kapitalista, są oni zmuszeni do zachowań zgodnych z logiką i racjonalnością kapitalistycznych stosunków ekonomicznych. Pojęcie praktyki, które wprowadza zamieszanie w uładzony świat interpretacji marksizmu w duchu II Międzynarodówki, odnosi się raczej do tego momentu, który dotyczy sprzeciwu wobec zastanych stosunków kapitalistycznych. Sprzeciw ten wymaga wysiłku nie przewidzianego w logice determinacji tłumaczącej trwanie danego stanu. Trywializacja wykładni II Międzynarodówki (oraz przejętej od niej wykładni stalinowskiej) buduje logikę przezwyciężenia systemu kapitalistycznego na zasadzie determinacji objaśniającej trwanie. Doświadczenie praktyki jest więc pomocne przy okazji woli przezwyciężenia systemu. Aby praktyka była możliwa, konieczne jest uproszczenie sytuacji w celu znalezienia tego zasadniczego mechanizmu, dźwigni, nacisk na którą spowoduje możliwość przezwyciężenia inercji systemu.

„W obliczu dogłębnie ekonomistycznego i nomologicznego charakteru większości wersji teorii wartości opartych na pracy, garstka marksistów podjęła się przemyślenia od nowa i przeformułowania podstawowych koncepcji Marksowskiej ekonomii. Większość, odmiennie, skłoniła się do tego, co można nazwać ‘redukcją fotograficzną’: jeśli niegrzeczny chłopiec nie może być dobry, to niech chociaż siedzi cicho – podobnie ustawiono ekonomię Marksowską na właściwym miejscu. Tradycyjna analiza niech toczy się własnym rytmem, lecz ‘ekonomia’ zostaje zepchnięta na podrzędne miejsce w ramach teorii Marksowskiej, do sfery życia społecznego, którą lepiej pozostawić ekspertom od ‘wiedzy potępionej’.” (s. 33)
Jednak, jak podkreślają autorzy, takie zepchnięcie ekonomii do kąta powoduje niezdolność do wyjaśnienia fundamentalnej struktury rozwiniętego społeczeństwa kapitalistycznego. Poza tym, czynniki polityczne i kulturowe są w istocie integralną częścią faktycznej struktury stosunków gospodarczych. Tylko w tym kontekście można zrozumieć wymianę siły roboczej na płacę roboczą, organizację procesu produkcyjnego. Takie zepchnięcie oznacza nieadekwatne rozumienie stosunków gospodarczych.

Niezależnie od krytyki stalinowskiej wersji marksizmu, od samego początku obecny na lewicy był krytyczny odbiór doktryny samego Marksa. Nie miejsce tu na drobiazgowe przedstawianie tego zjawiska, grunt, że z krytyką spotykały się od początku fundamentalne elementy tej teorii, w tym teoria wartości oparta na pracy czy materializm dialektyczny. Nie idzie o to, aby bronić teorii w imię samej obrony, ale o to, że krytyka ta opierała się na niezrozumieniu zamysłu samego Marksa, który był ufundowany na wyprzedzającym jego czasy rozumieniu naukowości i metody naukowej.
W wyniku tego niezrozumienia, te właśnie elementy teorii Marksa zostały uznane za nieistotne i zmienne historycznie w zależności od konkretnych, zmiennych uwarunkowań. Ponadto, w tej mierze, w jakiej owe elementy teorii były ujmowane w ramach myśli akademickiej i nie dawały się uzasadnić w logice nauk szczegółowych, jak socjologia czy ekonomika, zostały uznane za słabości samej teorii marksistowskiej. W miarę rozwoju metodologii nauk szczegółowych, traktujących dialektykę jako postać esencjalizmu, nieprzystojnego pozytywnej myśli naukowej, kolejne pokolenia marksistów przyzwyczajały się do myśli o możliwości odrzucenia kolejnych przeszkód, które stały na drodze uznania marksizmu za teorię zasługującą na bytność na salonach wiedzy.

Dogłębna krytyka, z jaką potraktowano – zasłużenie – system radziecki, nie była jednak przeprowadzona z pozycji Marksowskiej ortodoksji. Przeciwnie, krytyka systemu radzieckiego dawała uzasadnienie i usprawiedliwienie dla kolejnych etapów odrzucania kolejnych „dogmatów” w imię zgodności z wymogami analizy naukowej. W efekcie, po upadku ZSRR można już było zawyrokować, jak to zrobił J. Bidet, który stwierdził, iż o ile moc przewidywania teorii marksistowskiej zmalała, o tyle nienaruszona pozostaje jej moc analityczna.

Rzecz w tym, że na tym etapie i na tym poziomie ogólności oznacza to, ni mniej, ni więcej, jak tylko stwierdzenie, że marksizm broni się tym, iż jest najradykalniej krytyczną koncepcją rzeczywistości społecznej. Kategoryczne brzmi stwierdzenie, iż „marksizm faktycznie dostarcza perspektyw interpretacyjnych w odniesieniu do wielkich zmian – społecznych, politycznych, kulturowych, antropologicznych – które właśnie zachodzą. Dlatego jest on, lub może być, mobilizowany gdziekolwiek społeczne lub ludowe walki toczą się przeciwko dominacji ekonomicznej lub biurokratycznej, panowania męskiego, władzy imperialnej czy utowarowieniu przyrody i kultur. A to dodaje trafności, siły oraz potencjalnej powszechności perspektywie alternatywnej globalizacji, która zaczyna się wyłaniać na horyzoncie.”

Przede wszystkim, to stwierdzenie jest przyznaniem, że jednak marksizm stracił siłę zmieniania świata na rzecz ledwie jego interpretowania. Słusznie podkreśla się skalę zjawisk, jakie marksizm wyjaśnia, jednak poszukiwanie pól oddziaływania pozostaje kwestią indywidualnego gustu i nie mierzy w zmianę całościową. Można powiedzieć, że z perspektywy kilkunastu lat nie potwierdziły się te optymistyczne przewidywania, zaś marksizm akademicki pozostaje wciąż w odwrocie, nie wykazując nawet umiejętności zakwestionowania hierarchii ważności problemów typowanych przez analizy niemarksistowskie. Nie ziściło się przekonanie o tym, że marksizm dostarczy spoiwa zdolnego zespolić w proces zmiany społecznej owych wyłaniających się ruchów, nie mówiąc już o alternatywnej globalizacji.

W tej sytuacji, jakby nie był prymitywny, neostalinizm pozostaje, niestety, jedyną masową alternatywą dla pogrążonego w niemocy marksizmu akademickiego i posttrockistowskich niedobitków aktywizmu politycznego.
Odwrotnie do dominującego trendu w marksizmie, wydaje się, iż nadzieja na jego odrodzenie i powrót do rangi teorii dającej możliwości wyznaczania trendów historycznych w przyszłości leży w nawiązaniu do tego, co stanowiło o jego specyfice, a nie to, co dziś jest uważane za cechy nobilitujące go jako teorię rywalizującą z rodziną nauk szczegółowych. Marks nie tworzył teorii naukowej, konkurencyjnej wobec nauk szczegółowych, ale kontynuował krytyczną analizę wyników tych nauk z punktu widzenia praktyki społecznej, tak jak ją rozumiał.

Poza czynnikami natury praktycznej, jak niemożność utrzymania właściwej bazy społecznej, marksizm akademicki, który po II wojnie światowej powoli ukształtował się w świecie anglosaskim i zaczął narzucać swe trendy marksizmowi zachodniemu, o porzuceniu owej bazy zadecydowały względy polityczne, czyli potrzeba odcięcia się od aspektów prostackiego determinizmu i antyhumanizmu kojarzonego ze stalinowską wersją marksizmu. Z teorii krytycznej, marksizm stał się teorią na cenzurowanym. Odchodzenie od aspektów istotnych dla marksizmu odbywało się ewolucyjnie, nierzadko w towarzystwie słusznych i wartościowych analiz, np. dotyczących analiz trzecioświatowych. Jednak właśnie tego typu analizy, jako efekty uboczny, przyniosły przesunięcie ciężkości z kwestii robotniczej w krajach Centrum na kraje Peryferii, całościowo uważanych za kraje-proletariuszy. Ewolucja teorii nie uległaby zapewne takiej metamorfozie w kwestii zasadniczej dla niej, gdyby nie fakt, iż kontrowersje i próby negacji tej istoty doktryny miały miejsce już wcześniej, zaś sama koncepcja Marksa była od początku przyjmowana wrogo przez inne nurty radykalnej myśli mieszczańskiej, np. anarchistycznej. Niezgoda na taką koncepcję wizji historii i badania naukowego może być wyjaśniona w nawiązaniu do pojmowania kwestii dialektyki, która także stanowiła od początku powód dla dyskomfortu marksistów usiłujących przybrać swą teorię w szaty naukowości.

Właśnie w tych dwóch punktach doktryny należy, naszym zdaniem, doszukiwać się możliwości odrodzenia marksizmu jako narzędzia analitycznego, nie popadając w konieczność konformizmu ze stalinowską wykładnią instytucjonalną.

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski

15 sierpnia 2017 r.

Pozostaw odpowiedź

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.