W procesie rewolucji przemysłowej ujawniły i zaostrzyły się sprzeczności nie tylko między pracą i kapitałem, proletariatem i burżuazją, ale również między kapitałem a drobnymi wytwórcami, których rozwój kapitalizmu nieuchronnie niszczył w walce konkurencyjnej. Drobni właściciele prywatni podjęli heroiczną i pełną wyrzeczeń walkę w obronie swojej własności i stanowisk pracy, a część spośród nich zaczęła zrzeszać się w spółdzielnie. Do tych, którzy próbowali zebrać i uogólnić doświadczenia tej walki oraz nadać nowy impuls ruchowi spółdzielców, należał Edward Abramowski (18681918). W procesie rozwoju kapitalizmu i globalizacji pogłębiła się jednak sprzeczność pomiędzy pracą i własnością. Wraz z koncentracją i centralizacją kapitału w coraz większym stopniu własność środków produkcji związana została z własnością pieniądza. Stwarza to dla ruchu spółdzielczego, który zgodnie z własnymi założeniami powinien odzwierciedlać jedność pracy i własności, nowe problemy w skali światowej, zmusza spółdzielnie do szukania nowej produkcji, aby uchronić swoje istnienie w starciu z produkcją wielkich koncernów. Wzrost represywności prawa w okresie globalizacji nie jest przypadkowy ani irracjonalny, jeśli spojrzy się na to z punktu widzenia interesów kapitału. Globalizacja prowadzi do penalizacji biedy, by doprowadzić do obniżenia wartości siły roboczej. A niebotyczny dług publiczny odbiera własność drobnym właścicielom prywatnym i spółdzielczym i faktycznie przekazuje ją finansjerze.
Zapewne u podstaw ukształtowania się Edwarda Abramowskiego koncepcji własności spółdzielczej leżała chęć uniknięcia przekształcenia własności osobistej lub drobnej własności prywatnej w obiekty obrotu towarowego. Rozwinął on ideę kooperatyzmu, w ramach której opowiadał się za likwidacją państwa i zastąpieniem go związkiem kooperatywnym zrzeszającym – na zasadzie dobrowolności – wolnych wytwórców, odpowiadających w granicach swych obowiązków za kształtowanie losów własnych oraz świadomie angażujących się w życie społeczne. Wszystkie potrzeby zbiorowe miały być zaspokajane przez swobodne stowarzyszenia oświatowe, szkolne, uniwersyteckie, antyalkoholowe, sądowe itp., itd. Kooperatywy miały posiadać swoje banki rozliczeniowe i pożyczkowe, sale koncertowe i place zabaw dla dzieci, domy zdrowia (szpitale) i ubezpieczenia na starość, budować domy dla swoich członków i ubezpieczać ich od ognia itp., itd.
W myśl koncepcji spółdzielczości Abramowskiego, miała zostać przywrócona jedność między pracą i własnością, pracą wykonawczą i zarządzającą, producentem i produktem, ale tylko dla tych, którzy pracowali w kooperatywach. Pisał on: „W takich zakładach i gospodarstwach kooperatywnych wyzysk pracujących powinien być zupełnie wykluczony. Robotnicy, którzy tam pracują, są także członkami kooperatywy spożywczej i, jako tacy, są zarazem współwłaścicielami tych fabryk i folwarków, które do kooperatywy należą, biorą udział w zarządzaniu nimi i we wszystkich dochodach, jakie one dają. Interesem więc samych stowarzyszonych będzie, ażeby praca w tych zakładach kooperatywnych była dobrze opłacana, zdrowa, przyjemna i pozostawiająca sporo czasu na życie swobodne”1.
Abramowski uważał, że ludzie wstępują do kooperatywy (spółdzielni) głównie z powodów ekonomicznych. Ale nie są to jej jedyne zadania. Tyle tylko, że aby wypełniać te inne musiały one realizować swoje podstawowe zadania ekonomiczne. W 1912 roku Abramowski wysunął ideę tworzenia „Związków Przyjaźni”, gdyż musiało powstać również „owo ognisko moralne, gdzie dokonywa się odrodzenie duchowe człowieka, gdzie kształci się kooperatysta prawdziwy, człowiek nowy”. Związki Przyjaźni wyobrażał sobie jako związki „sąsiedzkie, których zadaniem jest pomoc wzajemna we wszystkiem. Dla człowieka, który doń należy, Związek powinien stać się jakby wielką rodziną”2. Przedstawiając zaś zwięzłą definicję Związku Przyjaźni pisał, że „jest to towarzystwo dobroczynności działające na zasadach kooperatyzmu, czyli pomoc wzajemna, rozszerzona na wszystkie wypadki życia i wykonywana w małych grupach ludzi, znających się osobiście”3. Uzasadniając potrzebę ich tworzenia pisał, że były one „konieczną dalszą fazą rozwojową kooperatyzmu, […] który wszedł już szeroko w dziedzinę handlu i finansów, w dziedzinę rolnictwa i przemysłu, i dalej jeszcze w dziedzinę rozmaitych instytucyj publicznego użytku, które dotychczas były monopolem państwowym, lub towarzystw akcyjnych, kooperatyzm powinien zrobić jeszcze jeden zwycięski krok naprzód i wejść do dziedziny filantropji”4. Uznanie przez Abramowskiego filantropii za trwały element rzeczywistości, jest najlepszym dowodem na jego pogodzenie się z jej społeczno-ekonomicznymi przyczynami.
W programie tworzenia spółdzielni spożywców swoje główne uderzenie E. Abramowski kierował przede wszystkim przeciwko drobnym sklepikarzom i pośrednikom w handlu. Większość zapowiedzianych przez niego korzyści spółdzielczości spożywców związana była z zapatrywaniem się po niższych cenach w hurtowniach. Zysk kupiecki, zagarniany wcześniej przez pośredników, miał zostać przekształcony we wspólny dochód stowarzyszenia5.
E. Abramowski posługiwał się kategoriami stosowanymi w analizie gospodarki kapitalistycznej. Kooperatywa w niczym nie naruszała więc zasad jej funkcjonowania. W wyniku działania prawa wartości, gdyby ruch spółdzielczy stał się powszechny i zmonopolizował jakąś sferę gospodarki, musiałyby odrodzić się w niej wszelkie negatywne zjawiska, które E. Abramowski chciał zwalczać, powstałyby nierówności i sprzeczności ekonomiczne między zrzeszeniami i kooperatywami, tak jak istniały między kapitalistycznymi przedsiębiorstwami. Faktycznie jednak rozwój społeczno-ekonomiczny handlu poszedł inną drogą, i dzisiejsze markety przyciągają klientów niskimi cenami, które są w stanie regulować dzięki wyeliminowaniu pośrednictwa hurtowni i bezpośrednim związkom z producentami.
Zależnie od istniejących warunków społecznych, własność spółdzielczą można traktować ze względu na dalekosiężne intencje przyświecające organizatorom, albo jako własność ogólnospołeczną, gdy ruch spółdzielczy jest powszechny i gdy praktycznie każdy może być jego członkiem, albo jako grupową formę własności prywatnej, gdy tworzy się spółdzielnię dla zmniejszenia wyzysku ze strony pośredniczącego, zwłaszcza drobnego kapitału kupieckiego i gdy wstąpienie do kooperatywy wymaga wniesienia udziałów finansowych lub rzeczowych. Ten dylemat w ocenie ruchu spółdzielczego widoczny jest w pismach Abramowskiego. Z jednej strony stawiał on przed ruchem spółdzielczym cele polityczne, zorganizowania społeczeństwa w formie „wolnych zrzeszeń”, które, gdyby nie fakt, że były skierowane przeciwko państwom zaborczym, gdyż Abramowski nie doczekał niepodległej Polski, można by uznać za przejaw anarchizmu6.
Z drugiej strony, Abramowski uznał w pełni zasady kapitalistycznej gospodarki rynkowej. Namawiając do tworzenia spółdzielni w rolnictwie, sprzeciwiał się faktycznie podziałowi majątków obszarniczych, likwidacji prywatnej własności ziemi i jej nacjonalizacji. Nie nawoływał też kapitalistycznego państwa do materialnej i finansowej pomocy dla ruchu spółdzielczego, jako sprzecznej z jego ideą samopomocy. Można byłoby się w tym doszukiwać podobieństw do pruskiej drogi rozwoju kapitalizmu w rolnictwie. Sprzeczne i niekonsekwentne poglądy Abramowskiego znajdują swój wyraz z jednej strony w antykapitalistycznej retoryce, sugerującej możliwość zniesienia wyzysku społecznego bez rewolucyjnych przeobrażeń społeczno-ekonomicznych i politycznych, a z drugiej w zachowywaniu ekonomicznych podstaw ustroju kapitalistyczno-obszarniczego7.
Pierwsze refleksje na temat problemu relacji między pracą i własnością, które mają miejsce w pismach Abramowskiego, możemy odnaleźć już w pismach angielskiego filozofa Johna Locke’a (1632-1704).
Locke traktował pracę jako środek do legitymizowania własności prywatnej i bogactwa. Znalazło to swój wyraz w jego Dwóch traktatach o rządzie. Powoływał się na zdanie z Biblii, że Bóg nadał ludziom świat we wspólne władanie. Ponieważ każdy człowiek dysponował własnością swej osoby, do niego należały również efekty jego pracy. Poprzez pracę człowiek wydobywał to, co ustanowiła natura i czynił swoją własnością. Ten sposób rozumowania tkwi również u podstaw ruchu spółdzielców, którzy chcą produkować dla „siebie” i „swoich”.
Według Locke’a, w stanie naturalnym, kiedy wszystkiego, zwłaszcza ziemi, było pod dostatkiem, a nawet w pewnym nadmiarze, aby przywłaszczyć sobie coś z przyrody nie trzeba było nikogo pytać o zgodę. Każdy mógł łowić ryby, w będącym we wspólnym władaniu oceanie, lub upolować jakieś zwierzę, w wytropienie którego włożył pracę, jeśli nie było wcześniej własnością kogoś innego. Każdy mógł uprawiać tyle ziemi, ile potrzebował, ale bez zgody wszystkich nie mógł się odgrodzić. Istniały naturalne bariery przed wzrostem własności. „Miara własności została właściwie ustanowiona przez naturę w oparciu o zakres ludzkiej pracy i wygody życia. Żaden człowiek nie mógłby przez pracę podporządkować sobie i zawłaszczyć wszystkich dóbr, gdyż korzystając z nich nie mógł zużyć ich więcej, niż tylko małą część. Tak więc niemożliwe było, aby w ten sposób jeden człowiek wkraczał w uprawnienia drugiego lub zajmował cudzą własność krzywdząc swego sąsiada”8.
W stanie naturalnym ludzie byli sobie równi, nie gromadzili niczego ponad swoje potrzeby, nie było wyzysku, zysku i zawłaszczanej przez kapitał pracy dodatkowej; gdyby przywłaszczyli więcej produktów niż potrzebują i te zepsuły się, – popełniliby przestępstwo. Dla Locke’a własność, będąca symbolem pracowitości, źródłem bogactwa i kryterium oceny jednostki, była święta i nienaruszalna. Ale powstałe stosunki towarowo-pieniężne pozwoliły gromadzić ziemię i poszczególne dobra ponad naturalne i racjonalne potrzeby. Locke opowiadał się za pozostawieniem jednostkom przez państwo swobody działalności gospodarczej, chociaż dostrzegał, że manipulacje kapitałem przyczyniały się do jego pomnożenia.
Wagę i znaczenie poglądów Locke’a dostrzegał także Karol Marks. Stały się one – jego zdaniem – klasycznym wyrazem „idei prawnych społeczeństwa burżuazyjnego w opozycji do feudalnego”, a filozofia Locke’a „posłużyła całej późniejszej ekonomii angielskiej za podstawę wszystkich jej idei”9. Jak później trafnie zauważył Stanisław Kozyr-Kowalski, pod wpływem filozofii Johna Locke’a, „prawo europejskie zostało zdominowane przez indywidualizm posesyjny, który głosi, że jedna tylko osoba może być właścicielem danej rzeczy”10.
Marks krytykował jednak Locke’a za to, że dla niego wartość dodatkowa istniała tylko jako praca dodatkowa, czyli cudza praca, której przywłaszczanie umożliwiają swym właścicielom ziemia i kapitał, stanowiące niezbędne warunki pracy. W ten sposób Locke wyjaśniał tylko, „w jaki sposób dzięki pracy indywidualnej może powstać własność indywidualna, pomimo istnienia common property (wspólnej własności) zasobów przyrody”11. Granicą własności prywatnej była dla Locke’a osobista praca, ale ulegała ona przesunięciu w wyniku „wymiany produktów nietrwałych na pieniądze (abstrahując od innej wymiany)”12. Ruch spółdzielczy mógł odegrać w tym sensie ogromną rolę w walce z pozostałościami średniowiecza i w kształtowaniu wśród mas znajomości zasad funkcjonowania gospodarki kapitalistycznej oraz organizowania tych mas do walki z wielkim kapitałem.
Marks natomiast uważał, że praca pokrywała się z własnością jedynie w ramach działalności stanowiącej proste pozyskiwanie surowców (rybołówstwo, myślistwo, zbieractwo owoców) oraz rzemiosła i drobnotowarowego rolnictwa. W wyniku historycznego procesu kapitał doprowadził do oderwania obiektywnych warunków pracy od samej pracy, do oddzielenia własności od pracy, do przekształcenia pracy w siłę roboczą i podporządkowania sobie całej produkcji. Wielki kapitał niszczył pracę rzemieślniczą i drobną własność pracującego rolnika. Marks pisał, że oddzielenie siły roboczej od własności rozszerza swój zakres, póki nie stanie się „powszechnie panującym zjawiskiem społecznym”. Ale w warunkach gospodarki kapitalistycznej, „oddzielenie to zniesione zostaje wyłącznie przez sprzedaż siły roboczej właścicielowi środków produkcji”. Dodawał jednocześnie, że „nabywca i sprzedawca występują wobec siebie, w ich stosunku klasowym”13.
Wydaje się, że Locke’a koncepcja własności opartej na pracy, miała większe szanse urzeczywistnienia i rozwoju, gdy produkcja była w przeważającej mierze oparta na pracy prostej, jedności człowieka i przyrody oraz pracy i produktu. W tym czasie ruch spółdzielczy gwarantował względną równowagę pomiędzy pracą i własnością, zapewniał kontakt producenta z wytworem jego pracy, przeciwdziałał alienacji pracy i produktu, która stała się prawdziwą zmorą produkcji fabrycznej. Ruch ten był próbą przeciwstawienia się destrukcyjnemu oddziaływaniu rozwijającej się gospodarki kapitalistycznej na drobną produkcję towarową, która de facto była już wtedy reliktem odchodzącej epoki. Ale ponieważ akceptował (nie podważając istoty) zasady gospodarki kapitalistycznej, nie mógł wyeliminować przyczyn zjawisk, których skutki chciał pokonać. Sytuacja stała się bardziej skomplikowana, gdy pozyskiwanie sił i produktów przyrody w miarę rozwoju kapitalizmu stawało się w coraz większym stopniu zależne od posiadania kapitału trwałego i obrotowego, którego spółdzielcom brakowało, gdyż we własnym gronie nie byli w stanie zapewnić odpowiedniej akumulacji. Proste rezerwy uległy wyczerpaniu i korzyści wynikające z efektu skali produkcji spółdzielczej przestały wystarczać.
Spółdzielnie funkcjonujące obecnie podlegają prawom gospodarki towarowej i wolnego rynku, a to znaczy, że są niszczone przez konkurencję ze strony wielkiego globalnego przemysłu i wielkokapitalistycznego handlu, którego istota najlepiej przejawia się w wielkich sieciach handlowych. Nie można więc zorganizować wymiany produktów pomiędzy spółdzielniami oraz spółdzielniami a kapitalistycznym otoczeniem, w oparciu o czas pracy z pominięciem pieniądza, aby uniemożliwić przejmowanie pracy spółdzielców przez kapitał handlowy i finansowy. Pieniądz służy do wyceny majątku spółdzielni i wartości towarów. Biorąc to wszystko pod uwagę można przypuszczać, że mają one większe szanse utrzymania się w produkcji niszowej, którą nie jest zainteresowany wielki kapitał.
Żeby określić współczesne funkcje i perspektywy własności spółdzielczej, nie wystarczy jej formalno-prawna analiza. Konieczne jest spojrzenie na problem spółdzielczości przez pryzmat ekonomiczno-socjologicznej teorii własności.
Stanisław Kozyr-Kowalski (1936-2004), pisząc o ekonomiczno-socjologicznej koncepcji własności wskazywał, że ze względu na stosunek, w jakim poszczególne przedmioty pozostają do wymiany towarowo-pieniężnej i społecznego podziału pracy, można wyodrębnić: własność osobistą, którą stanowią obiekty służące zaspokojeniu potrzeb danej jednostki i nie mogące być przedmiotem wymiany towarowo-pieniężnej; własność prywatną, którą stanowią przedmioty mogące być w każdej chwili sprzedane i służące produkcji towarów rynkowych; oraz własność wspólną lub publiczną, którą stanowią obiekty pozostające poza sferą stosunków towarowo-pieniężnych i niemogące być sprzedane. Jako przykład takich obiektów podawał: terytorium danego państwa, ulice miast, kościoły, zabytki, parki narodowe, place, teatry, okopy w czasie wojny itp., itd.14 Zgodnie z założeniami E. Abramowskiego do własności wspólnej lub publicznej, z racji wyłączenia jej z obrotu towarowo-pieniężnego, możemy zaliczyć również własność spółdzielców.
Stosunki towarowo-pieniężne są jednym ze środków koncentracji i centralizacji kapitałów oraz płaszczyzną walki między poszczególnymi klasami o podział wartości dodatkowej. S. Kozyr-Kowalski pisał, że kapitał finansowy, wypożyczając pieniądze w zamian za procent, przyswaja sobie mniejszą lub większą część wartości dodatkowej i produktu dodatkowego wytworzonego za pomocą środków produkcji, będących formalnoprawną własnością kapitalistów przemysłowych, drobnochłopskich, drobnomieszczańskich, czy bezpośrednich spółdzielczych producentów. Prowadzi to, „w przypadkach wysokiego zadłużenia pożyczkobiorców – do przekształcenia się formalnoprawnej własności kapitalisty przemysłowego lub chłopa czy rzemieślnika […], we własność czysto nominalną, w ekonomiczną pełną własność posiadacza kapitału pożyczkowego”15. Zadłużeni spółdzielcy są tylko formalnymi, a nie faktycznymi właścicielami spółdzielni.
Rozwój społecznego podziału pracy sprawia, że nie należy problemu własności prywatnej i spółdzielczej sprowadzać do zmysłowo-fizycznego kontaktu z nią jej właścicieli. To tylko drobny chłop, rzemieślnik, kupiec i pracujący spółdzielca mogli korzystać ze swoich środków produkcji pod warunkiem nawiązania z nimi kontaktu zmysłowego w postaci bezpośrednio produkcyjnej. Im bardziej jednak środki produkcji przybierały kolektywny charakter, tym bardziej takie pojmowanie własności przestawało wystarczać. Kozyr-Kowalski pisał, że kapitalistyczny właściciel może korzystać ze swoich środków produkcji bez potrzeby nawiązywania z nimi zmysłowo-fizycznego kontaktu w postaci bezpośrednio produkcyjnej. Dzieje się tak m.in. dlatego, że na rynku towarowo-pieniężnym istnieje wyspecjalizowana siła robocza zdolna do nadzoru, koordynacji i kierowania procesem produkcyjnym. Właściciel środków produkcji może swoje produkty wymieniać na pieniądze.
„Wymiana towarowo-pieniężna prowadzi bowiem do daleko posuniętego uniezależnienia sposobu korzystania przez właściciela ze środków produkcji od właściwości przyrodniczo-historycznych, od cech fizyczno-chemicznych przysługujących uzyskanym dzięki tym środkom produkcji produktom. Wystarczy określoną ilość zboża przekształcić w ogólny ekwiwalent wszystkich towarów, aby korzystanie z posiadanych środków produkcji przybrało postać możliwości korzystania z wszystkich dóbr materialnych i duchowych, które mogą być uzyskane w zamian za pieniądz”16. Ponieważ użytkowanie rzeczy jest realną stroną własności „typową dla burżuazyjnego społeczeństwa postacią własności środków produkcji nie jest własność oparta na bezpośrednim kontakcie zmysłowym właściciela z obiektem swojej własności, lecz własność środków produkcji zapośredniczona przez własność pieniądza i występująca jako własność różnych postaci kapitału. […] Najbardziej charakterystycznym typem zapośredniczonej przez własność pieniądza – własności środków produkcji jest we współczesnym kapitalizmie własność akcji. Posiadacz kapitału akcyjnego o takich rozmiarach, który mu zapewnia środki utrzymania i zwalnia od konieczności podjęcia jakiejś pracy produkcyjnej lub nieprodukcyjnej, korzysta z należących prawnie do danej korporacji środków produkcji w taki sam sposób, jak to czynił niegdyś wielki kapitalista, »kapitan przemysłu«, korzystający z należących do niego, również prawnie środków produkcji. Posiadacz kilku kopalni węgla czy kilku hut korzystał ze swoich środków produkcji w taki sam sposób, jak współczesny posiadacz akcji korzysta ze środków produkcji będących prawną własnością korporacji. Jednemu i drugiemu własność środków produkcji zapewnia posiadanie tych wszystkich dóbr materialnych i duchowych, które są wymienialne na pieniądz. Jeden i drugi, dzięki własności środków produkcji ma zapewnione bez pracy elementarne i luksusowe środki egzystencji”17. To określa obecne zagrożenia dla własności spółdzielczej.
Zdaniem Kozyra-Kowalskiego coraz więcej prawników zdaje sobie sprawę z tego, że osoba prawna jako podmiot własności jest pewną fikcją myślową, zakładającą, że tylko jedna osoba może być właścicielem danej rzeczy. W myśl ekonomiczno-socjologicznej teorii własności podmiotem własności są jednostki ludzkie wchodzące w danym czasie i miejscu w określone zależności z innymi ludźmi oraz zajmujące podobne lub różne miejsce w społecznej przestrzeni i czasie. Wspólnota narodowa staje się podmiotem własności państwowej głównie poprzez system podatkowy. „Tworzona za pomocą podatków własność narodowa przekształca się w wydatki na środki pracy i płace robocze pracowników tworzących stany społeczne: wojskowych i policjantów, uczonych i nauczycieli, urzędników państwowych i lekarzy, prawników i duchownych. Korzystne zamówienia rządowe, premie eksportowe, tanie kredyty, subwencje, ulgi podatkowe czynią z części własności narodowej własność jednostek należących do klasy właścicieli kapitału lub klasy drobnomieszczańskiej. Istniejące we wszystkich krajach rozwiniętych subwencje dla rolnictwa przekształcają część własności narodowej we własność klas farmerskich i rolniczych. Część narodowego bogactwa staje się dzięki bezpłatnej służbie zdrowia, wydatkom rządowym na szkolnictwo, zasiłkom dla bezrobotnych i ubogich, tanim mieszkaniom, powszechnie dostępnym środkom rekreacji i rozrywki, dobrom kultury własnością różnych klas pracowników najemnych. […] Wydatki rządowe i samorządowe na tworzenie i utrzymanie dóbr, które są formalnie wszystkim dostępne: dróg i autostrad, ulic i placów miejskich, parków i lasów, środków ochrony środowiska, zabytków historycznych przekształcają się w realną i nierówną współwłasność ekonomiczną jednostek z określonych klas i stanów społeczeństwa. A także w obiekty własności wspólnot miejskich i wiejskich. Te zaś z kolei przekształcają się w realną własność ekonomiczną przede wszystkim jednostek z tych klas i stanów, które są obecne na terenie poszczególnych miast i wsi”18. Własność spółdzielcza staje się więc również w jakimś stopniu własnością ogólnospołeczną, ale to zależy m.in. od tego, komu w ostateczności służy system podatkowy.
Aby wyjaśnić zależności i różnice między własnością formalno-prawną a własnością w sensie ekonomiczno-socjologicznym, Kozyr-Kowalski pisał: „Wyłączny prawnie właściciel banku musi uczynić realno-ekonomicznymi jego współwłaścicielami tych wszystkich kapitalistów przemysłowych, handlowych, managerów, farmerów i rzemieślników a nawet pracowników najemnych, którzy złożyli w banku pieniądz przynoszący procent a więc kapitał finansowy. Wyłączny właściciel prawny dopuszcza też do współwłasności ekonomicznej banku właściciela tej ziemi, na której budynki banku zostały wzniesione wtedy, gdy płaci mu czynsz dzierżawny. Ten sam bank staje się realno-ekonomicznym współwłaścicielem środków bezpośredniej i pośredniej produkcji, które formalnie stanowią wyłączną własność kapitalistów przemysłowych, handlowych, rzemieślników i drobnych kupców wtedy, gdy staje się ich wierzycielem, gdy otrzymuje od nich procent od wypożyczonego kapitału. Stosunki dzierżawy ustanawiają ekonomiczną współwłasność ziemi dwóch lub trzech osób tam, gdzie dla prawa istnieje jeden tylko podmiot własności. Dzierżawca może być nawet ekonomicznym właścicielem ziemi w większym stopniu niż jego wyłączny właściciel prawny”19, chociaż z formalno-prawnego punktu widzenia żaden dzierżawca ziemi nie jest nigdy jej właścicielem. Tak więc spółdzielcy, składając swoje oszczędności i zyski, w jakimś stopniu stają się współwłaścicielami banku, ale chyba w większym stopniu bank staje się współwłaścicielem spółdzielni, gdy pożycza jej pieniądze i kontroluje jej finanse.
Ekonomiczno-socjologiczna koncepcja własności pozwala wejrzeć w istotę stosunków własności spółdzielczej. Ekonomicznym jej współwłaścicielem staje się cała wspólnota narodowa za pośrednictwem państwa i jego systemu podatkowego, a szczególnie klasy i warstwy panujące w państwie i osiągające najwyższe dochody. Jeśli zaś państwo staje się obciążone długiem publicznym, koszty jego obsługi spadają na wszystkich tych, którzy nie wykupili państwowych papierów dłużnych, w tym także na spółdzielców, płacących podatki bezpośrednie i pośrednie. W warunkach finansjeryzacji rynków, działalności kredytowej banków i polityki podatkowej państwa, spółdzielcy mogą być jedynie formalno-prawnymi właścicielami swego warsztatu pracy, zaś realny produkt ich pracy może być przechwytywany przez inne grupy społeczne lub międzynarodowe instytucje finansowe, z czego zupełnie spółdzielcy nie muszą zdawać sobie sprawy. W stare formy prawne może wlać się zupełnie nowa treść społeczno-ekonomiczna, czego jeśli się nie rozumie, to może być źródłem osobistych dramatów spółdzielców lub innych właścicieli środków produkcji.
Ruch spółdzielczy obok zadań ekonomicznych stawiał sobie również cele wychowawcze. Jego sukcesy na tym polu są nie do przecenienia. W warunkach globalizacji pracę wychowawczą kapitał traktuje jednak w dużym stopniu jako niepotrzebny wzrost kosztów. W związku z tym osłabieniu socjalnej roli państwa w ostatnich dziesięcioleciach, towarzyszył wzrost jego represyjnych funkcji, co widocznie neoliberałowie uważają za mniej kosztowne niż wychowanie. W Polsce na początku kapitalistycznej transformacji było ponad 45,6 tys. tymczasowo aresztowanych i odbywających kary, a w 2007 r. już ponad 76 tys. W marcu 2007 r. w więzieniach przebywało nawet 91 331 osób, czyli 234 osadzonych na 100 tys. mieszkańców. Był to najwyższy (po Litwie, Łotwie i Estonii) wynik w Unii Europejskiej, co świadczy zapewne o skali sprzeczności społecznych. Jeszcze gorzej było w Stanach Zjednoczonych, uważanych za matecznik neoliberalizmu i globalizacji, gdzie w 1997 r. na 100 tys. mieszkańców było 648 osadzonych, a w roku 2006 już 738. Współczynnik ten wzrósł w latach 1997-2006 w Holandii z 87 do 128, w Belgii z 82 do 91, w Niemczech za rządów Schrödera z 90 do 95, we Włoszech z 87 do 104.
Powrót większości współczesnych państw do większej represji karnej, zwłaszcza wobec biedniejszych części społeczeństw, jest więc strukturalnie powiązany z neoliberalnym kursem gospodarki światowej, i nie ma w tym przypadku. Powstał program „zero tolerancji”, który wychodząc od ludowych mądrości zakłada, że konsekwentnie zwalczając drobne wykroczenia zaradzi się poważnym przestępstwom. Państwo, uciekając się do represji wobec słabszych ekonomicznie warstw społecznych, chce pokazać zamożnym grupom społecznym, że jest potrzebne i panuje jeszcze nad sytuacją, że tylko ono jest w stanie narzucić miejsca pracy bez standardów socjalnych, rozpatrywać sprawy szybko, bez procedur sądowych, przed sądami 24-godzinnymi.
Poprzez kryminalizację nędzy dąży się do narzucenia nisko płatnej pracy niechcącym jej niewykwalifikowanym i do zdyscyplinowania nisko opłacanych pracowników. „Cel reformy: uspokoić przestraszone klasy średnie i wyższe – te, które chodzą do wyborów – za pomocą permanentnego nękania biednych w przestrzeni publicznej (w parkach, na ulicach, dworcach, w autobusach, w metrze, itp.). Do celu prowadzą trzy środki: zwiększenie stanu osobowego i wyposażenia jednostek policji, decentralizacja operacyjnej odpowiedzialności i scedowanie jej na komisarzy dzielnicowych wraz z ilościowym określeniem zadań oraz wprowadzenie systemu informatycznego (z centralną bazą danych, dostępną w komputerach samochodów patrolujących). Pozwalają one na stałą obecność sił porządkowych i na prawie natychmiastową interwencję. Skutkuje to surowym stosowaniem prawa wobec pomniejszych wykroczeń, takich jak pijaństwo, hałasowanie, żebractwo, nieobyczajność, groźby pospolite oraz innych »zachowań aspołecznych związanych z bezdomnymi«”20.
Neoliberalizm rozrywa tradycyjne więzi pokoleń występujące we wspólnocie spółdzielców. W Nowym Jorku i USA, gdzie najpierw przetestowano program „zero tolerancji”, wystąpił wzrost liczby osób osadzonych w więzieniach i obniżenie średniej ich wieku. Jeszcze w latach 70. XX wieku, gdy liczba więźniów spadła do 380 tys., debatowano tam o karach zastępczych i ograniczeniu kary więzienia do „najbardziej niebezpiecznych przestępców” (15%), o możliwości „kraju bez więzień”. Wraz z triumfem neoliberalizmu w gospodarce, liczba więźniów nieustannie rośnie. W 1998 było już ponad 2 miliony więźniów. W latach 90. dla ponad 55 milionów osób założono kartoteki policyjne (1/3 dorosłej męskiej populacji), a po 2001 roku, antyterrorystyczna psychoza sprawiła, że powstało ponad 700 tys. kartotek osób podejrzanych o terroryzm. Gdyby wszystkich więźniów zebrać w jednym mieście, stanowiłoby ono czwarte miasto USA, a cały system penitencjarny w 1993 roku zatrudniał ponad 600 tys. pracowników, co czyniło z niego trzeciego pracodawcę, zaraz za General Motors, siecią marketów Wal-Mart. Rośnie liczba i wymiar wyroków skazanych za posiadanie i handel narkotykami we Włoszech, Hiszpanii, Portugalii, Niemczech, Wielkiej Brytanii i Holandii. W USA w 1995 roku 6 na 10 skazanych znalazło się w więzieniu za posiadanie lub handel narkotykami. „We wszystkich tych krajach rozbudowa więzień w ostatnich latach służyła niemal w całości absorpcji toksykomanów”21, zwłaszcza z uboższych dzielnic.
W Polsce w 2007 roku na 294 826 skazanych dorosłych prawomocnie przez sądy powszechne za przestępstwa ścigane z oskarżenia publicznego, 68 962 skazanych stanowiły osoby za prowadzenie pojazdów na drodze w stanie nietrzeźwym lub pod wpływem środka odurzającego. Skazanych tych było więcej niż za kradzieże (28 676) i kradzieże z włamaniem (15 534)22. Władze polskie jako główną przyczynę poważnych wypadków drogowych nagłaśniają jazdę kierowców w stanie nietrzeźwym, choć wiadomo, że ma to miejsce jedynie w od 7 do 10% przypadków, co automatycznie oznacza ich winę. Pozwala to rządzącym jednocześnie ukryć swoją nieudolność w organizacji budowy dróg i uniknąć odpowiedzialności za śmierć na drogach około 40 osób każdego tygodnia. Tak duży udział przestępstw drogowych w ogólnej liczbie przestępstw świadczy o tym, że ściganie przestępstw w okresie neoliberalizmu uległo utowarowieniu i komercjalizacji. Koszty ścigania przestępstw „drogowych”, w porównaniu z innymi, są żadne, wysiłek policji niewielki, wystarczy ustawić fotoradar lub stanąć za wzniesieniem i kasować, albo przyjeżdżać do już zaistniałych kolizji – któraś ze stron wypadku jest zawsze winna i zasługuje, co najmniej na mandat.
Zaostrzenie polityki karnej na krótką metę prowadzi do zmniejszenia bezrobocia. W dłuższej perspektywie czasowej czyni praktycznie byłych więźniów niezdolnymi do znalezienia pracy na nasyconym rynku pracy, zakłóca ich rozwój edukacyjny, matrymonialny, zawodowy, rodzinny. Bezrobotnym łatwiej jest trafić do aresztu tymczasowego, częściej mogą liczyć na wyższy wyrok, rzadziej na wyrok w zwieszeniu, grzywnę, skrócenie kary lub zwolnienie warunkowe. Więźniowie i byli więźniowie wpadają w spiralę penalnej pauperyzacji. Czas odrzucić idealizacyjny mit o wyłącznie resocjalizacyjnej funkcji zakładów karnych. Więzienia stały się ważnym elementem w zarządzaniu nędzą.
Do zastraszenia potencjalnych przestępców (a właściwie obywateli) służą aresztowania osób, które znalazły się „w kręgu podejrzenia”. Rośnie w Polsce liczba osób niesłusznie aresztowanych. Odszkodowania i zadośćuczynienia w roku 2009 wypłacono w wysokości prawie 6 mln zł, w 2010 – 9,5 mln zł, a w 2011 aż 13,5 ml zł. Sędziowie, prokuratorzy i policjanci są w tym przypadku praktycznie bezkarni i nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za swoje błędy. Odszkodowania wypłaca się ze skarbu państwa, z kieszeni podatnika. Od funkcjonariuszy publicznych w wyniku 5 procesów sądowych za nadużycia władzy, w 2011 roku udało się odzyskać jedynie symboliczną sumę – 14,4 tys. zł.23
Rozbudowa więzień jest zaprzeczeniem koncepcji „Związków Przyjaźni” Edwarda Abramowskiego ale jest zgodna z projektem neoliberalnym. Oficjalnie mówi się, że więzienie ma służyć resocjalizacji jednostki i zwróceniu jej społeczeństwu. Ale poprzez osadzenie w więzieniu człowiek zostaje szczelnie odizolowany i oderwany od społeczeństwa, które zostaje pozbawione wiadomości o skazanym i postępach w jego resocjalizacji. Tworzy się oddzielne więzienia dla mężczyzn i kobiet. Społeczeństwo, które powinno resocjalizować, zostaje sprowadzone do kadry więziennej. Kara ma odstraszać potencjalnych złoczyńców, ale czyni to poprzez nieobecność w społeczeństwie i izolację skazanego.
Trudno uzasadnić tezę, że po pobycie w więzieniu skazany zostaje zwrócony społeczeństwu i powraca do społeczeństwa, skoro pobyt w więzieniu pozbawia go wszystkiego, co było mu drogie i co go wiązało ze społeczeństwem, nierzadko traci pracę, rodzinę, mieszkanie i kwalifikacje zawodowe. Zgodnie z oficjalnymi deklaracjami kara ma być dostosowana do przestępcy, ale w rzeczywistości dotyka także rodzinę skazanego, która niejednokrotnie niczego o przestępstwie nie wie w momencie jego popełniania, a traci środki do życia, czym sąd się nie przejmuje. Wyjście sporej liczby więźniów z więzienia nie jest więc traktowane jako powrót do społeczeństwa, ale jako ingerencja intruza w nowe stosunki społeczne. Dlatego były więzień często bywa odrzucony przez najbliższe sobie środowisko, co podyktowane jest obawami o to, że więzienia są nie tylko miejscem resocjalizacji, ale również miejscem edukacji przestępczej i zbrodni.
Ta produkcja recydywistów przez neoliberalny system penitencjarny nie jest przypadkowa, lecz wynika właśnie z jego sprzecznej istoty. Pobyt w więzieniu, wobec nadużywania władzy przez strażników, rodzi solidarność osadzonych przestępców, a ci, którzy trafili do niego pierwszy raz przyswajają sobie przestępcze doświadczenia innych współwięźniów lub recydywistów i organizują się w przyszłe gangi. Recydywiści po wyjściu z więzienia pozostają pod nadzorem policji, są dobrym materiałem na donosicieli, szpiclów i prowokatorów. Więzienie również pośrednio produkuje przestępców poprzez to, że wtrąca w nędzę rodzinę więźnia. Foucault twierdzi, że walka z przestępczością poprzez osadzanie przestępców w więzieniach jest „podwójnym błędem ekonomicznym: bezpośrednim, ze względu na koszty jego organizacji i pośrednim, ze względu na koszt przestępczości, której nie zmniejsza”24.
Edward Abramowski zaś przeciwstawiał się państwu jako zorganizowanej sile przymusu i gwałtu nad jednostką. Zalecał bojkot i bierny opór wobec wszystkiego, co z nim związane. Jego miejsce powinny zająć stowarzyszenia, zaspokajające zbiorowe potrzeby ludzi w sposób naturalny bez odwoływania się do kodeksu karnego i policji. W Ustawie stowarzyszenia „Komuna” pisał, że: „a) Członek komuny nie podaje skarg do sądu, b) Nie bierze udziału w sądach przysięgłych, c) Nie świadczy przed sądem, chyba w celu ocalenia podsądnego, d) Nie przyjmuje wezwania sądowego w sprawach cywilnych, e) Nie wykonywa wyroków sądowych, które mu dają moc krzywdzenia kogoś, f) Nie denuncjuje złodziei ani zbrodniarzy przed policją, g) Nie pomaga policji w wykrywaniu lub schwytaniu przestępcy, […] o) Nie oddaje dzieci do szkół rządowych”25.
Tak jak, w warunkach neoliberalizmu utowarowieniu i komercjalizacji uległ system penitencjarny, utowarowieniu i komercjalizacji uległ również dług publiczny, którego koszty obsługi przybrały postać haraczu nałożonego na pracującą większość społeczeństwa, utrzymującą się z pracy własnej i sprzedaży swej siły roboczej. Poziom długu publicznego Niemiec i Francji w 2011 roku wynosił ponad 82% produktu krajowego brutto (PKB). We Włoszech ponad 120%. W Belgii 97%. W Wielkiej Brytanii, pozostającej poza strefą euro, ponad 84%. W USA ponad 90%. W Japonii prawie 200% PKB. W Polsce państwowy dług publiczny w 2011 roku wyniósł ponad 813 mld zł, podczas gdy w 2000 roku jeszcze tylko 280 mld zł. W ciągu 11 lat dług publiczny w Polsce wzrósł z prawie 38% do ponad 55% PKB. Dane te oznaczają, że od takich sum płaci się odsetki dla instytucji finansowych i posiadających obligacje państwowe bogatych osób prywatnych.
Pożyczanie pieniędzy państwu nie jest działalnością filantropijną. Pożycza się po to, aby na tym zarobić. Państwo musi ponosić wydatki na obsługę długu publicznego, które odnoszą się do skupu krótkookresowych weksli skarbowych i obligacji państwowych, spłat rat kapitałów oraz spłat oprocentowania średnio- i długookresowych pożyczek, zarówno wewnętrznych, jak i zewnętrznych. Koszty obsługi długu publicznego w Polsce w 2001 roku pochłonęły 12,1%, w 2005 roku 12%, a w 2009 roku 10,8% wydatków budżetu państwa. W 2009 roku obsługa długu publicznego wymagała ponad 32,2 mld zł. Była to druga pozycja po dotacjach dla obowiązkowych ubezpieczeń społecznych (64 mld). Koszty obsługi długu publicznego w 2009 roku były większe niż łączne wydatki na obronę narodową (16,8 mld), administrację publiczną (10,7 mld), ochronę zdrowia (6,8 mld), oświatę i wychowanie (1,7 mld), gospodarkę komunalną i ochronę środowiska (0,8 mld).
O skali tych wydatków może świadczyć porównanie ich z wydatkami na pomoc społeczną i pozostałe zadania w zakresie polityki społecznej (prawie 16 mld). W połowie 2010 roku dług publiczny w Polsce wynosił 721 mld zł, z czego 520 mld stanowił dług zaciągnięty w polskim złotym, a 201 mld zł w walutach obcych. Z kolei 425 mld zł stanowił dług zaciągnięty wobec tzw. rezydentów, czyli polskich firm i obywateli, a 296 mld wobec inwestorów z innych krajów. Według wyliczeń rządowych w roku 2011 koszty obsługi długu publicznego pochłonęły 38 miliardów zł, a mimo to dług ciągle rośnie, zaś dochody budżetu państwa z podatku dochodowego od osób prawnych planowano na prawie 25 mld, a dochody z podatku dochodowego od osób fizycznych na prawie 39 mld.
Dla uzmysłowienia sobie znaczenia i funkcji długu publicznego możemy jeszcze podać, że dochody z prywatyzacji za trzy lata, tj. 2007-2009, wyniosły 31,2 mld złotych, za rekordowy 2010 ponad 22 mld zł, a na rok 2012 zaplanowano dochody z prywatyzacji na 10 mld zł. Dochody z prywatyzacji są znacznie niższe niż koszty obsługi długu publicznego, a to znaczy, że dług publiczny stał się narzędziem prywatyzacji majątku narodowego. Wypracowano nawet ścieżkę prywatyzacji spółdzielczych zakładów pracy. Rządy neoliberalne, dokonując prywatyzacji własności publicznej, wywłaszczają wspólnotę obywateli z części należącego do niej majątku. Głosząc poszanowanie prawa do własności prywatnej, podważają prawo do własności społecznej, która jest podstawą do rozwiązywania ekonomicznych problemów większości ludzi pracy.
Ugo Mattei pisał, że dokonując prywatyzacji „rząd sprzedaje coś, czego nie posiada, coś, co proporcjonalnie należy do każdego z członków danej społeczności”, „pozbawia obywatela przypadającej mu części dobra wspólnego”, „pozwala obecnym rządom swobodnie wyprzedawać dobra należące do wszystkich, by sfinansować ich własną politykę gospodarczą”. Ponieważ nie ma prawnych zabezpieczeń przed przekazywaniem własności publicznej w ręce prywatne, rząd nie wywiązuje się ze swej roli „zaufanego administratora”, a występuje w roli właściciela, do czego nie ma podstaw prawnych i moralnych. Wyrażając interesy głównie kapitału finansowego, rząd woli bardziej swoje działania finansować z kredytów niż z podatków26. Z podatków zaś woli finansować rosnące koszty obsługi długu publicznego. Rządy ciągle zaciągają nowe kredyty i dokonują nowych prywatyzacji, tłumacząc się koniecznością spłacenia poprzednich długów.
Dług publiczny jest tak duży, że dotyczy on wszystkich obywateli, oddziałuje na podział dochodu narodowego, proces redystrybucji dochodów i stosunki własności nie tylko w prawnym, ale i w ekonomiczno-socjologicznym rozumieniu. Rosnącemu wyzyskowi społecznemu związanemu z długiem publicznym, nie jest w stanie przeciwstawić się ruch spółdzielczy, który utracił dynamikę rozwojową z wcześniejszych etapów rozwoju kapitalizmu. Ponieważ rozwijał się on, zakładając jedność własności i pracy jego członków, nie jest w stanie rozwiązać problemu bezrobocia, które w warunkach globalizacji przybrało kształt światowej finansowej katastrofy. Neoliberalne rządy, tak jak nie są zainteresowane likwidacją bezrobocia, nie są również zainteresowane w materialnym i finansowym wspieraniu ruchu spółdzielczego. Dzisiejsze bezrobocie można zlikwidować skracając czas pracy, co najmniej do 6 godzin dziennie.
W okresie neoliberalizmu i globalizacji mamy do czynienia z osłabieniem tradycyjnego formalno-prawnego rozumienia własności i rozwojem własności zapośredniczonej poprzez pieniądz, co znacznie osłabia potencjalnie korzystne warunki dla ruchu spółdzielczego. Ruch spółdzielczy pomimo uznania jego niewątpliwych zasług dla ekonomicznego kształcenia obywateli, wychowania i kształtowania solidarności społecznej, stopniowo traci bazę społeczną i płaszczyznę ekonomicznej działalności. Zanikają tradycyjne zawody i technologie produkcyjne skupiające się w ruchu spółdzielczym. W warunkach gospodarki rynkowej, pozbawiony pomocy państwa i skazany na konkurencję wielkich monopoli znika z rynku albo szuka nieopanowanych nisz rynkowych, dostosowuje się do wymogów konkurencji i globalizacji oraz funkcjonuje jako kierujące się zyskiem kapitalistyczne przedsiębiorstwo, kierowane przez biurokratycznych menadżerów, zaprzeczając tym samym ideom leżącym u zarania ruchu spółdzielczego. Nawet dług publiczny przy wykorzystaniu mechanizmów rynkowych, stał się sposobem pogłębienia oddzielenia pracy od własności środków produkcji, zarówno prywatnych, spółdzielczych, jak i stanowiących własność publiczną. Jest to powszechnie dziś stosowana forma wyzysku pracy, dokonywanego z powołaniem się na troskę o interesy pracy. W rzeczywistości dług publiczny jest sposobem na zwiększenie wzrostu udziału zamożnych warstw społeczeństwa w produkcie pracy. Gdyby nawet istniały warunki do jego spłaty, to i tak oznaczałoby to modyfikację stosunków własności dla kilku następnych pokoleń, czemu ruch spółdzielczy nie jest w stanie położyć tamy, gdyż sam jest również ich ofiarą. Wszystkie długi publiczne muszą być anulowane, gdyż żadna restrukturyzacja nie jest w stanie zahamować ich lawinowego narastania, a neoliberalna polityka gospodarcza, ze względu na swoje ekonomiczne i społeczne skutki – odrzucona.
Edward Karolczuk
Przypisy:
1 Edward Abramowski, Znaczenie spółdzielczości dla demokracji, Pisma. Pierwsze zbiorowe wydanie dzieł treści filozoficznej i społecznej. W opracowaniu i z przedmową Konstantego Krzeczkowskiego, t. 1, Nakładem Związku Polskich Stowarzyszeń Spożywców 1924, s. 224..
2 Edward Abramowski, Związki Przyjaźni, Pisma. Pierwsze zbiorowe wydanie dzieł treści filozoficznej i społecznej. W opracowaniu i z przedmową Konstantego Krzeczkowskiego, t. 1, Nakładem Związku Polskich Stowarzyszeń Spożywców 1924, s. 360.
3 Edward Abramowski, Czem mają być Związki Przyjaźni, Pisma. Pierwsze zbiorowe wydanie dzieł treści filozoficznej i społecznej. W opracowaniu i z przedmową Konstantego Krzeczkowskiego, t. 1, Nakładem Związku Polskich Stowarzyszeń Spożywców 1924, s. 369.
4 Tamże, s. 366.
5 Edward Abramowski, Znaczenie spółdzielczości dla demokracji, jw., s. 222-227.
6 Patrz szerzej: Mikołaj Waleszko, „Socjalizm bezpaństwowy” jako koncepcja ustroju społeczno-ekonomicznego, „Annales Universitatis Marie Curie-Składowska”, Lublin-Polonia 1967, s. 79-100.
7 Mikołaj Waleszko, Poglądy Edwarda Abramowskiego na kwestię rolną i sprawę przebudowy ustroju rolnego, „Międzyuczelniane Zeszyty Naukowe. Studia z historii Myśli Społeczno-Ekonomicznej”, nr 16 Lublin 1968, s. 62-63.
8 John Locke, Dwa traktaty o rządzie, Warszawa 1992, s. 187.
9 K. Marks, Teorie wartości dodatkowej, [w:] K. Marks, F. Engels, Dzieła t.26, cz. 1, Książka i Wiedza, Warszawa 1979, s. 421.
10 Stanisław Kozyr-Kowalski, Zasady socjologicznej analizy własności, http://www.staff.amu.edu.pl/~kozyr/wlasnosc.htm, 19.05.2011 r.
11 Karol Marks, Teorie wartości dodatkowej, [w:] K. Marks, F. Engels, Dzieła t.26, cz. 1, Książka i Wiedza, Warszawa 1979, s. 419-420.
12 K. Marks, Teorie wartości dodatkowej, [w:] K. Marks, F. Engels, Dzieła t .26, cz. 1, Książka i Wiedza, Warszawa 1979, s. 420.
13 K. Marks, Kapitał. Krytyka ekonomii politycznej, tom 2, Księga druga, Proces cyrkulacji kapitału, Książka i Wiedza 1977, s. 45-46.
14 Stanisław Kozyr-Kowalski, Zasady socjologicznej analizy własności, http://www.staff.amu.edu.pl/~kozyr/wlasnosc.htm, 19.05.2011 r.
15 S. Kozyr-Kowalski, Struktura gospodarcza i formacja społeczeństwa, Książka i Wiedza, Warszawa 1988, s. 531.
16 S. Kozyr-Kowalski, Klasy i stany. Max Weber a współczesne teorie stratyfikacji społecznej, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1979, s. 88.
17 Tamże, s. 88-89.
18 Stanisław Kozyr-Kowalski, Zasady socjologicznej analizy własności, http://www.staff.amu.edu.pl/~kozyr/wlasnosc.htm, 19.05.2011 r.
19 Tamże.
20 Loïc Wacquant, Więzienia nędzy, Książka i Prasa, Warszawa 2009, s. 27.
21 Tamże, s. 113.
22 Rocznik Statystyczny Rzeczypospolitej Polskiej 2008, s. 189.
23 „Gazeta Wyborcza” z 13 marca 2012 r., s. 7.
24 Michel Foucault, Nadzorować i karać, Aletheia-Spacja, Warszawa 1993, s. 323.
25 E. Abramowski, Ustawa stowarzyszenia „Komuna”, Pisma. Pierwsze zbiorowe wydanie dzieł treści filozoficznej i społecznej. W opracowaniu i z przedmową Konstantego Krzeczkowskiego, t. 1, Nakładem Związku Polskich Stowarzyszeń Spożywców 1924, s. 322.
26 Ugo Mattei, O konstytucyjną zasadę dóbr wspólnych. Prawo przeciw prywatyzacji, „Le Monde diplomatique edycja polska”, nr 12(70) grudzień 2011, s. 8.
Pierwodruk: Marii Szyszkowskiej (red.), Dzisiejsze znaczenie ideałów spółdzielczości, wyd. Wszechnica Polska Szkoła Wyższa, Warszawa 2013.