Doktryna marksizmu kształtowała się od początku w polemice z różnorodnymi, konkurencyjnymi koncepcjami pragnącymi zyskać możliwość oddziaływania na ówcześnie najbardziej aktywną grupę społeczną – proletariat, którego świadome przebudzenie zapoczątkowało, pod koniec XIX wieku, nowy sposób uprawiania polityki. Polityki, której niezbywalną cechą stała się klasowość. Niezależnie od dalszych, dramatycznych losów ruchu, problematyka robotnicza w różnych swoich aspektach pozostawała punktem odniesienia dla wszelkiej aktywności politycznej, chcącej mieć jakikolwiek wpływ tak w skali lokalnej, jak i globalnej, przez cały XX wiek.
Rewolucja Francuska miała ogromne znaczenie dla kształtowania się poglądów filozoficznych w zacofanych Niemczech. Znaczenie to wykraczało poza fascynację potencjałem rozwojowym gospodarki kapitalistycznej; dało podstawy do sformułowania abstrakcyjnej, dialektycznej zasady zmiany jakościowej, w tym świadomościowej. Wrzenie rewolucyjne, które utrzymywało się przez XIX wiek, świadczyło o niemożności zatrzymania procesu, któremu impuls dała Rewolucja Francuska. Potencjał zawarty w ideach Rewolucji dążył do urzeczywistnienia swych logicznych konsekwencji. Obejmowało to również radykalizację świadomości społecznej, co rodziło zapotrzebowanie na doktryny odpowiadające na to zapotrzebowanie.
Taki abstrakcyjny, idealistyczny z gruntu, sposób pojmowania rzeczywistości historycznej stanowił idealną wręcz metodę kondensacji konkretnych doświadczeń historycznych, w odróżnieniu od naukowych metod, których główną cechą jest natychmiastowe zagubienie się w detalach i tworzenie na ich podstawie, z definicji niepełnych informacyjnie, arbitralnych konstrukcji idealistycznych o charakterze teleologicznym, zewnętrznym wobec materii empirycznej. Zbieżność między podmiotowym sensem a empiryczną rzeczywistością bywa rzadkim i krótkim (w skali historycznej) momentem, którego delikatny związek między świadomością a empirią zostaje zachwiany przy okazji choćby drobnej zmiany proporcji między obiema.
Na tym polega istota rewolucji – jest to spotkanie momentu subiektywnego z obiektywnym, w którym możliwa jest zmiana jakościowa. Z definicji, podmiot takiego momentu jest wąski, a jednak reprezentuje on całość – całość abstrakcyjnie (czyli w skondensowanej postaci) pojętego rzeczywistego konfliktu (sprzeczności). Wąskość jest niezbędna z tego względu, że w krótkim czasie niemożliwe jest przebudowanie całości czy szerokiej struktury społecznej bez prowokowania kontrtendencji. Dojrzałe stosunki społeczne i ekonomiczne oznaczają, że możliwa jest zmiana o charakterze jakościowym dzięki zmianie na bardzo wąskim odcinku (co w marksizmie obrazuje dyktatura proletariatu).
„Krótki moment” historycznej potencjalności trwał przez cały XIX i XX wiek. O nierealnym (w sensie heglowskim) charakterze restauracji porewolucyjnego (Rewolucja Francuska) ładu i mechanizmu stopniowego rozwoju w przewidywanym kierunku wysokiego poziomu rozwoju sił wytwórczych świadczyły nie tylko ruchy rewolucyjne, ale, przede wszystkim, obie wojny światowe, które były zwieńczeniem zwycięstwa reakcji w Europie. Czyli wymuszonym powrotem do mechanizmu, do którego powrotu nie mogło być, ponieważ zmieniła się już świadomość społeczna jako skutek obu wielkich rewolucji XVIII i XX wieku, równie naturalnie, co wojny, wynikających z samej sprzecznej rzeczywistości.
Tendencja do porzucenia podmiotu, który jest adekwatny do „momentu historycznego”, ale już nie do procesu „normalizacji”, nie jest obca samemu ruchowi robotniczemu. Droga Marksa od zrozumienia potencjalności tkwiącej we współczesnej mu rzeczywistości (dzięki krytycznej analizie dialektyki heglowskiej) do pojęcia roli kondycji robotniczej w „momencie historycznym” była odwracana przez cały czas w ruchu robotniczym. Zasadnicze znaczenie ma interpretacja tezy o tym, że w interesie klasy robotniczej koncentruje się postępowy interes ludzkości. Trudność polegała powszechnie na zrozumieniu, że nie chodzi ani wyłącznie, ani przede wszystkim o to, że robotnicy są najbardziej spauperyzowaną grupą społeczną. Ci, którzy tak rozumowali, uznali, że misja tej klasy została wypełniona wraz z podniesieniem poziomu jej życia.
Inne grupy społeczne, żyjące na marginesie i nie brane dotychczas w ogóle pod uwagę, w burżuazyjnym systemie równości wobec prawa, zaczęły być dostrzegane, dołączając do klasy robotniczej jako rezerwowa armia pracy. Natomiast grupy społeczne, które dotąd żyły z obsługi klas dominujących (służba i wolne zawody), zostały włączone do szerokiej kategorii pracowników najemnych – nie pełniąc tej samej roli, co robotnicy, ale w ramach kapitalistycznej mimikry komercjalizacyjnej ich sytuacja wydawała się analogiczna. Jednak wyzwolenie żadnej z tych grup nie bulwersuje stosunków praca – kapitał, jak to się dzieje w relacjach między klasą robotniczą a klasą kapitalistów. Relacje między tymi grupami społecznymi pozostają takie, jak we wcześniejszych systemach społecznych, czyli nieistotne z punktu widzenia potencjału zmiany historycznej.
Relacje kapitalistyczne mogły zaistnieć tylko na tle produkcji przemysłowej, a nie na tle relacji arystokracji ze służbą, chociaż stosunek wyzysku jest tam nie mniejszy.
Nastawienie na rewolucję jest wyrazem świadomości momentu historycznego i jego niepowtarzalności. Nastawienie na reformizm jest wyrazem oceny, że „moment historyczny” minął i że czeka nas nie rozwój historyczny, ale wieczny obrót po zamkniętym okręgu. W ramach takiego cyklu historycznego można polepszać sytuację, można dopracować się jakiegoś konsensu, w którym wszyscy są w jakimś stopniu usatysfakcjonowani – świadczy o tym długie trwanie wielu cywilizacji. To kapitalizm jest wyjątkiem na ich tle, a nie odwrotnie. Stąd zwolennicy reformizmu zawsze mają przewagę nad zwolennikami rewolucji – przewagę inercji: nie muszą nic robić, aby wykazać tę przewagę, podczas gdy rewolucjoniści są stale popędzani przez czas i warunki.
Marks był zwolennikiem rewolucji, bo tak się ułożyło jego myślenie konsekwentne w relacji do przesłanek, którymi się posługiwał. Był to wybór biorący pod uwagę szansę obarczoną ryzykiem, a nie marazm trwania bez ryzyka – podobnie, jak Lenin. W opozycji do tej postawy byli reformiści, nawet odwołujący się do Marksa, oraz stalinowcy, nawet odwołujący się do Lenina.
O ile reformiści II Międzynarodówki (mówiąc skrótowo) znieśli pojęcie misji klasy robotniczej na rzecz podmiotowości historycznej społeczeństwa jako całości, o tyle biurokracja ZSRR, szukając własnej zasady legitymizacyjnej uogólniła ideologicznie (bo nie do końca faktycznie) kondycję robotniczą na całe społeczeństwo. W sumie, pozornie paradoksalnie (ale nie paradoksalnie, jeśli weźmiemy pod uwagę poprzedni akapit), wyszło na to samo. W czym uwidoczniło się zwycięstwo tendencji obliczonej na zamarcie społeczeństwa ludzkiego w zaklętym kręgu długiego trwania.
Teoretycznym uzasadnieniem odwrotu od wniosków Marksa był „powrót do Marksa”, czyli do „młodego Marksa”. Lewica postmarksistowska przeszła, a w przypadku Rosji, przechodzi aktualnie tę drogę.
Zasadniczo, w przypadku rosyjskich marksistów, chodzi o odwrócenie znaków tam, gdzie stalinowska biurokracja postawiła na religijne, obliczone na manipulację świadomością społeczną, ubóstwienie faktycznego przedmiotu nienawiści. Podmiotowość historyczna klasy robotniczej jest bowiem wyrazem radykalnej przemiany społecznej, czyli znajduje się na antypodach biurokratycznego dążenia do „normalności”, które przybrało ostatecznie, przy okazji transformacji, postać „powrotu do normalności”, czyli odrzucenia klasowego podejścia, nie mającego żadnego uzasadnienia bez wyjątkowości pozycji robotników w strukturze społeczno-gospodarczej.
*
Wydaje się więc prawdopodobnym, że rozbieżności polityczne we współczesnym marksizmie zyskały podstawę teoretyczną dzięki zabiegowi reinterpretacji koncepcji funkcjonującej tradycyjnie w ruchu robotniczym, reinterpretacji dokonanej przez pryzmat prac tzw. młodego Marksa. Wydawać by się mogło, że logicznym jest przypuszczenie, iż niepublikowane prace młodego człowieka były ledwie wprawkami, próbami wyciągania wniosków i konfrontowania ich z rzeczywistością, prowadzącymi dopiero metodą prób i błędów do utrwalonych już wniosków, osiągniętych w wieku dojrzałym. Niemniej ta, wydawałoby się, zdroworozsądkowa logika jest odrzucana w marksizmie. Przyczyny tego faktu są ciekawym wyzwaniem intelektualnym, o czym staraliśmy się przekonać czytelnika we wstępnych uwagach do niniejszego artykułu. Sprawa staje się jasna, jeśli spojrzeć na efekty takiego postępowania – mówią nam one wiele o przyczynach.
Analizowanie współczesnego rosyjskiego marksizmu, przy całej jego wtórności wobec marksizmu zachodniego, nie jest jednak pracą jałową, gdyż świeżość podejścia do ustalonych już „prawd” pozwala na przewartościowania, które są mało prawdopodobne w marksizmie zachodnim, a to ze względu na jego skostnienie i niepodatność na zakwestionowanie dogmatów.
Ciekawą pracą z tego właśnie punktu widzenia jest artykuł kolejnego już adepta marksizmu młodego pokolenia, Piotra Kondraszowa, zatytułowany „Jakiego to my Marksa czytamy?” (Петр Кондрашов, „Каково же Маркса мы читаем?”) Zachęcając do lektury całości, sami skupimy się jednak na zasadniczym, z naszej perspektywy, wątku.
P. Kondraszow zwraca uwagę na specyfikę radzieckiego marksizmu okresu stalinowskiego, w którym to zresztą zostały odkryte pisma „młodego Marksa” i, następnie, przetłumaczone na rosyjski. Dlaczego ta kwestia jest tak ważna dla autora? Jak pisze Kondraszow: „W przekładach na język rosyjski, […] sens ekonomiczno-produkcyjny został przeniesiony na filozoficzny wykład Marksa” (s. 3).
Złośliwość historii mogłaby polegać na tym, że pozbawiony własnego autorytetu teoretycznego stalinizm traktował klasyków (z Leninem włącznie) jako panteon świętych nowej wiary, a nie jak wybitnych działaczy i teoretyków, którzy przeszli normalną drogę kształtowania poglądów, niekoniecznie prostą i naznaczoną nieomylnością od dnia narodzin po grób. Co daje uzasadnienie dla czytania ich dzieł w przód i wspak, traktując je jak jeden spójny system, a nie historyczną drogę.
Jak przytomnie zauważa Kondraszow, „… swoje zasadnicze prace Marks poświęcił społeczno-gospodarczej analizie kapitalizmu, a czynnik produkcyjny w jego ujęciu, bezwarunkowo wybija się często na plan pierwszy…” (s. 3.) Można domniemywać, że radziecki przekład prac „młodego Marksa” – świadomie lub nie – starał się zachować spójność między wczesnym a dojrzałym okresem twórczości klasyka, tak aby do samego Marksa nie stosowała się jego własna krytyka polegająca na wykazywaniu abstrakcyjności humanizmu oderwanego od faktycznej walki sił zaangażowanych w społeczną produkcję. Podporządkowano więc teksty młodzieńcze interpretacji rodem z dojrzałego okresu.
W efekcie, w społeczeństwie postradzieckim, „w najszerszych masach narodu naszego kraju filozofia Marksa jest rozumiana jako coś w rodzaju ‘filozofii fabryki’, ‘metafizyki powszechnej powinności świadczenia pracy’, w której ramach działa imperatyw kategoryczny (zrodzony w łonie wczesnego chrześcijaństwa) ‘kto nie pracuje, ten nie je’.” (s. 3) – zauważa Kondraszow.
Dodając do tego biadanie Kondraszewa nad „odhumanizowaniem filozoficznej myśli Marksa”, nad zastąpieniem filozoficznych pojęć „suchymi, bezdusznymi, technicznymi terminami”, mamy podaną na tacy, bez owijania w bawełnę, postawę, która w wydaniu zachodnim kryje się za ostrożniejszymi rozważaniami, liczącymi się jednak z tradycją ruchu robotniczego. Ta ostatnia, na Wschodzie, została po upadku ZSRR uznana po prostu za pomyłkę (i nie chodzi tu tylko o jej stalinowską wersję). Czyli – w obszarze b. demoludów – nie ma powodu, aby się z nią w jakimkolwiek stopniu liczyć.
Na Zachodzie tymczasem, po opublikowaniu prac tzw. młodego Marksa, dokonywała się odwrotna procedura, a mianowicie zaczęto reinterpretować Marksa dojrzałego w duchu prac młodości, w mniemaniu, że reinterpretatorzy dokonują zbożnego dzieła pogłębienia „suchych, bezdusznych, technicznych” aspektów jego myśli, że sięgają w ten sposób do rzeczywistych intencji Marksa.
Zapewne było to związane z faktem, że na Zachodzie można było sięgnąć do oryginału pism Marksa, Niemniej wydania krytyczne z Moskwy musiały mieć znaczenie w przypadku tłumaczeń choćby na angielski, nie mówiąc już o innych językach. Z tego mariażu wyniknęła zapewne ostateczna zbieżność wykładni zreinterpretowanego Marksa, czyli nałożenie koncepcji dotyczących analizy gospodarki kapitalizmu i związanych z tym relacji społecznych na ogólniejsze rozważania Marksa na temat pracy ludzkiej w ogóle, w tym na temat pracy twórczej, analizowanej w oderwaniu od kontekstu, nazwijmy to, „fabrycznego”. Ślady tej „stalinowskiej” operacji na młodzieńczych tekstach Marksa dają się dziś wytropić w niezachwianym przekonaniu o tym, że dla Marksa wszelka praca człowieka ma charakter produkcyjny w ścisłym znaczeniu, które wypracował później autor Kapitału.
P. Kondraszow bardzo ładnie wyjaśnia nam, w jaki sposób ta pomyłka mogła zaistnieć, a robi to na przykładzie właśnie pojęcia „produkcyjny”. Zacytujmy go: „Das produktiv Leben. Odnotujmy bardzo ważny akcent, jaki kładzie Marks i na który zwróci później odpowiednią uwagę E. Fromm: istotną cechą wolnej działalności jawi się jej produktywny charakter. Marks dosłownie pisze: ‘Das produktiv Leben ist aber das Gattungsleben. Es ist das Leben erzeugende Leben’ [19, S. 516], co w dosłownym przekładzie oznacza: ‘życie produktywne jest życiem gatunkowym. To jest życie, które rodzi życie.’ Jednak w pierwszym wydaniu Rękopisów ekonomiczno-filozoficznych z 1844 r. (1956 r.) czytamy: ‘życie produkcyjne jest życiem gatunkowym. To jest życie, które rodzi życie.’ Zauważcie, jaka tu zaszła radykalna zmiana znaczenia i podmiana: życie produktywne przeistoczyło się w życie produkcyjne, tj. w życie zakładowe, fabryczne, kołochozowo-sowchozowe” – piekli się Kondraszow.
O ile w zachodnim marksizmie taka podmiana nie nastąpiła, o tyle jednak jakaś podmiana faktycznie nastąpiła, choć zupełnie inna. Dwuznaczność terminologiczna umożliwiła „nobilitację” pracy pozaprodukcyjnej (pracy skądinąd produktywnej) na wzór pracy robotnika fabrycznego. Umożliwiła też kompletne rozmycie Marksowskiej analizy ekonomicznej, aż do współczesnego braku zrozumienia, na czym polega Marksowska, negatywna ocena gospodarki kapitalistycznej, niezależnie od etapu jej rozwoju. W efekcie mamy współczesne rozmycie opozycji lewica – prawica, ponieważ rozmywa się klasowy punkt widzenia na wyzysk pracy, przekształcając się w romantyczno-konserwatywny miraż ogólnoludzkiej kondycji, w której stosunki klasowe odgrywają zanikającą role.
*
Szybko dojrzewający w zachodnim słońcu marksizm rosyjski zbiegnie się ostatecznie z zachodnim marksizmem w ogólnym przekonaniu o zastąpieniu pracy „fabrycznej” pracą kreatywną jako o namacalnym fakcie rzeczywistego życia. Oryginalnym wkładem wschodniego „marksizmu” do ogólnoświatowej skarbnicy będzie zerwanie z pokutującą jeszcze gdzieniegdzie wśród posttrockistów „iluzją” o zasadniczym znaczeniu bazy robotniczej dla ruchu emancypacyjnego. O ile bowiem na Zachodzie traktuje się jeszcze (choć w malejącym stopniu) kondycję robotniczą jako modelową, o tyle marksizm wschodni, z powodu stalinizmu, traktuje klasę robotniczą jako korzeń zła.
Warto przy okazji zauważyć, że odrzucenie roli i znaczenia klasy robotniczej w Rosji ma inny charakter niż to samo odrzucenie, które ma miejsce także w Polsce (i na Zachodzie). W Polsce, ze względu na tradycje Solidarności, poststalinowcy odwracają się od robotników, ponieważ przypisują im „zdradę” socjalizmu. W Rosji ta postawa nie cechuje (post)stalinowców, co daje im jeszcze niejakie podstawy do trwania jako nurt polityczny o odrębnym wizerunku. I to mimo analogicznej konkwisty kraju przez nowolewicowych emisariuszy-krzyżowców. Natomiast niechęć, czy wręcz nienawiść do robotników, bierze się z przypisania im, odwrotnie, roli zawalidrogi w dziele przezwyciężania pozostałości po „sowieckiej” przeszłości.
Słowem – jak chcesz psa obić, to zawsze znajdziesz kij.
W Polsce i na Zachodzie robotnikom trudno to zarzucić, więc „przezwyciężenie” ograniczoności koncepcji Marksa dokonuje się reinterpretacją jego koncepcji odczytaniem przez pryzmat „młodego Marksa”, gdzie nie mówi się o roli i znaczeniu klasy robotniczej w realizacji jeszcze ogólnikowo postawionego celu. W młodzieńczo agresywnym (post)marksizmie rosyjskim pobudki nie są jeszcze ukrywane. Jeśli Kondraszow mówi z pogardą o kondycji robotnika, to dlatego, że nie kładzie na tę kwestię nacisku, bardziej pociąga go wizja, której w siermiężnym „realsocjalizmie” nie było, a mianowicie wizja wolnej od alienacji twórczości człowieka.
„Wolna, wedle Marksa, oznacza: niezdeterminowana ekonomiczną ani przyrodniczą koniecznością, nie ukierunkowana na ‘pracę dla przeżycia’, ale powodowana wewnętrzną chęcią jej (takiej aktywności) wypełnienia i poczucia w związku z tym zadowolenia. […] Jeśli niewolna, wyalienowana działalność jest wykonywana przez człowieka tylko dlatego, że on (niewolnik, zależny, chłop, robotnik) musi ją wykonywać po to, żeby po prostu fizycznie przeżyć, albo nie ma innego źródła środków do życia poza swoją siła roboczą, to wolna działalność, przeciwnie, jest wykonywana tylko dlatego, że człowiek sam chce ją wykonywać, nie zważając na wszystkie towarzyszące jej trudności (męki twórcze)” – precyzuje Kondraszow (s. 4).
Czyli jako marksizm przedstawia abstrakcyjne, bo uogólnione, pozbawione sprzeczności w łonie samego swego pojęcia, „piękonoduchostwo”, które było obiektem szyderstwa ze strony już młodego Marksa.
Charakterystyczne jest to, że zaślepiony wizją wolnej od alienacji, swobodnej twórczości człowieka, autor nie zauważa, iż (nie)świadomie przenosi wrogość do tego typu aktywności z abstrakcyjnej aktywności na jej wykonawcę. Logicznym byłoby uznać, że pomsty do nieba domaga się istnienie takiej pracy wyalienowanej i to jeszcze skupionej w jednej klasie społecznej. To, jak się wydaje, była droga Marksa – od stworzenia wizji ohydnej alienacji pracy do dookreślenia przykutej do niej grupy społecznej, której alienacja jest warunkiem niealienacji wolnej twórczości innych grup.
U Kondraszowa, Korjakowcewa i im podobnych marksistów wstręt do wyalienowanej egzystencji przenosi się na jej podmiot. Stąd te wykrzykniki odnośnie sprowadzania tematyki marksizmu do „filozofii brzucha”. Identyczne głosy dawały się słyszeć na fali odwilży 1956 roku w Polsce. Apoteoza kondycji robotniczej jest dla tych marksistów i innych humanistów kamieniem obrazy. Marks proponował, w duchu poczciwego, starego Fouriera, podzielenie się trudem fizycznym w ramach ludzkiej solidarności, co było dla niego wystarczającym warunkiem dezalienacji pracy społecznej (przy spełnieniu obiektywnych warunków wyzwolenia klasy robotniczej związanych z pracą produkcyjną). Im mniejsze znaczenie w społecznym podziale pracy ma praca wyalienowana, fizyczna, materialna, tym mniejsze jest obciążenie dla pozostałych członków społeczeństwa, chcących ulżyć solidarnie doli współobywateli.
Jednak na przeszkodzie temu celowi stoi wzbudzająca odrazę wizja jakiegokolwiek zbrukania się pracą wyalienowaną, która na podobieństwo łyżki dziegciu potrafi zepsuć smak całej beczki miodu. Jedynym rozwiązaniem pozostaje antyczna recepta polegająca na ścisłym oddzieleniu ludzi pracy kreatywnej od ludzi, którzy muszą poddać się pracy wyalienowanej, poświęcić się, aby pozostali mogli żyć jak ludzie, jak istota gatunkowa człowieka (Platoński komunizm dla elit, a „wolny rynek” dla mas).
Tak więc, odczytanie Marksa przez pryzmat pism „młodego Marksa” kończy się logicznie całkowitym odrzuceniem wniosków tak ekonomiczno-społecznych, jak i filozoficznych z dojrzałej twórczości tego autora.
Ważne jest więc, abyśmy zdawali sobie sprawę z tego, skąd biorą się takie, a nie inne nastawienia na lewicy tak wschodniej, jak i zachodniej. W tym artykuł Kondraszowa okazuje się bardzo pomocny.
Przy okazji, opisane tendencje wydają się dobrze tłumaczyć najogólniejsze przyczyny tak dokuczliwej dziś inercji społecznej (i braku pola manewru dla lewicy) – utrata szansy historycznej mści się… nowym średniowieczem.
Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
27 października 2018 r.