Wyniki czteroletnich rządów ,,Solidarności”, jakie są, każdy widzi, a większość społeczeństwa – robotnicy i w ogóle ludzie pracy najemnej, emeryci, renciści, bezrobotni, bezdomni, młodzież, a także drobni rolnicy – odczuwają dotkliwie w codziennym życiu. Wbrew demagogicznym obietnicom, że w wyniku wyboru prokapitalistycznego kursu reform gospodarczych i zastosowania tzw. terapii szokowej Sachsa-Balcerowicza w krótkim czasie nastąpi ustabilizowanie gospodarki, zlikwidowanie inflacji, polepszenie warunków życiowych i szybki rozwój, w rzeczywistości nastąpił gwałtowny spadek realnych dochodów i stopy życiowej społeczeństwa, ujawniły się z całą siłą symptomy wielostronnego, katastrofalnego wręcz kryzysu gospodarczego i społecznego. Kryzys ten znalazł wyraz w głębokim załamaniu się rozwoju gospodarczego, w spadku produkcji i spożycia w stopniu trudnym do odrobienia w krótkim okresie czasu, w daleko posuniętej dekapitalizacji majątku produkcyjnego w sektorze państwowym w wyniku zahamowania inwestycji, w spadku popytu konsumpcyjnego wskutek gwałtownego wzrostu cen i spadku dochodów, w pogorszeniu międzynarodowej pozycji gospodarki polskiej w wyniku bezmyślnych, irracjonalnych działań powodujących utratę rynków wschodnich, w prawie 3-milionowym bezrobociu (około 15 proc. siły roboczej), w załamaniu się oświaty i degradacji bezmyślnie komercjalizowanej i pozbawionej państwowego mecenatu kultury i nauki, w kryzysie służby zdrowia i pogorszeniu stanu zdrowia społeczeństwa, w załamaniu się budownictwa mieszkaniowego, w spychaniu na dno nędzy i ubóstwa coraz to większej części społeczeństwa. Według danych GUS już 40 proc. rodzin wegetuje obecnie na poziomie poniżej minimum socjalnego. Odzwierciedleniem wzrostu stopnia zubożenia i nędzy w masowej skali jest wzrost przejawów patologii społecznej – przestępczości, żebractwa, prostytucji itp. Jednocześnie – mimo buńczucznych zapowiedzi zrównoważenia gospodarki i uzdrowienia rynku i obiegu pieniężnego – utrzymuje się nadal wysoka inflacja, wzrasta (do około 2,3 mld dolarów w 1993 r.) ujemne saldo w handlu zagranicznym i zadłużenie, zwiększył się deficyt budżetowy, narastają zjawiska kryzysowe w systemie bankowym i finansowym.
Równolegle z pauperyzacją większości społeczeństwa po 1989 roku wystąpiły znamienne zjawiska niezwykle szybkiego bogacenia się zalegalizowanego dotychczasowego podziemia gospodarczego, rozmaitych pseudoprzedsiębiorców i aferzystów gospodarczych, rosnącej burżuazji kompradorskiej i kryminalnej lumpenburżuazji, wykorzystującej bałagan i chaos w dziedzinie przepisów prawnych regulujących sferę działalności gospodarczej oraz tolerancyjny stosunek władz do aferzystów, bogacących się kosztem ludzi pracy dzięki rozmaitym machinacjom, w wyniku stosowania ulg podatkowych oraz świadomego ,,zasilania” sektora prywatnego środkami pochodzącymi z opodatkowania przedsiębiorstw państwowych, ludzi pracy najemnej oraz emerytów.
Negatywne skutki społeczne i ekonomiczne prokapitalistycznych przekształceń ustrojowych, realizowanych przez solidarnościowy, coraz otwarciej prawicowy ,,obóz reform”, wprowadzający irracjonalną i szkodliwą w praktyce ideologizację życia gospodarczego, ale przedstawiający się społeczeństwu – dzięki zmonopolizowaniu środków masowego przekazu – jako ,,obóz” posiadający monopol na reformatorstwo, ,,europejskość”, postępowość, demokratyczność, nowoczesność i racjonalność myślenia ekonomicznego są nieuchronnym skutkiem mechanicznego zastosowania w Polsce liberalno-monetarystycznęj doktryny? Doktryna ta dogmatycznie pojmowana i z neofitką nadgorliwością stosowana, zupełnie nie odpowiada rzeczywistości istniejącej w Polsce i innych krajach Europy Środkowo-Wschodniej. Jest ona nieskuteczna jako narzędzie uzdrawiania gospodarki centralnie planowanej i zasadniczo sprzeczna z interesami ekonomicznymi większości społeczeństwa. Kurczowe trzymanie się neoliberalnych koncepcji oraz neoficką wiara w ,,misję” MFW i Banku Światowego w naszym kraju wynikały stąd, że przejmując władzę solidarnościowe elity polityczne nie posiadały żadnej własnej racjonalnej i uzasadnionej naukowo koncepcji reformowania gospodarki i rozwiązywania skomplikowanych problemów społeczno-gospodarczych. Rzecz w tym, iż polityczni liderzy ,,Solidarności” w okresie jej tworzenia się uprawiali szeroko i obłudnie demagogię społeczną, prezentując się jako rzecznicy i obrońcy interesów pracowniczych. Dążąc do zdobywania popularności i zwiększania swoich wpływów wśród załóg robotniczych i pracowniczych wysuwali oni, jak wiadomo, postulaty likwidacji wypaczeń socjalizmu w PRL i realizacji w praktyce zasad sprawiedliwości społecznej. Po dojściu do władzy, nie pytając o zgodę swej bazy społecznej i zdradzając jej interesy dokonali zwrotu o 180 stopni i zaczęli realizować ukrywane dotychczas swoje rzeczywiste zamiary i cele, zastępując postulaty ,,naprawy” socjalizmu przeciwstawnymi hasłami restauracji wolnorynkowego kapitalizmu, a więc hasłami programowo antyrobotniczymi i antypracowniczymi. Było to jedno z największych oszustw politycznych XX wieku.
Brak programu społeczno-gospodarczego odpowiadającego realnym potrzebom rozwojowym i warunkom istniejącym w Polsce na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych oraz interesom podstawowych klas i warstw społecznych, usiłowano zastąpić prymitywną propagandą antykomunistyczną, a teoretyczną i koncepcyjną bezradność – magiczną wręcz wiarą we wszechmoc ,,niewidzialnej ręki” wolnego rynku, w dobroczynne skutki niewolniczo stosowanych zaleceń i rad importowanych z Zachodu, sowicie opłacanych i często niekompetentnych, ekspertów i doradców. Żywioł i automatyzm wolnorynkowy w powiązaniu z niespotykaną dotąd ideologizacją problemów ekonomicznych, arogancją i samowolą ,,kolesiów”, pełną nienawiści i pozbawioną elementarnej obiektywności ocen retoryką antykomunistyczną oraz prymitywną czarno-białą propagandą miały ,,zakrzyczeć” i zastraszyć oponentów i zapewnić – korzystając z istniejącego jeszcze wówczas zaufania do ,,naszego” rządu – nieodwracalne prokapitalistyczne zmiany w stosunkach ekonomicznych zwane oficjalnie ,,transformacją systemową”. Wbrew neoliberalnemu ,,wyznaniu wiary” ekonomicznej prokapitalistyczne reformy gospodarcze wspomagano także aktywnie środkami politycznymi i administracyjnymi, łącznie z nadużywaniem władzy i łamaniem prawa, przez kolejne coraz bardziej prawicowe i coraz mniej kompetentne rządy solidarnościowe.
W miarę pogarszania się warunków życiowych ludzi pracy najemnej oraz ujawniania się antypracowniczego i antychłopskiego charakteru rządów solidarnościowych rosło rozczarowanie społeczeństwa z powodu niedotrzymywania obietnic oraz sprzecznych z potrzebami i interesami szerokich mas wyników działalności solidarnościowych polityków i ekonomistów. Rosło zniecierpliwienie i krytyka przejawianej demonstracyjnie arogancji, amatorszczyzny i niekompetencji, zachłanności, swarliwości i głupoty politycznej, walczącej o stanowiska, przywileje i korzyści z nadużywania stanowisk w aparacie władzy i bogacącej się za wszelką cenę solidarnościowej ,,kombatanckiej” nomenklatury, zmieniała się szybko świadomość społeczna i społeczne nastroje, ujawniały się przejawy wyzwalania się ludzi pracy z fałszywej świadomości z narzuconych im – w warunkach urzędowego monopolu jednej tylko ideologii i faktycznego zniesienia pluralizmu ideologicznego w środkach masowego przekazu – jednostronnych poglądów, mitów i stereotypów. Realizacja budowy ,,dzikiego” kapitalizmu, prawdziwej dżungli społecznej w interesie wąskich elit solidarnościowych władzy i pieniądza oraz międzynarodowego kapitału wzbudza coraz większą niechęć i opór społeczny.
Kompromitację i bankructwo fałszywej solidarystycznej ideologii oraz tzw. solidarnościowego ,,etosu” odwołującego się do prymitywnych antykomunistycznych mitów i liberalnych utopii przypieczętowała ostatecznie klęska wyborcza ,,Solidarności”, BBWR-u i całej popieranej przez międzynarodowy kapitał oraz Kościół katolicki chadecko-nacjonalistycznej prawicy.
Ujawnione jaskrawo w demokratycznych wyborach rzeczywiste poparcie dla skłóconych postsolidarnościowych kanapowych partii i grup politycznych, uzurpujących sobie dotąd przemawianie ,,w imieniu społeczeństwa” lub ,,w imieniu narodu” zasadniczo zmieniły scenę polityczną w Polsce. Jednocześnie uświadomienie zagrożeń dla ekonomicznych i politycznych interesów i pozycji solidarnościowej nomenklatury i całej polskiej prawicy, ujawnionych przez wybory, spowodowało histeryczne wręcz reakcje w opanowanych przez postsolidarnościowe elity polityczne środkach masowego przekazu. Powstało zwiększone zapotrzebowanie na krytykę postulatów lewicy, na usprawiedliwianie i uzasadnianie narzuconej społeczeństwu liberalno-monetarystycznej koncepcji restauracji wolnorynkowego kapitalizmu oraz analizę przyczyn porażki wyborczej prawicy. Tym należy, jak się wydaje, tłumaczyć wzmożoną ostatnio aktywność solidarnościowych i liberalnych publicystów reklamujących i uzasadniających, „jako jedynie słuszne” i nie mające jakoby żadnej alternatywy, neoliberalne koncepcje ekonomiczne, próbujących zastraszyć przedstawicieli lewicy nieprzyjazną reakcją Zachodu w wypadku rezygnacji z ,,budowy” kapitalizmu oraz nie dopuścić do zasadniczych zmian dotychczasowej koncepcji reform ekonomicznych i polityki ekonomicznej.
Szczególną aktywność w tej dziedzinie – obok członków Seminarium im. A. Smitha oraz innych uczonych obrońców skrajnego liberalizmu – przejawiał ostatnio L. Balcerowicz, publikując wiele artykułów, wywiadów (Gazeta Wyborcza, Wprost), wypowiadając się w audycjach radiowych.
W wypowiedziach L. Balcerowicza jako obrońcy i rzecznika neoliberalizmu i w szczególności zastosowanej w Polsce tzw. terapii szokowej znaleźć można wiele formułowanych arbitralnie tez i poglądów o charakterze skrajnie jednostronnym i doktrynerskim, wiele zwyczajnych mitów ujmowanych w postaci pseudoprecyzyjnie formułowanych ,,prawd naukowych”. W sumie składają się one na swoistą skrajnie liberalną utopię czy też mitologię ekonomiczną opartą na absolutyzacji i fetyszyzacji pozytywnych cech prywatnej własności i wolnorynkowego mechanizmu ekonomicznego. Bezkrytyczne przyjmowanie i popularyzacja tych mitów wśród ludzi pracy najemnej przez środki masowego przekazu (prasa, telewizja), oznacza ogłupianie tych ludzi i wmawianie im, że realizacja neoliberalno-monetarystycznych koncepcji zmian ustrojowych i polityki ekonomicznej, pogarszającej ich sytuację materialną i status społeczny, skazujące miliony ludzi na bezrobocie i biedę, pozbawiające ich prawa do opieki zdrowotnej i odpoczynku, dostępu do dóbr kulturalnych, szkolnictwa wszystkich szczebli itd., leżą w ich interesie, że wszelkie odstępstwa od tych koncepcji i ich korekty, zmierzające do uwzględnienia aspektów społecznych przemian gospodarczych, potrzeb i interesów ludzi pracy najemnej, są z założenia nieracjonalne i stanowią rzekomo zagrożenie dla reform gospodarczych.
Do miana mitów ekonomicznych mogą, naszym zdaniem, pretendować następujące poglądy występujące w ostatnich publikacjach i wypowiedziach L. Balcerowicza, broniącego dotychczasowego kierunku przeobrażeń systemowych w Polsce.
Mit pierwszy – to mit sukcesu polskiego wariantu programu przekształcenia gospodarki centralnie kierowanej w gospodarkę prywatno-kapitalistyczną i wolnorynkową, realizowanego w ciągu ostatnich czterech lat. Hałaśliwa ,,propaganda sukcesu” uprawiana przez podporządkowane solidarnościowym elitom politycznym środki masowego przekazu, nagłaśniające i upiększające rzeczywistość wypowiedzi przedstawicieli rządu H. Suchockiej w okresie przedwyborczym (w tym tzw. raport o stanie państwa), miały na celu ukryć i zamaskować faktyczny stan rzeczy, negatywne skutki realizacji niedostosowanej do polskich warunków, dogmatycznie pojmowanej doktryny liberalno-monetarystycznęj. Jednak zarówno L. Balcerowicz, jak i inni neoliberałowie (W. Kuczyński, M. Dąbrowski i inni) w swej propagandzie i obronie skrajnie liberalnych koncepcji wolnorynkowych i skutków ich zastosowania w Polsce, zupełnie pomijają społeczne skutki ich polityki, faktyczny stan gospodarki oraz kontrargumenty przeciwników skrajnie liberalnych koncepcji nie tylko wśród ekonomistów polskich, lecz także wśród wielu ekonomistów zachodnich, przestrzegających przed zgubnymi skutkami dla społeczeństw Europy wschodniej eksperymentów ekonomicznych opartych na wolnorynkowym dogmatyzmie.
A przecież, mimo wysiłków propagandowych i kosmetyki upiększającej, nie sposób ukryć, że zastosowana w Polsce koncepcja przejścia do gospodarki rynkowej w wersji skrajnie wolnorynkowej i antypracowniczej nie mogła się zakończyć sukcesem nie tylko ze względu na negatywne skutki społeczne „terapii szokowej”, lecz także ze względu na to, że nie zawierała, żadnego strategicznego, długookresowego programu rozwojowego. W końcu XX wieku, w warunkach, gdy w skali międzynarodowej decydującego znaczenia nabiera perspektywiczne myślenie i planowanie oraz rywalizacja technologiczna jest to zupełnym anachronizmem, ignorowaniem długofalowych, strategicznych interesów społecznych i narodowych.
Coraz trudniej jest ukryć fakt, że w wyniku tzw. twórczej destrukcji niszczącej państwowe przedsiębiorstwa, likwidującej miejsca pracy i zwiększającej bezrobocie, rujnowania i wyprzedawania za bezcen (zamiast modernizacji) najlepszych przedsiębiorstw państwowych, wskutek braku racjonalnej polityki strukturalnej, szczególnie przemysłowej, pogłębia się zjawisko deindustrializacji i strukturalnego uwstecznienia naszej gospodarki, że zmiany w strukturze społecznej idą w kierunku upodabniania się jej do struktur charakterystycznych dla krajów ,,trzeciego świata”, w których najbogatsze elity oraz tzw. klasa średnia stanowią 10-15 proc. społeczeństwa, a pozostałą olbrzymią większość stanowią ludzie pracy najemnej oraz bezrobotni (oficjalnie zarejestrowani oraz stanowiący bezrobocie ukryte, szczególnie na wsi), pozbawiona możliwości zatrudnienia, godziwych zarobków i mieszkań i masowo emigrująca młodzież, a także cierpiący na coraz większy niedostatek i biedę emeryci i renciści.
Nie można, jak widać, nazywać sukcesem takich skutków polityki gospodarczej solidarnościowych rządów zapoczątkowanej tzw. planem Balcerowicza, jak wpędzenie gospodarki w głęboką recesję i zastój, masowe bezrobocie, upadek oświaty, nauki i kultury, kryzys służby zdrowia, pauperyzacja większości ludności, podporządkowanie gospodarki interesom wąskich elit nowobogackich oraz interesom międzynarodowego kapitału. Ograniczone pozytywne wyniki urynkowienia gospodarki, mające z punktu widzenia interesów ludzi pracy podlegających coraz większemu wyzyskowi i pauperyzacji, relatywnie niewielkie znaczenie (aby korzystać z dobrodziejstw rynku konsumenta trzeba mieć odpowiednie dochody), zostały osiągnięte zbyt wielkimi kosztami i wyrzeczeniami.
Mit drugi – to mit bezalternatywności realizowanego neoliberalnego programu i nieuchronności wysokich kosztów społecznych ,,transformacji systemowej”. Twierdzenie, że zastosowany wariant przechodzenia do gospodarki rynkowej jest jedynie słuszny i nie ma żadnej alternatywy jest typowym przejawem zaściankowej arogancji neoliberałów i mitologizacji problemu reformowania polskiej gospodarki i zakłamywania rzeczywistości. Mimo, iż – jak powszechnie wiadomo – istnieje wiele wariantów gospodarki rynkowej i wiele koncepcji reformowania gospodarek centralnie kierowanych, solidarnościowi neoliberalni ekonomiści i ideolodzy uparcie wmawiają społeczeństwu, że to właśnie oni reprezentują „jedynie słuszne” poglądy, odrzucają z góry możliwość zmian ich polityki gospodarczej i przejawiając skrajną nietolerancję wobec inaczej myślących, atakują z niespotykaną wściekłością i nienawiścią wszelkie propozycje rozwiązań alternatywnych. Posługując się mitem bezalternatywności „wyboru” narzuconego społeczeństwu, pogłębiający się kryzys gospodarki i państwa usiłują przedstawiać jako rzekomo nieuchronny koszt reform i „transformacji”.
Mit trzeci – to upowszechniany niczym nie uzasadniony pogląd, iż przemiany dokonujące się w Polsce w ostatnich czterech latach, określane jako „transformacja systemowa”, stanowią rewolucję społeczną, jakościowy przełom i krok naprzód w rozwoju społecznym. W rzeczywistości problem oceny tych przemian jest bardziej skomplikowany. Pomijając już nieadekwatność demagogicznie stosowanego pojęcia „komunizm” na określenie systemu istniejącego przed 1989 r. (żadnego komunizmu ani w Polsce ani w innych krajach Europy Środkowo-Wschodniej, jak wiadomo nie było), trzeba podkreślić , że w Polsce nie było nawet struktury społeczno-gospodarczej typowej dla krajów “realnego socjalizmu”. Z punktu widzenia struktury własności i stosunków produkcji istniejący w Polsce system był systemem gospodarki mieszanej ze stosunkowo dużym udziałem sektora prywatnego oraz dużym udziałem gospodarki nielegalnej, również prywatnej (tzw. szarej strefy). A więc “transformacja systemowa” w Polsce jest w znacznym stopniu kontynuacją i umacnianiem prywatnej gospodarki już istniejącej kosztem gospodarki uspołecznionej oraz dążeniem do praktycznej likwidacji dotychczasowej gospodarki sektora państwowego i spółdzielczego. Ogólnie rzecz ujmując przemiany składające się na ,,transformację systemową” w Polsce są – z punktu widzenia obiektywnych kryteriów postępu społecznego – nie rewolucją, lecz restauracją pierwotnego i uzależnionego kapitalizmu, przywracaniem stanu dawniejszego (status quo ante), nie krokiem naprzód, lecz krokiem wstecz w ogólnym procesie rozwoju społecznego, powrotem do tego, co już istniało.
Mit czwarty – to (upowszechniany także przez solidarnościową propagandę) fałszywy pogląd, iż rzekomo kurs na przywracanie wolnorynkowego, ,,dzikiego” kapitalizmu i drastyczne metody akumulacji pierwotnej kapitału, zakładające faktyczne wywłaszczenie szerokich mas ludzi pracy i pozbawienie ich zdobyczy socjalnych i już osiągniętego w okresie PRL znacznego zakresu bezpieczeństwa socjalnego, jest wynikiem swobodnego, demokratycznego wyboru większości społeczeństwa i ma społeczną akceptację. W rzeczywistości społeczeństwo nie było pytane zgodę w tej zasadniczej sprawie (nie przeprowadzono np. referendum w sprawie wyboru ustroju społeczno-gospodarczego), a skrajnie liberalna koncepcja “transformacji ustrojowej”, oznaczająca restaurację wolnorynkowego kapitalizmu, została narzucona społeczeństwu przez solidarnościowe elity metodą faktów dokonanych.
Mit piąty – to pogląd, że neoliberalna koncepcja przejścia do gospodarki “czysto” wolnorynkowej bez interwencjonizmu państwowego i rozbudowanych funkcji socjalnych państwa jest jakoby “powrotem do normalności”, czyli do systemu ekonomicznego istniejącego w ekonomicznie rozwiniętych krajach Zachodu. Pogląd ten jest również sprzeczny z faktycznym stanem rzeczy. Po pierwsze, w rozwiniętych krajach Zachodu nie ma już obecnie “dzikiego” wolnorynkowego kapitalizmu bez regulujących funkcji państwa w gospodarce oraz znacznie rozbudowanych (oczywiście w różnych formach i w różnym stopniu w poszczególnych krajach) socjalnych funkcji państwa, gwarantujących minimum bezpieczeństwa socjalnego. Jest to wynik oddziaływania rewolucji socjalistycznych oraz długotrwałej walki mas pracujących krajów kapitalistycznych o swe prawa socjalne.
Po drugie, doświadczenie historyczne wykazuje, że wzorce rozwojowe i systemowe ukształtowane w bogatych, wysokorozwiniętych krajach Zachodu nie mogą być mechanicznie przenoszone i naśladowane w Polsce i w innych krajach wschodnioeuropejskich, gdyż nie odpowiadają specyficznym warunkom i potrzebom rozwojowym tych krajów, w tym Polski. Przede wszystkim ze względu na istniejące opóźnienia i zacofanie rozwojowe i cywilizacyjne krajów wschodnioeuropejskich , różnice w strukturach rozwojowych, istotne różnice między tymi grupami krajów jeśli chodzi o pozycję i rolę w międzynarodowym podziale pracy i w gospodarce światowej. Dla krajów wschodnioeuropejskich, jeśli kierować się nawet tylko względami racjonalności ekonomicznej nie do przyjęcia są takie koncepcje i modele reform gospodarczych, które nie zapewniają przyspieszenia rozwoju i przezwyciężania opóźnień rozwojowych, zacofania gospodarczego i cywilizacyjnego, natomiast utrwalają lub pogarszają ich dotychczasowe, peryferyjne pozycje w gospodarce światowej. A zatem ,,wybór” wolnorynkowego kapitalizmu narzucony przez tzw. plan Sachsa-Balcerowicza – to nie wybór modelu rozwiniętego kapitalizmu bogatych krajów Zachodu, gdyż na szybkie stworzenie takiego kapitalizmu, rozwiniętego i ,,z ludzką twarzą” nie w Polsce niezbędnych warunków wewnętrznych i zewnętrznych, lecz narzucony przez nawróconych na liberalizm solidarnościowych neofitów (często byłych członków i działaczy PZPR) i kapitał międzynarodowy ,,dzikiego” kapitalizmu, ewoluującego w kierunku specyficznego, zależnego od rozwiniętego ,,centrum”, peryferyjnego kapitalizmu krajów trzeciego świata.
Mit szósty – to propagowany przez L. Balcerowicza i innych neoliberałów dawno znany pogląd, że w każdych warunkach jedyną podstawą racjonalnego i efektywnego gospodarowania jest prywatna własność środków produkcji i świadczenia usług. Zgodnie z tym poglądem niezbędnym warunkiem stworzenia gospodarki rynkowej jest totalna prywatyzacja, faktyczna likwidacja własności państwowej i innych uspołecznionych form własności i sektorów gospodarczych. Pogląd ten jest starym liberalnym mitem, nie znajdującym potwierdzenia ani w teorii, ani w praktyce, przy tym mitem szczególnie anachronicznym i szkodliwym w krajach opóźnionych w rozwoju technologicznym i gospodarczym, do których zaliczają się, niestety, kraje wschodnioeuropejskie. Z teoretycznego punktu widzenia nie istnieją ścisłe związki między formą własności a ekonomiczną racjonalnością i efektywnością działania podmiotów gospodarczych. W praktyce zaś, w zależności od konkretnych warunków, wyższą lub niższą racjonalność i efektywność gospodarowania mogą wykazywać zarówno przedsiębiorstwa państwowe, jak i prywatne. Dostrzegają to nie tylko ekonomiści badający te problemy, lecz także ,,zwykli ludzie”, pracownicy przedsiębiorstw państwowych i prywatnych na podstawie własnych obserwacji i doświadczeń. Potwierdzają to m.in. badania CBOS. Według tych badań (zob. Rzeczpospolita, 21.10.1993 r.) opinię o braku związku między formą własności a wynikami pracy przedsiębiorstwa wyrażało 82 proc. pracowników przedsiębiorstw prywatnych, 87 proc. pracowników przedsiębiorstw państwowych oraz 91 proc. pracowników przedsiębiorstw sprywatyzowanych. Taką samą opinię wyrażało 62 proc. menedżerów przedsiębiorstw prywatnych, 70 proc. menedżerów przedsiębiorstw państwowych i 74 proc. menedżerów przedsiębiorstw sprywatyzowanych. Przy tym 65 proc. pracowników przedsiębiorstw państwowych sądzi, że na prywatyzacji najbardziej stracili pracownicy, zyskali zaś dyrektorzy.
Mit siódmy – to pogląd, że jedynie wolny rynek i wolna konkurencja wykluczające nie tylko monopole, ale także jakąkolwiek ingerencję państwa spowodowaną długofalowymi potrzebami rozwojowymi nie rozwiązywanymi przez prywatną inicjatywę i wolny rynek lub też względami społecznymi, stanowią jedyny, racjonalny i w pełni wystarczający w każdej sytuacji mechanizm regulacji ekonomicznej. A zatem według liberałów jedynie własność prywatna, kapitał prywatny i wolny rynek stanowią podstawę ,,prawdziwej” gospodarki. Kurczowe trzymanie się tego ideologicznego poglądu mistyfikującego realne problemy funkcjonowania współczesnej gospodarki kapitalistycznej krajów Zachodu oraz realne problemy i potrzeby przebudowy gospodarki polskiej w celu tworzenia warunków dla przełamania kryzysu, zapewnienia dynamicznego rozwoju gospodarczego, podporządkowanego jednak nie interesom wąskich elit solidarnościowej nomenklatury i burżuazji, lecz interesom większości społeczeństwa, stanowi obecnie istotną barierę opóźniającą przebudowę naszej gospodarki. W rzeczywistości, nie negując roli rynku jako historycznie ukształtowanego niezbędnego mechanizmu regulacji ekonomicznej, nie wolno pomijać tego, że we współczesnych warunkach regulacja wolnorynkowa nie jest już wystarczająca zarówno ze względów ściśle ekonomicznych, jak i społecznych. Realizując funkcje alokacyjne automatyzm rynkowy jest regulacją krótkookresową nie uwzględniającą długookresowych potrzeb rozwojowych oraz problemów społecznych. Co więcej, mechanizm wolnorynkowy jest ze swej natury mechanizmem uwzględniającym interesy silnych ekonomicznie podmiotów i uczestników gry rynkowej, zapewniając ich dominację na rynku, wyrzuca natomiast i eliminuje słabszych, podporządkowując w ten sposób gospodarkę i społeczeństwo dominującym interesom wielkiego kapitału. A zatem, działając na korzyść silnych i na niekorzyść słabych, rynek rozwarstwia się i różnicuje społeczeństwo – bogaci stają się jeszcze bogatsi, zaś biedni jeszcze biedniejsi. Przy tym owa różnicująca, rozwarstwiająca funkcja rynku przejawia się w różnych płaszczyznach, w różnych przekrojach życia społeczno-gospodarczego – w odniesieniu do zbiorowości producentów, konsumentów, pracowników najemnych, przedsiębiorstw, branż, regionów kraju oraz całej gospodarki światowej. To przecież działanie mechanizmów rynkowych doprowadziło w skali światowej do tego, że kraje wysoko rozwinięte stanowią tylko nieliczną grupę (około 20), zaś większość ludzkości żyje w krajach gospodarczo zacofanych, w sferze ubóstwa, głodu, nędzy, i to są ,,normalne” skutki rozwoju gospodarki wolnorynkowej.
Dogmatyczna apologia i mitologizacja roli wolnorynkowego automatyzmu i traktowanie wszelkiej regulującej roli państwa i państwowej polityki ekonomicznej jako ,,psucia” dobrego rynku uniemożliwiała w ostatnich latach lepsze spożytkowanie w interesie całego społeczeństwa autentycznych walorów regulacji rynkowej, możliwości racjonalnie regulowanego rynku i konkurencji i prowadziła do spotęgowania negatywnych, patologicznych skutków narzuconego przez ,,Solidarność” ,,skoku w wolny rynek”, bez uwzględnienia konkretnych warunków i stopniowego przygotowywania przesłanek racjonalnego urynkowienia gospodarki w powiązaniu z wykorzystaniem możliwości regulacji państwowej i strategicznego planowania gospodarczego.
Mit ósmy – to lansowany szeroko pogląd, że jedynie słusznym rozwiązaniem problemu powiązań gospodarczych Polski z Zagranicą jest koncepcja ,,otwarcia” gospodarki i ,,otwartego” rozwoju, wykluczająca niezbędną w krajach opóźnionych w rozwoju państwową regulację stosunków ekonomicznych z innymi krajami, wpływającą na kształtowanie warunków eksportu i importu, politykę handlową i w szczególności regulowanie dostępu zagranicznych kontrahentów na nasz rynek wewnętrzny, konieczność świadomej polityki zmierzającej do polepszania pozycji Polski w gospodarce światowej, przeciwdziałania nadmiernemu uzależnieniu od Zachodu i przekształceniu Polski w peryferyjny i wyzyskiwany “dodatek” do gospodarki krajów rozwiniętych.
Jest rzeczą oczywistą, że w warunkach współczesnych wskutek rosnącego znaczenia międzynarodowych i globalnych współzależności ekonomicznych rozwój ,,otwarty” ma zasadniczą przewagę nad rozwojem ,,zamkniętym”, autarkicznym. Domaganie się ,,otwartości” gospodarki i podkreślanie walorów rozwoju uwzględniającego międzynarodowy podział pracy jest w dzisiejszych warunkach typowym wyważaniem otwartych drzwi. Istota problemu polega jednak na tym jak rozumieć rozwój ,,otwarty”, w jakich kierunkach, jak szeroko i w jaki sposób ,,otwierać” naszą gospodarkę? Jeśli będziemy w nieograniczony sposób ,,otwierać” nasz rynek dla krajów posiadających przewagę technologiczną i ekonomiczną, z którymi nie możemy skutecznie rywalizować i wygrywać w wolnej konkurencji, to będzie to prowadzić do przekształcenia naszego kraju w rynek zbytu dla tandetnych towarów rozwiniętego Zachodu, zamykania naszych fabryk i zwiększania bezrobocia, przekształcenia naszego kraju w peryferyjną strefę traktowaną jako źródło surowców, taniej siły roboczej oraz teren lokowania ,,brudnych” rodzajów produkcji, odpadów przemysłowych i śmieci. Z tego punktu widzenia koncepcja nieograniczonego ,,otwarcia” naszej gospodarki wobec Zachodu jest szkodliwym mitem, gdyż zamiast realizowania korzyści z udziału w międzynarodowym podziale pracy doprowadzi do strat oraz pogłębienia neokolonialnego uzależnienia od bogatego Zachodu.
Z mitem jednostronnego ,,otwierania” gospodarki wobec partnerów zachodnich ,,po przyjacielsku” rugujących nas z wielu rynków (węgiel, stal, płody rolne) i świadomie ograniczających dostęp do swoich rynków dla naszych towarów związany jest
mit dziewiąty – mit rzekomo bezinteresownej pomocy Zachodu dla naszego kraju. Wiara w taką bezinteresowną pomoc jest czystą mitologią, jest to bowiem sprzeczne z rynkowymi regułami gry i historycznymi doświadczeniami stosunków ekonomicznych między krajami wysoko i mniej rozwiniętymi, z ekspansjonistycznymi praktykami międzynarodowego kapitału, kierującego się zasadą maksymalizacji zysków i eksploatacji krajów uzależnionych , a nie filantropią. Nadmierne uzależnienie ekonomiczne od rozwiniętych krajów zachodnich stwarza oczywiste zagrożenia, prowadzi bowiem do ograniczenia i utraty suwerenności ekonomicznej i politycznej kraju.
I wreszcie ostatni dziesiąty mit – to propagowany przez L. Balcerowicza i innych neoliberałów pogląd, że warunkiem rozwoju gospodarczego jest hamowanie wzrostu płac, pacyfikacja związków zawodowych i stworzenie takiego układu stosunków między pracodawcami i pracownikami najemnymi, który zakłada ulgi dla prywatnych przedsiębiorców i w ogóle dla kapitalistów i przerzucenie kosztów przebudowy i rozwoju gospodarki wyłącznie na ludzi pracy najemnej oraz emerytów i rencistów. Jest to wprawdzie zgodne z logiką gospodarki kapitalistycznej, która opiera się na wyzysku pracy najemnej, ale założenie, że ludzie pracy najemnej naszego kraju mający za sobą różnorodne doświadczenia walki o swe prawa polityczne i socjalne zaakceptują na dłuższą metę rzekomo ,,nieuchronne” obciążenie ich kosztami budowy kapitalizmu, pogodzą się z postępującą pauperyzacją i degradacją cywilizacyjną w imię bogacenia się rodzimych i obcych kapitalistów, należy chyba zaliczyć do pobożnych życzeń liberałów i ewidentnych mitów.
Wbrew doktrynerskim poglądom i mitom neoliberalnych strażników „czystości” gospodarki wolnorynkowej interesy ekonomiczne ludzi pracy, a więc większości społeczeństwa wymagają opracowania i realizacji autentycznie alternatywnego programu społeczno-gospodarczego i długofalowej strategii rozwojowej, gwarantującej przezwyciężenie kryzysu oraz zacofania gospodarczego nie kosztem pauperyzacji ludzi pracy, lecz przy zapewnieniu należnego im udziału w dochodzie narodowym oraz współudziału w zarządzaniu gospodarką. Realizacja takiego programu nie będzie możliwa bez silnego sektora państwowego w wielosektorowej gospodarce, bez powiązania regulowanego mechanizmu rynkowego z makroekonomicznym planowaniem strategicznym i długofalową polityką naukowo-techniczną i strukturalną.
Andrzej Bielski
1993 r.