Kto zabroni bogatemu? To już nie jest pytanie retoryczne


Kolejny raz szóstka „śmiałków” poleciała na cztery minuty w kosmos za pół miliona dolarów od łepka. To efekt wolnej przedsiębiorczości liderów listy Forbesa. To psychotyczni dysponenci nadwyżki wypracowanej przez tysiące drogich specjalistów i tanich chińskich montażystów z dorzecza Rzeki Perłowej. Polem rywalizacji jest nowa oferta turystyczna. Z wypiekami na twarzy śledzi nieziemską eskapadę pani z polskiej filii amerykańskiej korporacji – stacji TVN. Ale czy oko kamery telewizyjnej dostrzeże coś więcej, niż nowe szanse zysku, przygodę celebrytów, słowną wojenkę między politycznymi marionetkami biznesu w kraju i za granicą, zwłaszcza w umiłowanej ojczyźnie telemeledemokracji. Ile kosztuje planetę uśmiech pani z TVNu?

Gry i zabawy doliniarzy z Kalifornii. Supremacja wolnej przedsiębiorczości nad przyrodą, pracą i życiem ludzkim przynosi masom dużo radochy. Gorzej z planetą. Tytani przedsiębiorczości, eksploatujący cudzą wynalazczość, ścigają się w przestrzeni kosmicznej, rzucają spragnionym kolejne big-bitowe przeboje. Nie oglądają się na ekologiczne i społeczne skutki. A za ich plecami stoją operatorzy machiny zysków, sępiego kapitału z BlackRock czy Vanguard Group.

Można za pół miliona dolarów i z odległości stu kilometrów zobaczyć tę niebieską kropkę, w której kapitalizm uwięził ludzkość. Jak podaje przyrodnik Mike Berners-Lee (brat współtwórcy internetu), rakiety kosmiczne zużywają też kosmiczne ilości paliw. Głównie to nafta w rafinowanej postaci, a także kriogeniczny ciekły tlen bądź nadtlenek wodoru. W tym zabójczym dla planety wyścigu uczestniczą amerykańscy apostołowie nowych biznesów i władcy aplikacji: Jeff Bezos (rakieta New Shepard firmy Blue Orgin), zabawka właściciela Tesli Elona Muska (Falcon 9 SpaceX) i Virgin Galactic Richarda Bransona. Spalają one od 300 do 600 ton ekwiwalentu dwutlenku węgla (CO2e). New Shepard Bezosa wznosi na odległość 100 km ponad Ziemię kosztem 7,4 tony paliwa na pasażera. Do tego trzeba dodać energetyczne koszty wytworzenia zabawki, a także korektę szkód dla atmosfery (ze współczynnikiem 1,9). To konieczne, ponieważ gazy cieplarniane mają znacznie większą siłę oddziaływania na dużych wysokościach.

Równie kosztowne ekologicznie są zakupy na wyposażenie fortu Polanda. Peeselowski chłopek roztropek, minister obrony zygot, przypadek czy raczej wypadek chowu wsobnego tzw. klasy politycznej – zdobył pochwałę od Wuja Sama. Patron pochwalił go za przodownictwo w rujnowaniu przez zbrojenia budżetu swego kraju. Ofiara jednocześnie rusofobii i amerykofilii. Kiedyś liderzy w anarchii, teraz mali pomocnicy mocarstwa najbardziej niszczącego planetę: zbrojeniami, eksploatacją gazu łupkowego, wybujałą konsumpcją energii (jedna czwarta całej ludzkości). Do produkcji nowoczesnej broni zużywa się specjalistycznej stali, stopów aluminium, tytanu, włókien kompozytowych. Ich wytworzenie pochłania odpowiednio energię (mierzoną w megadżulach, czyli 10 do szóstej potęgi): 150-250 MJ/kg (aluminium), 450 tytan i 100-150 MJ/kg kompozyty. Z kolei cuda amerykańskiej awioniki F-16 Fighting Falcon (firmy Lockheed Martin) czy F/A-18 Hornet (firmy McDonnell Douglas) wymagają tak dużych ilości paliwa lotniczego podczas podniebnej służby, że nie mogą wykonywać pokojowych misji bez dodatkowego tankowania podczas lotu. Jest to możliwe dzięki ogromnym samolotom cysternom (za V. Smilem).

Nie inaczej jest z nową falą inwestycji pod znakiem sztucznej inteligencji AI – jednego z cudów kalifornijskiej przedsiębiorczości inaczej. Według dyktatorów mody technologicznej bitowe i półprzewodnikowe innowacje Nividii zastąpią głęboką reformę wyczynowego kapitalizmu. Jak podaje Marcin Rotkiewicz (Polityka, nr 31), GPT-3 „przepalił” podczas treningu ok. 1,3 tys. megawatogodzin (MWh) prądu. To mniej więcej tyle, ile zużywa w ciągu roku 130 rozrzutnych gospodarstw domowych tego kraju. A codzienna konwersacja z ChatGPT odpowiada zużyciu energii, którą konsumuje każdego dnia ok. 33 tys. gospodarstw domowych w USA. Mimo zmniejszania kosztów w miarę udoskonalania technologii efekt końcowy będzie taki sam jak zawsze – jak spadną jednostkowe koszty (czy to pieniężne, czy energetyczne), wzrośnie konsumpcja. Ze skutkiem dobrze opisanym w raportach i książkach przyrodników. Główną słabością ich badań nie jest wiarygodność, tylko to że drążąc własne głębokie studnie wiedzy, nie potrafią dostrzec ich otoczenia. A jest nim System poddany logice zysku, ”produkcji” rent dla tzw. inwestorów. W Polsce najpierw myślą oni o lokatach swych oszczędności, głównie w mieszkania. Potem o bankach i firmach deweloperskich, których akcje też mogą posiadać. Dopiero na końcu może przemknąć im myśl o zaspokojeniu elementarnej potrzeby młodego pokolenia. Nie są w stanie przekroczyć horyzontu beneficjentów Systemu, którzy oferują ludzkości nową numerologię. Pogoń za szansami inwestowania doprowadziła do tzw. trzeciej i czwartej rewolucji przemysłowej. Chodzi o internet, a także gadżety, które umożliwiają korzystanie z jego pokus. Teraz wkracza do akcji internet rzeczy, czyli sterowanie urządzeniami, w tym domowymi agregatami, za pomocą zaprogramowanych algorytmów, w tym zapewne także AI. Powstanie internetu to zarazem nowa przestrzeni niekończącej się akumulacji i koncentracji kapitału. Pole akumulacji kapitału powiększyła się o rentowność platform cyfrowych. Władcy aplikacji mają 40. procentową rentowność, bez żadnego ryzyka biznesowego. Bo to użytkownicy biorą dla na siebie potrzebne inwestycje – w sprzęt, opłaty, inwestują swój czas wolny. Powstanie globalnego systemu komunikacji to jeden ze skutków ziemnej wojny. Wtedy powstał finansowany przez Pentagon system łączności z swoimi rozproszonymi po całym świecie agentami. Kiedy włączyły się potężne uniwersytety powstała sieć ARPANET. Teraz to globalna przestrzeń informacji i dezinformacji, targowisko próżności i infantylnej rozrywki. Można w niej zarabiać i na reklamach bądź na ich unikaniu. Dodatkowo otworzyła się nowa przestrzeń konsumpcji, a przede wszystkim wywłaszczania z czasu życia: spacerów, bezpośrednich kontaktów międzyludzkich, biesiad, eliminowania tradycyjnych usług transportowych, handlowych, żywieniowych. To także nowy wymiar akumulacji kapitału jakim jest giełdowa finansjeryzacja oraz usługi na aplikacje (uber, airbnb, amazon, fast-foody). To też kolejna upragniona fala innowacji i inwestycji – konieczna do tego, by jeszcze raz pchnąć ożywcze tchnienie w starczy kapitalizm.

Tym panom już dziękujemy. Bezosmeni – tytani przedsiębiorczości, nieznani z żadnych własnych wynalazków, nie tylko otwierają kolejne przestrzenie akumulacji kapitału. Podejmują wbrew mitologii demokracji decyzje dotyczące życia innych i przyszłości planety. To pasje i fobie Elonków, a nie publiczna debata i decyzje, przesądzają o marginesie prywatności, o zakresie strukturalnego bezrobocia, o warunkach życia na globalnym Południu. I to w sercu przewodniej siły ludzkości. Dlatego amerykański model kapitalizmu grozi światu bardziej niż wszyscy tyrani w rodzaju Putina, niż wszyscy terroryści razem wzięci. Problem dostrzegł John M. Keynes, kiedy pytał, na czym miałaby polegać wiara, że działania kilkunastu, kilkudziesięciu (obecnie nawet kilku tysięcy) pazernych ludzi, motywowanych żądzą bogactwa i władzy, a więc psychotycznych osobowości – przyniosą korzyści wszystkim mieszkańcom planety. Żeby bezosmeni nie pogrążyli ludzkości całkowicie w barbarzyństwie eksterminacji ludzi zbędnych, konieczny stanie się powrót jakiejś postaci globalnego zarządzania aparatem wytwórczym i zasobami planety. Wróci państwo i planowanie. Tutaj Chiny będą miały przewagę, bo państwo ludu Han nie stało się zakładnikiem rodzimego i zagranicznego kapitału, choć też musi obecnie troszczyć się głównie o wzrost PKB. Rynek będzie musiał ustąpić miejsca organizowanej celowo przedsiębiorczości, ku rozpaczy tiktokowego Sławomira i jego nauczycieli. To użytkownicy ekonomii, tej niby-nauki, bo jak zauważył jeden z jej krytyków, Steve Keen, gdyby ekonomia była naprawdę nauką już dawno, by podzieliła los astrologii czy alchemii. Tak się nie stało, bo korzystają oni ze szczudeł matematyki i pseudo-nagród Nobla (tzw. nobla przyznają tej dyscyplinie szwedzcy bankierzy!). Ekonomiści katedralni i bankowi urabiają też umysły Jarząbków za sprawą portali i think tanków. Ale i oni nie poradzą na to, że zmienią się kategorie, za pomocą których nauka opisuje gospodarkę jako „system pozyskiwania, przetwarzania i przemiany energii w formie surowców w energię zawartą w towarach i usługach” (R. Ayers). Produkcji zawsze odpowiada destrukcja. I dlatego każda gospodarka ma entropiczną naturę: kawałek węgla przekształca się w gaz, dym, popiół. I dlatego rzadkość to nie brak podaży dóbr, jak ględzą ekonomiści, lecz wyczerpywanie się zapasów minerałów i energii. Ale te straty są pomijane w rachunkach PKB. Dlatego od jakiegoś czasu nawet co trzeźwiejsi ekonomiści mówią o erze post-PKBowskiej. Tylko ta wiadomość nie dotarła jeszcze do polityków i telewizyjnych, bankowych ekonomistów. Nie sposób bowiem dalej pomijać w rachunku relacji gospodarki z przyrodą: i wyczerpywania się zapasów, i odpadów, i stopniowej degradacji środowiska, zwłaszcza obecnie zmian klimatu. W tej sytuacji obumrze też dogmat o nieograniczoności potrzeb ludzkich, i towarzyszący mu subiektywny pomiar użyteczności dóbr. Powstaną też nowe formy własności (narodowe fundusze majątkowe jak w Norwegii) i alokacji (np. udział wspólnoty w zysku korporacji, która korzysta z wynalazku dzięki publicznym grantom). Będzie musiał w efekcie zmienić się styl życia i model konsumpcji, jak zwykle z wyjątkiem najbogatszych. Jak pisze filozofka Ewa Bińczyk w książce o „uspołecznianiu antropocenu”, powstanie jakaś forma postkapitalizmu. W agendzie pojawi się redystrybucja i progresywne podatki, duży udział własności wspólnej w związku z rozbudową sektora publicznego. Do tego staną się konieczne limity emisji czy zakaz ogłupiania ludzi reklamami. I przede wszystkim skrócenie wymiaru tygodniowej pracy, skoro to nie szalona konsumpcja, ani portfele i konta…kalifornijskich krezusów będą jej celem.

Jaką przybierze ostateczną formę instytucjonalną, trudno przewidywać w obliczu rywalizacji chińsko-amerykańskiej, w obliczu dążenia krajów BRICS do wyeliminowania dolara jako rezerwowej waluty świata, i w obliczu ogromnego globalnego długu. Stanowi on trzykrotność światowego PKB, cokolwiek znaczy ta bałamutna formuła. Zawodzą najbardziej zainteresowani. Rozproszone są opór, protest i walka klas pracowniczych z wyzyskiem. Nastąpił uwiąd Światowego Forum Społecznego po śmierci Samira Amina. Protest pracowników najemnych z mniej dochodową siłą roboczą przechwytuje narodowa prawica. I przekształca go w populizm, którego tak nienawidzą liberałowie.

Ale gdyby ochrona życia na planecie, i ona sama, znalazły się w centrum uwagi, tym samym w centrum wspólnych działań – wiele musiałoby się zmienić. Także w propagandzie. Obecnie każda krytyka wolności gospodarczej to komunizm – powrót Marksa, Stalina, Pol Pota. Także premier Tusk powinien w końcu zmienić autora swoich przemówień. Bo jego sufler to jeszcze większy moralny, intelektualny i polityczny abnegat. Ostatnio ustami swojego medium ogłosił, że straciło ważność hasło „Nigdy więcej wojny”. W okresie wściekłego wyścigu zbrojeń i napięć wywołanych obroną status quo? Ładu stworzonego przez amerykańskie państwo za pośrednictwem MFW,WTO i Banku Światowego dla korzyści Zachodu, Triady, G-7? Najpierw niech zagubiony przewodnik sam odnajdzie drogę.

Tadeusz Klementewicz

Pozostaw odpowiedź

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.