Zdaniem wielu obserwatorów, zaciera się granica między wojną i pokojem, w wyniku czego trudno jest również określić różnicę między obrońcą i agresorem.
Powstaje pytanie: czy ta granica nie zaciera się tym bardziej między rosyjską specjalną operacją wojskową, a wojną na Ukrainie. Niektórzy specjaliści wojskowości uznają, że po doświadczeniach z tzw. kolorowymi rewolucjami (Rewolucja Róż w Gruzji w 2003 roku, Pomarańczowa Rewolucja na Ukrainie w 2004 roku, Rewolucja Tulipanów w Kirgistanie w 2005 roku) Rosja stosuje tak zwaną doktrynę Gierasimowa, która zakłada łączenie wszystkich dostępnych środków w celu prowadzenia wojny. Jednakże zdaniem innej grupy obserwatorów, istnieją poważne wątpliwości, czy taka doktryna w ogóle istnieje. Na Zachodzie chcą wierzyć, że jest…
Niezależny obserwator z zewnątrz z łatwością dostrzeże wiele przykładów na to, że Rosja traktuje specjalną operację wojskową przeciwko reżimowi Wołodymyra Zełeńskiego na Ukrainie, jako rodzaj nowoczesnej wojny hybrydowej, chociaż nie do niej należy stworzenie tego terminu dla określenia współczesnej wojny. W związku z tym uwidacznia się szereg sprzeczności w prowadzeniu specjalnej operacji wojskowej na Ukrainie. Najpierw odnotujemy niektóre z nich, a następnie zastanowimy się czy są one wynikiem świadomego stosowania nowego sposobu prowadzenia wojny i zacierania różnicy między wojną i pokojem, czy też „hybrydowy” charakter tych działań bojowych wynika tylko ze sprzeczności interesów w łonie szeroko rozumianej ekipy kierowniczej Rosji.
Po pierwsze
– Rosja określiła wojnę jako „specjalną operację wojskową”, co zawiera samo w sobie sprzeczność między działaniami militarnymi i politycznymi. Celami politycznymi ogłoszono denazyfikację i demilitaryzację Ukrainy. Tych celów jednak nie tylko nie zrealizowano, ale osiągnięto zupełnie im przeciwstawne. Nic dziwnego, że po niepowodzeniach militarnych zaczęły napływać z Rosji sprzeczne sygnały i jako cel zaczęło się pojawiać wyzwolenie Donbasu, po czym dokonano formalnego, a tylko częściowego faktycznego włączenia do Rosji: Doniecka, Ługańska, Chersonia i Zaporoża. Stało się tak wbrew temu, co mówił Putin, ogłaszając rozpoczęcie specjalnej operacji, że nie chodzi o okupację ziem ukraińskich i pozostanie na nich żołnierzy rosyjskich.
Rosja rozpoczęła działania militarne, ale główne cele wojskowe właściwie miało zrealizować społeczeństwo ukraińskie i dezerterzy z armii ukraińskiej. Rosjanie w pierwszych dniach operacji posuwali się po 200, 300 kilometrów do przodu, ale bez zabezpieczenia tyłów i dostaw zaopatrzenia. Kierownictwo Rosji liczyło na spontaniczne poparcie wkraczających oddziałów zbrojnych i masowe dezercje z armii ukraińskiej. Rosyjscy żołnierze te błędne kalkulacje okupili w pierwszych dniach największymi stratami w czasie całej operacji wojskowej. Kiedy Rosjanie ostrzelali Ukrainę pierwszą salwą rakiet, pominęli w ogóle koszary i miejsca dyslokacji wojsk – rzekomo dla zmniejszenia niepotrzebnych strat wśród żołnierzy i ludności cywilnej. Co ciekawe, Ukraina nie wypowiedziała formalnie Rosji wojny do tej pory.
Po drugie
– w późniejszym okresie Rosjanie deklarowali chęć pokonania armii ukraińskiej, a nie posiadali dostatecznej ilości środków wojskowych. Nie byli w stanie dostosować swoich celów strategicznych i metod walki do nowych warunków. Swoje siły rozproszyli na tysiące kilometrów, po czym musieli z niektórych obszarów się wycofać, chociaż toczyli o nie zacięte walki zbrojne, rzekomo w celu dania wyrazu dobrej woli do dalszych rozmów i kompromisów. Rosjanie większość terenów zdobywali bardzo wolno, ale za to bardzo szybko wycofywali się w przypadku ataków nawet niewielkich sił ukraińskich. Celu demilitaryzacji, jak na razie, Rosjanie nie zrealizowali. Co więcej, Ukraina dzięki pomocy państw NATO stworzyła jedną z najsilniejszych armii świata. A kult Stepana Bandery ma największy i oparty na państwowej przemocy zasięg.
Po trzecie
– podobną do rosyjskiej, antyspołeczną strategię przyjęła armia ukraińska. Armia ukraińska podjęła co prawda walkę zbrojną, ale od początku schowała się w miastach za plecami ludności cywilnej i długo nie zgadzała się na otwarcie korytarzy humanitarnych dla cywilów, przez co ponosi współodpowiedzialność za część znacznych strat wśród mieszkańców miast. Dopiero pod koniec roku zaczęła ewakuować ludność cywilną z terenów przewidywanych walk, ale nie ze wszystkich. Rosjanie mieli ogromną chęć zniszczenia sił zbrojnych Ukrainy, ale zmuszeni byli początkowo do oszczędzania ludności cywilnej, po ogłoszeniu wcześniej przez Władimira Putina Ukraińców i Rosjan „jednym narodem”. Jednak ze względu na duże początkowe straty zmuszeni byli nadać priorytet ochronie życia własnych żołnierzy.
Jesienią Rosjanie podjęli działania w celu niszczenia infrastruktury energetycznej, w nadziei na pobudzenie społeczeństwa ukraińskiego do wystąpień przeciwko władzom państwowym. O bezskuteczności takich działań mogli się przekonać alianci zachodni podczas bombardowań miast niemieckich w czasie II wojny światowej, kiedy to społeczeństwo niemieckie zostało zindoktrynowane i zastraszone przez nazistów. Ale po tym demonstracyjnym ostrzale Rosjanie zmuszeni byli do ogłoszenia rozkazu wycofania się z Chersonia i dalszej kontynuacji ostrzałów infrastruktury. Działania te mogły być zrozumiane tylko jako chęć pokazania, że Rosja nadal w pełni kontroluje bieg wydarzeń…
Wbrew temu, co oficjalnie mówiono w Rosji, uderzenia po ukraińskiej infrastrukturze nie były odwetem za atak na Krymski Most. Do tych ataków rakietowych musiano zapewne przygotować się znacznie wcześniej. Można bowiem w tych atakach dostrzec koncepcję powietrzno-rakietowego wygrania wojny, skoro nie można było odnieść decydujących sukcesów na lądzie. Podobną idee fixe miał Winston Churchill w czasie II wojny światowej już w 1940 roku, kiedy zalecił bombardowania miast niemieckich, skoro na lądzie Wielka Brytania nie mogła odwrócić niekorzystnego przebiegu wojny. Do koncepcji tej wrócili Amerykanie wiele lat później w Jugosławii i w Iraku. Jeśli doszło do uderzeń na ukraińską infrastrukturę, to dlatego, że istotne błędy polityczne i wojskowe popełniły polityczne i wojskowe władze Rosji już wcześniej, wojna szła bowiem nie tak, jak to sobie wyobraziły, a społeczeństwo rosyjskie domagało się zdecydowanych działań i zakończenia wojny. Kiedy jednak w obliczu zimy niszczenie infrastruktury zaczęło coraz częściej spotykać się z krytyką, głównym kierunkiem uderzenia rakietowego uznano walkę ze środkami obrony przeciwlotniczej.
Po czwarte
– początkowo ogłoszono zadania denazyfikacji i demilitaryzacji, a powierzono je tylko dla armii zawodowej, przy braku jakiegokolwiek programu działania służb cywilnych. Główne cele były polityczne i można było do pewnego czasu zrealizować je dyplomatycznie. Zaczęto je realizować zbrojnie, ale ciągle prowadzone były nieoficjalne i oficjalne działania dyplomatyczne z uczestnictwem walczących stron lub różnych pośredników. Przy braku jakiegokolwiek planu politycznych działań w początkowym okresie, przy deklarowaniu denazyfikacji i demilitaryzacji, wkraczające na teren Ukrainy wojska rosyjskie pozostawiały starą ukraińską administrację, co można odbierać jaki głupotę, ale i cyniczne działania, skazujące od początku całą operację wojskową na niepowodzenie.
Po piąte
– nawet eksperci zachodni do ostatniej chwili uważali, że do inwazji Rosji na Ukrainę nie dojdzie, ponieważ nie zgromadziła ona niezbędnych do tego sił i środków. Ponadto te skromne siły i środki rozproszono po wielu miejscach. Rosjanie, którzy użyli niedostatecznej ilości sił i środków nie skoncentrowali się na jednym, czy najwyżej na dwóch głównych kierunkach uderzenia, lecz prowadzili ataki po większości terytorium Ukrainy. Rosja ostrzeliwała rakietami cele odległe od bezpośredniego teatru działań bojowych, co nie pomagało bezpośrednio walczącym żołnierzom, czyli nie stosowano podstawowej zasady ekonomii sił i środków na polu walki. W efekcie Rosja poniosła znaczne straty i musiała sięgnąć po rezerwy, których jak się okazało nie miała, bo magazyny w dużej części zostały rozkradzione w ciągu 30 lat przez wielu kolejnych dowódców. „Specjalna operacja wojskowa”, pod koniec marca, po wycofaniu się Rosjan z okolic Kijowa i Czernihowa, przerosła faktycznie w wojnę na dużą skalę, ale do wojny Rosja okazała się nieprzygotowana. Zapewne jednak z jakichś dodatkowych ekonomicznych i politycznych przyczyn ani Rosja, ani Ukraina nadal nie wypowiedziały sobie formalnie wojny.
Po szóste
– Rosja rozpoczęła działania militarne, ale prowadziła je siłami z okresu pokojowego, przez szereg miesięcy nie ogłaszając przy tym mobilizacji. Zrobiła to pomimo tego, że Ukraina oficjalnie ogłosiła o przeprowadzaniu kilku swoich fal mobilizacji. A gdy Rosja ogłosiła w końcu „częściową mobilizację”, to okazało się, że wcześniej z magazynów zniknęło 1,2 miliona kompletów wyposażenia bojowego. I, jakby ktoś chciał skompromitować „częściową mobilizację”, po ogłoszeniu jej nie zamknięto granic i Rosję opuściło, jak się szacuje od 500 tysięcy do 1 miliona mężczyzn w wieku poborowym. Kiedy zapytano Putina dlaczego nie zamknięto granic, ten oświadczył, że są przecież prawa (człowieka) o swobodzie podróżowania i jaki byłby krzyk, gdyby taki zakaz wydano. Pokazuje to, że duża część społeczeństwa nie rozumie celów toczonej wojny, lub nie chce walczyć w imię planów oligarchii rosyjskiej, a ekipa kierownicza działa chaotycznie i pod presją opinii publicznej. Dlatego zapewne, nie ogłaszając powszechnej mobilizacji w Rosji, prowadzono faktycznie mobilizację na zajętym terenie Doniecka i Ługańska, przez co starano się zachować pozory wojny domowej na Ukrainie.
Po siódme
– w Rosji źle zinterpretowano pośpieszne i chaotyczne wycofanie się USA z Afganistanu. Potraktowane je jako wyraz słabości Stanów Zjednoczonych, nacisków wewnętrznych sprzeczności socjalnych i potrzeb przebudowy infrastruktury, przeżywanych trudności finansowych. Nie widziano zaś w tym wycofaniu się zamykania przez USA jednego frontu walki, i tworzenia sobie lepszych możliwość swobodnego działania na ważniejszym z punktu widzenia geopolityki froncie ukraińskim. Nie spodziewano się w związku z tym tak szerokich działań i zdecydowanego sprzeciwu ze strony USA i ich sojuszników.
Po ósme
– gdy Rosja ogłosiła „częściową mobilizację”, okazało się, że nie jest w stanie zmobilizować gospodarki. Chociaż słowa „ekonomiczna mobilizacja” robiło karierę w rosyjskich środkach masowego przekazu, to, zdaniem Walentina Katasonowa, żadne wskaźniki ekonomiczne na taką mobilizację nie wskazywały. Nie ma danych o wzroście produkcji Obronnego Kompleksu Przemysłowego. Stopa akumulacji wynosi 20%, a MFW uważa, że średnia światowa stopa akumulacji wynosi 25%. W Rosji jest więc niższa od średniej światowej (w Chinach w 2018 roku akumulacja wynosiła 45%). Szacuje się że w latach industrializacji ZSRR też było 40-45 %. Niska stopa akumulacji dowodzi, że rosyjska oligarchia dokonuje wywozu kapitału zagranicę i sama nie jest związana z interesami większości swojego narodu.
Specjalna operacja wojskowa wymaga interwencyjnej polityki państwa, a nadal prowadzono neoliberalną politykę, nie wprowadzono kapitalizmu państwowego, ani państwowego monopolu handlu zagranicznego. Putin zaś oświadczył, że nie ma potrzeby dokonywania mobilizacji ekonomiki. Rosyjski Bank Centralny utrzymywał wysokie stopy procentowe na rynkach wewnętrznych, dla własnych przedsiębiorstw, a stwarzał preferencje, np. dla towarów chińskich, z którymi przedsiębiorstwa rosyjskie nie są w stanie konkurować. Doszło nawet do takich paradoksów, że ministerstwo obrony rozpoczęło „częściową mobilizację”, a wcześniej wstrzymało kredytowanie produkcji zbrojeniowej, odsyłając zainteresowane przedsiębiorstwa po kredyty do komercyjnych banków. Przedsiębiorstwa na terenie Rosji produkujące na eksport są niechętne współpracy z kompleksem zbrojeniowym ze względu na groźbę sankcji Zachodu.
Po zamrożeniu w bankach zachodnich rosyjskich aktywów na sumę ponad 370 mld dolarów, Rosja nie podjęła żadnych działań odwetowych. W efekcie tej bezczynności w Parlamencie Europejskim podjęto decyzję o uznaniu Rosji za „państwo sponsorujące terroryzm”. Ma to daleko idące konsekwencje prawne, bo przywódców Rosji można będzie w przyszłości postawić przed trybunałem międzynarodowym i obywatele innych krajów będą mogli zwracać do sądów o odszkodowania za poniesione szkody i sądy będą te odszkodowania wypłacały z zamrożonych aktywów Rosji. Rosja nie będzie mogła najmować adwokatów z krajów, w których będzie toczył się przewód sądowy. Rosja zapewne dokona wówczas nacjonalizacji kapitałów wrogich sobie państw, co będzie mogło znacznie przekroczyć sumę skonfiskowanych aktywów. Wojna przeniesie się na inne działania prawne i znacznie rozciągnie w czasie.
Po dziewiąte
– Rosja zawsze chwaliła się posiadaniem jednych z najlepszych rodzajów uzbrojenia. Tymczasem żołnierze jej walczą nie tą bronią, którą jako najlepszą na świecie pokazywano na defiladach i w telewizyjnych filmach. Chwalono się posiadaniem najlepszych środków walki elektronicznej, a nie zagłuszono nawet Internetu, radia i telewizji na Ukrainie (może to jednak wynikać także z innych, ekonomiczno-politycznych interesów szeroko rozumianej ekipy Putina, o czym będzie dalej). Rosja miała nieograniczone magazyny broni i amunicji, a obecnie wysyła na front najstarsze modele czołgów (T-62), nie posiadające najnowszych przyrządów celowniczych i zabezpieczeń przed pociskami przeciwpancernymi.
Czołgi stojące w magazynach nie posiadają często celowników, sprzętu elektronicznego, a nawet silników, które z nich wymontowali zapewne umundurowani złodzieje. Czołgi te wymagają kapitalnego remontu, zanim zostaną skierowane na front. Przy obecnych rozwiązaniach ekonomicznych nie ma możliwości szerokiej rewitalizacji rosyjskiego Obronnego Kompleksu Zbrojeniowego. Dlatego zapewne komentatorzy podają, czemu Rosja stara się zaprzeczać, że kupuje uzbrojenie w Iranie, który jest pod sankcjami USA od prawie 40 lat. Jest to całkowita kompromitacja ekipy Putina i neoliberalnych rządów rosyjskich oligarchów.
Po dziesiąte
– kiedy do świadomości publicznej dotarły dane o tysiącach ofiar wśród żołnierzy rosyjskich, to Putin powiedział, że jeszcze tak naprawdę wojować „nie zaczynaliśmy”. A jak naprawdę zaczęli niszczyć infrastrukturę, zwłaszcza elektryczną Ukrainy, to ogłoszono wycofanie się z wcielonego do Rosji Chersonia. Cały czas mówiono o panowaniu w powietrzu, a nie niszczono szlaków komunikacyjnych i dostaw uzbrojenia z Zachodu. Działania rozmijały się ze słownymi zapewnieniami siły i szybkiego zwycięstwa. Z Chersonia wycofano się, według oficjalnych zapewnień, ponieważ rozbito przeprawy i były trudności w zaopatrzeniu oddziałów walczących na prawym brzegu Dniepru i chciano zmniejszyć straty wśród rosyjskich żołnierzy. Ale przeprawy okazały się na tyle sprawne, że pozwoliły na wycofanie ponad trzydziestotysięcznego zgrupowania żołnierzy i całej techniki wojskowej. Wielu komentatorów spekulowało, że był to wynik jakiegoś nieoficjalnego porozumienia, ponieważ wycofujących się żołnierzy rosyjskich wojska ukraińskie nie atakowały. W oficjalnej propagandzie ukraińskiej zapowiedź wycofania Rosjan z Chersonia przedstawiano najpierw jako przygotowywaną przez nich „pułapkę” i „podstęp”, w które nie wolno dać się wciągnąć, a później w ukraińskich środkach masowego przekazu informowano o toczących się walkach, których faktycznie nie było.
Po jedenaste
– w środkach masowego przekazu wiele uwagi poświęcano groźbie użycia broni jądrowej w związku z konfliktem na Ukrainie. Publicyści twierdzili, że powszechna wojna jądrowa stałaby się wojną ostatnią. Ale tutaj było kilka sprzecznych wariantów: Rosja informowała, że ma nośniki broni jądrowej, których nie można wykryć i zniszczyć przed ich dotarciem do celu, oskarżała Ukrainę i państwa zachodnie o przygotowywanie prowokacji z wykorzystaniem tak zwanej brudnej bomby lub małych ładunków jądrowych, aby w odpowiedzi Stany Zjednoczone mogły uderzyć na Rosję.
Z kolei politycy zachodni ostrzegali Rosję, że użycie przez nią broni jądrowej doprowadzi do zmasowanej odpowiedzi państw NATO. Jeden z polskich generałów publicznie oświadczył, że wojna jądrowa nie musi zakończyć się klęską wszystkich, ponieważ są na wyposażeniu Rosji i państw Zachodu względnie niewielkie jądrowe ładunki taktyczne. Może pojawić się pytanie, czy taki człowiek jest pożytecznym idiotą, czy dobrze opłaconym agentem. Taki pogląd mieści się bowiem w sposobie myślenia militarystów i podżegaczy wojennych z USA. Jest to faktycznie próba legitymizacji taktycznej broni jądrowej – Stany Zjednoczone od lat w ramach manewrów prowadzą bowiem ćwiczenia z ewentualnym zastosowaniem taktycznej broni jądrowej.
Po dwunaste
– w 2016 roku w Oxfordzkim Słowniku napisano, że współczesna epoka to epoka postprawdy; nieważna jest prawda, argumenty i fakty, ale emocje, które mają decydujący wpływ na kształtowanie opinii publicznej. W epoce postprawdy odrzuca się ideologię i politykę. W związku z tym w środkach masowego przekazu dominują drastyczne obrazy zniszczonych cywilnych budynków, leżących na ulicach trupów, zniszczonego dokumentnie sprzętu wojskowego, bez szans na przeżycie żołnierzy. Środki masowego przekazu nie zajmują się łagodzeniem konfliktu, ale go podsycają – są częścią systemu totalnej przemocy. Dziennikarze w epoce postprawdy nie zajmują się dochodzeniem do prawdy i wyjaśnianiem, ale dostosowują się do żywiołowo rozwijających się tendencji i procesów, poszukują sensacji, mówią to, czego oczekują wojskowi i politycy.
Po trzynaste
– podobnie jak przed wybuchem wojny z Japonią (od lutego 1904 do września 1905) i I wojny światowej, Rosja okazała się nieprzygotowana nie tylko do „specjalnej operacji wojskowej”, ale i do wynikłych w jej następstwie działań militarnych na dużą skalę. Nie dokonała żadnej rzeczywistej specjalnej operacji wojskowej na tyłach wojsk ukraińskich, nie dokonała żadnych aktów dywersji, nie tworzyła żadnych oddziałów dywersyjnych na ukraińskich tyłach, chociaż zawsze powoływała się na wpływy i obronę interesów rosyjskojęzycznych mieszkańców Ukrainy. Rosja nie odcięła Ukrainie natowskich dostaw sprzętu wojskowego na front, pomimo swej przewagi w powietrzu, nie zaatakowała transportów z uzbrojeniem i węzłów komunikacyjnych, mostów, a niszczyła sieć energetyczną, co najbardziej dolegało niewinnym mieszkańcom. Nie była jednak w stanie zlikwidować sieci energetycznej, Ukraina ma bowiem elektrownie atomowe (a te nie podlegają atakom), ale także wiele niewielkich elektrowni węglowych i wodnych, tworzących spójny system, może również dokonywać importu prądu elektrycznego.
Po czternaste
– nowe sprzeczności między deklaracjami a praktyką w polityce Rosji ujawniły się po wcieleniu do Rosji republiki ługańskiej i donieckiej oraz obwodu chersońskiego i zaporoskiego. Z punktu widzenia konstytucji rosyjskiej działania zbrojne prowadzone są teraz na terenie Rosji, ale nadal głosi ona kontynuację „specjalnej operacji wojskowej”, a nie wojny. Podobnie, gdy Ukraińcy przy pomocy Anglików i Amerykanów zaatakowali okręty rosyjskie i port w Sewastopolu, Rosja ogłosiła wycofanie się z porozumienia w sprawie wysyłki ukraińskiego zboża, po czym na drugi dzień środki masowej informacji doniosły o przepuszczeniu kolejnych 12 statków z ukraińskim zboże. W odwecie za atak dronami na Sewastopol Rosja ostrzelała jedynie bazę w Oczakowie, w której stacjonowali Anglicy, którzy prawdopodobnie kierowali atakiem dronów, ale jej nie zniszczyli.
Atak na Sewastopol zauważył podobno żołnierz stojący na warcie, a nie system bezpieczeństwa i kontroli elektronicznej. Przy tej okazji pojawiła się wiadomość, że w czasie ukraińskiego ataku na krążownik „Moskwa”, który w końcu zatonął, nie był włączony system antyrakietowy, podobnie przy późniejszym ataku na rosyjską korwetę. Niektórzy publicyści dopatrują się w tym jawnego sabotażu ze strony niektórych dowódców i stojących za nimi ugodowych oligarchów. Ukraińcy, ośmieleni brakiem odpowiedzi Rosji na te ataki, dokonali ataku rakietowego na lotnisko ze strategicznymi samolotami, zdolnymi do przenoszenia broni atomowej. Atak ten był którymś z kolei przekroczeniem „czerwonych linii” nakreślanych przez władze Rosji. Odpowiedzialni ludzie w rosyjskiej ekipie kierowniczej, pozostawiając te przekroczenia bez zdecydowanej odpowiedzi pokazują, że sami tych linii nie traktują poważnie, a to ma demoralizujący wpływ na szerokie masy społeczne. W ten sposób stopniowo realizuje się scenariusz, w myśl którego Rosji pisane jest tę wojnę przegrać i utracić suwerenność nad własnymi bogactwami naturalnymi.
Władzom Rosji coraz trudniej jest tłumaczyć się ze sprzeczności i niekonsekwencji w czasie operacji specjalnej na Ukrainie. Kunktatorska strategia i sprzeczności w łonie oligarchatu mogą podważyć stabilność istniejącego systemu politycznego. W historii znany jest przykład kiedy w wyniku słabego rozpoznania przeciwnika w dowodzeniu i braku wiedzy o stanie własnej armii, Rosja przegrała wojnę z teoretycznie mniejszym krajem i słabszą armią – z Japonią w latach 1904-1905.
Edward Karolczuk
W wersji drukowanej artykuł ukazał się w tygodniku Myśl Polska, nr 3-4 (15-22.01.2023)