Jesteśmy pod rządami konstytucji i prawa, a kto rządzi prawem? (część 2)


(część pierwsza do znalezienia tutaj)

Metapolityczność według Mirosława Karwata

Nieco inaczej problem metapolityczności przedstawił Mirosław Karwati. Odróżniał on polityczne instytucje i działalność od metapolitycznych. Próbował w ten sposób odnieść się do polityki z punktu widzenia zewnętrznego obserwatora, a nie jej bezpośredniego uczestnika o określonych przekonaniach ideologicznych i politycznych. W związku z tym zaproponował ocenę działalności politycznej z punktu widzenia „dobra wspólnego”. Celem takiego stanowiska było, „udaremnić partykularnogrupowe zawłaszczanie (przez jakąkolwiek grupę społeczną czy formację polityczną) tego, co wspólne: dziedzictwa kulturalnego, symboli konsolidujących i stanowiących o tożsamości wspólnot zróżnicowanych wewnętrznie, instrumentów służących utrzymaniu porządku, stabilizacji i ciągłości społecznej (narodowej, państwowej). Intencją metapolityki jest więc wyznaczenie nieprzekraczalnych granic, narzucenie i egzekwowanie wzajemnie i powszechnie przestrzeganych reguł gry politycznej oraz zagwarantowanie społecznej kontroli nad zjawiskami mającymi tendencję do autonomizacji i autotelizacji”.

Przez instytucje metapolityczne Karwat rozumiał unormowane instrumenty oddziaływania służące regulacji metod działania uczestników polityki. Celem tych instytucji miało być ustanowienie i usankcjonowanie reguł współżycia społecznego w polityce oraz reguł samej gry politycznej – „reguł sprzyjających zachowaniu równowagi społecznej, względnej harmonizacji norm prawnych i obyczajów politycznych z uniwersalnymi, elementarnymi normami moralności ogólnoludzkiej”. Instrumenty te miały stać na straży interesu publicznego, dobra wspólnego, a zarazem elementarnych praw i interesów poszczególnych grup społecznych i obywateli. Ponieważ przedmiotem metapolityki miały być prawa różnych grup, ruchów i idei społecznych do istnienia, to chodziło o znalezienie gwarancji dla własnego bezpieczeństwa poprzez wypracowywanie „reguł porozumienia z przeciwnikami, rozejmów, kompromisów, a nawet samorozbrojenia”.

Mirosław Karwat chciał, aby takimi metapolitycznymi instytucjami pozostawały sądy, Trybunał Konstytucyjny, Krajowa Rada Radia i Telewizji, Rada Polityki Pieniężnej, Rzecznik Praw Obywatelskich, Rzecznik Praw Dziecka, Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych, dyplomacja, agencje wywiadowcze czy inne instytucjonalne formy działania służb specjalnych. Metapolityczne funkcjonowanie instytucji dotyczyłyby więc zarówno kwestii walki o władzę, mechanizmu rządzenia i zmiany u steru rządów, polityki obronnej, zagranicznej, podatkowej czy zdrowotnej. Polityka miała stać się rodzajem dyskursu, w którym z uwagą słucha się drugiej strony.

Ośmioletnie rządy PiS pokazały, że stało się dokładnie odwrotnie – PiS skrajnie upolitycznił te instytucje. Polityzacja stałą się możliwa w wyniku podszywania się pod walkę z układami i z korupcją, o sprawiedliwość i prawa człowieka, itp., itd. Aby temu zapobiegać, jak słusznie przewidywał autor, „osobistości, organizacje i mało znani obywatele uczestniczący w działalności o profilu metapolitycznym muszą podlegać takiej samej weryfikacji czystości swych intencji i rzetelności działania jak politycy, którym mieliby »patrzeć na ręce«”. Państwo oczywiście nie traci przez to charakteru klasowego, ale musi uwzględniać interesy ogólnospołeczne, rozwoju społecznego. Dlatego walka o metapolityczość instytucji państwa inaczej wygląda w oligarchii, dyktaturze, a inaczej w mieszczańskim modelu demokracji, w którym nie tylko pewne uniwersalne prawa jednostek, ale również grupowe (w tym ściśle klasowe) prawa i interesy znajdują kanały reprezentacji. Chodzi zatem o to, aby w warunkach neoliberalnej demokracji, wykorzystać wszelkie okazje do nacisku społecznego, w celu przeciwdziałania zamachom na prawa i interesy pracownicze, do podważenia ideologicznego monopolu oligarchii finansowej w mediach, szkolnictwie, prawodawstwie, do przeciwstawienia się komercjalizacji usług społecznych.

Według Karwata działania metapolityczne ze strony opozycji mogą obejmować takie propozycje, które mogłyby naruszyć interesy panującej większości, i dać większe szanse realizacji interesów mniejszości, pod hasłem osiągania wzajemnych korzyści, przestrzegania dotychczasowych reguł i zasad działania, określonej kultury politycznej. Działania metapolityczne mogą się spotkać z przeciwdziałaniem ze strony sił panujących, które mogą jednak być związane z próbami ustanowienia i egzekwowania jeszcze gorszych reguł gry politycznej, standardów praworządności, „poprawności politycznej”, „dobrych” obyczajów, zwiększyć ochronę i gwarancję dla popierających ją uczestników życia politycznegoii.

Zwodniczość hasła depolityzacji sądownictwa

Jak by absurdalnie nie brzmiało hasło depolityzacji sądownictwa, ma ono zgodnie z zapowiedziami je głoszących, zapewnić jego niezawisłość. Zwolennicy tych poglądów pod pewnym względem przypominają budowniczych piramid, rycerzy czy żołnierzy. Sądy są bowiem organem państwa, i są tak samo polityczne, jak rząd czy parlament. Polityka jest płaszczyzną realizacji interesów wielkich grup społecznych, klas, warstw, za pomocą środków przymusu i przemocy pozaekonomicznej. Politykę należy więc rozpatrywać z punktu widzenia interesów, a nie moralnego kryterium dobra i zła. Oczywiście siły panujące zawsze starają się przedstawiać swoją politykę jako „dobrą” dla wszystkich, jako w pełni moralną. Podobnie czyni opozycja. Ale nie może być tej samej oceny dla polityki przez tych, którzy wyzyskują większość narodu, którzy pracują na kierowniczych stanowiskach w międzynarodowych korporacjach i czują się obywatelami świata, którzy zarabiają na trudnościach i spekulacji, z tymi którzy są wyzyskiwani jako pracownicy najemni, marginalizowani w życiu publicznym, których troska o ich zdrowie i warunki bytowe państwa interesuje w mniejszym stopniu. Równie absurdalne byłoby żądanie odpolitycznienia rządu, parlamentu, partii politycznych czy wyborów powszechnych. Powoływane czasami tak zwane rządy „fachowców” też mają polityczny charakter, tylko funkcjonują pod bardziej ogólnymi hasłami i na szerszej płaszczyźnie programowej. Rządy „fachowców” powstają więc w sytuacji kryzysu parlamentarnego, politycznego impasu, kiedy istnieje chwilowa potrzeba znalezienia nowego kompromisu i zebrania sił do dalszej walki. W rządzie „fachowców” z reguły każda partia ma swoich „fachowców”. Nie można więc sądów nad narodem oddać w wyłączną władzę apolitycznych „sędziów-fachowców”, bo takich nie ma.

Polityczny charakter przejrzyście ujawnia się na wyższych szczeblach sądownictwa. Było to widać szczególnie wyraźnie wtedy, kiedy prezydent Andrzej Duda ułaskawiał Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika, którzy walczyli z przeciwnikami politycznymi łamiąc prawo. Prezydent ułaskawiając ich złamał przy tym nawet Konstytucję. Podobne polityczne ułaskawienia często toną w stosie ułaskawień złodziei, fałszerzy, handlarzy narkotyków, chorych, stosujących przemoc rodzinną czy morderców, a nawet osób niewinnie skazanych. Jak pisał Jarosław Ładosz „Polityczny charakter we wszystkich krajach mają wielkie, nagłaśniane procesy polityczne, wywołujące ostre polityczne podziały i namiętności. Jednakże każdy sąd i każdy sędzia, nawet gdy przekonany jest sam, iż kieruje się tylko czystymi ideami prawa i praworządności, uczestniczy nieuchronnie w realizacji polityki penitencjarnej w orzeczeniu w sprawach karnych, polityki gospodarczej w orzeczeniu w sprawach cywilnych, polityki ludnościowej w orzekaniu w sprawach rodzinnych itp. Nie może nie uczestniczyć, nie uprawiać polityki mniej lub bardziej świadomie. Każdy sędzia, interpretując społeczną treść obowiązującego prawa, współtworzy kierunek jego funkcjonowania, co już jest działalnością polityczną”iii.

Jeśli zaś sędzia orzeka w sprawach, gdzie określone wyznanie wywarło wpływ na prawo antyaborcyjne, uzasadnia bezprawny zwrot majątków dla Kościoła, czy zgadza się na finansowanie nauczania religii z budżetu państwa, to staje faktycznie na straży chrześcijańskich „wartości” religijnych. Przestaje być strażnikiem „praw człowieka”, kiedy decyduje o zgodności z prawem eksmisji ludzi „na bruk”, kiedy godzi się na sprzeczne z prawem podsłuchy i aresztowania, kiedy decyduje o okradaniu ludzi przez oszustów w majestacie prawa.

Hasło depolityzacji sądów nie jest jednak prostym oszustwem

Skoro liczni sędziowie i rzesze prawników wierzą w hasło depolityzacji sądownictwa, a nawet profesorowie i usłużni dziennikarze im wtórują, to widocznie nie jest ono prostym oszustwem. Widocznie sam sposób funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości rodzi zapotrzebowania na takie hasło i takie marzenia wśród sędziów. Należy tu pamiętać o różnicy między depolityzacją i metapolitycznością. Oprócz powyższego hasła te są bowiem zapewne próbą uspokojenia własnego sumienia, kiedy sędzia przymuszony był do wydawania wyroków sprzecznych ze swoimi przekonaniami albo kiedy popełnił błąd, i kiedy chodzi o podniesienie swojej smooceny i oceny w oczach społeczeństwa, pokazanie że jest się wolnym i niezależnym w swoich decyzjach. Hasło depolityzacji sądownictwa oznacza mniej lub bardziej świadomy bunt przeciwko faktycznie praktykowanemu dyktatowi rządzących partii w procesach wtedy, kiedy własne zasady moralne są w ostrej sprzeczności z ogłaszanymi wyrokami.

Ale w warunkach uznawania metapolityczności niektórych instytucji państwowych i publicznych, rozwiązań ustrojowych, problem leży jeszcze w czym innym: w tym, że postulat ustanowienia, respektowania i egzekwowania reguł gry politycznej, zagwarantowania praw obywatelskich itd. pozostaje pobożnym życzeniem, o ile nie dochodzi do ramowego konsensu wszystkich czy przynajmniej głównych sił politycznych. Ten ramowy konsensus można by skwitować hasłem „żyj i pozwól żyć innym”, „daję ci, abyś i ty dał”. Oznaczać więc może chęć utrzymania status quo, jak i postulat rewizji wcześniej osiągniętego kompromisu i zawarcia porozumienia na nowej płaszczyźnie programowej. Nosi to znamiona sytuacji, kiedy „cel jest niczym, a ruch wszystkim”. Wówczas każde wyniki wyborów wywołują obowiązkowe niezadowolenie, „mniejsze zło” na które głosowało się wcześniej, po pewnym czasie okazuje się większym złem. Hasła metapolityczne są następstwem odrzucenia zasad ideologicznych w praktyce politycznej i przyjęcia za taką podstawę pragmatyzmu.

Należy mieć na uwadze również to, że wszelka krytyka nieprzestrzegania „reguł gry politycznej”, metod sprawowania władzy ma za podstawę krytykę określonej treści polityki. Istnieją bowiem treści, które można zrealizować tylko określonymi metodami i jeśli chcemy zmienić metody, to musimy zmienić i treść… W haśle niezawisłości sądów chodzi również o treść prawa, treść wyroków… Problem nie jest nowy. Do pytania o polityczność sądownictwa Marks ustosunkował się już na początku swojej drogi politycznej, przy okazji debaty w Landtagu o kradzieży drewna. Kiedy postulowano odebrać chłopom serwituty i karać ich za kontynuowanie prawa zwyczajowego, państwo, z jego sądownictwem i więziennictwem, zostawało podporządkowane prywatnym właścicielom i ochronie ich własności. Marks pisał wówczas, że prawo stawało się wyrazem interesu prywatnego właściciela. Proces sądowy zapewniał bowiem przepustką do więzienia, a więzienie stawało się przygotowaniem do egzekucji. „Jakimże głupim, nierealnym złudzeniem – pisał Marks o sprzecznościach systemu prawnego – jest w ogóle bezstronność sędziego, jeśli ustawodawca jest stronniczy? Cóż nam po bezinteresownym wyroku, jeśli interesowna jest ustawa? Sędzia może interesowną ustawę tylko po purytańsku formułować, może ją tylko bezwzględnie stosować. Bezstronność jest wówczas formą wyroku, lecz nie jego treścią. Treść została już z góry określona przez ustawę”iv. Trudno mieć pretensję do sędziów za niewłaściwe traktowanie podsądnych, „gdyż proces jest tylko formą istnienia ustawy, a więc przejawem jej życia wewnętrznego”v.

Ośmioletnie rządy Prawa i Sprawiedliwości usunęły apolityczną zasłonę dymną z sądów, Sądu Najwyższego, Trybunału Konstytucyjnego i przyjmowanego prawa. Nawet osoby niezbyt interesujące się polityką wyczuwały, że coś się skrywa za przyjmowanym nocą prawem i wyrokami sądów. Popularne obecnie hasło apolitycznych sądów, bez zmiany treści polityki, jest więc pogonią za sądowym rajem, mirażem, za marzeniem, protestem przeciwko „głębokiemu państwu”, przeciwko sądom „kapturowym”. W określonej sytuacji hasło depolityzacji może więc mieć demokratyczną treść, pomimo swej nieskuteczności.

PiS rozbił hasło niezawisłości i apolityczności sądów, jak również parlamentu i rządu, w proch i w pył, rozwiał wszelkie złudzenia w tej sprawie. Ale dziwnym trafem nie tylko PiS, a także zwycięska antypisowska koalicja przemilcza zależność państwa i prawa od Kościoła katolickiego, którego kler stanowi w istocie rzeczy prawicową, zdyscyplinowaną, jak żadna inna, kadrową partię polityczną. Na niwie ideologicznej, politycznej i prawnej jego wpływ gwarantują również takie organizacje, jak Ordo iuris, które dzięki poparciu hierarchów terroryzują całe środowisko prawnicze. Ani PiS, ani PO nie mają zamiaru demaskować tych praktyk. Jedno jest pozytywne w całej tej sprawie, że żaden sędzia nie może bronić wydanego wyroku tym, że kierował się uchwałami lub decyzjami przywódcy jakiejś partii, jakiejś loży masońskiej – chociaż przepisy są na tyle ogólne, a czasami sprzeczne ze sobą, że każdy sędzia ma duże możliwości wyboru i uzasadnienia podjętej decyzji. Ale czy ujawnienie faktu ulegania naciskowi jest zawsze dyskwalifikacją w zawodzie prawnika?

W realizacji depolityzacji sądownictwa widoczna jest obłuda i formalność. Jeśli zakazano sędziom przynależności do partii politycznych, to analogicznie „Równie dobrze – pisał Ładosz – można by zakazać sędziemu uczestnictwa w obrzędach religijnych, uznając, że jest to gwarancją jego niezawisłości od politycznych wpływów Kościoła”vi.

Partie polityczne, jako najbardziej świadome i zorganizowane części poszczególnych części społeczeństwa, klas i warstw społecznych zawsze będą miały wpływ na funkcjonowanie sądów, ale powinny to robić w ramach procedur demokratycznych, wyborów sędziów, mianowania sędziów, jawnego postępowania przed sądami, przyjmowania sprawozdań z ich działalności, ale i prawa do krytyki działalności sądownictwa, trybu odwoławczego. Sędzia nie może jednak podlegać dyscyplinie partyjnej. Zakaz politycznej działalności sędziów ma jeszcze jeden skutek, sprzyja przekształcaniu stanu sędziowskiego w zamkniętą kastę ludzi, oderwaną od narodu, w którego imieniu ma wyrokować o winie i niewinności.

Jarosław Ładosz ostrzegał, że wprowadzenie formalnych zakazów przynależności sędziów do partii politycznych, działalności politycznej, ujawniania sympatii politycznych, mają praktyczny skutek, który, co jest paradoksem, niezawisłości sędziów przeczy. Przy takim stanie prawnym zawsze bowiem można sędziego pomówić o polityczne koneksje i naciski na sędziego mogą przybrać mafijny charakter. Sędziowie przez takie zakazy nie staną się obojętni na protekcję, oddziaływanie bogactwa, korupcję, awanse służbowe, naciski moralne czy religijne. Oznacza to, że wówczas zawisłość sędziów od polityki i walk politycznych jest skrywana jedynie przed narodem, i stanowi nieistniejącą cnotę. Z tego wynika jednak niebezpieczeństwo ograniczania politycznej obywatelskiej krytyki działalności orzeczniczej sądów, a także samej postawy moralnej sędziów. Z tego, że sądy są ustawowo niezawisłe, wynika, że każda krytyka zawsze może być potraktowana jako oszczercze pomówienie sędziego o polityczną działalność, która przecież jest jemu zakazaną.

Na dodatek formalny zakaz przynależności sędziów do partii politycznych jest sprzeczny z prawami i wolnościami obywatelskimi zagwarantowanymi w Konstytucji, która zapewnia każdemu obywatelowi prawo do działalności politycznej, a chodzi przecież o prawo do działalności poza obowiązkami służbowymi. „Oznacza to, że sędzia może być oskarżony o naruszenie ustawy gdy uczestniczy jako obywatel w wyborach parlamentarnych czy samorządowych. Przecież nawet proste oddanie głosu (ale i bojkot wyborów, nieuczestniczenie w nich) jest niewątpliwie polityczną działalnością. Sędziom zakazane jest publiczne wypowiadanie się na polityczne tematy w prasie, na zebraniach obywateli itp., w tym fachowa krytyka i polityczna analiza obowiązującego czy projektowanego prawa”vii. Udział w wiecu pokojowym, organizowanie pomocy humanitarnej dla dotkniętego klęską kraju może się spotkać z oskarżeniem o działalność polityczną, ale udział w mszy na Jasnej Górze za taki czyn nie zostanie z pewnością uznany.

Ogólnie sformułowany zakaz działalności politycznej na początku kapitalistycznej transformacji godny jest miana makiawelizmu, stwarza bowiem „absolutną dowolność interpretacyjną, nie gwarantuje »depolityzacji«, a staje się doskonałym instrumentem politycznego nacisku na sędziów, politycznego wykorzystywania tego przepisu dla przeprowadzenia przez panujące partie polityczne, pod pozorem walki z politycznymi wystąpieniami sędziów, czystek na stanowiskach sędziowskich”viii. Przepis ten daje władzom możliwość czuwania nad właściwym politycznym obliczem wymiaru sprawiedliwości, odebrania sędziom możliwości wpływu na politykę kadrową, osłaniania przestępców z odpowiednią legitymacją partyjną. Nad każdym zaś sędzią wisi jak miecz Damoklesa, możliwość postawienia zarzutu i udowodnienia łamania nakazu apolityczności i bezpartyjności.

Polityzacja prawa i wymiaru sprawiedliwości

Wojna rozpoczęta przez PiS, zaraz po wygraniu wyborów w 2015 roku, w sprawie wymiaru sprawiedliwości pokazała, że odgrywał on ważną rolę w jej działaniach politycznych. Koalicja 15 października zarzuciła prezydentowi Andrzejowi Dudzie, że złamał 13 artykułów Konstytucji, przy czym niektóre wielokrotnie. Miało to miejsce podczas dokonywania zmian w Trybunale Konstytucyjnym, Sądzie Najwyższym, Krajowej Radzie Sądownictwa, a także podczas prac nad ustawą o ustroju sądów powszechnych.

Zadecydowało to o złamaniu prawa przy powoływaniu wszystkich następnych sędziów. I tu powstała sprzeczność formalna, bo chociaż sędziów powołano z naruszeniem prawa, a więc nie byli właściwie sędziami, ale postanowiono nie podważać ich wyroków. Członków Krajowej Rady Sądownictwa wezwano do złożenia urzędu, licząc na ich rezygnację ponieważ bezprawnie pobierali pieniądze i jeśli nie usuną się, to mogą odpowiadać przed Komisją Dyscyplinarną. Nowa koalicja proponuje zmienić ustawę o KRS.

Działania Koalicji 15 października mają wsparcie w postaci decyzji Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej z siedzibą w Luksemburgu, któremu są zobowiązane podporządkować się państwa członkowskie. Zależność ta jest kolejnym dowodem na polityzację wymiaru sprawiedliwości.

Co najmniej dwie afery przestępcze ciążą na PiS-owskim wymiarze sprawiedliwości, co samo w sobie jest wielkim skandalem. W pierwszej, w ministerstwie sprawiedliwości, kierowanym przez Zbigniewa Ziobrę, dopuszczono się rozpowszechniania fałszywych wiadomości wobec sędziów sprzeciwiających się reformom sądownictwa proponowanym przez PiS, czym złamano prawo i zasady moralne. Druga wielka afera polegała na zastosowaniu programu Pegazus, przeznaczonego do zwalczania zagrożeń państwa, do śledzenia działalności i szkalowania działającej zgodnie z prawem opozycji politycznej.

W aresztach bez postawienia formalnych zarzutów przetrzymywano aresztowanych, a prokuratura fabrykowała fałszywe oskarżenia.

Ponadto, specjalna ustawa zdjęła odpowiedzialność z urzędników PiS popełniających „błędy” przy zwalczaniu epidemii COVID-19. Rząd PiS przy milczeniu Sądu Najwyższego i Trybunału Konstytucyjnego przekazał Ukrainie ogromne ilości uzbrojenia, czym osłabił zdolności obronne państwa, a następnie złożył zamówienia na rekordowe zakupy nowego, nie mając wystarczającego zabezpieczenia finansowego.

Trybunał Konstytucyjny

Funkcjonuje opinia, że Trybunał Konstytucyjny jest niezależny od ideologii i polityki, i jako wcielenie czystego prawa powinien być wyposażony w niezawisłą od parlamentu moc orzekania o konstytucyjności lub niekonstytucyjności ustaw, nieodwołalnego samodzielnego stanowienia wykładni spornych kwestii w ustawach zwykłych i w Konstytucji.

Do trybunałów tych wpływają z reguły sprawy budzące spory o masowym charakterze w opinii publicznej, w orzecznictwie sądów niższych, dzielące wielkie grupy obywateli i wielkie grupy sędziów na szczeblu podstawowym. Dlatego orzeczenia trybunałów konstytucyjnych są z reguły i właśnie w najwyższym stopniu z całego sądownictwa polityczne i ideologiczne. Nawet „Salomonowe” wyroki trybunałów są pozornie bezstronne, a w rzeczywistości są mniej lub bardziej kompromisowe. Kompromis, który nawet jeśli zadawala wszystkich, też pozostaje polityczny. Samo wniesienie sprawy do trybunału konstytucyjnego, jest przecież najczęściej ingerencją w toczony w opinii publicznej i w parlamencie spór polityczny i ideologiczny.

Utrzymywać, że czyni się to ponad ideologią i polityką, to rodzaj politycznej abrakadabry. Nie ma nieideologicznego, czysto prawniczego pojmowania sprawiedliwości czy równości. Podobnie – nie ma nieideologicznej i apolitycznej interpretacji niezawisłości sędziów. Ta „nie ideologiczność i apolityczność” ma zawsze konkretny kontekst historyczny.

* * *

Georgio Agamben przypomniał tezę Waltera Benjamina, że „»stan wyjątkowy«, w którym żyjemy, jest regułą”ix. Pisał on w Stanie wyjątkowym, że w wyniku dwóch wojen światowych systemy demokratyczne uległy głębokim przemianom: „stan wyjątkowy stał się narzędziem stosowanym przez wszystkie wojujące państwa. Dziś, w obliczu narastania zjawiska, które możemy określić mianem »globalnej wojny domowej«, w coraz większym stopniu staje się on dominującym we współczesnej polityce modelem rządzenia. Odkąd stan wyjątkowy stał się regułą, istnieje niebezpieczeństwo, że przekształcenie się tego tymczasowego i wyjątkowego środka w technikę rządzenia pociągnie za sobą zanik tradycyjnego rozróżnienia między różnymi formami konstytucji”x.

Przedstawiciele Koalicji 15 października stwierdzają, że PiS swoją politykę narobił tyle złego, że obecnie naprawić tego nie można w ramach przyjętego przez PiS prawa, że sytuacja wymaga środków nadzwyczajnych… Należałoby sobie życzyć, aby środki nadzwyczajne nie stały się podstawą do stworzenia przepowiadanego przez Benjamina i Agambena „państwa stanu wyjątkowego”…

Przypisy:

i Mirosław Karwat, Polityka rzeczowa, stronnicza i metapolityka, „Studia Politologiczne” 2004, nr 8, Współczesne teorie polityki. Od logiki o retoryki (red. T. Klementewicz), Warszawa 2004, s. 11-43.

ii Mirosław Karwat, O karykaturze polityki, Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza SA, Warszawa 2012.

iii Jarosław Ładosz, Mit sądów niezawisłych od narodu i polityki, „Alternatywy”, materiał powielony, s. 14.

iv K. Marks, Obrady szóstego Landtagu reńskiego. Artykuł trzeci. Debaty nad ustawą o kradzieży drzewa, [w:] MED, t. 1, Warszawa 1976, s. 174.

v K. Marks, Obrady szóstego Landtagu reńskiego. Artykuł trzeci. Debaty nad ustawą o kradzieży drzewa, [w:] MED, t. 1, Warszawa 1976, s. 174.

vi Jarosław Ładosz, Mit sądów niezawisłych od narodu i polityki, jw., s. 18.

vii Tamże, s. 18-19.

viii Tamże y, s. 19.

ix Walter Benjamin, Anioł historii. Eseje, szkice, fragmenty, wybór i pracowanie Hubert Orłowski, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań, s.196, s. 417.

x Giorgio Agamben, Stan wyjątkowy, https://pl.anarchistlibraries.net/library/giorgio-agamben-stan-wyjatkowy, dostęp 05.01.2024 r. Szerzej o tym pisał: Marek Zagajewski, Permanentny stan wyjątkowy, w: „Zdanie” 2015, nr 3-4 (166-167), s. 43-47.

Edward Karolczuk


O Edward Karolczuk

Ur. w 1955, doktor nauk humanistycznych. Interesuje się problemami teorii polityki, historii najnowszej i społeczno­‑politycznych skutków transformacji. Publikował m.in. na łamach „Dialogu Edukacyjnego”, "Dziś", "Zdania", "Nowej Krytyki", "Przeglądu", „Transformacji” i „Nowego Obywatela”. Opublikował książki O wrogu - szkice filozoficzno-historyczne (2010) i "Nagie życie" ofiar wyzysku pracy i wojny (2016), Edward Gierek – przyczyny sukcesu i klęski (2022).

Pozostaw odpowiedź

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.