Współczesny system kapitalistyczny jest zorganizowanym w skali światowej wyzyskiem. Jego zachowywanie pociąga za sobą niezmierzone cierpienie. Społeczeństwo to ma w rzeczywistości dość środków ludzkich i technicznych, by położyć kres nędzy w jej najbardziej drastycznej formie materialnej. Nie znamy epoki, w której istniałaby taka możliwość w tej mierze co dziś. Przeszkodą w jej wykorzystaniu jest tylko porządek własności, tzn. okoliczność, że olbrzymi aparat produkcyjny ludzkości musi funkcjonować w służbie nielicznej warstwy wyzyskiwaczy. Cała oficjalna ekonomia polityczna, nauki humanistyczne, a także filozofia, szkoła, kościół, sztuka i prasa upatrują swoje główne zadanie w maskowaniu, bagatelizowaniu, mistyfikowaniu czy wręcz negowaniu tej potwornej okoliczności. Gdy ktoś zdziwiony wielkim społecznym aplauzem dla jakiejś jawnie opacznej teorii lub np. żywotnością takiej blagi jak obiegowe dziejopisarstwo poszukuje podłoża tych zjawisk, to zwykle okazuje się, że przyczyną nawet tych błahostek jest odejście od owej prawdy.
Lecz ideologia odzwierciedla bazę materialną. Jeśli jej wyróżnikiem jest nie dający się już dłużej usprawiedliwiać wyzysk, to tego, kto współdziała w celu zachowania jej przy życiu, czeka nagroda. Jednak stosunki są bardzo powikłane. Anachroniczne społeczeństwo, które stało się złe, spełnia funkcje niezbędne dla utrzymania i odtworzenia życia ludzkiego na określonym poziomie, aczkolwiek wywołuje przy tym niepotrzebne cierpienie. Jego istnienie jest złe, ponieważ technicznie byłoby możliwe lepsze; jest ono dobre, gdyż stanowi realną formę ludzkiej aktywności i zawiera elementy lepszej przyszłości. Z tego dialektycznego stanu rzeczy wynika, że z jednej strony w takim okresie walka przeciwko temu, co istnieje, jawi się jako zarazem walka przeciwko temu, co konieczne i pożyteczne, z drugiej zaś strony pozytywna praca w obrębie status quo jest również współdziałaniem na rzecz trwania niesprawiedliwego porządku. Skoro złe społeczeństwo zaspokaja – jakkolwiek marnie – ludzkie potrzeby, ten, kto zagraża jego trwałości, działa bezpośrednio także przeciwko ludzkości, jej przyjaciel jawi się jako jej wróg. Zła strona rzeczywistości nie daje się oddzielić od dobrej, dlatego walka z anachronizmem musi przybierać postać walki z tym co konieczne, zaś wola pracy godnej człowieka jest zmuszona występować jako strajk, jako obstrukcja, jako walka przeciwko „pozytywnej pracy”, i odwrotnie – wynagrodzenie czynu o społecznej doniosłości stanowi zapłatę za współdziałanie w ramach złego systemu. Stosunki są tak powikłane, że nawet głód indyjskich pariasów i usługi chińskich kulisów stają się czynnikiem wyzysku angielskich robotników tekstylnych, a rezultaty nauki Bacona i Galileusza wychodzą dziś na korzyść przemysłowi wojennemu.
Ukształtowały się naturalnie subtelne mechanizmy oceny, jaka praca jest specjalnie cenna z punktu widzenia uskuteczniania wyzysku i skala wynagrodzeń w tym opacznym stanie odpowiada nie tyle rzeczywistej wartości danego osiągnięcia dla ludzkiego życia, ile jego znaczeniu ze względu na możliwość trwania starego systemu. Okoliczność, że praca w służbie klasy panującej jest z reguły użyteczna, nie zmienia faktu, że pewne osiągnięcia wcale nie służą całemu społeczeństwu, bądź służą mu tylko nieznacznie, za to przyczyniają się wydatnie do utrzymania złego porządku. W tej mierze, w jakiej ów porządek w jego współczesnej formie jest zagrożony, takie właśnie osiągnięcia są szczególnie wysoko notowane. Dotyczy to nie tylko kierowniczych stanowisk w strukturze rzeczywistego aparatu ucisku i dzieł ideologicznych wielkiego formatu, wojska, policji, kościoła, filozofii i ekonomii politycznej, lecz także zwykłego usposobienia. Jego rynkiem są wyrafinowane mechanizmy społeczne, które rozwinęły się dla wyboru kandydatów na poszczególne miejsca pracy od proletariusza po ministra. Wchodzą tu w grę przede wszystkim „dobre” stosunki. Kto je ma, daje już przez to pewien dowód swej niezawodności. System potrafi, gdzie to potrzebne, każdą „dobrą” tendencję uwzględnić. Naturalnie cena woli zależy jeszcze także od jej użyteczności i kosztów reprodukcji. Dobra wola służącej jest mniej warta niż dobra wola profesora. Rzeczywista niezawodność najwyższego stopnia polega na niepodważalnym, nieugiętym zdecydowaniu, by bronić istnienia tego porządku, którego racją jest interes nielicznych, także za cenę nowego morza krwi i za pomocą wszelkiej niegodziwości, będąc przy tym przekonanym, że się spełnia swój obowiązek. Rzeczywista niezawodność jest absolutną gotowością do tego, by wiernie przyswoić sobie sposób wartościowania klasy panującej, nienawidzić i spotwarzać tego, kto swe życie poświęca polepszeniu stosunków, wierzyć w każde wciągające go w brud oszczerstwo, propagować je, jego śmierć witać jak zbawienie. Można by sądzić, że usposobienie z taką wyrazistością ukształtowane należy do rzadkości, jednak jest ono całkiem powszechne.
Każda myśl, każda sympatia, każda więź, każdy mały i wielki czyn przeciwko klasie panującej oznacza ryzyko osobistej straty, każda zaś myśl, każda sympatia, każda więź, każdy czyn dla niej, tzn. dla ogarniającego cały świat aparatu wyzysku, oznacza szansę. Ludzie, którzy chcą coś osiągnąć, muszą już zawczasu postarać się o wiarę, która pozwoli im potem działać z czystym sumieniem w taki sposób, jaki w rzeczywistości jest wymagany, gdyż jeśli będą tak postępować wbrew sobie, będzie to po nich widać i wypadną słabo. System przenika do najgłębszych zakamarków ludzkiej duszy; podłość nagradza premią.
Max Horkheimer
Źródło tłumaczenia: Max Horkheimer, Zmierzch. Notatki z Niemiec 1931-1934, tłum. Halina Walentowicz, wyd. Książka i Wiedza, Warszawa 2002, ss. 36-39.