Polityka antykomunistyczna a wolność


Kiedy w 1941 roku pojawił się na ekranach kin w Stanach Zjednoczonych sławny film Johna Hustona „Sokół maltański”, którego bohaterem był legendarny detektyw Sam Spade (wybitna rola Humphreya Bogarta), niewielu widzów wiedziało, że Dashiell Hammett, autor ekranizowanej pod tym samym tytułem powieści, nie tylko sympatyzował z komunizmem a być może nawet wstąpił do Komunistycznej Partii USA. Nic dziwnego, że ten prekursor czarnego kryminału wkrótce sam popadł w poważne tarapaty, gdy najpierw odmówił złożenia zeznań przed Komisją ds. Badania Działalności Antyamerykańskiej, zwanej komisją McCarthy’ego, a następnie w ogóle odmówił udzielania odpowiedzi na pytania nowojorskiego sądu.

Cała sprawa miała swój początek w 1947 roku, gdy dziesięciu filmowców z Hollywood z powodu odmowy złożenia zeznań przed faktycznie zajmującą się ściganiem komunistów komisją McCarthy’ego zostało oskarżonych o obrazę władzy. Udzielając im wsparcia, Hammett wpłacił pieniądze na stosowny fundusz poręczycielski w związku z czym nowojorski sąd w 1950 roku zażądał od niego ujawnienia nazwisk innych płatników. Za odmowę odpowiedzi autor kryminałów został zapewne sprawiedliwie skazany na sześć miesięcy, które odsiedział czyszcząc więzienne toalety w stanie Kentucky.

Komentując swoje zachowanie przed sądem Hammett później stwierdził, że nie pozwoli, aby „gliniarze i sędziowie” mówili mu, „czym jest demokracja”. Zakończeniem tej historii niech będzie ciekawa wymiana zdań, kiedy po wyjściu na wolność senator McCarthy na swoje pytanie: „Czy sądzi pan, że komunizm, taki, jaki jest praktykowany teraz w Rosji, to lepsza od naszej forma rządów?” usłyszał od Hammetta: „Nie sądzę, aby komunizm rosyjski był lepszy dla Stanów Zjednoczonych, ale nie sądzę też, by lepsza była dla nich jakaś forma imperializmu”. (J. Szczerba, Pięść i ironia, „Gazeta Wyborcza’, 25. 01. 2011).

Zaskakująca postawa Hammetta zadziwia pryncypialnością, która w istocie sprowadza się do fundamentalnego przekonania, że nie pozwoli, aby ktokolwiek mówił mu, czym jest demokracja, a zatem i wolność. Nie ustąpił nawet za cenę utraty wolności i odbycia kary więzienia i nie dopuścił, aby, jak mówił „gliniarze i sędziowie”, czyli przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości określali demokratyczne standardy. Należy się domyślać, że ta uwaga musi w równej mierze odnosić się do polityków i historyków, profesorów i kapłanów, nauczycieli i prawników, bowiem, jak pokazał rozwój wydarzeń dla ich bohatera, jedynym uprawnionym do oceny praktykowanej demokracji jest on sam – obywatel Dashiell Hammett. Zapewne poprawna i akceptowalna, wedle niego, charakterystyka demokracji musi opierać się na założeniu pełni praw obywatelskich, poczynając od swobody ustalania w demokratycznym trybie przez uczestników życia politycznego jego demokratycznych reguł. Zastosowanie podobnego rozumowania do stosunków miedzy państwami w globalnym wymiarze oznacza traktowanie narzucania przez jakiekolwiek państwa innym krajom własnych rozwiązań ustrojowych za niedopuszczalne naruszenie demokracji.

W sferach akademickich , politycznych i medialnych polityka komunistyczna, zarówno wewnętrzna jak i międzynarodowa, uznawana jest jako z istoty niedemokratyczna. Zgoła przeciwnie, przyjęto wręcz jako dogmat, że antykomunistyczna polityka jest niejako z definicji demokratyczna. Tymczasem przykład losów Hammetta zdaje się pokazywać, podobnie jak zresztą cały maccartyzm, niedemokratyczny charakter wewnętrznej polityki antykomunistycznej, prowadzonej ze względu na zimnowojenne uwarunkowania, w praktyce wedle zasad swoiście pojmowanego „stanu wyjątkowego”1.

W takim klimacie politycznym Georgio Agamben napisał Stan wyjątkowy, aby ukazać, że we współczesnych państwach demokratycznych, zwłaszcza w USA, polityka prowadzona jest głównie w ramach stanu wyjątkowego, który wbrew nazwie przestał być nadzwyczajnym środkiem, „wyjątkiem od reguły”, stanem przejściowym i czasowym, stając się regułą, stanem permanentnym i normalnym2. Eric Foner, były prezydent Stowarzyszenia Historyków Amerykańskich i jeden z najbardziej wpływowych intelektualistów USA, w wywiadzie udzielonym polskiemu dziennikarzowi powiedział, że jego rodzice byli ofiarami maccartyzmu, ponieważ trafili na czarną listę i mieli zakaz nauczania. Jego ojciec i wuj wykładali historię w City College w Nowym Yorku i w gronie 60 wykładowców stracili pracę, ponieważ ktoś „wskazał ich jako komunistów”. Ta swoista „lustracja” po kilku latach doprowadziła także jego matkę do utraty pracy w szkolnictwie. Przyjaciel Fonera, który spędził młodość w komunistycznych Węgrzech, powiedział mu kiedyś: – „Dorastałem w kraju, w którym każdy rozumiał, że większość z tego, co mówi rząd, jest nieprawdą. To zabawne – ja na to. – Dorastaliśmy chyba w tym samym kraju. Wojny, i te gorące, i te zimne, zawsze rodziły w Ameryce pokusy ograniczania wolności tych, których podejrzewano o to, że są po drugiej stronie – nie inaczej jest dzisiaj”3.

Poważne ograniczanie praw w czasie II wojny światowej obejmowało obywateli USA japońskiego pochodzenia włącznie z internowaniem całymi rodzinami w specjalnych obozach. W okresie wojny koreańskiej była ścigana sądownie i karana nie tylko odmowa składania zeznań przed Komisją McCarthy’ego, ale także członkostwo w partii komunistycznej, bądź odmowa odpowiedzi na pytanie o przynależność do partii komunistycznej, a także odmowa wskazania będących w niej krewnych, znajomych czy przyjaciół. Tropieni byli także Amerykanie, którzy w czasach zimnej wojny czy wojny z terroryzmem mieli poglądy uważane za „nieamerykańskie”. Wedle Fonera, ludzie znajdujący się w takim położeniu „tracili prawo do wolności, nie mogli znaleźć pracy, niekiedy trafiali do więzienia. W czasach zimnej wojny idea wolności w Ameryce została zredukowana do antykomunizmu”4. Okazało się, że w Ameryce w czasach maccartyzmu miejscem pobytu niektórych komunistów było więzienie, ale nie należy zapominać, że podobny los spotkał wielu autentycznych komunistów w okresie stalinizmu w Związku Radzieckim i całym bloku wschodnim. Bez żadnej przesady można przypisać Stalinowi i jego poplecznikom sprawstwo prawdziwej hekatomby komunistów wraz z ich rodzinami.

Prezydent Harry Truman, liberalny demokrata, nakazał podpisywanie „lojalek” w formie deklaracji o przynależności do organizacji, które jeśli okazywały się „wywrotowe” powodowały utratę pracy. FBI sprawdzała, jakie osoby chodzą na „nieprawomyślne” koncerty na przykład Paula Robsona, sympatyka partii komunistycznej, co automatycznie powodowało umieszczenie delikwenta na czarnej liście. W tym samym celu FBI poszukiwała w bibliotekach komunistycznych publikacji, aby ustalić dane osobowe wypożyczających je czytelników5.

Opuszczając obszar wiodącej w światowej skali amerykańskiej demokracji, nie trzeba zapominać, że także w prowadzeniu polityki „stanu wyjątkowego” należy przyznać władzom USA palmę pierwszeństwa, zarówno ze względu na jej światowy rozmach jak i bogactwo stosowanych w szerokim zakresie metod i środków działania. Na tym tle dorobek III Rzeczypospolitej w dziedzinie kształtowania prawnych instrumentów antykomunistycznej polityki „stanu wyjątkowego” przedstawia się stosunkowo skromnie i chociaż ze względu na zbytnią pospieszność nieco razi partactwem wykonania, to jednak ze wszech miar zasługuje na stosowną prezentację.

Omówienie tej kwestii należy rozpocząć od sięgnięcia do ustawy zasadniczej, z której miałby wynikać zakaz prowadzenia działalności politycznej przez partie oraz inne organizacje o komunistycznym charakterze. Użycie trybu warunkowego, jak wynika z tekstu Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej z 1997 roku, ma swoje rzeczowe podstawy, ale aby się o tym przekonać należy starannie z nią się zapoznać. Ponieważ konstytucje nigdzie na świecie nie są ulubioną lekturą masową, wydaje się rozsądnym rozwiązaniem przytoczenie w całości poświęconego tej kwestii niezbyt obszernego art. 13: „Zakazane jest istnienie partii politycznych i innych organizacji odwołujących się w swoich programach do totalitarnych metod i praktyk działania nazizmu, faszyzmu i komunizmu, a także tych, których program lub działalność zakłada lub dopuszcza nienawiść rasową i narodowościową, stosowanie przemocy w celu zdobycia władzy lub wpływu na politykę państwa albo przewiduje utajnienie struktur lub członkostwa”. Na tej podstawie sformułowano art. 256 kodeksu karnego, który na osobnika prowadzącego inkryminowaną działalność nakłada karę grzywny, ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.

Przekonanie, że sformułowania art. 13 Konstytucji RP oznaczają wprowadzenia zakazu komunizmu w Polsce, wydaje się być niedostatecznie uzasadnione, ponieważ literalnie zapisano w nim jedynie zakaz istnienia partii politycznych i innych organizacji odwołujących się w swoich programach do „totalitarnych metod i praktyk działania nazizmu, faszyzmu i komunizmu”, a nie nazizmu, faszyzmu czy komunizmu jako takich. W rozważanej kwestii, gdy mowa jest o „totalitarnych metodach i praktykach działania” określonych formacji ideologicznych poza skrajnymi przypadkami, jak obozy pracy czy obozy śmierci brak jednoznacznego określenia ich totalitarnego charakteru.

W tej sytuacji najprostszym rozwiązaniem byłoby przyjęcie, że nazizm, faszyzm i komunizm z natury rzeczy realizują się poprzez stosowanie „totalitarnych” rozwiązań ustrojowych i dlatego w oczywisty sposób są zakazane, jako szkodliwe i zbrodnicze systemy polityczne, co użycie przymiotnika „totalitarny” jedynie podkreśla i uwypukla. Innymi słowy, wymienione enumeratywnie ideologie, właśnie za sprawą ich „totalitarnego” charakteru, zostały zakazane. Jednak bez ścisłej w sensie formalno-prawnym zapisanej ustawowo formuły „totalitaryzmu” w dwóch płaszczyznach, zarówno ogólnej jak i konkretno-ustrojowej, przytoczona za konstytucją artykulacja przez swoja wieloznaczność uniemożliwia zbudowanie odpowiedniej normy prawnej jako podstawy do wszczynania stosownych postępowań wymiaru sprawiedliwości.

Ograniczenie pola dyskusji do problemu komunizmu prowadzi do naturalnej intuicji, że właściwe tej formacji ustrojowej totalitarne metody i praktyki działania miały miejsce w czasach stalinizmu, który w radzieckiej wersji ustanowił niejako obowiązujący dla innych krajów wzorcowy model politycznej doktryny wraz ze sposobami jej realizacji i mieszczący się w określonych ramach czasowych okres historyczny. Ten sposób rozumowania wiąże się z przekonaniem, że stalinizm był komunizmem i stanowiąc jego historyczne urzeczywistnienie wprost zeń wynika.

Tymczasem funkcjonuje pogląd przeciwny, wedle którego wszelkie przejawy i praktyki rozmaicie pojmowanego stalinizmu stanowiły rażące naruszenie podstawowych kanonów Marksowskiej koncepcji wspólnoty komunistycznej, a nawet wręcz ich radykalne zaprzeczenie. Składane przez gospodarza Kremla wraz z gronem popleczników bezustanne deklaracje o wierności „idei komunizmu”, przywiązaniu do kanonów Marksa i Lenina, czy ogłaszanie kolejnych sukcesów w budowie komunizmu w Związku Radzieckim i na świecie nie mogą w tej dyskusji stanowić żadnego rzeczowego argumentu. Tym bardziej, że wbrew pozorom w Krótkim kursie WKP(b)6 terminem kluczowym jest Socjalizm wraz z naczelną tezą Stalina o jego zwycięstwie w jednym kraju. Punkt widzenia Stalina był całkowicie sprzeczny z Marksa krytyką lokalnego komunizmu i jego przekonaniem o światowym wymiarze komunizmu, co kremlowski pomysłodawca starannie przemilczał. Natomiast słowo „komunizm” pojawia się tam sporadycznie w trakcie prezentacji poglądów Marksa, Engelsa i Lenina i w skrótowym opisie „komunizmu wojennego” w okresie porewolucyjnym. Ostatecznie, przy całej niezręczności sformułowań, destalinizacja polegała jednak na zamknięciu „okresu błędów i wypaczeń”, w krajach byłego Związku Radzieckiego i tzw. demokracji ludowej, połączonym z odrzuceniem „kultu jednostki” Stalina.

W efekcie ukazane interpretacje relacji między stalinizmem a komunizmem mieszczą się w przedziale od utożsamienia stalinizmu z jakkolwiek pojętym komunizmem do ich radykalnego przeciwstawienia, nie wykluczając oczywistych wariantów pośrednich, odnoszących się do częściowego pokrywania się ich znaczeniowych obszarów. Taka rozpiętość semantyczna dwóch kluczowych kategorii od tożsamości do przeciwieństwa wymaga dodatkowych wyjaśnień i rozległych dyskusji merytorycznych, prowadzących do konkluzji pozwalających na wypracowanie stosownych prawnych kwalifikacji społecznych zachowań.

Wolno zatem sądzić, że w art. 13. Konstytucji RP zapisano w niestaranny i nader powierzchowny sposób zakaz funkcjonowania partii totalitarnych bez ich ogólnej charakterystyki, przy lekceważeniu wymogów prawniczej retoryki, ratując się zawężającą egzemplifikacją trzech konkretnych odniesienia do nazizmu, faszyzmu i komunizmu. Brak poprawnej pod względem formalno-prawnym definicji „partii totalitarnej” zapewne nie jest przypadkowy, bowiem wyraża swoistą bezradność związaną z wieloznacznością podstawowej kategorii „totalitaryzmu”, która w praktyce uniemożliwia jej zastosowanie do zbudowania klarownego rozwiązania prawnego. Dodatkowo trudno uwolnić się od uporczywej intuicji, że końcowy rezultat ewentualnie wykonanej pracy mógłby przynieść zaskakujący wynik w tym sensie, że wygenerowana definicja „partii totalitarnej” okazałaby się zbiorem pustym, bowiem nie uda się empirycznie zidentyfikować takiej społecznej struktury, która, zachowując charakter partii jako ruchu społecznego, byłaby w stanie w zadowalającym stopniu spełnić warunek „bycia totalitarną”. Obszerna literatura poświęcona problemowi totalitaryzmu wydaje się potwierdzać tego rodzaju wątpliwości.

Z czasem dotarło do społeczeństwa, że wprowadzenie art. 13. do projektu Konstytucji odbyło się w wielkim pośpiechu w toku szybkich negocjacji w styczniu 1997 roku, krótko przed uchwaleniem ostatecznej wersji projektu dokumentu, tzw. konstytucyjnej „wielkiej czwórki” złożonej z reprezentantów SLD, PSL, UW i UP z udziałem przedstawicieli NSZZ „Solidarność” prezentujących Obywatelski Projekt Konstytucji RP. Brak było zatem stosownej dyskusji w tej sprawie, nie mówiąc już o publicznej debacie. W rezultacie art. 13 mimo intencji wprowadzenia generalnego zakazu działalności partii komunistycznej, co najwyżej zagroził zakazem istnienia partii komunistycznej o charakterze totalitarnym, ale, nie określając „totalitarnych metod i praktyk” działania partii, uczynił ten zakaz iluzorycznym. Jedynym istotnym rezultatem tego zapisu, który należy odnotować, było uniemożliwienie funkcjonowania systemu monopartyjnego, jako oczywiście sprzecznego z ustawa zasadniczą7. Roman Graczyk zapis art. 13. poddał szerszej dyskusji w kontekście prawnego umocowania partii politycznych wedle art. 11 Konstytucji RP. Jego zdaniem, zawarta w art. 11. „definicja partii politycznej – zrzeszenie obywateli na zasadach dobrowolności i równości oraz wpływanie na politykę państwa metodami demokratycznymi – przesądza o niekonstytucyjności takich partii, jakie wylicza artykuł 13. Wydaje się, że dla osiągnięcia efektu propagandowego polegającego na pustej manifestacji antykomunizmu, poświęcono tu prawniczą przejrzystość konstytucji”8. Graczyk trafnie wywodzi, że autorom art. 13. chodziło wyłącznie o zakazanie działalności partii komunistycznych, a zrównanie ich z partiami nazistowskimi czy faszystowskimi miało dodatkowo deprecjonować komunizm. Art. 13 jest zatem ideologicznie podwójnie stronniczy, ponieważ rzekomo zakazuje działalności partii nazistowskich i faszystowskich, kamuflując zarazem jego głównie antykomunistyczną treść poprzez fałszywą sugestię, że ten zapis jest w równej mierze antynazistowski, antyfaszystowski i antykomunistyczny, chociaż okazało się, że dla naszych elit politycznych zagrożenie ze strony nazizmu czy faszyzmu ma, wobec niebezpieczeństwa komunizmu, nieistotne i drugorzędne znaczenie. W tym kontekście na osobną analizę zasługuje przypadek delegalizacji Niemieckiej Partii Komunistycznej przed Trybunałem Konstytucyjnym w Karlsruhe w latach 1955-1956. W tym postępowaniu sądowym znaczący udział miał wybitny sowietolog, dominikanin Józef Maria Bocheński, twórca i wieloletni kierownik Osteuropa-Institut in Freiburg, redaktor czasopisma „Studies in Soviet Thought” i serii wydawniczej „Sovietica”, ale przede wszystkim zwolennik radykalnej dekomunizacji.

Pechowy art. 13 odsłania rzeczywistą treść antykomunistycznej polityki naszego państwa w jej konstytucyjnym wymiarze, która nader przejrzyście wykłada się w historycznej opowieści. Po kolejnym rozbiorze na podstawie układu Ribbentrop-Mołotow Polska znalazła się pod niemiecko-radziecką (nazistowsko-komunistyczną) okupacją do czasu najazdu wojsk Trzeciej Rzeszy Niemieckiej na Związek Radziecki i przejęcia przez Niemcy okupacji całości polskich ziem. Po kilku latach wyzwolenie naszego kraju przez Związek Radziecki doprowadziło tym razem do rozpoczętej w 1939 roku radzieckiej aneksji przedwojennych ziem polskich na Wschodzie, czyli kolejnego rozbioru Polski, który nigdy nie został uznany przez Kościół i szereg sił politycznych. Jako rekompensatę za utracone ziemie na Wschodzie państwo polskie otrzymało pod zarząd administracyjny część ziem byłej Trzeciej Rzeszy Niemieckiej (tzw. ziemie zachodnie i północne) pod warunkiem przyjęcia władzy komunistycznego reżimu pod okupacją radziecką. Tym samym wszystkie polskie władze, od rządu lubelskiego poczynając, usytuowały się w roli agentury radzieckich wojsk okupacyjnych, pełniąc faktycznie funkcje administracyjnego zarządzania podobnie jak na byłym niemieckim terytorium.

Ten zgrubny zarys dyskursu o antykomunistycznej polityce naszych elit rządzących po odzyskaniu niepodległości w początkach lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia ma liczne rozdziały, podrozdziały, paragrafy i aneksy, ale do jednego z nich poświęconego kwestii niemieckiej należy od razu się odwołać. Kolejne władze, poczynając od Rzeczypospolitej Drugiej i Pół z wielką starannością układały na nowo stosunki z Niemcami, bez względu na zmieniające się konfiguracje polityczne obu stron. Zgodnie, rezultat tych wysiłków oceniany jest pozytywnie, a stosunki polsko-niemieckie traktuje się jako wzorzec dla kształtowania współczesnej polityki polskiej wobec Rosji. Niestety, nie wróży to niczego dobrego dla naszej przyszłości, ale znakomicie tłumaczy rozwijanie kampanii politycznej wobec zagrożenia rosyjskiego (komunistycznego) i odłożenia na plan dalszy niebezpieczeństw dotyczących rosnących wpływów faszyzmu.

Dobrą ilustracją takiego stanowiska jest w istocie prawne zrównanie w Ustawie z 18 grudnia 1998 r. o Instytucie Pamięci Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu zbrodni nazistowskich ze zbrodniami komunistycznymi, którymi są „czyny popełnione przez funkcjonariuszy państwa komunistycznego w okresie od 17 września 1939 r. do 31 lipca 1990r., polegające na stosowaniu represji lub innych form naruszania praw człowieka wobec jednostek lub grup ludności bądź w związku z ich stosowaniem, stanowiące przestępstwa według polskiej ustawy karnej obowiązującej w czasie ich popełnienia”. W dalszej części ustawy przytoczone podstawy prawne, w tym także przedwojenne, odnoszą się do takich kategorii przestępstw, które i przed jej uchwaleniem mogły być ścigane jako czyny popełnione w czasie obowiązującej wówczas polskiej ustawy karnej. W tej sytuacji ewentualne zbrodnie nie mogłyby jednak nosić przymiotnika „komunistyczne”.

Zwraca uwagę traktowanie w ustawie ścigania zbrodni komunistycznych częściowo wedle wzorca ścigania zbrodni nazistowskich z wprowadzeniem stosownej charakterystyki „funkcjonariuszy państwa komunistycznego” jako pracowników partii komunistycznej i szeregu organów bezpieczeństwa państwowego wedle nader obszernego ich wykazu. Tym samym ujawniony został poważny brak w ustawie prawnej definicji „państwa komunistycznego”, której konstrukcja jest nader skomplikowana również dlatego, że tego rodzaju nazewnictwo nie funkcjonowało w czasach PRL.

Należy zaznaczyć, że wedle Marksa, wszak niezłego specjalisty od spraw komunizmu jako bezklasowego społeczeństwa wspólnotowego, pojawienie się komunizmu jako bytu empirycznego w trudnej do przewidzenia przyszłości oznacza koniec istnienia państwa. I odwrotnie, jeśli w jakimś społeczeństwie istnieje państwo jako polityczna władza publiczna, to oznacza występowanie prywatnej własności i brak komunizmu. Dla w miarę oczytanego polskiego inteligenta wyrażenie „państwo komunistyczne” jest wewnętrznie sprzeczne i urąga zasadom elementarnej logiki. Tym bardziej, że charakterystyka państwa czy społeczeństwa z masowym użyciem takich terminów, jak „komunizm”, „państwo komunistyczne”, „zbrodnia komunistyczna” czy „komunistyczny terror”, bez ich zrozumienia, zamazuje realne problemy ideologiczne i polityczne oraz blokuje poszukiwanie ich realnej treści i prowadzenie merytorycznej dyskusji. W tym sensie antykomunistyczna polityka krępuje także antykomunistyczną krytykę i swobodę prowadzonych przez nią badań historycznych.

Marek Zagajewski

Przypisy:

1 Por. G. Agamben, Stan wyjątkowy. Homo sacer II,1, przeł. M. Surma-Gawłowska, posłowie, G. Jankowicz, P. Mościcki, Kraków 2008.

2 Por., ibidem, s. 16-17.

3 Ameryka nie jest niewinna (Eric Foner), w: A. Domosławski, Ameryka zbuntowana. Siedemnaście dialogów o ciemnych stronach imperium wolności, Warszawa 2007, s. 48.

4 Ibidem.

5 Por. Buntowniczy duch Ameryki (Howard Zinn), w: A. Domosławski, Ameryka zbuntowana. Siedemnaście dialogów o ciemnych stronach imperium wolności, op. cit., s. 280.

6 Por. Historia Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii (Bolszewików). Krótki kurs. Red. Komisja KC WKP(b). Publikacja zaaprobowana przez KC WKP(b) 1938 r. Warszawa 1949.

7 Por. M. Kallas, Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej, wyd. II, Warszawa 1999, s. 35.

8 R. Graczyk, Konstytucja dla Polski. Tradycje, doświadczenia, spory, Warszawa 1997, s. 166.

Pozostaw odpowiedź

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.