Druga połowa lat 70-tych dostarczała coraz to nowych dowodów załamywania się ówczesnej polityki socjalno-ekonomicznej i gospodarczej. Uprzywilejowana warstwa zarządzająca, wywodząca się nie tylko z PZPR, ZSL i SD, ale również kleru katolickiego, związków i organizacji wyznaniowych oraz prywatnych posiadaczy środków produkcji, coraz bardziej utrwalała swoją pozycję kosztem poziomu życia szerokich rzesz ludzi pracy. Warstwa ta nie była już w stanie zapewnić dalszego odczuwalnego wzrostu produkcji i poziomu życia ludzi pracy. Uważała, że przywileje swoje może utrzymać za cenę jakiejś transformacji ustrojowej w kierunku rozwiązań kapitalistycznych. Tak zwana propaganda sukcesu, wobec rysującego się załamania gospodarczego, przyczyniła się (być może wbrew intencjom niektórych osób) do całkowitej kompromitacji ideologii klasy robotniczej (marksizmu-leninizmu) w oczach mas pracujących, społeczno-politycznej izolacji komunistów i dezorientacji samej PZPR.
Do nadciągającego w sposób widoczny protestu społecznego przygotowywały się gremia polityczne, wywodzące się z różnych środowisk. Jednakże w momencie wybuchu protestów społecznych, najmniej do tego przygotowane okazały się środowiska komunistyczne, stojące na gruncie klasowej analizy przyczyn wydarzeń i propozycji programowych. Opozycja antysocjalistyczna, okazała się najlepiej przygotowana pod względem programowym i organizacyjnym, a ponadto posiadała poparcie sympatyzującej z kapitalistycznymi rozwiązaniami części kierownictwa PZPR i kapitału międzynarodowego, co znacznie zwielokrotniało jej siłę.
Strajki lipcowo-sierpniowe w 1980 roku zaskoczyły poniekąd wszystkie środowiska. Rozpoczęły się one w Lublinie i przeszły nawet przez Warszawę, zachowując swój ściśle ekonomiczny charakter, a nie jak oczekiwano powszechnie – na Wybrzeżu. Nawet pierwsza faza strajku na Wybrzeżu posiadała głównie ekonomiczny charakter. Pierwszej komisji rządowej, pod przewodnictwem wicepremiera Tadeusza Pyki, udało się nawet pójść jedynie na ustępstwa ekonomiczne. Dopiero pod wpływem działaczy opozycji antysocjalistycznej strajk nabrał charakteru politycznego i druga komisja rządowa pod przewodnictwem Mieczysława Jagielskiego, zgodziła się na realizację postulatów politycznych. Komisja ta była wręcz zainteresowana w upolitycznieniu robotniczego protestu. A stało się tak za sprawą pośredniego i bezpośredniego udziału m.in. Stanisława Kani i Tadeusza Fiszbacha.
Kluczowe znaczenie dla ówczesnego, jak i późniejszego rozwoju kraju miało podpisanie porozumienia zawartego przez Komisję Rządową i Międzyzakładowy Komitet Strajkowy w dniu 31 sierpnia 1980 roku w Stoczni Gdańskiej im. Lenina.
Porozumienie to miało dwie wyraźne grupy postulatów: postulaty ekonomiczne oraz postulaty polityczne.
Na czele postulatów politycznych znalazło się żądanie zaakceptowania przez władze możliwości powołania „niezależnych od partii i pracodawców wolnych związków zawodowych”. W protokole porozumienia zapisano, że te nowe związki zawodowe będą „przestrzegać zasad określonych w Konstytucji PRL”, „bronić społecznych i materialnych interesów pracowników”, że stoją „na gruncie zasad społecznej własności środków produkcji stanowiącej podstawę istniejącego w Polsce ustroju socjalistycznego”. Zapewniono nawet, że uznaje się „kierowniczą rolę” PZPR w państwie oraz szanuje ówczesne „sojusze międzynarodowe”. Ale to okazało się przysłowiową ciszą przed burzą…
Antysocjalistyczna opozycja początkowo, z uwagi na nastroje mas pracujących, ukrywała swoje rzeczywiste antyrobotnicze i antysystemowe zamiary. Znajdowała ona oparcie u oportunistycznej części PZPR i wspólnie uprawiały politykę faktów dokonanych za parawanem hasła „Socjalizm – tak, wypaczania – nie”. Nawet Adam Michnik, uchodzący wśród wielu osób za szlachetnego rycerza opozycji, w artykule Ostatnia szansa (Der Spiegel nr 58 z 1980 roku) pisał: „nikt nie formułuje tezy o obaleniu partii komunistycznej i nikt nie dąży do pozbawienia jej władzy. (…) Nikt też nie żąda wystawienia na licytację hut, kopalń czy stoczni”. Dopiero po latach, gdy obóz solidarnościowy utworzył własny rząd, większość społeczeństwa mogła na własnej skórze przekonać się, jak nic nie znaczące były to deklaracje.
Innymi słowy uprzywilejowana warstwa zarządzająca i będący wyrazem jej interesów organizujący się w 1980 roku ruch polityczny, uznali za wskazane ukrycie swego celu podstawowego, tj. usankcjonowania prywatnego i grupowego władania stworzonymi przez społeczeństwo środkami produkcji oraz dalszej ich prywatyzacji i reprywatyzacji kosztem ludzi pracy i ich zdobyczy socjalnych.
Tylko naiwni i osoby ukrywające rzeczywisty sens porozumień sierpniowych, mogli wmawiać społeczeństwu, że takie formalne deklaracje miały służyć interesom pracującej większości społeczeństwa oraz umocnieniu trwałości socjalizmu. Bez względu na intencje ekipy rządzącej na początku lat 80-tych, trzeba powiedzieć, że porozumienie sierpniowe stworzyło dla opozycji legalną płaszczyznę działania, przyczyniło się do rozbicia partii (PZPR) i w konsekwencji do rozpoczęcia procesu restauracji kapitalizmu nie tylko w Polsce. Takie formalne deklaracje organizatorów „Solidarności” posłużyły ekipie Jaruzelskiego do „uspokojenia” społeczeństwa i do zwalczania komunistów w PZPR.
Inne postulaty polityczne jak np.: zagwarantowania prawa do strajku oraz bezpieczeństwa strajkującym; przestrzegania wolności słowa, druku i publikacji; uwolnienia wszystkich więźniów politycznych; zniesienia represji za przekonania; udostępnienia pełnej informacji o sytuacji społeczno-gospodarczej; umożliwienia wszystkim środowiskom i warstwom społecznym uczestnictwa w dyskusji nad programem reform – były jedynie środkiem w walce politycznej, środkiem w mobilizacji opinii publicznej. Widniały one na sztandarach dopóki obozowi solidarnościowemu nie została podarowana władza państwowa. Porozumienia sierpniowe otworzyły drogę do powołania Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Solidarność”.
Z chwilą przejęcia władzy w 1989 roku, obóz solidarnościowy, zaczął postępować dokładnie przeciwnie do ogólnych haseł, o realizację których wcześniej zabiegał. Przygotowywano akty prawne służące w praktyce ograniczeniu prawa strajkowego, wydłużeniu procedury ich proklamowania, pomimo znacznego obniżenia poziomu życia mas pracujących. W obecnych warunkach strajki organizowane przez przywódców obozu solidarnościowego, podporządkowane są celom politycznym, mobilizacji wokół nich mas pracujących, bez realnych szans na eliminację źródeł problemów i trosk ludzi pracy. W niespełna dwa lata po przejęciu władzy, obóz solidarnościowy, przy poparciu Kościoła katolickiego, pod hasłem lustracji, podporządkowali sobie aparat represyjny państwa (wojsko i policja), przyjęły ustawy dekomunizacyjne, naruszające nawet elementarne prawa polityczne obywateli, pozbawiające prawa do pracy i stanowisk osoby związane z obroną „realnego socjalizmu”, rozpętali atmosferę potopienia i terroru psychicznego nawet wobec potencjalnych przeciwników politycznych. Obóz solidarnościowy zaczął pilnie strzeże swego monopolu w środkach masowego przekazu, dzieląc go jedynie z wielkim kapitałem krajowym i wielkimi zagranicznymi koncernami. A partia Prawo i Sprawiedliwość po dojściu do władzy w 2015 roku odsunęła od władzy i wpływów tych, którzy dokonywali lustracji po 1989 roku i byli związani z Platformą Obywatelską. Tym razem, obok haseł niekonsekwentnie prowadzonej lustracji, pojawiły się zarzuty o stworzenie „układów” i nadużycia finansowe.
W świetle obecnej praktyki politycznej postulat wprowadzenia zasady doboru kadry kierowniczej w oparciu o kwalifikacje, a nie przynależność partyjną, okazał się zwykłą demagogią i pożywką dla naiwnych. O odsuwaniu ze stanowisk kierowniczych w początkowym okresie kapitalistycznej transformacji zaczął najczęściej decydować brak jakiejkolwiek aktualnej przynależności partyjnej oraz jawny dyktat kleru katolickiego. Stanowiska kierownicze obejmowały osoby bezwzględnie popierające nowy obóz rządzący i legitymujące się kombatancko-opozycyjną przeszłością. Kumoterstwo i niejasne powiązania polityczne i ekonomiczne szczególnie widoczne okazały się w polityce kadrowej PiS-u po 2015 roku. W ten sposób do skansenu ideologicznego trafił pogląd, lansowany przez niektóre środowiska w byłej PZPR, iż polityka kadrowa nie jest środkiem realizacji potrzeb i interesów określonych sił społecznych.
Wbrew postulatom strajkujących, nie zniesiono przywilejów aparatu ucisku państwowego, zadowolono się jedynie zmianą nazewnictwa i funkcji instytucji, stopni w policji.
Spośród postulatów politycznych, zawartych w porozumieniach sierpniowych z 1980 roku, jedynie postulat w zakresie udostępnienia środków masowego przekazu dla związków wyznaniowych, został zrealizowany z nawiązką. W kościołach w mniej lub bardziej zawoalowany sposób agituje się za określonymi rozwiązaniami politycznymi i kadrowymi, prowadzi kampanie wyborcze dla wygodnych sobie kandydatów. Już po 1980 roku rozwinął się ront inwestycyjny przy budowie kościołów tak bardzo, że niekiedy wierni nie nadążali ze zbieraniem pieniędzy na jego realizację. Kler katolicki stał się jednym z decydujących czynników politycznych, sprzeciwia się demokratycznej zasadzie rozdziału kościoła od państwa, złagodzeniu przepisów antyaborcyjnych, wprowadzeniu wychowania seksualnego do szkół. Do rangi symbolu urosły dotacje państwowe do działalności propagandowej i biznesowej ojca Rydzyka.
Drugą grupę żądań zawartych w porozumieniu gdańskim z 1980 roku stanowiły postulaty o charakterze ekonomicznym, zmierzające doraźnie do zahamowania spadku i podniesienia poziomu życia mas pracujących. Postulowano się w nim znaczne podniesienie wynagrodzenia zasadniczego każdego pracownika, zagwarantowania automatycznego wzrostu płac równolegle do wzrostu cen i spadku wartości pieniądza, zrównania rent i emerytur starego portfela z poziomem aktualnie wypłacanych. Zgłoszone postulaty nie eliminowały źródeł prowadzących do obniżenia realnej wartości płacy.
Ustalenie przy Okrągłym Stole współczynnika indeksacji płac poniżej jedności (1), oznaczało formalne przekreślenie przez ekipę Jaruzelskiego i antysocjalistyczną opozycję, porozumień sierpniowych i prawnopolityczne usankcjonowanie spadku płac realnych. „Stary portfel” rentowo-emerytalny nie tylko, że nie został zlikwidowany, ale ciągle odradzał się na nowo. Dopiero Prawo i Sprawiedliwość po dojściu do władzy rzuciła hasło 13 emerytury, jako pewnej rekompensaty i dodatku, z którym ich następcy, a i oni sami, mogą w określonej sytuacji, przestać czuć się związanymi.
Nie zrealizowano też postulatu, zawartego w porozumieniu z września 1980 roku, podpisanego w Kopalni Węgla Kamiennego Manifest Lipcowy w Jastrzębiu, o ustaleniu pułapu płac maksymalnych. Realizacja jego oznaczałaby bowiem uszczuplenie przywilejów starej i nowej „nomenklatury” oraz reprezentowanych przez nią środowisk. Postulat ten nie odżył nawet w okresie pandemii. Pojawił się natomiast postulat możliwości ograniczenia wysokości płac, jako sposób ochrony przed bankructwem, czyli ochrony interesów kapitału. Nie pojawił się natomiast nigdzie postulat dodatkowego opodatkowania osób najbogatszych i największych zysków, aby zapobiec nadmiernemu bogaceniu się na obecnym kryzysie i krzywdzie ludzkiej. Propaguje się jedynie działalność charytatywną, dla „zbawienia” duszy bogatych darczyńców i okazania solidarności „w biedzie”…
W porozumieniu sierpniowym z Gdańska postulowano poprawę warunków pracy służby zdrowia i pełną opiekę medycyną pracującym, zapewnienie odpowiedniej ilości miejsc w żłobkach i przedszkolach dla dzieci kobiet pracujących, wprowadzenie 3-letnich płatnych urlopów na wychowanie dzieci. Czterdzieści lat po podpisaniu porozumień sierpniowych ciągle brakuje środków finansowych na podstawowe środki medyczne, chorzy nawet w szpitalach muszą posiadać własne medykamenty, a wysokie i ciągle rosnące ceny czynił je niedostępnymi dla milionów ludzi pracy. W okresie pandemii koronowirusa, Polska należała do krajów, gdzie przeprowadzano najmniej testów wykrywających zarażenie się chorobą. PiS, aby poprawić sytuację osób najstarszych wprowadził bezpłatne „leki dla seniora”, czyli tylko dla osób powyżej 75 roku życia. Wysokie ceny za usługi w żłobkach i przedszkolach po 1989 roku sprawiły, że coraz mniej dzieci z nich korzystało. Żłobki i przedszkola były zamykane masowo i przeznaczane na zupełnie inne niż wychowawcze cele. Rządzący obecnie obóz polityczny wprowadził rozwiązanie „500+” na każde dziecko, aby złagodzić zjawisko „nędzy społecznej” i wobec braku inwestycji i tworzenia nowych miejsc pracy, odciągnąć wiele kobiet z rynku pracy. Częste są przypadki, że kobiety w obawie przed utratą pracy, z której dochody pozwalają uratować rodzinny budżet, nie korzystają w pełni z przysługujących im uprawnień urlopowych na wychowanie dzieci.
W porozumieniu gdańskim domagano się skrócenia czasu oczekiwania na mieszkania. W porozumieniu szczecińskim maksymalny czas oczekiwania na mieszkanie określono na pięć (5) lat. Po kilku latach rządów ekip solidarnościowych, rządach wywodzących się z sygnatariuszy porozumień sierpniowych, budownictwo mieszkaniowe znalazło się w kryzysie nieznanym ciągu całej historii Polski. Cena mieszkań zaczęła przekraczać możliwości nabywcze przeciętnej rodziny pracowniczej, choć wiele mieszkań stoi pustych. Wysokie czynsze sprawiają, że wiele rodzin nie stać nawet na ich opłacenie. Za rządów Sojuszu Lewicy Demokratycznej doszło do uchwalenia ustawy pozwalającej na dokonanie pod osłoną policji eksmisji „na bruk”, czyli bez zagwarantowania miejsca zakwaterowania. Po 1989 roku zlikwidowano budownictwo spółdzielcze i państwowe (komunalne). Rozwinięto budownictwo deweloperskie, które w całości koszty i ryzyko budownictwa przeniosło na barki oczekujących na mieszkanie obywateli. Ceny mieszkań są cenami rynkowymi. Kto chce mieć mieszkanie, musi najczęściej zaciągać kredyt w banku…
Porozumienia gdańskie gwarantowały klasie robotniczej nie tylko wolność zrzeszania się w związkach zawodowych, dostęp do środków masowego przekazu, wolność słowa, poprawę funkcjonowania służby zdrowia i zagwarantowanie pełnej opieki medycznej, zwiększenie liczby miejsc dla dzieci w przedszkolach i żłobkach, urlop macierzyński płatny przez trzy lata, płacenie za strajki, jak za urlopy, automatyczną indeksację płac stosownie do wzrostu cen i spadku wartości pieniądza, ale również przejście na emeryturę kobiet w wieku 50 lat (lub po 30 latach pracy) i mężczyzn w wieku 55 lat (lub po przepracowaniu 35 lat).
Warto pamiętać o nich w sytuacji, kiedy ugrupowania wywodzące się z pierwszej Solidarności wiek emerytalny podniosły przed kilku laty do 67 lat dla mężczyzn i kobiet oraz, gdy sprywatyzowano zdecydowaną większość zakładów przemysłowych, spółdzielnie, PGR-y, część usług medycznych, a dostęp do środków masowego przekazu ograniczono poprzez ich prywatyzację i sprzedaż dla kapitału międzynarodowego. Wśród postulatów z sierpnia 1980 roku nie było żadnego mówiącego o prywatyzacji zakładów państwowych, a w Sali BHP w Stoczni Gdańskiej, w której podpisywano porozumienie, wisiało hasło: Socjalizm – tak, wypaczenia – nie! Tylko takie wstrząsające wydarzenie, jak stan wojenny i zlikwidowanie tzw. pierwszej Solidarności, mogły przekreślić te żądania i pozwolić warstwie zarządzającej zachować jej przywileje i pozycję w społeczeństwie. W „drugiej” Solidarności znalazło się zaledwie 10 proc. członków z „pierwszej” Solidarności. Związki zawodowe dodatkowo stopniały i utraciły w procesie kapitalistycznej transformacji swoje znaczenie, jakie wywalczyły sobie wcześniej w strajkach lat 1980-1981.
Przepisy emerytalne zostały anulowane przez rządy koalicji pod przewodem PiS-u, ale utrzymywane są zachęty do wydłużenia czasu pracy. Emerytury są tak niskie (czego wyrazem jest hasło 13 i 14 emerytury), że ogromna liczba pracowników, pomimo otrzymania prawa do emerytury pracuje nadal, aby poprawić swoją sytuację materialną, każdy dodatkowy rok pracy znacząco podnosi emeryturę. Obniżenie wieku emerytalnego pozostaje więc jedynie wybiegiem prawnym.
Pokolenie dwudziestopięcio- i trzydziestopięciolatków, które było główną siłą napędową strajków w latach 1980-1981, doświadcza obecnie skutków prywatyzacji przedsiębiorstw, w których strajkowali i „kapitalizacji” funduszy emerytalnych. Ponieważ starsze pokolenia znające inny system emerytalny, w zasadzie już odeszły, a popierały w większości SLD. Nowym emerytom nie pozostało już nic innego, jak oczekiwać dostrzeżenia swych potrzeb i w większości popierać PiS, z jego polityką „rzucania chleba” i „igrzysk” w postaci tropienia „smoleńskich morderców”, układów, esbeków i komunistów…
Należy jeszcze dodać, że wiek emerytalny podniesiono w wielu krajach w sytuacji, gdy np. w Rosji i Anglii pojawiły się interesujące informacje o skróceniu czasu pracy do czterech dni w tygodniu, ale dyskusja nie została podjęta w związku z pojawieniem się pandemii koronowirusa. Postulat czterodniowego tygodnia pracy jest mniej korzystny dla pracowników niż wprowadzenie sześciogodzinnego dnia pracy. Nie wiadomo też od kiedy obowiązywałby wiek emerytalny. W niektórych krajach już można zawrzeć umowę o czterodniowym systemie pracy, ale za cenę niższej pensji, a zatem i emerytury.
Międzyzakładowy Komitet Strajkowy z Gdańska opowiadał się za stworzeniem trwałych perspektyw dla rozwoju chłopskiego gospodarstwa rodzinnego – podstawy polskiego rolnictwa. Realizacja tego postulatu wygląda w ten sposób, że chłopstwo, wbrew swoim złudzeniom, znalazło się obecnie wśród tych grup społecznych, które najwięcej straciły na dojściu obozu solidarnościowego do władzy politycznej, a setki tysięcy gospodarstw chłopskich stanęło wobec konieczności całkowitego bankructwa i utraty ziemi na rzecz tworzonej klasy wielkich posiadaczy ziemskich. Chłopo-robotnicy, którzy zapewne wysunęli ten postulat, zostali zwolnieni ze stoczni i innych zakładów pracy w pierwszej kolejności w procesie przekształceń własnościowych i antymonopolowych. Wielu rolników utrzymuje się dzięki dotacjom z Unii Europejskiej.
Postulaty ekonomiczne można byłoby analizować jeszcze długo. Ich wynik dla ludzi pracy jest, z wieloletniej perspektywy, za każdym razem jednakowy. Czy możliwym jest, aby nikt z sygnatariuszy porozumień sierpniowych nie zdawał sobie sprawy z jego dalekosiężnych skutków?
Realizacja interesów ekonomicznych pracującej większości społeczeństwa nigdy nie była celem – ani opozycji, ani strony rządowej. Obie strony zdawały sobie sprawę z tego, że nie będą mogły dotrzymać sierpniowych zobowiązań. Dla obydwu stron (tylko formalnie stojących po przeciwległych stronach barykady) postulaty sierpniowe były środkiem w walce politycznej. Przy formalnej deklaracji poparcia dla socjalizmu lub neutralności wobec niego chodziło im w rzeczywistości o skompromitowanie ekonomicznych podstaw „realnego socjalizmu”, często nazywanego „stalinizmem” i przygotowanie warunków pod jego obalenie. Stąd też problem wzrostu produkcji i podniesienia społecznej wydajności pracy pozostał poza sferą zainteresowania ekspertów opozycji i strony rządowej. Sprawy te doraźnie miał załatwić apel (!?) Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego, zaś „reforma gospodarcza”, jak się później okazało, w długiej perspektywie miała zupełnie inne cele.
W momencie negocjacji i podpisywania porozumień sierpniowych, zarówno strona rządowa, jak i eksperci MKS dali dowód ulegania realizowanej przez ekipę Gierka polityce „nacisku na konsumpcję w celu zwiększenia produkcji”, która doprowadziła do naruszenia równowagi rynkowej i gospodarczej.
Porozumienia gdańskie stały się poniekąd wzorcowe. Zapoczątkowały one ruch rewindykacyjny w poszczególnych branżach, eskalację ekonomicznych żądań formułowanych pod egidą „Solidarności” i umacnianie jej wpływów politycznych. Za strajki zaczęto płacić, jak za urlopy wypoczynkowe. Ekipa rządowa ustępowała raczej chętnie, zachowując pozory walki. „Wycofywano się na z góry upatrzono pozycje”. Środki niezbędne na pokrycie postulatów ekonomicznych czerpano z funduszu inwestycyjnego. Końcowym efektem stało się dalsze obniżenie efektywności gospodarki i zahamowanie na całe dziesięciolecia możliwości jej rozwoju w oparciu o własne źródła akumulacji. Dotyczy to tak całej gospodarki, jak i poszczególnych przedsiębiorstw państwowych. „Solidarność” w praktyce nie ponosiła za to odpowiedzialności, tym bardziej, że formalnie dystansowała się od władzy i jej polityki. „Solidarność” odpowiedzialnością za upadek gospodarczy kraju obciążała stronę rządową, a strona rządowa „stalinizm”, „twardogłowych” i pozostałości „komunizmu”. Obarczanie strony rządowej odpowiedzialnością za występujące wówczas trudności, było o tyle ułatwione, że strona rządowa była reprezentantem uprzywilejowanej warstwy zrządzającej, która od wielu lat sprawowała władzę i pomimo postępującego załamania gospodarczego nie uszczuplała swoich ekonomicznych i politycznych przywilejów. Natomiast rzeczywistym komunistom „Solidarność” i strona rządowa nie dały realnych możliwości obrony, koordynując między sobą walkę z nimi. Dopiero po pewnym czasie antysocjalistyczna opozycja mogła wystąpić z tezą o mniejszej efektywności gospodarki „socjalistycznej” i wyższości gospodarki kapitalistycznej. Ekipa Jaruzelskiego również uznała tę tezę za udowodnioną, tym bardziej, że w głębi duszy czuła satysfakcję ze swego udziału w tym procesie dowodowym. Po 1989 roku robotników mamiono obietnicą, że gdy podupadające przedsiębiorstwa zostaną sprywatyzowane i wykupione przez kapitał zagraniczny, doczekają się modernizacji i przywróci się ich efektywność. Stało się niestety inaczej, kapitał był zainteresowany głównie najbardziej nowoczesnymi przedsiębiorstwami, czyli tymi wybudowanymi i zmodernizowanymi za czasów Gierka, co zaowocowało 25 proc. bezrobociem i emigracją zarobkową ponad 4 milionów obywateli.
W niektórych środowiskach przed wielu laty pojawił się pogląd, że porozumienia gdańskie z 1980 roku zachowują swoją aktualność. Zwolennicy tej opcji nie mają racji, ale postulatów tych nie da się zbyć uśmiechem. Miały one silny potencjał mobilizacyjny, należy traktować je łącznie i z uwzględnieniem ówczesnej sytuacji politycznej. Prawda jest bowiem, jak to się mówi, nieco bardziej złożona. Należy zdawać sobie sprawę z tego, że realizacja tych „aktualnych” postulatów skończyłaby się całkowitą kompromitacją obecnie rządzących. Jeśli dziś ktoś chciałby realizować postulaty gdańskie, to być może miałby szansę na doraźne pozyskanie dość dużych wpływów społecznych i politycznych. Ale nie mogą one być traktowane z biblijną nabożnością, gdyż nawet ich spełnienie nie przesądziłoby o zaspokojeniu życiowych potrzeb i interesów mas pracujących na obecnym etapie rozwoju kraju.
Powstały w krótkim czasie po podpisaniu porozumień sierpniowych związek zawodowy NSZZ „Solidarność”, skupił według oficjalnych, ale nigdy nie zweryfikowanych danych, 9-10 milionów pracujących. Dziś po prawie 40 latach od tych wydarzeń, tzw. druga „Solidarność” w 2015 liczyła jedynie ponad 586 tysięcy członków. Nowszych danych, które pokazałyby skutki polityki PiS, nie podaje nawet Wikipedia – można się spodziewać, że nadal spada…
Klasą, która najwięcej straciła w wyniku strajków w 1980 roku i późniejszej kapitalistycznej transformacji ustrojowej, okazali się robotnicy. Stracili rolę polityczną – dziś żadna mainstreamowa partia nawet nie odwołuje się do klasy robotniczej, a będący na ich usługach naukowcy często negują nawet jej istnienie. Produkcję w polskich przedsiębiorstwach eksportowych dostosowano do potrzeb kapitału międzynarodowego. W wielu zakładach przemysłowych zatrudnienie spadło o połowę, wiele sprzedano kapitałowi zagranicznemu i po pewnym czasie zamknięto. Najbardziej sztandarowy zakład Stocznia Gdańska im. W.I. Lenina, z której wywodzi się NSZZ „Solidarność” i w której podpisano porozumienia sierpniowe, została sprywatyzowana i nie słynie już z budowy statków dla armatorów na całym świecie, ale z budowy luksusowych jachtów dla oligarchii. W słynnej Sali BHP, w której odbywały się negocjacje strajkujących z komisjami rządowymi i spotkania przywódców partyjnych z przedstawicielami załogi, urządzono muzeum. Na stołach znalazły się nawet historyczne butelki z wodą gazowaną. Tylko hasło, pod którym toczyły się negocjacje i podpisywano porozumienia – „Socjalizm – tak, wypaczenia – nie!” – zniknęło…
Edward Karolczuk