Wojna wywiadów. Prehistoria Polski Ludowej


Moskwa – PPR i GL-AL

Współczesne środki masowego przekazu pełne są rozlicznych opowieści o decydującym udziale służb specjalnych w świecie polityki. W toczącej się od dziesiątków lat wojnie wywiadów wybitną rolę przyznaje się radzieckim, od niedawna rosyjskim, tajnym służbom. Oczywiste, że służby specjalne, ich struktury organizacyjne, kadry, współpracownicy i agenci mają swoją historię, która wielokrotnie może zaskakująco wpływać na współczesny bieg zdarzeń we wszelkich politycznych i ideologicznych aspektach.

W tym kontekście zwraca uwagę wydana w zeszłym roku w zasłużonym wydawnictwie Bellona monografia Andrzeja Zasiecznego o intrygującym tytule Sowieckie krety. Jak agenci Stalina przejęli władzę nad Polską 1939-1945. Dzięki licznym publikacjom autor dał się poznać jako wybitny znawca techniki wojskowej z czasów II wojny światowej oraz badacz historii wywiadów z tego okresu; do niego należy także specjalistyczne warszawskie Wydawnictwo CB. Wedle Zasiecznego, jego opracowanie ma pionierski charakter ponieważ „jest pierwszym całkowicie poświęconym penetracji w latach 1942-1944 polskiego ruchu komunistycznego przez służby wywiadowcze Związku Sowieckiego”. W tym sensie autor postawił przed sobą zadanie „poznania agentury sowieckiej w kierownictwie PPR i w dowództwie GL-AL”, co powodowało, że w praktyce to ich „aktywiści” bezpośrednio wykonywali „plan polityczny Stalina” budowania Polski Ludowej z pominięciem utworzonych w Moskwie Związku Patriotów Polskich i Centralnego Biura Komunistów Polskich (s. 7).

W tym punkcie konieczny jest niemało ważny komentarz, nie tylko terminologiczny, związany z typową, nie tylko dla Zasiecznego, manierą ulegania nowej świeckiej tradycji stosowania rusycyzmów w nazewnictwie na przykład „Związku Sowieckiego” i „agentury sowieckiej” czy w literackiej metaforze „sowieckie krety”. Wszak można napisać „Związek Radziecki”, „radziecka agentura” czy „radzieckie krety”, co znaczy to samo, a od strony emocjonalnej ich treść niewykluczone, że u części Czytelników być może wywoła silniejszą reakcję niż się wydaje autorom cytowanych wyrażeń. W tym przypadku jednak kwestia językowa zlewa się z ideologiczną, ponieważ oczywiste rusycyzmy „sowiety” czy „sowiecki” oraz pochodne od nich zwroty i wyrażenia winny wywoływać u Czytelnika negatywną konotację i zdają się być znakiem rozpoznawczym krytycznego stanowiska politycznego, a w naszym kontekście trafnie kojarzyć się z nader ubogą branżową terminologią zachodnią, pracowicie upowszechnianą w kręgu Instytutu Pamięci Narodowej. Dobrym przykładem może być osobliwa gałąź dyscyplin politologicznych pod nazwą „sowietologia”, która poległa pod naciskiem wydarzeń w rezultacie „samorozwiązania” Związku Radzieckiego na początku lat dziewięćdziesiątych.

Należy przypomnieć, że rosyjskie słowo „sowiet”, to po polsku „rada”, oznacza rodzaj samorządowej organizacji, która występowała jeszcze w carskiej Rosji i została po raz pierwszy zastosowana na sposób rewolucyjny w czasie buntów 1905 roku, kiedy jeszcze bez udziału bolszewików masowo powoływano rady żołnierskie, rady robotnicze i rady chłopskie. Do tej tradycji nawiązano w trakcie rewolucji październikowej i dopiero wówczas bolszewicy posłużyli się radami jako głównym narzędziem walki o władzę państwową popierając dosłownie hasło „Władzy Rad” („Włast’ Sowietom”). Wspomniane okoliczności zdają się być dobrym przykładem opacznie rozumianej „polityki historycznej”, gdy staje się ona wyrazem swoiście rozumianej dominacji ideologii nad historią.

Mimo tych zastrzeżeń bezwzględnie należy czytać Zasiecznego (po prostu „sowieckie” znaczy „radzieckie”, jeśli komukolwiek ta poprawka językowa może ułatwić lekturę), ponieważ jego monografia zawiera niezwykłe bogactwo nieznanego materiału faktycznego a sposób podania imponuje głębokim analitycznym podejściem, wnikliwym komentarzem, śmiałą polemiką z przyjętymi za obowiązujące opiniami historyków, starannie przemyślanymi hipotezami, wątpliwościami i otwierającymi nowe pola badawcze pytaniami. To nie jest sucha akademicka rozprawa, ale napisany z poznawczą pasją pełen emocji spór z rzeczywistością historyczną i właściwym jej stanem umysłowości.

Wracając do ważkiej publikacji Zasiecznego trzeba się z nim zgodzić, że przed 1989 rokiem „powiązania agenturalne kierownictwa PPR i dowództwa GL-AL z wywiadem sowieckim były otoczone najściślejszą tajemnicą. Cenzura tępiła jakiekolwiek wzmianki na ten temat, a historycy nie tylko bali się podejmować zakazane wątki, ale też nie mieli dostępu do archiwów (nie tylko polskich, ale przede wszystkim rosyjskich). W takich warunkach naukę historii zastępowała propaganda. Obywatele byli karmieni bajkową wizją dziejów najnowszych. Dowiadywali się, że lewica społeczna pod kierunkiem komunistów nie marzyła o niczym innym niż niepodległej Polsce, w której ludzie pracy z miast i wsi będą żyli w dobrobycie w nierozerwalnym sojuszu z ojczyzną światowego proletariatu – ZSRR. Dzieci uczyły się w szkołach, że patrioci z PPR i GL od 1942 roku (a dlaczego nie od 1939 roku?) bohatersko, często poświęcając życie, walczyli z okupantem hitlerowskim o wolną Polskę” (s. 6-7).

I tym razem sięgając do historii trzeba przypomnieć, że PPR i GL powstały dopiero w 1942 roku, a wielu ich członkom nie sposób odmówić patriotyzmu. Wszak jedną z pierwszych kapepowskich ofiar był legendarny Marian Buczek, który uciekając na początku września 1939 roku z opuszczonego przez strażników sanacyjnego więzienia z bronią w ręku zginął w bezpośredniej walce z niemieckim najeźdźcą. Trzeba też dodać, że „obywatele” w propagandowym przekazie w czasach, słusznie lub nie, jak kto woli, minionej epoki nie mogli „dowiadywać się” niczego o komunistach, ponieważ wiosną 1938 roku Komitet Wykonawczy Międzynarodówki Komunistycznej rozwiązał Komunistyczną Partię Polski a jej członkowie, znajdujący się na terenie ZSRR byli wraz z rodzinami represjonowani poprzez zsyłki, przesiedlenia, więzienia i rozstrzeliwania już od 1936 roku. Uratowali się zatem ci polscy komuniści, którzy w tym czasie byli w polskim więzieniu lub za granicą i nie podporządkowali się wezwaniu centrali na przyjazd do Moskwy .

W rezultacie Polska Partia Robotnicza nawet w nazwie nie mogła użyć słowa „komunistyczna”, podobnie jej program nie mógł być „komunistyczny”, w składzie osobowym oficjalnie nie mogło być komunistów, a używanie słowa „komunizm” w publicznym obiegu było rzecz jasna zabronione. To oczywiście cała odrębna historia, gdyż także nazwa „socjalizm” miała swoje propagandowe wady, skoro jednoznacznie przez pierwsze lata Polski Ludowej odsyłała do konkurencyjnej partii na lewicy – Polskiej Partii Socjalistycznej, co musiało służyć jej popularyzacji.

Hasło „Wolnej Polski”, jak wiadomo przynajmniej od czasów Norwida, miało wiele imion i na pewno wszyscy byli za jej niepodległością poza wąską grupą ocalałych w Związku Radzieckim komunistów, którzy chcieli przekształcenia Polski w kolejną republikę, co spotkało się z radykalnie negatywną osobistą reakcją Stalina. Po wyzwoleniu lud pracujący miast, jak wiemy, nie chciał powrotu panowania zwłaszcza obcego kapitału, podobnie jak chłopi mieli dość wiejskiej nędzy i majątków rodzimych feudałów, co prowadziło w prostej linii do powszechnie oczekiwanej reformy rolnej. Kwestia sojuszu ze Związkiem Radzieckim, który nie mieścił się w żadnej tradycji lewicy społecznej, była oczywiście kompletną katastrofą, chociaż nie należy zapominać, że w tym względzie należy przyznać wszelkie zasługi naszym sojusznikom stronom umownych układów z Teheranu i Jałty.

Moskwa a Londyn

Zasadniczą problematykę swej monografii Zasieczny określił jako „wielkie wyzwanie dla historyków” nadając jej status ambitnego programu badawczego, którego główna teza została następująco zarysowana w rozwiniętej postaci. „Dla kierownictwa PPR i dowództwa GL-AL głównym wrogiem, co wynikało z dyrektyw nadsyłanych z Moskwy, nie był okupant niemiecki, ale Polskie Państwo Podziemne i organizacje konspiracyjne nurtu narodowego, które działały niezależnie od polskiego rządu emigracyjnego i Sztabu Naczelnego Wodza w Londynie. Stalin i polscy komuniści uważali, że będą one najpoważniejszymi przeszkodami w budowaniu nowego ustroju w Polsce, gdy w przyszłości Armia Czerwona pokona III Rzeszę. Dlatego najważniejszymi zadaniami opisanych w tej książce: wywiadu GL-AL, tzw. wywiadu partyjnego PPR, działających samodzielnie agentów NKWD będących polskimi komunistami, a także współpracujących z PPR i GL-AL sowieckich siatek wywiadowczych złożonych z Polaków (np. grupy Czesława Skonieckiego, Franciszka Karawackiego czy oddział specjalny Leona Kasmana – dwie ostatnie nie są w tym opracowaniu opisane) było rozpoznanie struktur i działaczy Polskiego Państwa Podziemnego i organizacji niepodległościowych o profilu antysowieckim, rozbijanie ich od wewnątrz i w miarę możliwości niszczenie (np. poprzez wysyłanie donosów do gestapo z nazwiskami aktywistów i adresami lokali konspiracyjnych)”. Autor zachęca innych badaczy do pójścia tymi tropami, chociaż jest w pełni świadom, że dokumentacja historyczna jest bardzo uboga, „wiele materiałów sfałszowano lub spreparowano po wojnie. Uczestnicy i świadkowie wydarzeń nie żyją, a ich wspomnienia obfitują w kłamstwa i niedomówienia” (s. 7-8).

Jednak w ostatnim okresie także w dziedzinie dokumentacji historycznej dziejów najnowszych nastąpiła zasadnicza poprawa dzięki uzyskaniu dostępu do szeregu tajnych dokumentów. Bogactwo informacji o wydarzeniach „w latach 1939-1945, o relacjach w kierownictwie PPR i GL-AL, o stosunkach polskiego wywiadu komunistycznego z wywiadem sowieckim i z wywiadem Kominternu pochodzi z protokołów śledztw prowadzonych przez Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego w latach 1949-1954, a następnie w 1955 roku przez Komitet ds. Bezpieczeństwa Publicznego. Celem śledztw, zarządzonych i nadzorowanych przez Bolesława Bieruta i Jakuba Bermana (bez wątpienia uzgodnionych z Józefem Stalinem), było oskarżenie pod byle pretekstem (właśnie znalezieniu owych pretekstów służyły śledztwa) i skazanie Władysława Gomułki, Mariana Spychalskiego i innych działaczy komunistycznych, których ówczesne kierownictwo PZPR uznawało za swoich wrogów i rywali. Dowodów dla sformułowania zarzutów szukano przede wszystkim, analizując wydarzenia, jakie rozgrywały się podczas wojny. Szczególnie pożądane przez śledczych były fakty, które poświadczałyby współpracę Władysława Gomułki i innych oskarżonych z Niemcami” (s. 225). Oczywiste. że w tej sytuacji stosunki między polskim wywiadem komunistycznej proweniencji a radzieckimi wywiadami nie były przedmiotem dochodzenia i zajmują marginalne miejsce w protokołach śledztwa związane z nimi okoliczności przez przesłuchujących nie są podnoszone i odsuwane na boczny tor.

Dopiero po zdjęciu najwyższej klauzuli tajności, dotąd zakonserwowane w Centralnym Archiwum KC PZPR, protokoły przesłuchań i inne dokumenty, które nigdy nie miały być publikowane, zostały w 1990 roku przekazane do Archiwum Akt Nowych i po stosownym opracowaniu udostępnione historykom i dziennikarzom. Wcześniej mieli do nich dostęp „zaufani historycy”, ale w swoich publikacjach, co słusznie krytykuje Zasieczny, przemilczali wstydliwe fakty z dziejów PPR i PZPR oraz wzajemnych stosunków z Wielkim Bratem.

Kolejnym ważnym źródłem informacji są dwutomowe Pamiętniki Władysława Gomułki, opublikowane dopiero w 1994 roku pod naukową redakcją partyjnego historyka Andrzeja Werblana w już nieistniejącej Oficynie Wydawniczej „BGW”. Gomułka zaczął pisać swoje wspomnienia w 1972 roku i zamierzał zawrzeć w nich całe swoje życie, ale załamanie jego zdrowia w drugiej połowie lat siedemdziesiątych zmusiło go do zaprzestania pracy na wiośnie 1945 roku. Niestety, na jego prośbę rodzina najpierw wstrzymała udostępnianie i publikację maszynopisu, a następnie po upływie niemal dwudziestu lat przed drukiem usunęła niektóre fragmenty z części dotyczącej podziemnej działalności PPR. Tym sposobem Zofia Gomułka i Ryszard Gomułka-Strzelecki ocenzurowali Pamiętniki Władysława Gomułki, co spotkało się ze zrozumiałym oburzeniem Zasiecznego.

Jako liczący się obiekt badań, zdaniem Zasiecznego, należy potraktować wywiady Leszka Błażyńskiego z podpułkownikiem Józefem Światło nadawane cyklicznie przez trzy lata od września 1954 roku na falach eteru Radia Wolna Europa z Monachium, które zostały opublikowane pod znamiennym tytułem Za kulisami partii i bezpieki. Ten ówczesny wicedyrektor X Departamentu Ministerstwa Publicznego na początku grudnia 1953 roku będąc służbowo w Berlinie Wschodnim w trakcie zakupów ze swoim szefem we francuskiej strefie okupacyjnej ku jego zaskoczeniu zbiegł i oddał się w ręce Amerykanów. Światło nie był postacią tuzinkową, skoro osobiście aresztował Władysława Gomułkę czy Mariana Spychalskiego a z drugiej strony miał też prawo rozmawiać przez specjalny telefon z wicepremierem Ławrentijem Berią, któremu podlegały wszystkie służby bezpieczeństwa w Związku Radzieckim. Jednak Zasieczny nie przypisuje mu statusu „agenta Moskwy”, chociaż zaznacza, że w jego przypadku zapewne nie było to konieczne, skoro, jak należy podejrzewać, i tak działał po myśli swoich kremlowskich protektorów. Tym niemniej należy dodać, że zdaniem zachodnich analityków ucieczka Światły prawdopodobnie nie była przypadkowa, bowiem stanowiła część gry operacyjnej radzieckich służb na zamówienie Chruszczowa, w celu kompromitacji rządzącej ekipy na czele z Bierutem.

Jeśli do tej krótkiej listy dołączyć jeszcze nieocenzurowane wspomnienia działaczy komunistycznych, pojedyncze dokumenty, jakie udało się wydobyć z archiwów radzieckich i rosyjskich, tudzież publikacje z okresu pierestrojki i w późniejszym okresie, to już na tej bazie źródłowej perspektywy dalszych badań, zdaniem Zasiecznego, przedstawiają się obiecująco.

Do szeroko pojętego grona agentów i współpracowników radzieckich wywiadów na podstawie lektury Sowieckich kretów można zaliczyć wielu członków kierownictwa PPR i Dowództwa GL-AL takich jak Bolesław Bierut, Marceli Nowotko, Pinkus (Paweł) Finder, Małgorzata Fornalska, Bolesław Mołojec, Ignacy Loga-Sowiński, Franciszek Jóźwiak, Michał Rola-Żymierski, Marian Spychalski czy Jerzy Fonkowicz. Ponad wszelką wątpliwość do tej grupy nie sposób zaliczyć Władysława Gomułkę czy Zenona Kliszkę, ale też ani Jakuba Bermana czy Hilarego Minca. Takie wnioski zdają się wynikać z ich biogramów przedstawionych przez Zasiecznego. Niestety nie mamy tu do czynienia z ustaleniami dotyczącymi stosowanych kryteriów, chociaż nie bez racji swoją opinię autor wiąże z udziałem konkretnych osób w szkoleniach polityczno-wywiadowczych w Związku Radzieckim i prowadzeniem konkretnej działalności szpiegowskiej na terenie kraju.

Określanie jakiejkolwiek osoby agentem wywiadu czy jakiejś organizacji lub instytucji agenturalną, tym bardziej gdy odnosi się to do działalności obcych służb rodzi naturalny odruch niechęci i krytyki. Gdy taka sytuacja ma miejsce, bezspornie prawda powinna być ujawniona bez względu na to, że prowadzi do naturalnej dyskredytacji konkretnych osób czy organizacji. Jednak rzeczywistość jest bogatsza niż proste formuły, jeśli przypomnieć, że Józef Piłsudski był posądzany o bycie nawet podwójnym agentem tajnych służb obcych państw, to jednak jego działalność polityczna spotkała się ze społecznym poparciem i zakończyła się zdobyciem przywództwa i odzyskaniem niepodległości.

Jeszcze bardziej dramatyczny przebieg miały losy Lenina, który po upadku caratu za namową i pod opieką oficerów niemieckiego wywiadu został w 1917 roku z najbliższym otoczeniem tajnie przewieziony przez Niemcy i dalej przez Skandynawię dojechał do Petersburga. Niemcy chcieli pokoju na wschodnim froncie I wojny światowej. Ponieważ bolszewicy występowali przeciwko wojnie Lenin został przez Rząd Tymczasowy ogłoszony zdrajcą i jako niemiecki agent wrogiego państwa był ścigany listem gończym. Ratował się ucieczką do Finlandii i wkrótce w rezultacie zwycięstwa rewolucji październikowej został premierem Rosji Radzieckiej.

W czasie okupacji londyński rząd emigracyjny powołał Delegaturę Rządu RP na Kraj, której trzonem organizacyjnym była Armia Krajowa. W przybliżeniu jej skład osobowy w połowie składał się z mieszkańców Warszawy, mając w swojej dyspozycji oddziały partyzanckie zgrupowane w lasach na terenie Generalnego Gubernatorstwa. Bazą społeczną „państwa podziemnego” były środowiska inteligenckie i robotnicze z wyłączeniem chłopstwa. Zdecydowanie największą siłą AK była przedwojenna kadra oficerska, chociaż jej najwyższe dowództwo wywołując powstanie warszawskie wykazało się skrajną nieodpowiedzialnością i całkowitym brakiem realizmu. W szeregach AK znajdowali się przeszkoleni funkcjonariusze służb specjalnych, którzy prowadzili szeroką działalność wywiadowczą nie tylko wobec Niemców, ale także wszelkich grup oporu niezwiązanych z rządem londyńskim. Dodatkowym wzmocnieniem sił na tym polu walki było „zrzucenie” świetnie wyszkolonych i zdeterminowanych „cichociemnych”, którzy byli w istocie znakomicie przygotowanymi agentami brytyjskiego wywiadu.

Należy pamiętać, że polski rząd emigracyjny był afiliowany przy rządzie brytyjskim, co znacząco ograniczało jego autonomię i możliwości prowadzenia własnej polityki. Tym samym AK podlegała faktycznie rozkazom sztabu generalnego brytyjskiej armii i na jej rzecz prowadziła szeroko zakrojoną działalność wywiadowczą. Zrozumiałe, że w tej sytuacji pojawienie się na ziemiach polskich PPR i GL-AL miało konfrontacyjny charakter, ponieważ od tego momentu Londyn i Moskwa miały rodzime siatki wywiadowcze. Oczywiste, że obok nich działał niezależnie od AK własny wywiad brytyjski i analogicznie poza PPR i GL-AL wywiad radziecki. W ten sposób , jak się wydaje, Polska stała się polem walki wywiadów w rozmaitych konfiguracjach, w której niemieckie służby starały się odnosić swoje korzyści, co im się zresztą czasami udawało.

W ten sposób Polska stała się już w czasie okupacji terenem wywiadowczej konfrontacji między Londynem a Moskwą, a po wyzwoleniu PPR podjęła działalność polityczną obejmując władzę w państwie stanu wyjątkowego w warunkach toczącej się wojny domowej oraz licznych protestów robotniczych i akcji strajkowych. Wojna wywiadów trwała nadal, ulegając zasadniczemu przekształceniu, ponieważ pojawiły się państwowe instytucje wywiadu i kontrwywiadu, także z bezpośrednim udziałem kadr radzieckich służb specjalnych. Brytyjski wywiad nie zamierzał zaprzestać swojej działalności i szykował się do „zimnej wojny” w miejsce wcześniej planowanej III wojny z której szczęśliwie dla świata Zachód w porę się wycofał. Na Kremlu zapamiętano, że w 1940 roku wisiała na włosku wojna pomiędzy Zachodem a Związkiem Radzieckim, co opisał Patrick R. Osborn w solidnie udokumentowanej monografii Brytyjskie plany ataku na ZSRR 1939-1941 (Warszawa 2007.).

Należy dodać, że przejęcie władzy w Polsce po wyzwoleniu przez PPR z punktu widzenia interesów Moskwy wcale nie było oczywiste. Przypomniał o tym Eugeniusz Guz (PKWN rodził się w Londynie, „Przegląd” 27.3-2.04.2017) przywołując cztery rozmowy radzieckiego ambasadora w Londynie Wiktora Lebiediewa, z jego inicjatywy, ze Stanisławem Grabskim, przewodniczącym emigracyjnej Rady Narodowej i częściowym udziałem ówczesnego premiera Stanisława Mikołajczyka w maju i czerwcu 1944 roku. (Stanisław Kirkor, Rozmowy polsko-sowieckie w 1944 r., „Zeszyty Historyczne” 1972, nr 22.). Na prośbę Polaków rozmowy te odbywały się w tajemnicy przed Anglikami. W zamieszczonym tam streszczeniu autorstwa Grabskiego w związku z rozważaną przez Moskwę perspektywą ustanowienia władzy w powojennej Polsce na bazie rządu emigracyjnego uwaga Grabskiego, że oznaczałoby to zmianę sytuacji partii komunistycznej Lebiediew stanowczo zareagował: „Oni nas nie obchodzą. My się do wewnętrznych spraw Polski nie mieszamy”. Ze strony Moskwy warunkiem porozumienia było pozbycie się przez Mikołajczyka postaci o manifestacyjnie wrogim nastawieniu do ZSRR (Sosnkowski, Kukiel, Raczkiewicz, Kot) i zapewnienie gwarancji, że nowy rząd będzie przyjazny wobec ZSRR oraz uznanie zmiany wschodniej granicy. Po fiasku rozmów Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego musiał powstać w Lublinie na bazie PPR. Przy okazji Kreml kolejny raz mimowolnie pokazał, że w konkretnej sytuacji wybiera kosztem lewicy porozumienie z prawicą i stawia na lewicę dopiero wtedy, gdy nie ma innego wyjścia dla zapewnienia interesów radzieckiego państwa.

Widocznym jest, ze Stalin miał bardzo silna pozycję w układaniu nowych porządków w powojennej Polsce tym bardziej, że cieszył się pełnym poparciem prezydenta USA. Franklin Delano Roosevelt zaraz po upadku powstania wysłał list do Stalina, w którym znalazł się następujący fragment:: „Mam nadzieję, ze nie muszę zapewniać Pana, iż Stany Zjednoczone nie poprą żadnego tymczasowego rządu w Polsce sprzecznego z Pana interesami”. (Cyt. za: Ludwik, Stomma, Polskie złudzenia narodowe, Warszawa 2015, s. 144.). Przesłanki takiej postawy były wówczas aż nadto oczywiste i jasno wyłożył je Churchill w Izbie Gmin. „Gdyby nie nadzwyczajne wyczyny i ofiary Rosji, Polska byłaby skazana na całkowitą zagładę z rąk niemieckich. Nie tylko Polska jako państwo, ale Polacy jako naród byli skazani przez Hitlera na zagładę albo sprowadzeni do stanu niewolników…”. (Cyt. za: Bronisław Łagowski, Polska chora na Rosję, Warszawa 2016, s. 8-9).

Marek Zagajewski

Pozostaw odpowiedź

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.