W ostatnich latach coraz częściej słyszy się opinie, że korporacje międzynarodowe zdobyły tak wielką pozycję, że bezsilne wobec nich są instytucje demokratyczne. Jedni uważają, że świadczy to o kryzysie instytucji demokratycznych, że trzeba je zreformować, albo stworzyć nowe, a inni uważają, że demokracja spełniła już swoją historyczną rolę i nadszedł czas na autorytaryzm lub hybrydę demokracji i autorytaryzmu. Dziwnym trafem w dyskusjach tych pomija się postać suwerena demokracji. Na tle tych poszukiwań wyjątkowo szczera i interesująca jest koncepcja funkcjonowania demokracji opublikowana przez Georga Friedmana w 2011 roku.
George Friedman był doradcą wielu amerykańskich wyższych dowódców wojskowych. W 1996 roku założył prywatną organizację zajmującą się wywiadem i prognozowaniem – Stratfor, która sporządza codzienne raporty dotyczące całego świata. W swojej książce pod tytułem Następna dekada. Gdzie byliśmy i dokąd zmierzamy, opublikowanej w 2011 roku, przedstawił prognozę rozwoju zagrożeń dla demokratycznej republiki w USA. W książce tej to, co przeciętnemu Europejczykowi może wydawać się czymś sprzecznym z istotą demokracji, dla Friedmana jest to natomiast czyś nieodłącznym od „demokratycznej republiki USA”. Wydaje się, że tezy książki Friedmana wyjaśniają to, co dzieje się na arenie międzynarodowej w związku ze „specjalną operacją wojskową” Rosji w Ukrainie, i nie tylko to…
Wszechwładna rola prezydenta
Zdaniem Friedmana po upadku Związku Radzieckiego Stany Zjednoczone stały się jedynym imperium i w nadchodzącym dziesięcioleciu będzie chodziło o utrzymanie tej pozycji. Bycie imperium niesie bowiem ze sobą zagrożenia dla demokratycznej republiki, za jaką uważał Stany Zjednoczone. Zarządzanie imperium i istnienie republiki nie muszą się wykluczać. Rozwoju demokracji nie wiąże on jednak z umocnieniem suwerenności obywateli i władzy ustawodawczej, ale z umocnieniem władzy wykonawczej, jaką jest urząd prezydenta. Friedman doszedł do wniosku, że „jeśli republika ma przetrwać, to jedyną instytucją, która może ją uratować jest prezydentura. To dziwne twierdzenie, zważywszy, że pod wieloma względami jest to najbardziej imperialistyczna z naszych instytucji (i jedyna instytucja jednoosobowa). Jednak równocześnie jest to najbardziej demokratyczna, gdyż tylko ona obsadzana jest zgodnie z wolą całego narodu, który wybiera jednego silnego przywódcę”i. Bez wątpienia polityka prezydenta Stanów Zjednoczonych wywiera wpływ na cały świat. Z powołaniem się na otrzymaną rekomendację od suwerena „Prezydent może zarządzić inwazję, embargo albo sankcję. I często ucieka się do tych środków. Jego polityka gospodarcza odbija się na życiu miliardów ludzi, niewykluczone, że przez wiele pokoleń. W następnej dekadzie to, kim będzie prezydent i co on lub ona postanowi, będzie miało większy wpływ na życie mieszkańców innych krajów niż działania ich rządów”ii.
Friedman ograniczał demokrację do samego aktu wyborczego i pomijał możliwość wyboru prezydentem osoby, która nie zdobędzie faktycznej większości głosów wyborców, a więc że nie będzie miał dostatecznej legitymacji ze strony suwerena. Nie przywoływał jednak przykładów z historii, wskazujących na to, czym kończyło się dla demokracji składanie losów republiki w ręce jednostki i pomijanie roli suwerena. „Paradoks polega na tym, że szansę na zachowanie republiki zapewnią nie instytucje, lecz jednostki, a zależeć będzie ona od definicji cnoty sprzecznej z powszechnym jej rozumieniem”iii.
Tak więc Friedman chce poprzez zmianę „definicji cnoty” zmieniać rzeczywistość i ocenę realizowanych celów politycznych. Dla Friedmana w tej sytuacji rozbieżność między obietnicami wyborczymi, a praktyczną działalnością prezydentów była w pełni zrozumiała i konieczna. Wbrew temu, co on pisał, problem polegał bowiem na zwartości i świadomości całego aparatu państwowego i gospodarczego. Friedman zaś mitologizował rolę prezydenta, co w jego myśleniu wydaje się jednak w pełni zrozumiałe. „Wiedza i instynkt prezydenta są tak nakierowane na władzę, że pojmuje on ją w sposób, jakiego człowiek pozbawiony tych ambicji po prostu nie rozumie”iv. Wypływa stąd wniosek, że ponieważ człowiek nie będący prezydentem, czyli aktualny suweren, czegoś „po prostu nie rozumie”, to nie ma sensu tracić czasu na wyjaśniania mu zawiłości polityki zagranicznej.
Według Friedmana zgodnie z amerykańską konstytucją, jeśli pominiemy suwerena, władza prezydentów wewnątrz kraju ograniczona jest jedynie przez Kongres i Sąd Najwyższy. W prowadzeniu polityki międzynarodowej, prezydenci mają więc rozwiązane ręce. „W praktyce oznacza to, że mogą zniszczyć niepokorne państwo lub nagrodzić inne, wedle uznania”v.
Trzeba przyznać, że stwierdzenie to, z ogólnohumanistycznego punktu widzenia, jest mrożącym krew w żyłach, szczególnie dla człowieka nie będącego Amerykaninem. Czego w tym „niszczeniu niepokornych państw” nie można zrozumieć? Chyba tylko tego, w czyim interesie zniszczenia się dokonuje, bo ogólne stwierdzenie, że „w interesie USA” okazuje się nazbyt ogólne i niewystarczające.
Friedman deklaruje się jako szczery zwolennik sprawiedliwości. W analizie roli imperium, proponuje jednak nieco inne spojrzenie na problem sprawiedliwości. Nie chodzi tu bowiem o jakąś abstrakcyjną sprawiedliwość, będącą wynikiem filozoficznych dyskusji, ani o potęgę opartą na sprawiedliwości, ale odwrotnie, o sprawiedliwość z punktu widzenia interesów imperium, jakim są Stany Zjednoczone (w ogólnym znaczeniu). Pisał on w związku z tym, że ta imperialna „sprawiedliwość wypływa z potęgi, a potęga jest możliwa do osiągnięcia tylko dzięki pewnej bezwzględności, dla wielu z nas będącej nie do przyjęcia”. Być może okazując jednak pewne skrupuły z powodu tych słów dodawał, że „Tragedią życia politycznego jest konflikt pomiędzy dobrymi intencjami a koniecznością użycia siły”vi.
Można pomyśleć, że sprawiedliwość oraz upowszechnianie demokracji i praw człowieka jest w jego ujęciu tylko parawanem dla operacji zbrojnych na wielką skalę, przeprowadzanymi przeciwko pretendentom do regionalnej hegemonii. Ograniczanie woli „regionalnych” suwerenów dzieje się w „białych rękawiczkach”. Przewaga imperium jest tak wielka, że w wyniku działań hybrydowych Stany Zjednoczone „Rozgromiły potencjalnych regionalnych hegemonów nawet bez konieczności rozbijana ich armii i faktycznej okupacji kraju. Z militarnego punktu widzenia amerykańskie interwencje ostatniego dziesięciolecia XX wieku były atakami nękającymi, obliczonymi na wywołanie chaosu w państwie, które aspirowało do dominacji w regionie. Zamiast dążyć do zewnętrznej ekspansji, mały kraj musiał 15-16 zapobiegać trudnościom wewnętrznym, i to w dodatku na zasadach narzuconych przez Amerykę. Tracił za jednym zamachem szansę umocnienia własnej potęgi i części suwerenności”vii.
Wartości jakie starają się Stany Zjednoczone propagować i eksportować do innych krajów, zawsze związane są z ich interesami. Przyznając to Friedman stwierdzał, że „Przez wiele lat głównym celem amerykańskiej polityki zagranicznej było niedopuszczenie do integracji zaplecza surowcowego i siły roboczej Rosji z postępem technicznym Europy”. 18-19 Po tym jak Niemcy musiały pomóc Hiszpanii, Włochom, Portugalii i Grecji w przezwyciężeniu kryzysu z 2008 roku, aby nie upadł system rozliczeniowy oparty o euro, Niemcy zrozumiały, że „potencjalnie mają więcej wspólnych interesów z Rosją niż ze swoimi europejskimi sąsiadami”. Dlatego w 2011 roku Friedman prognozował, że jednym z głównych zadań Stanów Zjednoczonych w tym regionie dla utrzymania swej hegemonii, powinno być zrobienie wszystkiego, aby „zablokować ugodę pomiędzy Niemcami i Rosją”, a do tego będzie konieczna „rewizja kontaktów z Polską, geograficznym kluczem do regionu”viii.
Widzimy, że polityka „dziel i rządź” w działaniach prezydenta i Stanów Zjednoczonych nie miała według Friedmana nic wspólnego z oficjalnie głoszonymi „wartościami” i suwerennością ludu, a była jedynie środkiem realizacji celów uświęconych ich mocarstwowymi interesami. Nie przypadkiem po wizycie prezydenta USA Donalda Trampa w Polsce od 31 sierpnia do 2 września 2019 roku, zaraz po jego wyjeździe z Polski, rząd PiS-u wystąpił z żądaniem wobec Niemiec wypłaty reparacji przyznanych Polsce po zakończeniu II wojny Światowej, chociaż Polska zrezygnowała z nich przed wielu laty, i nie było ku temu dostatecznych podstaw prawnych. Mimo to problem był podnoszony w rządowej propagandzie jeszcze przez wiele miesięcy. Friedman trudność widział tylko w tym, aby utrzymać „jedność” społeczeństwa amerykańskiego i przekonać je o tym, że „amerykańska polityka zagraniczna i amerykańskie wartości idealnie się pokrywają”ix.
Chociaż Stany Zjednoczone były od lat największym dłużnikiem świata, to jednak pozycja ich gospodarki, rola dolara w systemie rozliczeń międzynarodowych, a także siła i wszechobecność ich armii, sprawiały, że zachowywały one zdolność wpływania na rozwój sytuacji międzynarodowej i w poszczególnych krajach. Armia amerykańska reagowała natychmiast, gdy ktoś próbował zmienić narzucone im niekorzystne warunki ekonomiczne czy polityczne. Największym wierzycielem Stanów Zjednoczonych stały się Chiny, a to sprawiało, że do tej pory zainteresowane one były współpracą z USA i stabilnością amerykańskiego dolara. Jednak nie daje to Chinom, pomimo pozostawania największym wierzycielem, możliwości wpływania na politykę USA.
Dla Friedmana zapisana konstytucja nie była żadną przeszkodą w prowadzeniu polityki przez takich „efektywnych” prezydentów, jak Abraham Lincoln, Franklin D. Roosevelt, czy Ronald Reagan. Popadając w sprzeczność z wcześniejszymi stwierdzeniami Friedman napisał, że byli oni zdolni „w sposób całkowicie bezwzględny realizować strategię opartą na zasadach moralnych. W ich przypadku cel naprawdę uświęcał środki, które były nie tylko moralne, ale też niezgodne z konstytucją”x. Friedman, poza deklarowanymi ogólnikami, nie docierał do istoty tego, co tak naprawdę uświęca cel? Nie widział on sprzeczności pomiędzy zasadami moralnymi, niezgodnością z konstytucją i makiaweliczną zasadą: „cel uświęca środki”. Zgodność tych stwierdzeń możliwa tylko w jednym przypadku: zasada cel uświęca środki jest zawarta w konstytucji USA i w zasadach moralnych przy codziennym postępowaniu amerykańskich obywateli.
Polityka taka, wbrew temu co pisał Friedman, nie była jednak oparta na zasadach moralnych, ale na relatywizmie moralnym, a to zasadnicza różnica. Zalecana przez Friedmana polityka obejmowała zespół środków pozwalających manipulować masami w imię nieujawnianych interesów. Jego zdaniem prezydent powinien „mistrzowsko zarządzać pozorami”. Każdy z cenionych przez niego prezydentów „tworzył sieć iluzji, która umożliwiała mu zrobienie tego, co konieczne bez wywoływania powszechnego buntu społeczeństwa”xi. Prezydent musi „się uczyć zarządzać wrogością świata”. Jednocześnie „nie wolno mu uwierzyć we własną retorykę”. Prezydent musi kształtować atmosferę strachu, podobnie jak czynił to przez wieki Kościół posługując się piekłem i diabłem; „musi stopniowo przyzwyczajać obywateli do myśli, że zagrożenie nigdy się nie zmniejszy, bo to jest cena, jaką Amerykanie płacą za bogactwo i władzę. Można zaplanować i realizować tę strategię, niekoniecznie się do niej przyznając” xii. Tak rozległe zadania postawione przez Friedmana przed prezydentem wymagają jego ogromnego wpływu na funkcjonowanie środków masowego przekazu, a to stawia pod wątpliwość głoszoną powszechnie zasadę suwerenności ludu, pluralizmu i wolności amerykańskiej prasy.
Jeśli chodzi o Polskę i inne kraje Unii, to Friedman zalecał z premedytacją: „mylić tropy, żeby nie wzbudzić niepokoju Rosji czy Niemiec, gdyż 203-204 spowodowałoby to zacieśnienie więzi między tymi krajami”; „przekonać Polskę i inne państwa, że poważnie traktuje ich interesy”. Do tego jest konieczny „wystudiowany brak wyrafinowania Ronalda Reagana i wytrawna nieszczerość Franklina Delano Roosevelta. Prezydent powinien udawać niezbyt bystrego i umieć przekonywująco kłamać, nie ma potrzeby sojuszników, ale potencjalnych wrogów”xiii. W rzeczywistości jest jednak inaczej – od czasu upadku Związku Radzieckiego Stany Zjednoczone środkową Europę uważają za strefę swoich wpływów. „Bez względy na nastroje coraz większa obecność Rosji na wschodzie Europy zagraża amerykańskim interesom”xiv. Jest wręcz komiczne, jak część amerykańskich środków masowego przekazu robi z Joe Bidena dobrodusznego staruszka ze słabą pamięcią, jakby to miało jakiś wpływ na funkcjonowanie państwa.
Zarządzać wielkim imperium, jakie utworzono wokół Stanów Zjednoczonych po zakończeniu zimnej wojny, nie można za pomocą demokratycznych instytucji i w zgodzie z powszechnymi amerykańskimi zasadami moralnymi. Podobna sytuacja ukształtowała się w starożytnym Rzymie, kiedy instytucje demokratyczne nie pozwalały na sprawne zarządzanie i powstało cesarstwo. Friedman uważał, że Stany Zjednoczone tylko na czele z silnym prezydentem, o którym w dawnych czasach mówiono, że jest „królem bez korony” , uchronią się jako republika. Ale czy będzie to demokratyczna republika z zachowaną suwerennością ludu, to może być wątpliwe. Jak bowiem z historii wiadomo, o panowaniu Oktawiana Augusta mówiono, że była to „komedia republiki”, ponieważ utrzymywały się tradycyjne urzędy, ale nie miały one żadnego wpływu na politykę państwa. Problemem jest więc to, czy Stany Zjednoczone z wyolbrzymioną rolą prezydenta będą republiką z suwerennością ludu, czy „komedią republiki”, w której będą co prawda powszechne i tajne wybory, ale o tym, kto będzie prezydentem, zadecydują wcześniej właściciele największych kapitałów.
Aby nie podzielić losu republiki rzymskiej, co wydaje się w tym ujęciu celem dwuznacznym, prezydent, zdaniem Friedmana, powinien w swej polityce wykorzystywać ludzkie sentymenty, określać głównych wrogów i tworzyć do walki z nimi koalicje, „dzięki którym inne kraje przejmą na siebie ciężar konfrontacji lub konfliktu. Kraje te należy wspierać, gwarantując im korzyści gospodarcze, za pomocą techniki wojskowej i obietnic interwencji zbrojnej, jeśli okaże się konieczna. […] Interwencję wojskową należy traktować tylko jako środek ostateczny, kiedy równowaga sił się załamuje, a sprzymierzeńcy nie radzą sobie z problemem”xv. W związku z tą wypowiedzią Friedmana, można dojść do wniosku, że według tego scenariusza prowadzona była rozgrywka USA z Rosją przy pomocy Ukrainy, Polski, Litwy i innych krajów Europy Środowo-Wschodniej.
Friedman bez żadnych skrupułów inspiracji i uzasadnienia dla działań prezydenta USA szukał w Księciu Niccolo Machiavellego, który jako jeden z pierwszych pokazał, że moralność i polityka, to dwie odrębne sfery działania. Władcy w dawnych czasach zawsze starali się przedstawić prowadzoną przez siebie politykę jako zgodną z zasadami moralnymi, tymczasem współcześnie nie muszą się ze sobą pokrywać, chociaż należy dbać o dobre pozory. Być może dla niektórych przywódców istotne jest poszukiwanie źródeł swojej polityki w powszechnych zasadach moralnych, ale nie dla Friedmana – liczy się skuteczność w realizacji interesów elit rządzących w USA. Friedman odnotował, że „Założyciele Stanów Zjednoczonych uczynili prezydenta zwierzchnikiem sił zbrojnych nie bez powodu. Uważnie czytali Machiavellego, który pisał, że »wojny się nie uniknie, lecz tylko odwlecze z korzyścią dla przeciwników«. Największą cnotą prezydenta jest zrozumienie władzy. Prezydenci nie są filozofami, a rządzenie to sztuka stosowana, nie abstrakcja. Próby praktykowania zasad moralnych przynoszą nieszczęścia nie tylko prezydentom, lecz całemu narodowi. Zrozumienie władzy polega na uznaniu, że szybkie i całkowite zniszczenie wroga jest lepsze niż przeciąganie wojny ze względu na skrupuły albo niż klęska z powodu sentymentów. Konwencjonalna cnota, cnota tak zwanego dobrego człowieka jest u prezydenta nie do przyjęcia”xvi.
Widzimy, że zepchnięcie na plan dalszy i pomijanie problemów suwerena demokracji, ciał przedstawicielskich i sądownictwa nie jest u Friedmana przypadkowe. Propozycje Friedmana są wyrazem interesów najbardziej ekspansywnych grup kapitału finansowego i przemysłowego oraz będącego na ich usługach najbardziej agresywnego kompleksu militarno-przemysłowego. Kapitał, broniąc się przed spadkową stopą zysków, goni po całym świecie w poszukiwaniu tańszych surowców i niżej opłacanej siły roboczej, a to oznacza, że z dyskusji o demokracji eliminuje się socjalno-ekonomiczne żądania mas pracujących, że drogę do tańszych surowców i siły roboczej amerykańskie imperium toruje sobie oszustwem, a gdy to nie wystarcza – zbrojnie. Friedman nazywa to pragmatyczną polityką, dostosowaną do współczesnych warunków i odwołuje się dla zmylenia czytelnika-wyborcy, do tradycyjnych „amerykańskich wartości”.
Władza a „wolny rynek”
Spółki z ograniczoną odpowiedzialnością występują nie tylko w USA, ale praktycznie wszędzie na świecie, u nas też. Te spółki mają na celu gromadzeniu funduszy i kierowaniu ich w ryzykowne przedsięwzięcia inwestycyjne, na które trudno zdobyć kredyty bankowe oraz osiąganie szybko jak największych zysków. Kwestia spółek i kapitału jest jedną z ważniejszych w globalekonomii i dlatego nie sposób jej pominąć.
Omawiając problem roli państwa w gospodarce, Friedman napisał między innymi, co dla liberałów i neoliberałów może się nie podobać, że nowoczesny wolny rynek jest wynalazkiem państwa, gdyż zasady według jakich funkcjonuje nie wynikają z „natury”, lecz są „rezultatem układów politycznych”. Jednostki, które są właścicielami spółek akcyjnych, czy nawet państwo, nie odpowiadają za ich długi osobiście. „W ten sposób prawo i państwo 70-71 przenoszą ryzyko z dłużników na wierzycieli. Jeśli przedsiębiorstwo upada, wierzyciele zostają z niczym. […] Przedtem za firmę właściciel odpowiadał osobiście. Bez tej innowacji nie powstałby taki rynek akcji, jaki znamy, nie byłoby inwestycji w start-upy, niewielka byłaby przedsiębiorczość”xvii.
Friedman kontynuując swój wywód pisał, że „tego rodzaju rozdzielenie ryzyka to decyzja polityczna. Nie ma nic naturalnego w zakreślaniu granic indywidualnego ryzyka tam, gdzie znajdują się one obecnie. Zresztą w miarę upływu czasu te granice się przesuwają. Spółka istnieje tylko dlatego, że stworzyło ją prawo. Taka polityczna decyzja oznacza, że granice ryzyka i odpowiedzialności określa prawo dotyczące przedsiębiorstw, a nie prawo natury”xviii. W okresie globalizacji odpowiedzialność ta nabiera międzynarodowego i globalnego charakteru. Amerykańskie państwo neoliberalne pełni więc rolę strażnika interesów kapitału amerykańskiego, opartego w dużym stopniu na spółkach akcyjnych, i to tego najbardziej agresywnego, co u Friedmana jest widoczne między innymi w „przenoszeniu ryzyka z dłużników na wierzycieli”, pozostawianiu „wierzycieli z niczym”, „zakreślaniu granic indywidualnego ryzyka”. Administracja amerykańskich prezydentów propagując „wolny rynek” rozwijając rynek papierów wartościowych na niespotykaną skalę, rozpowszechnia więc pewną iluzję, a faktycznie stworzyła jedynie korzystne warunki dla działalności amerykańskich korporacji, które dzięki temu zachowują dominującą pozycję w świecie. Oszczędności przeciętnego obywatela dostarczają tylko kapitału założycielskiego dla spółek i wspomagają ich funkcjonowanie, po czym w większości są przez nie trwale pochłaniane, pozostawiając drobnego ciułacza „z niczym”…
Eksport amerykańskiej demokracji
Friedman przemilcza to, jaki model demokracji ma za zadanie upowszechniać amerykański prezydent na całym świecie, i czy w ogóle jest to system demokratyczny z suwerennością ludu. Dla określenia celów polityki zagranicznej posługiwał się ogólnym terminem realizacji amerykańskich interesów i przykrywał to wyrażeniem „przywracania równowagi regionalnej”. Jednakże nie może ulegać wątpliwości, że nie chodziło o żadną równowagę regionalną, ale o zapewnienie dominacji interesów Stanów Zjednoczonych w danym regionie. Dopiero na ostatnich stronach książki napisał, że „Strategia równowagi sił jest w zasadzie formą 297-298 wojny morskiej, ponieważ nie dopuszczenie do umocnienia się rywali na morzach, czyni bezpiecznym władztwo Ameryki”xix. Mechanizm ten bardzo jasno zostaje przedstawiony przez Friedmana w odniesieniu do całego globu. Można jego propozycje dla działań prezydenta prześledzić na przykładzie polityki USA wobec Rosji.
Friedman nie ukrywał, że z chwilą rozpadu ZSRR Stany Zjednoczone pozbyły się groźnego i równorzędnego wroga. Od początku lat dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku do początku lat dwudziestych następnego wieku, Stany Zjednoczone mogły się cieszyć mianem jedynego imperium. Do NATO przyłączono nawet byłe państwa socjalistyczne, będące wcześniej w orbicie wpływów radzieckich. Z punktu widzenia przebiegu procesów historycznych sytuacja ta nie trwała długo. Rosja pod przywództwem Władimira Putina uporządkowała sprawy gospodarcze, rozwinęła przemysł wydobywczy gazu i ropy naftowej oraz metali (w tym metali ziem rzadkich niezbędnych szczególnie w elektronice czy w przemyśle lotniczym), a także zreorganizowała i zmodernizowała swoją armię. Europa Zachodnia uzależniła się od rosyjskich dostaw.
Rosja współdziałała z USA w zwalczaniu terroryzmu. Rosjanie pomogli Amerykanom w utworzeniu baz wojskowych na terenie Uzbekistanu, Tadżykistanu i Turkmenistanu, niezbędnych do inwazji na Afganistan. Rosjanie uważali to za rozwiązanie tymczasowe, ale Stany Zjednoczone po trzech latach nadal nie chciały tych baz opuścić – ustąpiły dopiero pod naciskiem Rosji i Chin. Ponadto wbrew Rosji USA zaatakowały Irak, i tam ugrzęzły na prawie dwadzieścia lat. Stany Zjednoczone od samego początku otaczały Rosję systemem baz wojskowych i wyrzutni rakietowych, rozpoczęły podporządkowywanie sobie Ukrainy i Gruzji. Poprzez Gruzję dostarczały broń dla czeczeńskich separatystów islamskich. Stanom Zjednoczonym nie podobało się uzależnienie Niemiec i Francji od dostaw rosyjskiego gazu ziemnego, tym bardziej, że nie popierały one tak wyraźnie polityki wschodniej USA i rozszerzania NATO, jak te by tego chciały. Stany Zjednoczone od samego początku robiły wszystko, aby zablokować budowę i eksploatację gazociągu Nord Stream 2, biegnącego z Rosji do Niemiec.
Nic dziwnego, że od 2004 roku, po wydarzeniach na Ukrainie, ekipa Putina przestała wierzyć w szczerą współpracę i dobre intencje Stanów Zjednoczonych. W 2005 roku Putin wygłosił słynne przemówienie, w którym uznał rozpad ZSRR za „najważniejszą katastrofę geopolityczną XX wieku”. Stany Zjednoczone przedstawiły to jako zapowiedź odbudowy ZSRR, chociaż doskonale wiedziały, że było to niemożliwe. W 2008 roku, z chwilą rozpoczęcia olimpiady w Chinach i szesnaście lat po zakończeniu poprzedniej wojny, Gruzja napadła na Osetię Południową wspieraną przez Rosję. Rosja odpowiedziała uderzeniem swych wojsk w ciągu kilku godzin i zajęła część Gruzji.
Walka z Unią Europejską i z jej zbliżeniem z Rosją
Zdaniem Friedmana dla Stanów Zjednoczonych najbardziej niebezpieczne okazało się zbliżenie surowcowej Rosji i nowoczesnej gospodarki Unii Europejskiej. Friedman pisał bez ogródek, a pamiętajmy, że stworzył on prywatną firmą zajmującą się wywiadem i prognozowaniem: „Cele Ameryki w Eurazji – rozumianej jako Rosja i Półwysep Europejski – są takie same jak w innych regionach: chodzi o to, by nie dopuścić do dominacji jednej siły (lub koalicji sił) na danym obszarze. Rosja zintegrowana z Europą mogłaby stworzyć taką potęgę: jej ludność, potencjał przemysłowy i bogactwa naturalne co najmniej dorównywałyby amerykańskim, a najprawdopodobniej nawet je przewyższyły”xx. Dalej Friedman pisał, że Stany Zjednoczone już trzykrotnie przeciwdziałały niemiecko-rosyjskiemu zbliżeniu: po podpisaniu pokoju brzeskiego w 1918 roku; w drugiej wojnie światowej wspierały Związek Radziecki, aby ten wykrwawił Wehrmacht i nie pozwolił zająć przez Niemcy ogromnych terenów Rosji; a po drugiej wojnie światowej Stany Zjednoczone zrobiły wszystko, aby Związek Radziecki nie zdominował i nie zbliżył się do Europy Zachodniej. Tak więc próba storpedowania porozumienia Rosji z Unią Europejską, a głównie z Niemcami, które nie chciały ponosić głównego ciężaru utrzymania niektórych słabych gospodarek unijnych, nie była pierwszą, a co najmniej czwartą próbą storpedowania związków, które Niemcom i Rosji wydają się z ekonomicznego punktu widzenia oczywiste i pożądane.
Friedman, rozstawiając figury na geopolitycznej szachownicy dla swego prezydenta, w 2011 roku pisał: „Jeśli Niemcy i Rosja będą dalej zmierzać w stronę sojuszu, kraje pomiędzy Morzem Bałtyckim a Morzem Czarnym – tak zwane kraje Międzymorza – staną się nieodzowne dla polityki Stanów Zjednoczonych. Największym z nich i najkorzystniej strategicznie położonym jest Polska”xxi. Friedman zdawał sobie sprawę z powszechności w Polsce nacjonalizmu antyrosyjskiego i antyniemieckiego. Dlatego proponował wykorzystanie tych historycznych lęków i utrzymać Polskę w stanie zawieszenia między tymi państwami. A chociaż przypomniał zdradę Polski przez Francję i Anglię w 1939 roku, to jednak uważał, że należy celowo pomniejszać znaczenie tej zdrady ze względów geograficznych, czyli ze względu na zbyt duże odległości. W drugim argumencie przerzucał odpowiedzialność na Polskę, która zbyt szybko dała się pokonać i sojusznicy nie zdążyli się zorganizować. „W ciągu następnych dziesięciu lat stosunki Ameryki z Polską mogą pełnić dwojaką funkcję: zapobiegać przymierzu rosyjsko-niemieckiemu lub je osłabiać albo, jeśli to się nie uda, stworzyć dla niego przeciwwagę. Stany Zjednoczone bardzo potrzebują Polski, ponieważ nie mają alternatywnej strategii równoważenia sojuszu Rosji z Niemcami. Przyjaźń z Ameryką może się stać polską racją stanu i będzie służyć ochronie przed sąsiadami”xxii. Friedman proponował zorganizowanie Polsce pomocy gospodarczej i wzmocnienie jej militarne. „Przecież utrzymanie silnego klina, wbitego pomiędzy Niemcy i Rosję, to jeden z żywotnych interesów Ameryki”xxiii. Rolę tego klina miały pełnić także inne państwa regionu. Ostrzegał przy tym, że ujawnienie chęci zablokowania Niemiec przez Stany Zjednoczone, może spowodować zacieśnienie współpracy państw peryferium z Niemcami. Friedman nie próbował nawet ukrywać i pisał otwarcie, że na tym obszarze polityka Stanów Zjednoczonych powinna posługiwać się oszustwem i kłamstwem oraz być dwulicowa. „Trzeba przekonać Europę, iż Stany Zjednoczone po prostu zbliżają się do wszystkich krajów, które tego pragną, i że wśród tych krajów przypadkiem znajdują się Polska, reszta Międzymorza i kraje bałtyckie”xxiv. Friedman, widzimy więc proponował, aby w przypadku ujawnienia ich spisku, powiedzieć, że to wszystko jest „przypadkiem”…
Unia Europejska nie była wolna od sprzeczności i kryzysów i Friedman starał się je dokładniej przeanalizować. Jego zdaniem kryzys z 2008 roku zaostrzył sprzeczności i „delikatna równowaga sił, stworzona, by zintegrować Niemcy z Europą, zaczyna się rozpadać”xxv. W jego ocenie Unia miała przetrwać ten kryzys. „Nie mam jednak wątpliwości, podsumowywał Friedman, że Unia Europejska przetrwa, ale byłbym zaskoczony, gdyby ze strefy euro nie wypadli niektórzy jej członkowie, a inni nie zaczęli kwestionować stopnia, w jakim kontroluje ich biurokracja brukselska”xxvi.
Zdaniem Friedmana tak zwane centrum Unii Europejskiej obejmuje Francję, Niemcy, Holandię i Belgię. Natomiast na peryferiach leżą Irlandia, Hiszpania, Włochy, Grecja, i wschodnia Europa. Dla Stanów Zjednoczonych niebezpieczne jest zacieśnianie współpracy i zbliżenie Francji i Niemiec, gdyż współpraca ta bardziej umacnia pozycję Niemiec, które rozwijają współpracę gospodarczą z Rosją. To zaostrzy sprzeczności między centrum i peryferiami, które starają się wykorzystać Stany Zjednoczone. Przewidywał również, że Wielka Brytania zbliży się do Stanów Zjednoczonych, co stało się faktem po referendum i wystąpieniu Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. „W tej patowej sytuacji idealnym dla Ameryki rozwiązaniem byłby rozpad bloku francusko-niemieckiego w ciągu następnych dziesięciu lat. Prezydent Stanów Zjednoczonych powinien pracować nad doprowadzeniem do głębokiego rozłamu pomiędzy tymi krajami, nie może to być jednak podstawą jego strategii. […] Ameryka musi się skupić na ograniczaniu siły centrum Europy i dołożyć starań, by rozbić sojusz rosyjsko-niemiecki. Innymi słowy, wzorem Wielkiej Brytanii powinna stosować w Europie zasadę równowagi sił”xxvii. Friedman przewidywał, że dla osi Paryż-Berlin-Moskwa, alternatywą będzie oś Waszyngton-Londyn i państwa środkowo-wschodniej Europy. Wydawało się, że po zawarciu kontraktu pomiędzy Australią i USA w sprawie budowy atomowych łodzi podwodnych i wyparciu Francji z kontraktu wartego około 75 miliardów dolarów, Francja zbliży się z Niemcami. Jednakże wybuch wojny na Ukrainie pozwolił Stanom Zjednoczonym, jak na razie, podporządkować sobie zarówno Francję jak i Niemcy. Jednak w sposób nieoficjalny zrobią zapewne one wszystko, aby na Ukrainie osłabić możliwość zwycięstwa sił proamerykańskich i całkowitej klęski Rosji.
Równowaga sił w Europie, według przewidywań Friedmana, będzie wymagała, przymierza z Turcją, która ma dodatkowo wpływy w południowych państwach byłego Związku Radzieckiego i w Afganistanie, co pozwoli na powstrzymywanie Rosji. Sojusz z Turcją zapewni Stanom Zjednoczonym wpływy nad Morzem Czarnym, a ponadto „będzie stanowić przeciwwagę dla wszelkiej śródziemnomorskiej strategii, jaką mogłaby opracować Francja”xxviii. Stany Zjednoczone znajdują się w najkorzystniejszym położeniu. „Napięcie pomiędzy Niemcami (albo Francją i Niemcami) a resztą Europy dojrzeje samo i nie ma potrzeby przyśpieszania tej sprawy, ponieważ to Niemcy znajdują się pod presją, a nie Stany Zjednoczone”xxix.
Rola Polski w amerykańskich planach
W tym, co pisał Friedman w 2011 roku było wiele hipokryzji i prezentyzmu. Ale wątek prognostyczny, którego ukazaliśmy tylko niewielki wycinek, był wyraźnie określony i co najważniejsze – z perspektywy minionego dziesięciolecia możemy powiedzieć, że był realizowany. Ma to swoje potwierdzenie szczególnie w czasie trwania procesu wystąpienia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, czy w sporach z Unią polskiego rządu pod kierownictwem PiS-u. Polska realizuje wyraźnie wygodną dla USA politykę dwóch wrogów, która historycznie skompromitowała się już przed drugą wojną światową, ale dzisiaj jest reanimowana przez amerykańskich polityków i wspierana przez Anglię. Polska otrzymała zapewne, jako podziękowanie za prowadzoną politykę, kilka obiecywanych przez Friedmana kontraktów i dostawy najnowszego uzbrojenia. Nie jest to jednak polityka odpowiadająca interesom większości społeczeństwa polskiego, gdyż niesie zagrożenie wojenne dla całego narodu i jest szczególnie widoczne po rozpoczęciu przez Rosję „specjalnej operacji wojskowej” w Ukrainie.
Rząd polski za swe osiągnięcia, co wygląda na polityczną schizofrenię, uważa: sprowadzanie droższego niż z Rosji gazu ziemnego, ropy naftowej, węgla i metali; zamknięcie ogromnego rynku rosyjskiego zbytu dla polskich towarów; skokowy wzrost wydatków zbrojeniowych; ograniczenie współpracy naukowej i kulturalnej; szkodzenie Rosji i podsycanie napięcia międzynarodowego. Celem uświęcającym te działania jest słowo „dywersyfikacja”. W rzeczywistości „dywersyfikacja” nie jest celem, tylko środkiem do innych polityczno-ekonomicznych celów, o których się nie mówi. Faktycznie na żądanie USA jesteśmy również uczestnikami wojny w Ukrainie wybuchłej ponownie w 2022 roku. Bezspornie w tej fazie wojny rosyjsko-ukraińskiej Polska utraciła swoją suwerenność. Przez Polskę przelatują samoloty, których nie kontrolują nasze demokratyczne organy, przybywają obce wojska, którym musimy zapewnić miejsca dyslokacji, ale których działania na naszym terytorium nie są pod rozkazami naszych dowódców wojskowych.
Polskie władze z Platformą Obywatelską i Prawem i Sprawiedliwością są od lat włączone w tajne amerykańskie plany wobec Rosji. Zaczęło się od słynnego programu „dywersyfikacji”, budowy portu przeładunkowego w Świnoujściu dla amerykańskiego gazu, koncepcji „Trójmorza”, zamiaru budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego i przekazania lotniska na Okęciu dla wojsk USA. Polska wcześniej na żądanie USA przekazywała broń dla Gruzji, a obecnie Ukrainie na wojnę z Rosją. Polskie władze PiS ogłosiły nawet chęć utworzenia armii większej niż mają dzisiaj Anglia, Niemcy czy Francja. Jak na wasali przystało ustanowiły nieznane we wcześniejszej historii wydatki wojskowe i zakupy najnowocześniejszego i najdroższego uzbrojenia w USA. W Rosji ujawniono, że polskie elity planowały pod pretekstem misji pokojowej zająć część Ukrainy, należącą kiedyś do Polski. Pojawiła się nawet prowokacyjna i nieodpowiedzialna wypowiedź emerytowanego polskiego generała, że Rosjanie bezprawnie okupują rejon Kaliningradu, który też powinien należeć do Polski. Wszystkie te działania są realizowane w warunkach blokowania kanałów telewizyjnych i internetowych, ograniczenia wolności słowa i praw obywatelskich. Wciągnięcie Polski do działań wojennych dokona się z pewnością z naruszeniem demokracji, rozumianej jako „władza ludu”.
Rosyjska „specjalna operacja wojskowa” na Ukrainie
Wojna Rosji z Ukrainą stała się w rzeczywistości wojną Rosji ze Stanami Zjednoczonymi, które realizują ją rękoma Ukraińców. Wojna ta wpisuje się w scenariusz nakreślony przez Friedmana, wzorowany na imperialnej polityce Wielkiej Brytanii, polegający na „skierowaniu agresji potencjalnego wroga na jego sąsiadów”xxx. A także ze względu na ekonomiczne skutki, jakie Unia Europejska odczuwa po wprowadzeniu przez USA sankcji przeciwko Rosji dostarczającej tani gaz ziemny i tanią ropę naftową, wojna na Ukrainie stała się wojną gospodarczą Stanów Zjednoczonych z Unią Europejską, której towary były konkurencyjne dla towarów z USA. Jest to jednocześnie przygotowywanie przez Stany Zjednoczone koalicji do ewentualnego starcia z Chinami.
W wyniku globalnej polityki Stanów Zjednoczonych, realizowanej z dużą swobodą przez amerykańskich prezydentów, pozbawionych parlamentarnej kontroli w polityce zagranicznej, polityka ta zgodna z zaleceniami Friedmana, doprowadziła do wzrostu napięcia międzynarodowego i faktycznego rozpoczęcia imperialistycznej hybrydowej wojny światowej. Za niechciany w niej udział płacą jednak głównie masy pracujące w Rosji, na Ukrainie, w Unii Europejskiej, w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie, które bezpośrednio i najbardziej doświadczają obniżenia poziomu życia, inflacji i wzrostu cen.
Prezydent USA Joe Biden, oskarżany przez byłego prezydenta Trumpa o to, że sfałszowano na jego korzyść powszechne wybory, dokonuje zmiany sojuszy tylko po to, aby zaszkodzić sojuszowi Chin i Rosji. Aby poprawić notowania USA w europejskiej opinii publicznej, Biden apelował do Arabii Saudyjskiej, a nawet Wenezueli i Iranu, na które sankcje wcześniej nakładali prezydenci USA, o zwiększenie wydobycia ropy naftowej, niezbędnej dla Europy. Odchodząc od tradycyjnego modelu funkcjonowania demokracji, przekazując ogromną władzę w ręce prezydenta, w imię trwania monocentrycznego imperium odpowiadającego interesom kapitału finansowego, głównie Stany Zjednoczone stały się odpowiedzialne za stworzenie warunków do przyśpieszenia wybuchu i pogłębienie światowego kryzysu ekonomicznego.
Edward Karolczuk
Powyższy tekst drukiem został ogłoszony w czasopiśmie Zdanie nr 3 (194), 2022.
Przypisy:
i G. Friedman, Następna dekada. Gdzie byliśmy dokąd idziemy, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2012, s. 8.
ii G. Friedman, Następna dekada. Gdzie byliśmy dokąd idziemy, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2012, s. 24.
iii G. Friedman, Następna dekada. Gdzie byliśmy dokąd idziemy, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2012, s. 46.
iv G. Friedman, Następna dekada. Gdzie byliśmy dokąd idziemy, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2012, s. 47.
v G. Friedman, Następna dekada. Gdzie byliśmy dokąd idziemy, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2012, s. 49.
vi G. Friedman, Następna dekada. Gdzie byliśmy dokąd idziemy, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2012, s. 9.
vii G. Friedman, Następna dekada. Gdzie byliśmy dokąd idziemy, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2012, s. 15-16.
viii G. Friedman, Następna dekada. Gdzie byliśmy dokąd idziemy, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2012, s. 18-19.
ix G. Friedman, Następna dekada. Gdzie byliśmy dokąd idziemy, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2012, s. 20.
x G. Friedman, Następna dekada. Gdzie byliśmy dokąd idziemy, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2012, s. 35.
xi G. Friedman, Następna dekada. Gdzie byliśmy dokąd idziemy, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2012, s. 37-38.
xii G. Friedman, Następna dekada. Gdzie byliśmy dokąd idziemy, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2012, s. 40.
xiii G. Friedman, Następna dekada. Gdzie byliśmy dokąd idziemy, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2012, s. 42-203-204.
xiv G. Friedman, Następna dekada. Gdzie byliśmy i dokąd zmierzamy, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2012, s. 195.
xv G. Friedman, Następna dekada. Gdzie byliśmy dokąd idziemy, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2012, s. 42-43.
xvi G. Friedman, Następna dekada. Gdzie byliśmy dokąd idziemy, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2012, s. 54.
xvii G. Friedman, Następna dekada. Gdzie byliśmy i dokąd zmierzamy, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2012, s. 70-71.
xviii G. Friedman, Następna dekada. Gdzie byliśmy i dokąd zmierzamy, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2012, s. 71.
xix G. Friedman, Następna dekada. Gdzie byliśmy i dokąd zmierzamy, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2012, s. 297-298.
xx G. Friedman, Następna dekada. Gdzie byliśmy i dokąd zmierzamy, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2012, s. 165.
xxi G. Friedman, Następna dekada. Gdzie byliśmy i dokąd zmierzamy, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2012, s. 167.
xxii G. Friedman, Następna dekada. Gdzie byliśmy i dokąd zmierzamy, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2012, s. 169.
xxiii G. Friedman, Następna dekada. Gdzie byliśmy i dokąd zmierzamy, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2012, s. 171.
xxiv G. Friedman, Następna dekada. Gdzie byliśmy i dokąd zmierzamy, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2012, s. 203.
xxv G. Friedman, Następna dekada. Gdzie byliśmy i dokąd zmierzamy, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2012, s. 188.
xxvi G. Friedman, Następna dekada. Gdzie byliśmy i dokąd zmierzamy, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2012, s. 192.
xxvii G. Friedman, Następna dekada. Gdzie byliśmy i dokąd zmierzamy, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2012, s. 200.
xxviii G. Friedman, Następna dekada. Gdzie byliśmy i dokąd zmierzamy, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2012, s. 201.
xxix G. Friedman, Następna dekada. Gdzie byliśmy i dokąd zmierzamy, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2012, s. 201.
xxx G. Friedman, Następna dekada. Gdzie byliśmy i dokąd zmierzamy, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2012, s. 297.