Romuald Łoziński o tym, co oznacza „bycie marksistą” 1


marx(…) Niedostatek uznanych kryteriów kwalifikacyjnych uniemożliwia najczęściej rozstrzygnięcie, czy dany filozof powołujący się na Marksa jest, czy nie jest mar­ksistą. Toczona w 1968 r. dyskusja na łamach „Współczesności” pod hasłem „marksiści i niemarksiści” w niewielkim niestety stopniu przyczyniła się do rozjaśnienia tej sprawy. Ponieważ w pracy tej [„Filozofia Althussera” – przyp. red.] zajmuję się marksizmem, nie­ zbędne będzie krótkie wyjaśnienie, jakie kryteria „bycia marksistą” zostały w niej przyjęte.

Gdy mówię o kryteriach kwalifikacji poglądów filozoficznych, mam na myśli przede wszystkim sytuację istniejącą od wielu lat w filozofii marksistowskiej (choć oczywiście zdaję sobie sprawę, że problem owych kryteriów jest niepo­równanie szerszy). Sprawa byłaby zupełnie prosta, gdyby istniały: z jednej stro­ny, skończony zbiór tez, teorii, zasad, metod itd. filozofii marksistowskiej, z dru­giej zaś, obiektywne i bezsporne „metody kontroli zgodności” rozmaicie przecież formułowanych poglądów z tym właśnie zbiorem tez, teorii, zasad itd. Marksi­stami byliby wówczas ci wszyscy, których poglądy przy użyciu owych metod sprawdzone okazywałyby się zgodne z owym zamkniętym zbiorem tez itd. W przypadku konkretnych systemów filozoficznych lub tzw. całokształtów poglądów należących do historycznej przeszłości sprawa się o tyle upraszcza, że ma­my wówczas do czynienia ze skończonym, niezmiennym już zbiorem wypowiedzi, który można jakoś usystematyzować i skanonizować. W odniesieniu do marksi­zmu dotyczy to np. teoretycznych dzieł jego klasyków (Marks, Engels, Lenin itd.). Jednakże i w tym przypadku pozostaje otwarty problem drugi: problem obiektywnych i uzgodnionych metod kontroli zgodności (czyichkolwiek poglądów z poglądami klasyków).

Ale przecież filozofia marksistowska jako nauka nie jest i nie może być zamkniętym zbiorem twierdzeń, teorii itd. W związku z tym — nawet gdyby istniały wspomniane metody kontroli zgodności — poszczególne poglądy głoszo­ne obecnie przez jej zwolenników nie mogłyby być sprawdzane przez porówna­nie z poglądami klasyków! Tego rodzaju usiłowanie (spotykane w historii mar­ksizmu) podważałoby zasadność pojmowania filozofii marksistowskiej jako nauki. Któraż nauka sięga do swojej teoretycznej przeszłości po to, ażeby udowodnić wartość poznawczą aktualnych twierdzeń przez wskazanie, iż są one ściśle zgodne z twierdzeniami minionymi?! Jedynym kryterium wartości jej twierdzeń jest praktyka (w najrozmaitszych swoich formach). Podobnie w filozofii mar­ksistowskiej kryterium wartości poznawczej jej tez i koncepcji jest historyczna praktyka społeczna.

Dążąc do stwierdzenia, że miarą wartości poznawczej teorii, tez, pojęć itd. filozofii marksistowskiej jest historyczna praktyka społeczna, pozornie tylko odszedłem od pytania początkowego: jakie są kryteria kwalifikacji poglądów filozoficznych na marksistowskie i niemarksistowskie? W rzeczywistości zbli­żyłem się, jak myślę, do sformułowania jednego z podstawowych kryteriów. Przy założeniu (nie twierdzę przy tym, iż jest to jedyne założenie przyjmowane przez marksistów), że filozofia marksistowska jest nauką, tylko te poglądy fi­lozoficzne, które posiadają wysoką wartość poznawczą (tj. są naukowe), można uznać za marksistowskie. Jest to kryterium bardzo ogólne i skomplikowane (trzeba bowiem uprzednio rozwikłać wiele zagadnień związanych z określeniem nauki, z jej klasowym charakterem, itd.), tym niemniej jest to niemal jedyne w naszej epoce kryterium bezsporne. Dzięki niemu odpada potrzeba rozpatrywania filozofii marksistowskiej jako zamkniętego zbioru tez, zgodność z którym (sprawdzana za pomocą takich lub innych metod) miałaby być miernikiem „bycia marksistą”. Zatem marksistą jest nie ten, kto literalnie powtarza klasy­ków marksizmu lub powołuje się na nich, lub „wyprowadza” swoje poglądy z ich poglądów; marksistą jest ten, kto w naukowy sposób rozwija naukową teorię marksizmu, poddając ją bezustannie rozmaitym sprawdzianom praktyki społecznej.

Fakt, iż filozofia marksistowska ma długą już przeszłość historyczną, ułat­wia znalezienie pewnych praktycznych, doraźnych kryteriów kwalifikacji poglą­dów na marksistowskie i niemarksistowskie. Oto skoro filozofia ta jest nauką (zbiorem powiązanych z sobą tez, teorii, metod naukowych itd.), społeczno-historyczna praktyka, która przez przeszło wiek poddawała ją sprawdzianom (w działaniu naukowym, społecznym, w walce klasowej itd.), wyselekcjonowała pewne quantum jej tez, teorii i metod, które okazały się najbardziej adekwat­nym (przy danym poziomie praktyki i poznania) odbiciem rzeczywistości i naj­doskonalszym narzędziem badania i przekształcania tej rzeczywistości. Są to przede wszystkim tezy będące ogólnofilozoficznymi założeniami nauki oraz me­tody zapewniające najwyższą sprawność działania, największą skuteczność po­znawczą itd. (na danym poziomie praktyki i poznania). Praktycznie biorąc, w historii marksizmu są to tezy najczęściej głoszone przez marksistów i metody najpowszechniej aprobowane.

Można zarzucić, że jest to kryterium socjologiczne, statystyczne itd. I tak jest istotnie. Nie oznacza to jednak, że nie ma ono żadnej wartości praktycznej. Wartość ta zasadza się na przekonaniu, że najdłużej utrzymują się te poglądy, których wartość i cenność poznawcza są największe. Zaś utrzymywać się długo (sprawdzać się w praktyce) to zdobywać zwolenników, tj. tych którzy odtąd będą poglądy te rozwijać teoretycznie, będą ich bronić. A zatem być marksistą — z praktycznego punktu widzenia — to tyle, co rozwijać i bronić tez, teorii i metod, których teoretyczna geneza sięga dzieł klasyków marksizmu (a niekie­dy i dalej), a których wysoka wartość poznawcza umożliwia im historyczne sprawdzanie się w praktyce i pozyskiwanie coraz to nowych zwolenników.

Problem „bycia marksistą”, problem kwalifikacji poglądów na niemarksi­stowskie i marksistowskie jest znacznie szerszy, ale — praktycznie biorąc — niekiedy również prostszy. Marksizm bowiem to nie tylko filozofia (nauka), lecz także wspierająca się na niej ideologia: ideologia określonej klasy spo­łecznej — proletariatu. Nie zatrzymując się na rozważaniach, „czym jest ideologia proletariatu”, myślę, że można zaryzykować następujące ogólne kryte­rium „bycia marksistą”: być marksistą to tyle, co bronić w teorii i praktyce klasowych interesów klasy robotniczej, a więc w konsekwencji aktywnie ucze­stniczyć w przekształcaniu świata w społeczeństwo bezklasowe.

Zdaję sobie sprawę, że przedstawione uwagi są zaledwie próbą (mocno nie­ kompletną i ogólnikową) zasygnalizowania drogi wybrnięcia z teoretycznych zawiłości problemu kryteriów kwalifikacji poglądów na marksistowskie i nie­marksistowskie. Przytoczyłem je po to, by wskazać, że poszukiwania ich po­winny się stać przedmiotem odpowiednich badań. Przeprowadzenie takich ba­dań powinno stworzyć barierę dla dowolności ocen, barierę szermowania epite­tami i powierzchownymi osądami. Naczelnym zadaniem nauki jest poznanie rze­czywistości, a wyważone i przemyślane uporządkowanie poglądów (również fi­lozoficznych) celowi temu może jedynie pomóc. (…)

Romuald Łoziński

Pierwodruk: Romuald Łoziński, Filozofia Althussera, Wrocław 1977, ss. 9-11.


Pozostaw odpowiedź

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Komentarz do “Romuald Łoziński o tym, co oznacza „bycie marksistą”

  • Stach Głąbiński

    Jestem wdzięczny Piotrowi Strębskiemu za opublikowanie tekstu, który doskonale pasuje do pytań postawionych przeze mnie w artykule „Marksizm” i wiele z tego wyjaśnia w sposób bardzo przejrzysty, nie wymagający jakiegokolwiek objaśniania. Natomiast ze względu na związek z głoszonymi przeze mnie tezami zwrócę uwagę na sposób, w jaki RŁ traktuje związek marksizmu z filozofią. Rozróżnia on co prawda odrębne pojęcia marksizm i filozofia marksistowska, jednak tą drugą uznaje za istotny składnik marksizmu („Marksizm bowiem to nie tylko filozofia (nauka), …”), z czym nie mogę się zgodzić. Wg tego, co wiem o marksizmie jako o nauce, wyłącznie posługuje się on zarówno filozofią jak i innymi dyscyplinami (ekonomia, socjologia, ewolucjonizm itp.) jako narzędziami, wobec których pozostaje w tym niezależny tak, jak to dotyczy każdej innej gałęzi wiedzy (gałęzi poznania naukowego). Już przecież sam Marks dystansowal się od takiego zaszufladkowania powtarzając „nie jestem filozofem”, czy kąśliwie wypominając filozofom, że oni jedynie objaśniają świat, a ten należy zmieniać, do czego poznanie jest jedynie niezbędnym wstępem.
    Jest to oczywiście sprawa drugorzędna zwłaszcza, gdy uwzględnić zastrzeżenie, iż „w filozofii marksistowskiej kryterium wartości poznawczej jej tez i koncepcji jest historyczna praktyka społeczna”, co można – jak sądzę – wyrazić twierdzeniem, że marksistą jest się nie w filozofowaniu, lecz w działaniu, które np. w przypadku Marksa miało postać głównie jego zaangażowania w I Międzynarodówce, a w dalszej kolejności w rozpoznawaniu aktualnych problemów dotyczących przyszłości postępowych ruchów społecznych (głównie związków zawodowych) i politycznych (coraz częściej prowadzących do powstawania partii socjalistycznych).
    Przede wszystkim jednak chcę zwrócić uwagę na treść ostatniego akapitu, będącego – jak sądzę – testamentem znakomitego marksisty i który przytoczę w całości: „Zdaję sobie sprawę, że przedstawione uwagi są zaledwie próbą (mocno niekompletną i ogólnikową) zasygnalizowania drogi wybrnięcia z teoretycznych zawiłości problemu kryteriów kwalifikacji poglądów na marksistowskie i niemarksistowskie. Przytoczyłem je po to, by wskazać, że poszukiwania ich powinny się stać przedmiotem odpowiednich badań. Przeprowadzenie takich badań powinno stworzyć barierę dla dowolności ocen, barierę szermowania epitetami i powierzchownymi osądami. Naczelnym zadaniem nauki jest poznanie rzeczywistości, a wyważone i przemyślane uporządkowanie poglądów (również filozoficznych) celowi temu może jedynie pomóc. (…)”.