„Filozofowie rozmaicie tylko interpretowali świat; idzie jednak o to, aby go zmienić” 3


NewHumanistMarxlores

Wydaje się, że ten cytat z Marksa – równie słynny, co „Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się!” – powinien wystarczyć za odpowiedź M. Brysowi, Stachowi Głąbińskiemu i licznym rzeszom ludzi na lewicy myślącym podobnie do nich.

Cóż może bowiem dobitniej wyrazić różnicę między myślą Karola Marksa a rozmaitymi, mniej lub bardziej naukowymi koncepcjami celebrującymi swój beznamiętny, a więc „obiektywny”, stosunek do rzeczywistości?

Nasi wyżej wymienieni oponenci sądzą, iż dodają splendoru marksizmowi, kiedy dowodzą jego przynależności do sfery nauki. Tymczasem Marks osiągnął swoją sławę nie dzięki uprawianiu nauki, ale dzięki krytyce współczesnych mu koncepcji naukowych. Krytyka ta była natomiast możliwa dzięki przyjęciu konkretnego, klasowo i historycznie usytuowanego punktu widzenia. Był to punkt widzenia klasy robotniczej.

Charakterystyczne, że właśnie tę perspektywę odrzucają nasi oponenci poszukując kryterium naukowości i poprawności teoretycznej myśli Marksa całkowicie w innych obszarach niż robił to on sam. W praktyce więc traktują Marksa jak niedorozwinięte dziecko, nieporadnie udając, że żywią do niego jakikolwiek szacunek.

Czymże byłby wedle nich oryginalny wkład Marksa? Nasi polemiści wskazują na naukowość teorii Marksa, na materializm, jakim się ta teoria cechuje, na jej dialektyczność. Ale przecież Marks nie wymyślił ani materializmu, ani dialektyki. Przecież nie wystarczy być materialistą, aby zostać uznanym za marksistę, ani też nie wystarczy w tym celu być dialektykiem. Co więcej, nie wystarczy być materialistą dialektycznym, aby zostać marksistą.

Marks nawet nie wymyślił klas ani walki klasowej. Jego teoria wartości oparta na pracy jest (z chlubnymi wyjątkami) od 150 lat wyśmiewana jako totalna bzdura, zaś żaden szanujący się marksista nie odwołuje się na serio do tej teorii. A przecież akurat ta teoria jest jedynym, nie pozostawiającym cienia wątpliwości, oryginalnym wkładem Marksa, jego dumą i tytułem do chwały.

Odrzucenie tego, co czyni z Marksa myśliciela jedynego w swoim rodzaju, skutkuje odstawieniem go na zakurzoną półkę z przebrzmiałymi, XIX-wiecznymi koncepcjami, których przydatności do objaśniania świata nie potrafią uzasadnić nasi oponenci. Materializm kojarzy im się z empiryzmem, zaś dialektyka ze skomplikowanym charakterem zjawisk społecznych. Materializm dialektyczny oznacza w tej konfiguracji skazaną z góry na niepowodzenie próbę wyjaśnienia złożonych procesów społecznych za pomocą empirycznego badania poszczególnych faktów. W ostatecznym rozrachunku dialektykę zastępują teleologią.

Dla marksistów, którzy tak rozumieją marksizm, niepojmowalną naukowo sprawą jest choćby nie poddający się prostym kategoriom przyczynowo-skutkowym związek między obiektywnym interesem klasowym a stanem świadomości społecznej proletariatu. Postulując naukowość, owi marksiści znajdują jedynie wyrazy oburzenia dla tych wszystkich, którzy nie potrafią dostrzec swego obiektywnego interesu, zamiast zająć się marksistowskim objaśnieniem tego nader interesującego zjawiska.

Jako marksistów zastanawia nas w tym kontekście, jak w ogóle można mówić o dialektyce bez zająknięcia się o rozwoju poprzez sprzeczności, o jedności przeciwieństw, o przechodzeniu ilości w jakość…

Innym elementem powszechnego wśród współczesnych marksistów uwielbienia dla Marksa jest poprawianie jego koncepcji w kwestii definiowania i rozumienia roli klasy robotniczej. Wyrzucenie tego elementu jego teorii w ostateczny sposób pozbawia jej jakiegokolwiek rysu oryginalności i odkrywczości, kastrując ją i upodobniając do tysiąca innych mniej lub bardziej nieadekwatnych przyczynków do poznania świata.

Kwestię wyróżnionej roli klasy robotniczej podejmowaliśmy w naszej publicystyce niejednokrotnie, więc nie ma potrzeby wracania do podstawowych wyjaśnień. Wystarczy, że stwierdzimy, iż proletariat i klasa robotnicza to nie to samo. Proletariat, jako grupa wyzyskiwana, ma obiektywny interes w tym, aby dążyć do obalenia kapitalizmu (wszelkiego systemu opartego na wyzysku), zaś świadomość tego interesu niekoniecznie pojawia się spontanicznie, a broń do walki o ten interes ma w swym ręku klasa robotnicza. Dlatego w ramach proletariatu, klasa robotnicza pełni rolę przewodnią. Dlatego też hasło jednoczenia się zostało przez Marksa zaadresowane do szeroko pojętego proletariatu. Jednak obiektywny interes a świadomość klasowa to dalece nie to samo.

Tak się składa, że w systemie kapitalistycznym wyzwolenie klasy robotniczej jest tożsame ze zniesieniem systemu eksploatacji jako takiego, ponieważ klasa robotnicza (wielkoprzemysłowa) znajduje się w newralgicznym punkcie produkcji środków produkcji dla utrzymania społeczeństwa przy życiu. Przejęcie owych środków przez klasę robotniczą z rąk kapitalistów jest faktycznym ich uspołecznieniem i dlatego może stanowić podstawę dla zapewnienia trwałości i realności uwolnienia pozostałych grup wyzyskiwanych. Przywoływana przez Brysa służba domowa, z chwilą wprowadzenia, np. zakazu posiadania służby, natychmiast odbudowałaby ten rodzaj zniewolenia i wyzysku, ponieważ pozostałaby uzależniona od pracodawcy, aby zdobywać środki do życia. Podobnie jest z pozostałymi grupami społecznymi. Tylko klasa robotnicza, przejmując warsztat pracy, który potrafi obsługiwać, przejmuje warunki funkcjonowania społeczeństwa.

Co do różnego rodzaju prac umysłowych i usługowych, to można stwierdzić, że bez ich połączenia z pracą produkcyjną mogą się one przyczyniać do przechwytywania wartości dodatkowej na rynku międzynarodowym, nie zaś do jej tworzenia.

Istotnym elementem koncepcji Marksa jest to, że w kapitalizmie zbiegły się dwa warunki konieczne zniesienia systemu wyzysku: osiągnięcie takiego poziomu rozwoju sił wytwórczych, który uwolni ludzkość od konieczności nieustającej walki o przetrwanie, i pojawienie się podmiotu społecznego, który potrafi przejąć owe siły wytwórcze, a którego miejsce w społeczeństwie sprawia, że jego wyzwolenie jest jednocześnie wyzwoleniem jako takim. Dzieje się tak, ponieważ wszystkie inne grupy społeczne mogą osiągnąć zelżenie własnego wyzysku dzięki zwiększeniu zniewolenia klasy robotniczej (intensyfikacja przechwytywania wartości dodatkowej), zaś klasa robotnicza nie może zyskać własnego wyzwolenia przez zniewolenie dowolnej innej grupy.

Dlatego też niezrozumieniem sytuacji jest utrzymywanie, że „redukowanie” teorii Marksa do systemu kapitalistycznego jest ograniczaniem zasięgu tej teorii. Zrozumienie istoty emancypacyjnej, tkwiącej w systemie kapitalistycznym, jest wynikiem zastosowania metody dialektycznej do zrozumienia dziejów walk klasowych, jest zrozumieniem dialektycznego związku między abstrakcją a konkretem. Bez zrozumienia istoty dziejów, Marks nie byłby w stanie zrozumieć szansy tkwiącej w kapitalizmie. Szansa tkwiąca w kapitalizmie daje nam możliwość oceny dalszych losów ludzkości, która owej szansy, jak dotąd, nie wykorzystała. A ponieważ mechanizm historyczny ma charakter dialektyczny, a nie statyczny, możemy przewidzieć dalsze konflikty i konieczne staczanie się ludzkości w barbarzyństwo, skoro przeciwieństwa zamiast przerodzić się w syntezę na wyższym poziomie, przybrały charakter patologiczny, w którym jeden z czynników rozwinął się nadmiernie w stosunku do swego bieguna.

Uzasadnianie „wielkości” Karola Marksa czy Fryderyka Engelsa przez naszych oponentów zakrawa na czystą kpinę. Sam wpis świadczy dobitnie o tym, że M. Brysowi czy S. Głąbińskiemu trudno jest podać jakikolwiek sensowny przykład realnego, świadomego, ba, wartościowego wkładu klasyków w poznanie rzeczywistości. Wszystko, co Marks pisał wprost jest uznane za przeżytek albo zwykły, ludzki błąd. Sprowadzanie wkładu Marksa do tego, czego jego „wielbiciele” dopatrzyli się na siłę jako zalążek w dziedzinach, które pozostawały poza granicami ambicji samego Marksa, doceniamy jako przejaw dobrych chęci. Dobrymi chęciami jednak piekło jest wybrukowane. Lanie brylantyny na łeb Marksa po to tylko, aby pasował do zacnego towarzystwa jajogłowych, może wywołać wyłącznie westchnienie: „Broń mnie, Panie Boże, przed przyjaciółmi! Z wrogami sam sobie poradzę”.

Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski

14 kwietnia 2016 r.


Leave a Reply to Marcin BrysCancel reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

3 komentarzy do “„Filozofowie rozmaicie tylko interpretowali świat; idzie jednak o to, aby go zmienić”

  • Marcin Brys

    Marcin Brys

    JESZCZE RAZ O ZMIENIANIU ŚWIATA

    Nikogo nie trzeba przekonywać, że przełom wieków XVIII i XIX i późniejsze dekady to niezwykle twórczy okres w naszych dziejach. Burzliwy i twórczy w każdej dziedzinie. Normalnie, na co dzień to technika, nauka, filozofia rozwija się niemal w sposób ciągły ale gdy pojawiają się jednostki, nazwijmy je wybitnymi, następują skoki, przyspieszenia, rewolucje. Nie zmienia to faktu, że każda z tych jednostek jest tylko kolejnym elementem układanki, czerpiącym z poprzedniego i dającym impuls następnym, korzystająca z okazji, że znalazła się we właściwym miejscu i czasie. Na tym polega nieustający rozwój naszej, ludzkiej kultury. Dlatego nikt nie może się upierać przy głoszeniu tezy, że Marks był od początku do końca kimś wyjątkowym i samodzielnym. Gdy był młody (będąc jednostką twórczą, wrażliwą…) nie mógł nie znać filozofii, niedawno zmarłego Hegla czy też starszego od siebie o kilkanaście lat Feuerbacha. Tym ostatnim był od początku zafascynowany. To Feuerbach stwierdził, że idealizm Hegla nie jest taki zły pod warunkiem, że obróci się go do góry nogami i tyłem do przodu (religia nie tworzy człowieka, to człowiek tworzy religię). Gdy ukazały się te „tezy do reformy filozofii” Marks miał 25 lat. Są ludzie starzy od dziecka ale Marksa rozpierała energia (kto miał kiedyś 25 lat wie jak to jest), nie było dla niego do przyjęcia by radykalny filozof, a za takiego uważał Feuerbacha, spędzał życie na szczycie kolumny niczym starożytny mędrzec. Czasy były burzliwe i każdemu się wydawało, że lada moment może się świat zmienić, trzeba działać, zanurzyć się w życie społeczne, dołączyć do walczących o lepsze jutro. Czterdziestoletni mistrz nie dał się porwać, namówić na współpracę, zanim teoria nie zostanie dopracowana nie można przejść do praktyki, odpowiedział. Marks uważał, że praktyka i teoria są nierozdzielne. Nie można być jak pustelnik, trzeba działać. „Filozofowie rozmaicie tylko interpretowali świat; idzie jednak o to, aby go zmienić”. Napisał w „Tezach o Feuerbachu” rok czy dwa później.
    Dlaczego piszę o tym? Chciałbym inną drogą dojść do odpowiedzi na pytanie: czym jest marksizm, co mają robić ci, którzy deklarują przynależność do niego.
    Marks był wiecznie młody, mówię o jego charakterze. Gdy w latach sześćdziesiątych XIXw., córka dała mu do wypełnienia zabawowy „kwestionariusz Prousta”, w punkcie „twoje poczucie szczęścia” odpowiedział – „walka”. Tą walkę prowadził przez czterdzieści parę lat swojego dorosłego życia, najpierw, gdy dołączył do istniejących ruchów, próbując zorganizować masy by obalić (jak się mu marzyło) za swojego życia kapitalizm a później, gdy zwątpił, że może się to stać za jego życia, bronił swoich teorii, organizował ruch robotniczy w ramach Międzynarodówki. To, jakby można powiedzieć, było od strony zawodowej. Mało kto zdaje sobie sprawę z jego codziennej walki o swoje życie i życie jego bliskich, ucieczek przed prześladowaniami władz, braku środków do życia, katastrofalnych warunków mieszkaniowych, chorób swoich i członków rodziny, brak czasu na pracę naukową. Pozostawił sporo artykułów pisanych do gazet, ale mało kto sobie to uświadamia, pisanych tylko dlatego, że potrzebował tych niewielu szylingów na jedzenie, na czynsz. Jaki był jego osobisty bilans? Zmarł w wieku 65 lat, dwa lata po żonie, pozostawiając tylko stosy zapisanych papierów, kilka starych mebli i trochę gotówki. Czworo jego dzieci zmarło wcześniej niż on. Dwie, pozostałe córki, jakby na skutek ciążącej klątwy, popełniły, później, po jego śmierci, samobójstwa. Musiałem to napisać. Chciałbym by na Marksa patrzyło się jak na człowieka uwikłanego w normalne, ludzkie problemy.
    Niemal od 18 roku czynnie działał w zastanym ruchu socjalistycznym, w związkach, komitetach komunistycznych, pisał, współredagował gazetki. W 1843 wraz ze świeżo poślubioną żoną przenosi się do Paryża, miasta spiskowców, poetów, salonów, tajnych stowarzyszeń, stanowiącym po 1789 i 1830 roku naturalny punkt zborny dla myślicieli wszelkiej maści od mistyki chrześcijańskiej do komunizmu. Nie zagrzał tu długo miejsca, jego kąśliwe uwagi pod adresem króla Prus spowodowały, drogą solidarności władców, że król Francji poprzez ministra spraw wewnętrznych nakazał wydalenie Marksa ze swojego kraju. Zatrzymuje się w Brukseli, prowadzi ostrą korespondencję z innymi działaczami, wyraźnie mówi o siłowym rozwiązaniu kwestii sprzeczności proletariat – burżuazja („Nędza filozofii”). Jego nieustępliwość, ostrość zwiększa zainteresowanie policji politycznych nim i jego współpracownikami. Marks ciągle podkreśla, że działalność komunistów musi być jawna. Komuniści widzieli zaostrzające się sprzeczności, mimo ograniczonej wiedzy o ówczesnym świecie byli pewni kolejnego kryzysu młodego kapitalizmu, kolejnego wybuchu niezadowolenia proletariatu, kolejnej wojny. W roku 1825 kryzys koniunkturalny objął Anglię, w 1836 – Anglię i Stany Zjednoczone, w roku 1847 rozpoczął się w Europie Środkowej i Zachodniej. Stłumienie powstania wielkopolskiego, wojna USA z Meksykiem, Francji z Algierią, wojna domowa w Szwajcarii, brutalne tłumienie ruchów robotniczych to inne objawy nadciągających czasów, które należało wykorzystać do walki. Pod koniec 1847 roku Związek Komunistów na swoim II Zjeździe w Londynie uchwala swoje najbliższe cele: „Celem Związku jest obalenie burżuazji, panowanie proletariatu, zniesienie starego, opartego na przeciwieństwach klasowych burżuazyjnego społeczeństwa i ustanowienie nowego społeczeństwa bez klas i własności prywatnej”. Marks (29lat) i Engels (27lat) otrzymują zadanie opracowania manifestu formującego nową doktrynę. Marks w Brukseli zabiera się powoli do pracy, Związek monituje, wyznacza ostateczny termin na 1 lutego 48r., w styczniu jest gotowa pierwsza część. Marks sądzi, że krótka choć błyskotliwa era kapitalizmu zostanie szybko pogrzebana. „Jej zagłada i zwycięstwo proletariatu są równie nieuniknione.” Manifest nie miał być tekstem ponadczasowym, świadczy o tym już pierwszy akapit wymieniający ówczesnych władców, był pisany w szczególnym momencie i konkretnym celu. Znany obecnie początek („Widmo krąży po Europie – widmo komunizmu.”) pojawił się dopiero kilka lat po śmierci Marksa. Wcześniej był – „Straszny potwór krąży po Europie…”. Gdy pojawiły się pierwsze wydania Manifestu na kontynencie już wrzało. Szybko okazało się, że to jeszcze nie ten moment, proletariat nie był przygotowany, że w Niemczech i Francji był słaby, powstał dylemat, czy należało popierać rewolucyjne ruchy burżuazji, bo one w tedy przeważały czy proletariat wpajając robotnikom świadomość wrogiego przeciwieństwa między nimi a burżuazją. Marks spędził, jak sam mówił, „szalony rok”, pisał, przemawiał, wydawał dyspozycje. Jak się skończyły te lata wiemy. Ówczesny ruch komunistyczny nie docenił siły burżuazji, jej bezwzględności, uważał, że kryzys, spadek koniunktury to konanie kapitalizmu, zdawał się nie wiedzieć, że ten młody system też był zorganizowany i często przechytrzał swoich przeciwników a co też ważne błyskawicznie się rozprzestrzeniał po świecie i rósł siłę. Marks zmuszony był schronić się w Londynie. Największej i najbogatszej metropolii świata i zarazem rozległej, pełnej niezbadanych dzielnic nędzy. Pierwsze lata tam spędzone to najgorszy okres jego życia. Ciągły (mimo częstej pomocy Engelsa) brak środków do życia, likwidowane gazety na pisaniu do których mógłby zarobić, kłótnie w związkach, organizacjach, rozpad ich. Co poszło nie tak? Marks publikuje w „Neue Rheinische Zeitung” swoje przemyślenia i formułuje ważną myśl, którą jakby później porzuca. Pisze, „…kraj, który całe narody zmienia w swoich proletariuszy, który gigantycznymi swoimi ramionami opasał cały świat, który gigantycznymi swymi pieniędzmi raz już opędził koszty restauracji europejskiej, kraj, w którego własnym łonie przeciwieństwa klasowe osiągnęły najwyraźniejsze, najbezwstydniejsze formy – Anglia, jest niby skała, o którą rozbijają się fale rewolucji i która zda się chciałaby głodem zamorzyć nowe społeczeństwo już w łonie matki.” Niestety ta prorocza myśl nie zmienia jego sposobu myślenia, jest jakby pozbawiony zdolności praktycznego myślenia, nierozumienia istoty kapitalizmu, dalej wypatruje kryzysów, krachów. Każda demonstracja, wiec wzbudza w nim nadzieję. Jest rozgoryczony, rozeźlony brakiem u robotników chęci walki, „…gdyby użyto metalowych prętów z płotu do obrony i ataku…, gdyby uśmiercono ze dwadzieścia sztuk policjantów…, wojsko musiałoby wkroczyć.” Tak pisał do Engelsa po rozpędzeniu przez policję w Londynie jednej z demonstracji.
    Postanawia wrócić do rozpoczętej , na początku lat czterdziestych, pracy nad ekonomią. Podejmuje się ogromnej pracy wymagającej krytycznego podejścia do całego wcześniejszego dorobku w tej dziedzinie. Pracuje nad pierwszym tomem „Kapitału” kilkanaście lat. Spędza życie w bibliotece na wertowaniu starych pism, roczników z danymi o gospodarce, pisze dalej artykuły do gazet, opinie o zachodzących zjawiskach, wydarzeniach, podejmuje polemiki a nade wszystko walczy o przetrwanie swojej rodziny. Los nie oszczędza mu razów, w 1855 umiera mu na rękach ukochany syn, z którym wiązał wielkie nadzieje. Ale nieraz się też los do niego uśmiecha. Gdy ukazał się w 1867 roku pierwszy tom „Kapitału” zdumiała wszystkich dedykacja – Wilhelmowi Wolffowi a nie, na przykład bardziej zasłużonemu przyjacielowi, Fryderykowi. Ale Wolff zasłużył się czym innym, będąc starym współpracownikiem Marksa, bojownikiem z 49r. zapisał w testamencie Marksowi stosunkowo znaczny majątek pozwalający na oderwanie się od przyziemnych problemów, na spokojną pracę.
    Wojna Prus z Francją ponownie rozpala nadzieje, powstaje republika francuska. Tylko czy klasa robotnicza jest dostatecznie zorganizowana? To czyni Marksa ostrożnym, pisze zlecone przez Międzynarodówkę odezwy, czeka na dalszy bieg. W marcu 1871 w Paryżu wybucha robotnicze powstanie sygnowane przez wiele rewolucyjnych ruchów w tym Międzynarodówkę. Zleca ona Marksowi napisanie odezwy do ludu Paryża. Marks zwleka, z różnych powodów. W końcu gdy ją kończy to właśnie powstanie zostaje zdławione. Bilans to trzydzieści tysięcy zabitych w tym dziesięć tysięcy rozstrzelanych komunardów. To kolejny dowód, że chęci, wola walki, nienawiść, nieposiadanie niczego do stracenia to za mało by wygrać. Trzeba mieć jeszcze program i jednolite kierownictwo, które go będzie realizować, nie być rozbitym na różne organizacje, trzeba ruszyć we właściwym czasie gdy rodzima burżuazja jest pozbawiona pomocy ze strony innych, zajętych walką ze sobą krajów. Marks postanawia zająć się kontynuowaniem pracy o kapitalizmie, widzi, że ma się on dobrze i rozwija się, stał się motorem niezwykle szybkiego rozwoju świata. Właściwie zauważył to wcześniej, w Manifeście, niektórzy mówili, że zawarł w nim hymn pochwalny kapitalizmu. Jest zmęczony. Rozwiązuje Międzynarodówkę, ma dosyć sporów, rozwiązuje, bo tak trzeba nazwać jego pomysł w 1872r przeniesienia jej do Ameryki gdzie w 76 roku organizacja kończy swój żywot. Do roku 1883, gdy umiera, tworzy, pisze, walczy z przeciwnościami losu.
    Czy jest sens podsumowywać jego działalność? Może lepiej zastanowić się jak to się stało, że w świadomości ludzkiej zachował się jego obraz jako rewolucjonisty z którego trzeba brać przykład, naśladować. Działalność zmierzającą do obalenia kapitalizmu zwie się przecież marksizmem.
    Jednak jeśli odciąć się od jego naukowego rozwoju ekonomi i innych nauk społecznych, metod poznawania świata to można by rzec, że jego życie było wielką porażką i w sferze prywatnej i zawodowej jako działacza rewolucyjnego. Komunizm z którym Marks jest kojarzony już nie straszy rządzących i wielkich tego świata, komunizm służy do straszenia ludu. W polskiej konstytucji nie odróżnia się go od faszyzmu i nazizmu. Odmawia się uznania marksizmu za naukę (Popper i inni). Dlaczego? Bo jest kojarzony wyłącznie z ideologią, społeczną walką, ciągle bez powodzenia, nie sprawdził się w praktyce. Bo jego wyznawcy, tak wyznawcy, traktują go jak religię. Opanował umysły na podobieństwo chrześcijaństwa, podobnie jak dwa tysiące lat temu nie było lepszego balsamu na ból egzystencji biedoty od obietnicy późniejszej nagrody tak i w II połowie XIX wieku nic nie koiło lepiej bólu nowopowstałej klasy robotniczej jak wizja przejęcia przez nią władzy, przejęcia dla siebie bogactw na które się tak ciężko pracowało. Przecież dwunastogodzinny dzień pracy dzieci, kobiet, mężczyzn, kary fizyczne, wysoka śmiertelność, głodowe wynagrodzenia niczym się nie różniły od cierpień z początku naszej ery. Ta wiara wciąż się tli, kapłani od czasu do czasu ją rozdmuchują, nawołują do walki z burżuazją. Sprzeczności rosną. Od czasu zawór bezpieczeństwa otwiera się (może to burżuazja go otwiera) i lista ofiar walki o słuszną sprawę powiększa się o kolejne dziesiątki czy setki tysięcy. To prawda, te idee popychały ludzi do walki z uciskającą klasą ale czy tak nie było wcześniej, czy nie było powstań ludu w feudalizmie, w starożytności? Każde z nich przynosiły jakąś poprawę bytu.
    Marks sformułował prawa dotyczące rozwoju społecznego, trudno polemizować z poglądem, że kapitalizm nie jest najlepszym rozwiązaniem, że zwykła przyzwoitość i dążenie do społecznej sprawiedliwości wymaga jego likwidacji razem z własnością ale to przecież jest cel strategiczny a cel taktyczny nie może być taki sam, nie mówiąc już o celach operacyjnych. Niezrozumienie tej różnicy to przyczyna porażek. Jak to się stało, że tak lekceważył siłę tej przeciwnej klasy, przecież w Manifeście pisał, że burżuazja to rewolucjonizowanie narzędzi produkcji, stosunków produkcji i stosunków społecznych, to ciągłe zmiany, rozwój, to opanowywanie całego świata. Widział rolę jaką odgrywa główny burżuj, żandarm świata – Anglia a jednak ani razu w nią nie uderzył, podkreślał że proletariat musi się rozprawić z burżuazją najpierw we własnym kraju. Nie udało się to ani razu (1917 to inny przypadek). Marks nie był dobrym szachistą, dosłownie i w przenośni jeśli patrzeć na jego przewidywanie kolejnych ruchów, umiejętność taktycznego myślenia. Z jakiegoś powodu właśnie z tą praktyczną działalnością starają się niektórzy go kojarzyć, oczywiście dodając wiele mitów stereotypów. Ale z drugiej strony nie ma pracy dotyczącej ekonomii, socjologii, filozofii by się na niego nie powoływano w różnych kwestiach. Ceniony jest jako naukowiec.
    Czy to możliwe by twórca naukowej teorii nie potrafił jej wprowadzić w czyn, wykorzystać praktycznie? Możliwe, nie był pierwszym i pewno nie ostatnim. W nauce nie ma ostatniego rozdziału ciągle dopisywane są nowe, ważne by były spójne z poprzednimi. By sformułować plany taktyczne, działania operacyjne mające przynieść powodzenie trzeba kierować się teorią a nie naśladować poprzednią praktykę. Cel strategiczny jest określony i nie podlega dyskusji zastanówmy się nad zadaniami.
    Nasunął się mi przykład Powstania Warszawskiego. Celem strategicznym było obalenie okupacji i zdobycie władzy. Realizacja? Bez broni, planów, atakowanie byle czego, totalny bałagan i co najważniejsze brak wyczucia „chwili” . Wynik? Największa tragedia w historii Polski. Inny przykład?
    Wymachiwanie „szabelką” przez Partię Komunistyczną Indonezji w latach 60. – 2 miliony bestialsko uśmierconych jej członków wraz z rodzinami. Chile i Allende. Można by jeszcze wymieniać. Jedno łączy te tragedie – beztroska, głupota, brak opracowanych planów a może, jak niektórzy sądzą zwykłe służenie wrogom przez organizatorów.
    Marks pokazał jak trzeba patrzeć na świat by widzieć go takim jaki jest a nie takim jakim się nam on przedstawia. To warunek by określić cele na dziś i jutro. Świat nie tylko można ale przede wszystkim trzeba zmieniać.

    • Fakty z życiorysu K. Marksa na podstawie – KAROL MARKS, BIOGRAFIA – F. Wheen

  • Marcin Brys

    Zdaję sobie sprawę z faktu, że ta strona, strona SMP, jest nowa, funkcjonuje od niedawna, więc mogło się tak wydarzyć, że Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski nie odwiedzili jeszcze działu „Repetytorium z marksizmu”. A tam jest ciekawy cytat Engelsa: „Marksizm, od kiedy stał się nauką, wymaga, by go traktowano jak naukę, to znaczy, by go studiowano”. Znakomicie, że ktoś wpadł na pomysł umieszczenia tego cytatu na tej stronie. Słownik języka polskiego PWN 2007 podaje takie rozumienie słowa „studiować” : „Jeżeli studiujemy jakieś zagadnienie, jakiś temat, czyjeś pisma itp. to bardzo dokładnie je badamy, analizujemy i staramy się je zrozumieć.”
    A co czynią wyżej wymienieni? Nawiązując do moich wypowiedzi, zamieszczają taką oto myśl:
    „Nasi wyżej wymienieni oponenci sądzą, iż dodają splendoru marksizmowi, kiedy dowodzą jego przynależności do sfery nauki. Tymczasem Marks osiągnął swoją sławę nie dzięki uprawianiu nauki, ale dzięki krytyce współczesnych mu koncepcji naukowych. Krytyka ta była natomiast możliwa dzięki przyjęciu konkretnego, klasowo i historycznie usytuowanego punktu widzenia. Był to punkt widzenia klasy robotniczej.
    Charakterystyczne, że właśnie tę perspektywę odrzucają nasi oponenci poszukując kryterium naukowości i poprawności teoretycznej myśli Marksa całkowicie w innych obszarach niż robił to on sam.”
    Przepraszam, dlaczego to Marksa mamy traktować jak celebrytę i dbać o jego sławę a nie o prawdę o nim? Od kiedy to kryteria klasowe decydują o uznaniu czyjejś działalności za naukową? Krytyka, polemika ze współczesnymi Marksowi filozofami, koncepcjami pseudonaukowymi (teraz jesteśmy tego pewni) wynikała właśnie z budowy, rozwijania, przez niego nauk społecznych (przy ścisłym rozumieniu pojęcia „nauka”). To właśnie z naukowej analizy przeszłości i współczesnej mu rzeczywistości Marks doszedł do ideologii komunistycznej. Razem z Engelsem utożsamiali ideologię z filozofią i ciągle podkreślali, że jest ona odbiciem warunków materialnych, rzeczywistych, współczesnych a nie istniejących kiedyś, w przeszłości. Nie był to zatem „punkt widzenia klasy robotniczej” ale obiektywne, naukowe spojrzenie, to Marks otworzył oczy tej klasie, uświadomił jej przyszłość i jej możliwości.(1) Dlaczego akurat klasie robotniczej? Powtórzę za Marksem, samo istnienie sprzeczności (a te trzeba określić, zbadać w danym momencie) nic nie przynosi, i nic nie powoduje, bowiem występują one powszechnie. To prawda, są one motorem rozwoju. W życiu społecznym rozwiązanie sprzeczności klasowych może być przyśpieszone przez walkę klasową prowadzoną przez najbardziej uświadomioną część danej klasy w imieniu i przy pomocy jej całej. W XIX wieku była to przemysłowa klasa robotnicza (spełniała określone warunki), ale mówienie, że obecnie jest tak samo brzmi gorzej niż kiepski żart. To wkładanie kija w szprychy, wpuszczanie ruchu w maliny. Od 100 lat przemysłowa klasa robotnica niczego nie dokonała, nigdzie na świecie nie odnotowała zwycięstwa, wręcz przeciwnie, podatna na manipulacje firmowała za to wiele zjawisk, których się obecnie wstydzimy. Tylko nie mówcie o zrywach, niepokojach w PRL bo to wynik pracy, bezimiennej, rzeszy pracowników służb specjalnych i różnych agentur reprezentujących różne opcje polityczne.
    Proponowałbym odróżnić marksizm jako nurt naukowy od ideologii komunistycznej powstałej na jego bazie. Nie cytujmy haseł, należy pamiętać, że wypowiedzi Marksa czy Engelsa zdeterminowane były konkretną sytuacją w jakiej się znaleźli, że nie można ich sprowadzać do jakiegokolwiek zbioru niezmiennych reguł czy zasad (by nie było niejasności, mówię o wypowiedziach dotyczących praktyki a nie teorii). W każdym miejscu i czasie mogliby stworzyć analizy polityczne i zalecenia, ale z ich definicji nie mogą się one stosować do sytuacji różnych od tych dla których zostały sformułowane. Nie można marksizmu traktować jako podręcznika wskazówek strategicznych i operacyjnych. Trzeba go, jak każdą naukę studiować, starać się zrozumieć dzięki niej rzeczywistość.
    Tylko wtedy można ją zmienić.
    Wykorzystajmy więc stronę SMP do wspólnych (poważnych) badań naszej rzeczywistości, tylko tak możemy odpowiedzieć na pytanie – „co robić”. Nie zachowujmy się jak kapłani cargo.

    1 – Karol Marks – Przyczynek do krytyki ekonomii politycznej. Przedmowa (1859 rok)