Termin populizm robi coraz większą karierę. Nie ma takiej partii politycznej, która nie oskarżałaby swoich przeciwników, i sama nie była oskarżana o populizm. Zarzut populizmu wysuwany jest wobec prawicowych partii rządzących, centro-prawicowej opozycji, jak i deklarujących swoją „lewicowość”. W tych przypadkach termin „populizm”, według Słownika PWN, używany jest jako synonim demagogii, schlebiania poglądom mas, odwoływania się do psychologii tłumu Le Bona, żerowania na irracjonalnych nadziejach, budowania wpływów politycznych i jego masowej bazy poprzez rozbudzanie emocji, iluzji i nieuzasadnionych roszczeń, obietnice bez pokrycia itd. itp. Pomijając jednak te formalne i powierzchowne cechy populizmu, należy stwierdzić, że jest on w istocie polityką doraźnych ustępstw wobec interesów najszerszych rzesz społecznych i ich wyobrażeń o sposobach rozwiązywania problemów społecznych w imię trwałości kapitalistycznych stosunków społecznych, a więc w imię utrzymania politycznego, ekonomicznego i ideologicznego panowania kapitału nad tymi masami, którym rzekomo ma służyć. Populizm jest więc narzędziem w polityce manipulacji masami, służącej trwałości istniejącego kapitalistycznego ustroju.
Dlatego jeden z największych paradoksów demokracji polega na tym, że uboższa i pracująca większość społeczeństwa, posiadająca prawa wyborcze, nie jest w stanie na drodze demokratycznych procedur dobić się realizacji swoich interesów. Zaś burżuazja i oligarchia, które stanowią zdecydowaną mniejszość społeczeństwa, dzięki temu samemu demokratycznemu systemowi wyborczemu, radzą sobie doskonale z forsowaniem i obroną swoich interesów. Trudno jest uzyskać prostą odpowiedź na pytanie: jak to się dzieje, że uboższa większość społeczeństwa nie jest w stanie przy pomocy demokratycznych wyborów zapewnić sobie pomyślności? Jednym ze sposobów eliminacji zagrożeń dla interesów i ideologii burżuazji i oligarchii jest zarzucanie swoim przeciwnikom ignorancji, braku poszanowania dla tradycji i świętego prawa własności prywatnej, fanatyzmu rewolucyjnego, sprowadzając wszystkie te zarzuty do jednego słowa – populizm.
Oskarżenia o populizm są nieuchronne w każdym demokratycznym systemie, w którym toczy się niej lub bardziej zaostrzona walka polityczna. Burżuazja i oligarchia starają się w ten sposób wywołać w masach pracujących poczucie wstydu i zażenowania z powodu walki o swoje interesy. W dzisiejszych czasach nie mogą one bowiem w sposób jawny i bezpośredni ludzi niewykształconych, obojętnych czy nawet kierujących się kryteriami nieracjonalnymi lub emocjami, pozbawić prawa do decyzji i wyborów politycznych, gdyż oznaczałoby to podważenie podstaw systemu demokratycznego i jawną dyktaturę klas uprzywilejowanych ekonomicznie i politycznie. Nie mogą one zdobyć i utrzymać władzy w warunkach systemu demokratycznego, bez poparcie tej pogardzanej, nieświadomej i ośmieszanej większości opanowanej przez populizm. W tej sytuacji wykorzystanie istniejących emocji i ich podsycanie oraz pokładów niewiedzy, to dla wielu partii politycznych „być albo nie być” na scenie politycznej. A odpowiednio nagłośnione populistyczne elementy programu pozwalają im ukryć wrogie masom pracującym cele i zamiary.
Jeśli panującej oligarchii nie udaje się narzucić „najlepszych rozwiązań”, to winna jest zawsze ignorancja obywateli lub populizm jakiejś „lewicowej” partii. Zdaniem Jacquesa Rancière „Populizm to wygodna nazwa, pod którą skrywa się zaogniona sprzeczność między legitymizacją powszechną i legitymizacją uczoną, a także trudność, jaką rządom nauki (gouvernements de la science) sprawia przystosowanie się do przejawów demokracji, nawet w mieszanych formach systemu przedstawicielskiego. Nazwa ta jednocześnie maskuje i ujawnia wielkie pragnienie oligarchii: rządzić bez ludu, to znaczy bez podziału ludu – rządzić bez polityki. I pozwala rządom uczonych/ekspertów uwolnić się od starej aporii: jak nauka może rządzić tymi, którzy jej nie rozumieją? To odwieczne pytanie napotyka pytanie bardziej współczesne: jak dokładnie określić ową wypadkową (jej sekret znają jakoby rządy) między dobrem, jakiego dostarcza bogactwo, a dobrem wynikającym z jego ograniczenia?”i.
Prawicowy populizm
Oskarżanie o populizm ze strony prawicy społeczno-politycznej stanowi reakcję na walkę mas pracujących o swoje interesy, na niebezpieczne dla panowania burżuazji i oligarchii powszechne wśród mas poglądy i wyobrażenia społeczno-ekonomiczne, polityczne i ideologiczne. Populistyczne propozycje ze strony prawicy zawierają propozycje wyjścia z sytuacji odpowiadające strategicznym i ideologicznym celom kapitału. Jeśli występują trudności z zatrudnieniem i utrzymuje się wysokie bezrobocie, to winni są napływający imigranci, jeśli widoczna jest zależność procesów krajowych od zagranicznych, to jest to deptanie suwerenności, i winna tego jest Unia Europejska lub inne państwo czy organizacja międzynarodowa. Prawica podsyca więc nacjonalizm, z nadzieją, że pozwoli on skierować aktywność mas pracujących przeciwko ich innym narodowym oddziałom. Jeśli kompromitują się jacyś politycy, to zdaniem partii prawicowych, winna jest demokracja i przydałaby się jakaś mutacja autorytaryzmu. Populistycznymi hasłami utrwala się istniejące stereotypy, kanalizuje niezadowolenie społeczne i jednocześnie próbuje stanąć na czele społecznego sprzeciwu, który jeśli wybuchnie nie ma doprowadzić do eliminacji jego przyczyn.
Rozwojowi populizmu prawicowo-konserwatywnego w ostatnich dekadach sprzyjało uciekanie lewicy na scenie politycznej w kierunku „centrum” i rozpasanie neoliberalizmu. Polityka głosząca „konsens w centrum” doprowadziła do wzrostu dysproporcji i sprzeczności społecznych, a także pozwoliła partiom prawicowym przedstawiać się za jedyną siłę, sprzeciwiającą się neoliberalnemu establishmentowi i rzekomo reprezentującą wolę ludu, przy całej wrogości do jego ekonomicznych interesów.
Partie prawicowe, stojąc na gruncie akceptacji kapitalistycznych stosunków ekonomicznych, proponują środki zaradcze na sprzeczność pomiędzy formalnie demokratycznym charakterem stosunków politycznych a zjawiskiem degradacji, niepewnością egzystencji i wykluczenia znacznych grup społecznych, które doświadczają na co dzień bezsilności wobec liberalnych i neoliberalnych mechanizmów rządzących państwem i gospodarką. Prawica swój reakcyjny, antypracowniczy i populistyczny program przedstawia jako alternatywę dla rządów „centro-lewicowych”, „komunistycznych”, liberalnych czy neoliberalnych, które przedstawia jako antynarodowe, antyrodzinne, skorumpowane, nieefektywne i naruszające zasady uczciwości i sprawiedliwości społecznej. Nic nie mówiąc o wyzysku społecznym, wzywa kapitał do przestrzegania „etyki biznesu”, przez co konflikty klasowe zastępuje dylematami moralnymi. Występuje z hasłami zniesienia wyobcowania obywateli wobec zbiurokratyzowanego neoliberalnego państwa. Przy głoszeniu tych populistycznych postulatów prawica prowadzi taką krytykę kapitalizmu, która nie narusza wiarygodności jej przedstawicieli wobec poszczególnych grup kapitału. Taka krytyka okraszona silnym ładunkiem emocjonalnym i ostrymi ocenami moralnymi, pozwala dla prawicy występować jednocześnie jako partia opozycyjna wobec „układów” i przedstawicielka „szarego” obywatela i pracownika. Nazwa prawicowej partii jak np. Prawo i Sprawiedliwość, najlepiej oddaje jej eliminacyjny w stosunku do wszystkich Innych charakter. A to oznacza, że już w samej nazwie tkwi zrzucenie odium za naruszenie sprawiedliwości na pasożytujące „układy”, uniemożliwiające rozwój „sprawiedliwego” ustroju. Grupa pasożytująca jest antynarodowa, antykościelna, antyrodzinna, niszczy wspólnotę narodową z jednej strony spekulacją, korupcją blokowaniem prawdy, a z drugiej tolerowaniem pozostałości wyimaginowanego „komunizmu” i układu esbecko-kapitałowego. W prawicowej narracji grupa „komunistów” najpierw uciskała naród metodami komunistycznymi (przemocą i z zagraniczną pomocą), a po kapitalistycznej transformacji wypaczyła kapitalizm i przekształciła się w nową klasę właścicieli majątku narodowego. Dla przywrócenia elementarnej sprawiedliwości trzeba było odebrać niesłuszne przywileje dla byłych SB-ków i kontynuować pogłębioną dekomunizację. Nacjonalistycznej wrzawie i powszechnemu wymachiwaniu flagami narodowymi, towarzyszy uniżony stosunek do imperialistycznej polityki Stanów Zjednoczonych i zapraszanie ich do tworzenia baz wojskowych na terenie Polski. Wykorzystując powszechne uprzedzenie i stereotypowe wyobrażenia mas na temat marksizmu i Marksa, PiS-owskie władze kilkakrotnie wysłały wiosną 2018 roku policję na konferencje naukowe, nie wywołując masowych protestów w obronie prześladowanego kręgu uczonych. Celem zastraszenia całego środowiska naukowego i zapowiedzi ograniczeń wolności badań naukowych uderzono w najsłabszego przeciwnika, którego, jak się inicjatorom tych akcji wydawało – najłatwiej będzie pokonać. Umberto Eco w artykule Wymyślanie wrogów wskazywał, że wyznaczanie wrogów nie jest przypadkowe – „od samego początku na nieprzyjaciół wybiera się nie tych, którzy bezpośrednio nas atakują (jak w wypadku barbarzyńców), ile raczej tych, których komuś opłaca się ukazać nam jako zagrożenie, nawet gdyby byli dla nas całkowicie niegroźni”ii.
Dla przeciwstawienia się wolnorynkowemu „realizmowi” neoliberałów, prawica proponuje sterowanie popytem poprzez wzrost wydatków publicznych i politykę monetarną państwa opartą na koncepcjach Johna M. Keynesa. Egoizmowi i nieodłącznemu od kapitalizmu antagonizmowi społecznemu, władzy pieniądza, kosmopolityzmowi, pasożytnictwu, upadkowi moralnemu i relatywizmowi etycznemu, prawica przeciwstawia wspólnotę narodową, tradycję, moralność, pokutę i wolę odnowy ducha wspólnoty. Jest to często zbieżne z uproszczonymi poglądami „szarego człowieka” i dlatego zapewnia jego poparcie wyborcze dla „swojej” prawicy.
Sztandarowy postulat programowy Prawa i Sprawiedliwości – „500 plus” – miał według deklaracji jego autorów przyczynić się do likwidacji wykluczenia społecznego. W rzeczywistości nie zmienił on ani kapitalizmu, ani reguł nim rządzących, ani tym bardziej nie zniósł wyzysku mas pracujących. Zakonserwował istniejącą strukturę płac i dochodów, pozwolił rodzinom posiadającym więcej dzieci poprawić swoje położenie na czas ich dorastania. Zlikwidował więc jedną z największych bolączek, powstałych w wyniku neoliberalnej polityki, w imię trwałości systemu kapitalistycznego. Nie ma się czym zachwycać, zresztą nawet Grzegorz Schetyna z neoliberalną Platformą Obywatelską, będąc w opozycji, doszli do wniosku, że ten system zapomóg należy… rozszerzyć. I nie ma się czemu dziwić, nie ma tu żadnej sprzeczności – dla kapitału bowiem, który reprezentuje Platforma Obywatelska, oznacza to zmniejszenie nacisku najniżej zarabiających pracowników na płace, jest więc jednocześnie premią dla „pracodawców” wypłacaną z budżetu państwa…
Taką samą rolę społeczno-polityczną pełni zgłoszony przez PiS wiosną 2018 kolejny projekt wsparcia rodzin – „300 plus” dla wszystkich uczących się, bez względu na wysokość dochodów w rodzinie. Rząd liczy jednak, że nie wszyscy z tego zasiłku skorzystają, gdyż trzeba złożyć wniosek o jego wypłatę…
W 2006 roku prawica wprowadziła „becikowe”, jednorazową zapomogę z tytułu urodzenia dziecka. Na początku becikowe przysługiwało wszystkim rodzicom. Ale na mocy Ustawy z dnia 12 października 2012 roku o zmianie ustawy o świadczeniach rodzinnych to się zmieniło i becikowe mogą otrzymać jedynie te rodziny, w których dochód na osobę nie przekracza 1922 zł netto.
Z pozoru rozwiązania te są wyrazem równego traktowania wszystkich obywateli. W praktyce jednak jest to kolejny przykład prawicowego populizmu, służącego ochronie dotychczasowej struktury społecznej i stosunków kapitalistycznych. Zasady podziału dochodów, które generują istniejące nierówności społeczne pozostają bez zmian…
Neoliberałowie a populizm
Prawica spod znaku neoliberalizmu określa populistami tych, którzy nie podporządkowują się „rynkowej sprawiedliwości”, a kiedy organizują pozaparlamentarne protesty, określani są burzycielami, chuliganami, antyrynkowymi populistami, nieodpowiedzialnymi i ulegającym emocjom tłumem. Natomiast, gdy okazują zaufanie dla rynków finansowych, agencji ratingowych, są ludźmi „myślącymi”, „odpowiedzialnymi”, „odpowiedzialnymi za państwo i naród”. Dlatego zdaniem Tadeusza Klementewicza rozróżniany jest populizm dobry i zły: „populizm może być społecznie groźny tylko wówczas, gdy to »ciemny lud« kupuje oferty kontestatorów aktualnego ładu, którzy w istocie nie zmierzają do naruszenia jego podstaw. Jeśli natomiast lud jest oświecony i świadomy swoich interesów zawodowych, klasowych czy narodowych, to mamy do czynienia z demokracją partycypacyjną, jako wyższym ideałem samorządności niż demokracja parlamentarna”iii.
Aby ukryć fakt posługiwania się populizmem, nadaje się mu naukowy blichtr poprzez ogłaszanie ekspertyz think tanków opłacanych przez wielki kapitał, oraz opracowań i analiz sondaży opinii publicznej. Powoływanie się na tzw. sondaże opinii publicznej nie ma nic wspólnego z demokracją, zwłaszcza jeśli ogół obywateli nie ma wpływu na linię programową środków masowego przekazu lub jest ona jednostronna i stronnicza oraz daleka od głoszonego pluralizmu. Wówczas bowiem za pomocą środków masowego przekazu urabia się opinię publiczną, a badaniami sondażowymi jedynie sprawdza skuteczność tego oddziaływania…
Liberałowie i neoliberałowie w okresie kapitalistycznej transformacji po 1989 roku zgodnie z wszelkimi zasadami populizmu przypuścili atak na uspołecznione formy własności środków produkcji. Szczególnie demagogiczny atak przypuścili na własność państwową, uznając ją słusznie za ekonomiczną podstawę poprzedniego ustroju, zaś powstałą po jej likwidacji własność prywatną i korporacyjną za podstawę budowanego neoliberalnego kapitalizmu. Ze względów taktycznych wówczas nie mówiono jednak o budowie kapitalizmu, lecz „gospodarki rynkowej”. Własność państwową przedstawiano jako „niczyją”. Wmawiano społeczeństwu, że po likwidacji własności państwowej pracownicy staną się udziałowcami (właścicielami) zakładów, w których byli zatrudnieni. Pod hasłem prywatyzacji i „rzeczywistego uspołecznienia” poprzez system udziałów odwołano się do populistycznych wyobrażeń na temat funkcjonowania gospodarki i zręcznie je podsycono. Aby osłabić obawy przed bezrobociem zapewniano, że bezrobocia nie będzie lub będzie krótkotrwałe, i będą zasiłki dla tych, którzy zasilą szeregi bezrobotnych, nie wspomniano tylko jak długo…
Liberałowie i neoliberałowie wykorzystali popularne w społeczeństwie przed rokiem 1989 narzekania na funkcjonowania służby zdrowia. Zapewniono, że „pieniądze pójdą za pacjentem” i placówki służby zdrowia zostaną zmuszone do poprawy ilości jakości świadczonych usług. W rzeczywistości pod naciskiem ponadnarodowych korporacji, koncernów branży zdrowotnej i prywatnych towarzystw ubezpieczeniowych skomercjonalizowano funkcjonowanie służby zdrowia i wprowadzono limity ilościowe przyjmowanych pacjentów i w efekcie wydłużono kolejki do specjalistów medycznych. Skrócenie kolejek do specjalistów (nie likwidacji!!!) pozostaje stałym punktem programów wyborczych neoliberałów, choć wobec strukturalnych ich przyczyn jest to tylko populistycznym hasłem. Poza krytyką pozostaje fakt, że niekiedy są trudności nawet w dostaniu się do lekarza rodzinnego, lekarza pierwszego kontaktu…
W związku ze stałym zmniejszaniem udziału płac w PKB i wzrostem dysproporcji i sprzeczności społecznych, w interesie kapitału finansowego wprowadzono politykę długu publicznego, a wyjście z niego widzi się w dalszych „cięciach wydatków” na publiczne systemy opieki zdrowotnej i społecznej oraz w ograniczaniu socjalnych zdobyczy ludzi pracy najemnej. Praktycznie sprywatyzowano usługi stomatologiczne. Zlikwidowano gabinety dentystyczne w szkołach, bo w myśl populistycznych zapewnień liberałów i neoliberałów, opiekę miały sprawować gabinety publicznej służby zdrowia. Aby umożliwić zaspakajanie potrzeb uprzywilejowanych ekonomicznie grup społecznych, utworzono alternatywny system lecznictwa prywatnego. Lecznictwu prywatnemu umożliwiono znaczne zyski, a zdarzające się negatywne skutki ich niedociągnięć przerzucano z reguły na publiczną służbę zdrowia. Stało się to powszechną praktyką ponieważ umożliwiono lekarzom łączenie pracy w publicznej i prywatnej służbie zdrowia…
Skomercjalizowane publiczne szpitale zapewniają swoim prezesom i zarządom wysokie tantiemy, przy jednoczesnym minimalizowaniu liczby osób przyjętych na leczenie lub nawet zamykaniu całych oddziałów szpitalnych. Coraz większa grupa zatrudnionego w szpitalach i przychodniach personelu medycznego zmuszana jest do rezygnacji z socjalnych praw, do godzenia się na niepewne warunki pracy poprzez tzw. samozatrudnienie…
Ludowe referenda a populizm
Referenda ludowe, to nic innego, jak odwołanie się do populizmu, akceptowane często przez siły rządzące, jak i opozycyjne. Ponieważ w referendach sposób zadawania pytań ma wpływ na odpowiedzi i ich wyniki, o ich treść toczy się ostra walka ideowo-polityczna. Instytucja referendum zawiera wewnętrzną sprzeczność. Najlepszym bowiem pytaniem jest takie, które nie budzi żadnych wątpliwości. Ale pytanie, które nie budzi wątpliwości nie jest pytaniem, lub jest pytaniem retorycznym, czyli czytelną odpowiedzią. Idealnym wyjściem z tych sprzeczności jest dla każdej partii przeforsowanie w referendum takich własnych pytań retorycznych, na które odpowiedzi „narzucają się same”, ale jednocześnie legitymizują jej politykę. Bywa jednak, że wyniki referendum odbiegają od założeń pytających. Zadający pytanie muszą bowiem pamiętać, że suwerenny lud może odpowiadać równie dobrze na „tak”, jak i na „nie”, kierując się swoją wiedzą, jak i przekorą, bo takie jest jego prawo jako suwerena.
Dla kapitału postulaty mas pracujących aby np. zwiększyć udział płac w produkcie globalnym, ograniczyć zyski korporacji, zlikwidować bezrobocie i zatrudnianie na tzw. umowach śmieciowych umożliwiających zwiększony wyzysk siły roboczej, skrócić czas pracy przy zachowaniu dotychczasowych dochodów, zwiększyć zabezpieczenia socjalne, uspołecznić służbę zdrowia, znacjonalizować wielką własność, nałożyć dodatkowe podatki na najbogatszych, ograniczyć wydatki na siły zbrojne i służby specjalne, uczynić religię prywatną sprawą obywatela i oddzielić Kościół od kasy państwowej, pozostawić decyzję o możliwości aborcji kobiecie – pozostają populistycznymi postulatami, nad którymi się „nie dyskutuje”.
Lobbing
Wbrew temu co powszechnie słyszymy i czytamy, nie żyjemy dziś w społeczeństwach demokratycznych lecz oligarchicznych. Wyrazem tego m.in. jest funkcjonowanie ustaw o zawodowej działalności lobbingowej w procesie stanowienia prawa, bez sprzeciwu trybunałów konstytucyjnych. Ale ustawa o lobbingu jest właściwie współczesną wersją koncepcji Milla. Wynika ona ze sprzeczności pomiędzy posłami i senatorami a wyborcami (ludem, demosem).
Niezależnie od wykorzystywania populizmu zarówno przez neoliberałów spod znaku Platformy Obywatelskiej, jak populistów spod znaku Prawa i Sprawiedliwości, obie partie dopuszczają działalność lobbingową w procesie tworzenia prawa. Wpływ lobby amerykańskiego przemysłu zbrojeniowego był szczególnie widoczny wówczas, kiedy ministrem obrony narodowej był Antoni Macierewicz. Lobbing stał się integralnym składnikiem kapitalistycznych i pluralistycznych społeczeństw, neoliberalnych gospodarek i wolnej konkurencji oraz coraz powszechniejszego utowarowienia stosunków politycznych. Lobbyści przedstawiają się jako pośrednicy pomiędzy obywatelem i władzą. Tylko że w tym wypadku istnieje sprzeczność pomiędzy bezinteresowną (bezpłatną) działalnością polityczną mas (suwerena) a opłaconą przez środowiska oligarchiczne i organizacje gospodarcze działalnością lobbystów. Lobbing coraz bardziej przybiera charakter profesjonalny i międzynarodowy. Oznacza on przejście od ładu kolektywnego do ładu liberalno-indywidualistycznego. Nawet zwolennicy lobbingu przyznają, że jest on rodzajem dialogu rządzących i liderów środowisk, które nie mają bezpośredniego wpływu na sprawowanie władzy, że wzmacnia to te środowiska, choć nie mają one większych wpływów w społeczeństwieiv.
Populizm a uczeni eksperci
Dla uniknięcia oskarżenia o populizm, rządzący posługują się opiniami osób z tytułami naukowymi. Niestety jest to w najlepszym razie, tylko pobożne życzenie. Populizm i tytuły naukowe nie są rozdzielone chińskim murem. Osoba z tytułem profesorskim również może być populistą, gdyż sprzeczności pomiędzy „rozumnością” i „prawdą” związane są z istniejącą strukturą klasowo-warstwową i interesami jej poszczególnych elementów. Sprzeczności te mogą być ograniczane na gruncie zalecanej przez moralność bezstronności, ale nawet wtedy, żaden najmądrzejszy filozof nie jest w stanie wyeliminować sprzeczności pomiędzy populizmem a prawdą. Jak mówi stare porzekadło, interesy to czynnik potężny, nawet pewniki matematyczne zostałyby zmienione, gdyby przeczyły interesom…
Przypisy:
i Jacques Rancière, Nienawiść do demokracji, Instytut Wydawniczy Książka i Prasa, Warszawa 2008, s. 98-99.
ii Umberto Eco, Wymyślanie wrogów i inne teksty okolicznościowe, przełożyli Agnieszka Gołębiowska i Tomasz Kwiecień, Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2012, s. 13.
iii Tadeusz Klementewicz, Wspólnota demokratyczna jako synteza reprezentacji i partycypacji, [w:] „Studia Politologiczne” 2016, vol.41, Wpływ i władza w systemie demokratycznym pod redakcją Jacka Ziółkowskiego, Warszawa 2016, s. 49.
iv Tadeusz Klementewicz pisał, że lobbing uczynił „z samej machiny państwa jeden z głównych obszarów akumulacji bogactwa – poprzez kradzież i przekupstwo, na niższych i wyższych poziomach. W Stanach Zjednoczonych roczne obroty lobbingu sięgają 8 mld $. Dlatego też w tym kraju występuje najwięcej patologii w relacjach polityków z biznesem, choć w świetle ustawodawstwa uchodzą one za legalne. […] Powstaje za sprawą opisanych mechanizmów weberowskie »państwo patrymonialne«, zwane też politycznym kapitalizmem”. Tadeusz Klementewicz, Więźniowie finansowych rynków. Kryzys demokracji parlamentarnej a mechanizmy uzależniania polityków od biznesu, [w:] Antynomie i paradoksy współczesnej demokracji, redakcja naukowa Marcin Tobiasz, Dom Wydawniczy Elipsa, Warszawa 2016, s. 51-52.
Edward Karolczuk
Źródło pierwodruku: „Zdanie” 2018, nr 3-4 (178-179), s. 40-43.
Widac, ze polska lewica cały czas nie rozumie 500+ i uwaza to jako zasiłek dla biednych. Daleko tak nie zajedziecie. W oryginalej postaci 500+ był rzeczywiscie jako wspomaganie wielodzietnych i ubogich. Dzis nie jest to program zasiłkowy ani utrwalajacy kapitalizm itp. Kiedy polska lewica dorosnie? Jest tak samo opoznina w rozwoju jak prawica, tyle ze prawica jest cwansza.
Karolczuk zupełnie nie rozumie 500+, sztandarowego programu zachodnich socjaldemokracji.
Chciałoby się skomentować, ale @Lewy – dużo słów, mało treści. O co ci chodzi poza dezaprobatą dla tez autora? Umiesz dyskutować, podawać argumenty, polemizować? To zrób to…
Nie często można przeczytać tak dobry tekst obrazujący, wyjaśniający politykę w Polsce. Co ważne, mówiący, że ta polityka „nie dzieje się” ale jest rozmyślnie tworzona. Oczywiście jest tu sporo niedopowiedzianych myśli ale to tekst dla konkretnej grupy ludzi.
Prymat polityki nad ekonomią jest bezdyskusyjny. Dwa, to prymat ,świata informacji nad rzeczywistością” a więc „fakty są nieistotne, ważne jak się je przedstawi i wykorzysta”.
Trzy, nie ma również w przypadku państw „wolnej woli” a każda decyzja mocno powiązana jest z punktem jeden i dwa. To tylko pozorny globalny chaos, który można prosto wyjaśnić, tak jak zrobił to autor w przypadku polityki wewnętrznej.
Marcin Brys