Od wielu lat – począwszy od internacjonalistycznej opozycji wobec wojny w Czeczenii – nasza mała grupa komunistyczna prowadzi propagandę i upowszechnianie teoretycznych i praktycznych zasad naukowego marksizmu i leninizmu za pomocą książek wydawanych przez nasze wydawnictwo Nowy Prometeusz, a następnie gazetę Proletariacki Internacjonalizm. Naszym celem jest zakorzenienie rewolucyjnej mniejszości wśród robotników i młodzieży w proletariackiej dzielnicy Petersburga.
Biorąc pod uwagę sytuację w Rosji, nasza walka zawsze była obiektywnie trudna, a obecnie stała się w praktyce niemożliwa pod żelazną piętą represji narzuconych przez reżim Putina w następstwie ostrej imperialistycznej agresji na Ukrainę rozpętanej 24 lutego ubiegłego roku.
Od tego czasu odbyły się tysiące procesów za odmowę wykonania rozkazów lub dezercję w środku stanu wojny – mimo, że oficjalna propaganda bezwstydnie nalega, aby nazwać to „specjalną operacją wojskową”, a setki osób skazano na ciężkie kary więzienia, które w związku z zaostrzeniem prawa zagrożone są okresem do piętnastu lat więzienia. Ogólnie rzecz biorąc, w atmosferze wrzasku narodowo-patriotycznego każda forma opozycji jest brutalnie tłumiona niesławnym oskarżeniem o „zdradę ojczyzny”. Represje te są nie tylko skierowane przeciwko opozycji politycznej, ale także przeciwko prostym żądaniom płacowym lub mającym na celu poprawę bytową życia. Podobnie jest na Ukrainie, gdzie wdrożono specjalne prawa narzucone przez „patriotę” Zełenskiego: stan wojenny, pobór do wojska, zakazy strajków i ustawy antyzwiązkowe.
Tak więc, podobnie jak inni moi towarzysze, jesteśmy dziś wygnańcami politycznymi. Zdecydowali się opuścić ten kraj, aby nie brać udziału w trwającej masakrze, odmawiając chwycenia za broń przeciwko naszemu ukraińskiemu rodzeństwu klasowemu, zmobilizowanemu i wysłanemu na front pod flagami nacjonalizmu, w obronie nie mniej zbrodniczych interesów oligarchów kijowskich.
Tym z nas, którzy bezpośrednio doświadczyli na własnej skórze przebiegu wydarzeń w Rosji ostatnich dziesięcioleci, nietrudno zrozumieć znaczenie tej wojny, nie mówiąc już o historycznych potwierdzeniach, jakie konflikt ten wyłania także w zmienionych warunkach dnia dzisiejszego.
Wraz z upadkiem starego porządku jałtańskiego – który w 1945 r. usankcjonował podział Europy między wpływy amerykańskie i rosyjskie – oraz implozją ZSRR wraz z jego strefą wpływów w latach 1989–1991, w rzeczywistości otworzył się nowy podział. Ten nowy podział trząsł starą równowagą przez ponad 30 lat i spowodował wiele rozlewów krwi – od Bałkanów po bliską granicę Rosji.
Po przystąpieniu całej Europy Wschodniej do Unii Europejskiej i NATO w latach 90. XX wieku i na początku nowego stulecia wpływy europejskie i zachodnie nałożyły się na obszar, który Moskwa uważa bardziej niż kiedykolwiek przedtem za niezastąpiony i żywotny: na Ukrainie, a także w Gruzji i Mołdawii. Wszystkie one były republikami aż do rozpadu ZSRR w 1991 roku. Nieprzypadkowo sam Putin w przemówieniu poprzedzającym rozpoczęcie konfliktu określił jego cel: „ochrony ludzi […] przed tymi, którzy wzięli Ukrainę jako zakładnika i próbują wykorzystać ją przeciwko naszemu krajowi i jego obywatelom”.
Za obłudnymi zapowiedziami „samoobrony”, „historycznej jedności Rosjan i Ukraińców” lub, co gorsza, „wyzwolenia Ukrainy” od nazistowskiego faszyzmu, zapanował rewanżystowski szał tych, którzy wyobrazili sobie, że otworzyło się okno możliwości odzyskania części utraconego terenu i po 30 latach odwrotu wprowadzenia Moskwy na koncert wielkich mocarstw. Rosja mogłaby wykorzystać fazę głębokiej erozji obecnego porządku światowego, który został wywrócony do góry nogami przez wtargnięcie nowych kontynentalnych gigantów imperialistycznych, poczynając od Pekinu.
To nie przypadek, że konflikt na Ukrainie ma wiele wymiarów. Jest to niewątpliwie wojna domowa w ukraińskim państwie narodowym, które od lat nastawia zachodnie regiony kraju przeciwko przeważnie rosyjskojęzycznym wschodnim regionom Donbasu. Jest to jednocześnie wojna regionalna pomiędzy państwami, w obliczu agresji prowadzonej przez armię rosyjską. Ale przede wszystkim jest to wojna imperialistyczna, w której starły się wielkie mocarstwa. Wojna rozbiorów pomiędzy zbójnikami – pomiędzy zbójnikami rosyjskimi i europejskimi. Nie zapominajmy też o ciągłej grze Waszyngtonu w ingerencję, której celem jest zapobieżenie sytuacji, że rozwiązaniem będzie coś w rodzaju kondominium między Moskwą a Brukselą.
Jest to starcie prowadzone zarówno za pomocą narzędzi wojny zastępczej, polegających na eskalacji dostaw wojskowych na wsparcie armii Kijowa, jak i wojny gospodarczej, polegających na próbie wyczerpania Moskwy ciężarem sankcji. Tymczasem od chwili jej wybuchu trwa ogromna mobilizacja ideologii i fanatyzmów – gdzie z jednej strony kwestionowane są liberalne i demokratyczne „wartości” Zachodu, w obronie nienaruszalnych suwerennych praw „poddanego agresji” ukraińskiego państwa narodowego; z drugiej strony nacjonalistyczne mity Wielkiej Rosji, wspierające apetyty „agresora” – rosyjskiego państwa narodowego. W tym rozległym chórze głosów nie brakuje także pewnych samozwańczych stanowisk internacjonalistycznych, które opowiadają się za wysyłaniem broni na Ukrainę, uzasadniając to wspieraniem samostanowienia i obrony narodów uciskanych. To haniebny wybór! Czego jako prawdziwi internacjonaliści nie możemy nie potępić.
* * *
Ta nowa masakra obejmuje obecnie dziesiątki tysięcy ofiar wśród ludności miast i wsi oraz młodych żołnierzy, których rządy wysyłają do okopów niczym mięso armatnie. W tej nowej masakrze nie może być wątpliwości, jaki powinien być kompas dla tych, którzy tak jak my, zawsze kierowali swoje działania zgodnie z naczelną zasadą klasowego punktu widzenia.
Po raz kolejny, nawet podczas tej wojny, w różnych momentach i kontekstach obie strony tej walki obnosiły się z niemożliwymi do pogodzenia „zasadami” suwerenności narodowej i samostanowienia narodów. Burżuazyjne „prawo” międzynarodowe nigdy nie zdołało ich zjednoczyć. Wiemy, że nawet w tym przypadku o ostatecznym werdykcie zadecyduje siła zbrojna z całą jej przemocą.
To z pewnością nie mogą być nasze sztandary. Ani, choćby w mniejszym stopniu, jakiekolwiek odniesienia do tak zwanych kwestii narodowych, które nigdy nie były dla marksizmu sprawą zasadniczą. Sam Lenin posługiwał się nimi przeciwko imperium carskiemu, które nazywał więzieniem narodów, opowiadając się za prawem do samostanowienia jedynie jako narzędziem strategii rewolucyjnego defetyzmu, który doprowadził do szturmu na władzę w październiku 1917 roku.
To nie przypadek, że Putin, odwołując się do historycznego dziedzictwa rosyjskiego imperializmu i wielkorosyjskiego szowinizmu, ostro skrytykował Lenina i jego politykę w kwestiach narodowych, stwierdzając, że Ukrainę „można słusznie nazwać Ukrainą Włodzimierza Iljicza Lenina”, który – według Putina – był jej „autorem i architektem”.
Nie jesteśmy zaskoczeni. Polityka Putina jest bowiem w każdym razie polityką zachowującą pełną ciągłość z całą historią rosyjskiego kapitalizmu państwowego, który rozwijał się w kraju po klęsce bolszewickiej próby rewolucyjnej od połowy lat dwudziestych XX wieku. W tym sensie Putin jest spadkobiercą Stalina i jego fałszywego socjalizmu. To nie przypadek, że w swojej zbrodniczej polityce, jako nowy zbójca imperializmu, Putin mocno trzyma sztandar carskiego nacjonalizmu wielkorosyjskiego, krwawo zdeptawszy sztandar proletariackiego internacjonalizmu.
Co więcej, obecny rosyjski bandyta jako pierwszy wyciągnął nóż powołując się na „obronę ojczyzny”, tak jak zrobił to gruziński tyran latem 1939 r., uczestnicząc w podziale Polski wraz z nazistami poprzez Pakt Ribbentrop-Mołotow. Podobnie jak zrobił to Stalin, Putin zwerbował popów i patriarchów Kościoła prawosławnego w Moskwie, aby stanęli po jego stronie i błogosławili rosyjski imperializm. Na przeciwległych frontach wojennych w rzeczywistości różne Kościoły obwieściły się kościołami narodowymi – Zełenski zrobił to samo w Kijowie, aby pobłogosławić ukraiński nacjonalizm.
Istnieje lekcja historyczna, która w dużej mierze została zatracona i którą należy odkryć na nowo, przestudiować i przywrócić – teraz, gdy wojna znów szaleje również w Europie.
„Natychmiastowy pokój” był hasłem rewolucji październikowej 1917 r. Bolszewicy jako jedyni w straszliwej rzezi pierwszej wojny światowej zakończyli wojnę, zamieniając ją w rewolucję. Mieli świadomość, że pokój można osiągnąć jedynie poprzez zwrócenie broni przeciwko burżuazji i dynastiom, które sprowokowały to barbarzyństwo.
Podobnie jak wszyscy prawdziwi internacjonaliści w innych krajach, doskonale zdawali sobie sprawę, że „główny wróg jest we własnym kraju”. I właśnie dlatego Lenin podczas tej wojny imperialistycznej oświadczył: „Wypowiedzi obu stron na temat obrony ojczyzny, oporu wobec najazdu wroga, wojny obronnej itp. są niczym innym jak oszukiwaniem ludu”. Co więcej, kiedy bolszewicy stanęli w obliczu kampanii ideologicznych, które w 1915 r. zaangażowały masy i ukształtowały ich zbiorową psychologię, Lenin dodał: „W czasie wojny reakcyjnej klasa rewolucyjna nie może nie pragnąć porażki swojego rządu”.
Lekcja ta doprowadziła świadomą awangardę naszej ogólnoświatowej klasy do najwyższego punktu, jaki kiedykolwiek osiągnął proletariacki internacjonalizm. Doprowadziła ona do tego, że ruch robotniczy, choć chwilowo, stał się prawdziwą „potęgą wśród potęg”.
To doświadczenie jest aktualne do dziś i aktualne bardziej niż kiedykolwiek. W tak tragicznych i strasznych okolicznościach odczuwamy cały ciężar historycznego opóźnienia rewolucyjnej partii robotniczej. Niemniej jednak nie umniejsza to faktu, że musimy stoczyć internacjonalistyczną bitwę w danych warunkach i przy użyciu dostępnych sił – w celu przynajmniej ustanowienia mniejszości internacjonalistycznej tam, gdzie to możliwe.
Wiemy, że na Ukrainie, podobnie jak w Rosji, jak i we wszystkich krajach, istnieje burżuazja i proletariat. Wiemy, że ukraińscy i rosyjscy oligarchowie to kumple, obecnie podzieleni, ale w rzeczywistości spokrewnieni. I wszyscy oni zawsze byli zajęci podziałem łupów po upadku państwowego kapitalizmu w ZSRR.
Dlatego stoimy z proletariatem ukraińskim, proletariatem rosyjskim, a także proletariatem europejskim, amerykańskim i chińskim i walczymy z imperializmem rosyjskim, europejskim, amerykańskim i chińskim, a także z ukraińską burżuazją.
To jedyny wybór przeciwko barbarzyństwu kapitalizmu.
Nowy Prometeusz (ros. Noviy Prometey)
(nieautoryzowane tłum.: P.S.; za: Noviy Prometey w: Internationalist Correspondence Bulletin, wrzesień 2023)