Paul Mattick – Kapitalizm i ekologia: od upadku kapitału do upadku świata


Artykuł ten dotyczy kryzysu ekologicznego, raportu Klubu Rzymskiego pt. „Granice wzrostu” i pracy wschodnioniemieckiego filozofa Wolfganga Haricha. Wraz z aktualnością tematu, dokonywanych prób z nim się mierzenia i, co ciekawe: aktualności proponowanych rozwiązań przez różne kierunki myśli społecznej – szczególnie polecamy jego lekturę!  – Przyp. red.

Historyczny charakter natury wynika z drugiej zasady termodynamiki, odkrytej ponad sto lat temu przez Carnota i Clausiusa, mówiącej o wzroście entropii kończącym się śmiercią cieplną. Nasze ziemskie życie zależy od ciągłego dopływu energii z promieniowania słonecznego, który maleje wraz ze wzrostem entropii, jakkolwiek powoli. Z ludzkiego punktu widzenia jest to okres nieokreślony, zbyt gigantyczny, by brać go pod uwagę w praktyce. Niemniej jednak prawo entropii ma ciągły, bezpośredni wpływ na Ziemię, a tym samym na los ludzkości. Oprócz słońca, bogactwo mineralne ziemi zapewnia zaspokojenie ludzkich potrzeb energetycznych. Ich eksploatacja przyspiesza jednak przemianę energii „wolnej” w „związaną”, czyli taką, która nie jest już dostępna dla człowieka i ulega degradacji w kierunku śmierci cieplnej. Innymi słowy, dostępne źródła energii mogą być wykorzystane tylko raz. Wraz z ich wyczerpaniem ludzkie życie dobiegłoby końca, i to na długo przed ochłodzeniem słońca, ponieważ wszystkie naturalne bogactwa ziemi nie zawierają więcej energii niż dwa dni światła słonecznego.

Dlatego dla ludzkości druga zasada termodynamiki sprowadza się do ograniczenia bogactw naturalnych. Im wolniej są one wydobywane, tym dłużej ludzkość może żyć; im szybciej są one wykorzystywane, tym szybciej osiągniemy nasz koniec. Ponieważ konsumpcja zmienia się wraz z wielkością populacji, moment, w którym świat się zawali, jest związany z problemem populacji. Aby opóźnić to załamanie, należy ograniczyć wzrost populacji i zmniejszyć zużycie zasobów naturalnych. Wolfgang Harich zwrócił się do tego problemu, podniesionego w odniesieniu do świata kapitalistycznego przez Klub Rzymski, w odniesieniu do komunizmu, który do tej pory podobnie angażował się w niekończący się wzrost gospodarczy1.

Do Haricha pasuje stare powiedzenie: „Kot nie zostawi myszy w spokoju”. Wieloletni pobyt w więzieniach Waltera Ulbrichta nie był w stanie złamać jego ducha sprzeciwu. Tak jak po 17 czerwca 1953 r. zwrócił się przeciwko stalinowskiemu kursowi w NRD, w interesie samej NRD, tak dziś zwraca się przeciwko ideologii wzrostu panującej w tym kraju, aby zbawić świat za pomocą komunizmu. Po 1953 r. NRD powinna była zbliżyć się do Zachodu, aby opanować swoje wewnętrzne sprzeczności; dziś problemy ekologiczne podnoszone na Zachodzie powinny być rozwiązywane przez Wschód, aby zapobiec zniszczeniu świata. Zniesienie kapitalizmu jest zatem dla Haricha nie tylko celem polityki komunistycznej, ale jedynym odpowiednim środkiem do przejścia do świata bez wzrostu, od którego zależy długoterminowe przetrwanie rasy ludzkiej. Wyraził swoje poglądy w wywiadach z Freimutem Duve, mając nadzieję, że nie zostaną one ponownie źle zrozumiane w NRD.

Ani Marks, ani ekonomia klasyczna nie odnosili swoich teorii do prawa entropii. Malthus jednak otworzył na debatę problem populacji, a Ricardo postrzegał tendencję do malejących zysków z ziemi jako ograniczenie kapitalistycznego rozwoju. W ten sposób – apologetycznie – przedstawiali sprzeczności kapitalistyczne jako procesy naturalne i niezmienne. Teorie te zostały opracowane w czasie, gdy rolnictwo nadal dominowało w gospodarce, a rozwój przemysłowy dopiero raczkował. Chociaż produkcja jest zdeterminowana przez przyrodę i istoty ludzkie, główna uwaga Marksa i Engelsa była skierowana nie na naturalne ograniczenia, ale na te wynikające z kapitalistycznego sposobu produkcji, ponieważ świat – postrzegany jako przyroda – był nadal dość słabo zaludniony, a „przeludnienie”, o którym pisał Malthus, było bezpośrednim skutkiem kapitalizmu. Oczywiście rosnąca populacja zakłada rosnącą produktywność pracy, a to z kolei zakłada zmiany w strukturze społecznej. „Im bardziej zagłębiam się w te sprawy”, pisał Marks do Engelsa, „tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że reforma rolnictwa, a co za tym idzie kwestia własności na nim oparta, jest alfą i omegą nadchodzącego przewrotu. Bez tego ojciec Malthus okaże się mieć rację”2.

W świetle dominacji w NRD ideologii wzrostu, która ma wykraczać poza dotychczasowy rozwój sił wytwórczych, Harich stara się uzasadnić swoje zainteresowanie ekologią odniesieniami do Marksa i Engelsa oraz materializmu dialektycznego. Powołując się na francuskiego komunistę G. Biolata, utrzymuje, że „rozwój ekologii wyraził nowe, głęboko dialektyczne podejście do badania przyrody”, tak więc jego własna troska „jest tak ortodoksyjna, jak tylko można sobie tego życzyć”. Ekologia zajmuje się „wzajemnym działaniem między przyrodą a społeczeństwem”, które może być w pełni zrozumiane tylko przez adeptów „dialektyki przyrody” i „marksistowskiej teorii wiedzy udoskonalonej przez Lenina”.

Metabolizm między ludźmi a przyrodą, który można również rozumieć jako wzajemną interakcję, sam w sobie nie ma nic wspólnego z kwestią dialektyki przyrody i nie będzie kwestionowany przez tych, dla których dialektyka nie ma racji bytu. Dlatego też epistemologia Lenina nie jest wymagana do dyskusji o ekologii i jej zagrożeniach, podobnie jak posiadanie przez niego tej epistemologii, co Harich musi z przykrością przyznać, do tej pory niewiele wniosło do wiedzy o problemach ekologicznych. W każdym razie Klub Rzymski nie przejmuje się materializmem dialektycznym. Ponieważ w ostatecznym rozrachunku nawet dla Haricha nie ma znaczenia, czy dialektyka przyrody obejmuje już problem ekologiczny, nie jest konieczne omawianie jego partyjnej leninowskiej ortodoksji. Jego argumentacja opiera się nie na dialektyce przyrody, ale na obliczeniach Klubu Rzymskiego, które wychodzą od zbyt szybkiej konsumpcji zasobów naturalnych i eksplozji populacji, aby przewidzieć upadek ludzkości w niezbyt odległej przyszłości.

Istnieją aspekty przyrody, które można uchwycić za pomocą logiki formalnej i inne, które wymagają użycia logiki dialektycznej. Odkrycia w mikrofizyce wymuszają logikę adekwatną do tego przedmiotu, która nie jest identyczna ani z logiką formalną, ani dialektyczną. Ale środki do zrozumienia przyrody i znaczenie jej prawidłowości dla istot ludzkich, które je badają, nie dają informacji o „całości” przyrody i jej prawach ruchu, które są dla nas zamknięte do tej pory i bez wątpienia na stałe. Nawet jeśli logika dialektyczna byłaby wymagana do badania natury, nie moglibyśmy wyciągnąć z tego żadnych wniosków na temat dialektyki przyrody; w przeciwieństwie do tego dialektyka społeczeństwa jest widoczna w jego rozwoju gospodarczym i walkach klasowych. Można oczywiście opisać prawo entropii jako „dialektyczne”, tylko dlatego, że implikuje ono trwałe zmiany jakościowe, zwłaszcza jeśli prześledzimy wszystkie procesy gospodarcze i biologiczne do ich fizycznych podstaw. Ale druga zasada termodynamiki została odkryta przez chemię fizyczną, a nie przez metodę dialektyczną, i jest wystarczające, aby oświetlić ekologię zarówno z biologicznego, jak i społecznego punktu widzenia.

Marksizm nie jest nauką przyrodniczą, a w rzeczywistości nie jest nauką w sensie burżuazyjnym, ale wykorzystuje metody naukowe w celu odkrycia przesłanek i konieczności transformacji społecznej w ogóle, a zniesienia kapitalizmu w szczególności, w celu praktycznej interwencji w procesy społeczne. Praw natury nie można zmienić; należy je zaakceptować, chociaż coraz większe ich zrozumienie staje się ludzką siłą wytwórczą, określającą możliwości rozwoju społecznego. Jeśli natura, tak jak wpływa na istoty ludzkie, może rozwijać się tylko w jednym kierunku, a mianowicie w kierunku swojego końca, tak długo, jak świat istnieje, problemy ludzkości są zdeterminowane przez ten świat i muszą być w nim rozstrzygane. Nawet gdyby było prawdą, że termodynamika jest cechą charakterystyczną tylko rozszerzającego się wszechświata i że w kurczącym się wszechświecie zachodziłby proces odwrotny, prowadzący do nowej produkcji materii z promieniowania, nie ma to znaczenia dla świata, który w międzyczasie zniknąłby wraz ze swoimi mieszkańcami.

Jest również oczywiste, bez odwoływania się do zasady entropii, że metabolizm między ludzkością a przyrodą zależy od płodności ziemi i produktywności jej surowców. Wraz z wyczerpywaniem się tych ostatnich zmniejszają się źródła energii, a wraz z nimi możliwość ingerencji człowieka w procesy naturalne. Świat, w którym żyli Marks i Engels, nie znał jednak żadnych ograniczeń produkcji określonych przez naturę. Ani procesy fizyczne, ani biologiczne nie wyjaśniały nieprzyjemnych warunków społecznych. Wyczerpanie bogactw Ziemi i względne przeludnienie były bezpośrednim rezultatem produkcji dla zysku i mogły zostać zniwelowane przez eliminację kapitalistycznych stosunków produkcji. Nie można było jeszcze mówić o kryzysie ekologicznym, zwłaszcza z marksistowskiego punktu widzenia.

Czy dziś jest inaczej? Według Klubu Rzymskiego i Haricha znajdujemy się w samym środku kryzysu ekologicznego, który zobowiązuje marksizm do głębszego niż dotychczas wniknięcia w naturalne podstawy społeczeństwa i w kwestię populacji poruszoną przez Malthusa. Harich uważa, że komunistyczni naukowcy, jeśli jeszcze nie w NRD, to w ZSRR, „zaczynają z coraz większą wnikliwością koncentrować się na kryzysie ekologicznym”. Powtórzę: problem można podsumować trzema pojęciami – przeciążenie środowiska, zużycie surowców, przeludnienie. Rozwiązanie, według Haricha, polega na odwróceniu tych procesów. Oznacza to jednak zniszczenie społeczeństwa kapitalistycznego, a tym samym rewolucyjne przemiany na poziomie globalnym.

Według Haricha nie możemy jednak już dziś mówić o rewolucji komunistycznej, tak jak ją sobie kiedyś wyobrażano, uwalniając społeczne siły wytwórcze z okowów kapitalistycznych stosunków produkcji w celu zaspokojenia rosnących potrzeb, ale musimy podjąć ideę Babeufa, aby zawrócić siły wytwórcze i ludzkie potrzeby w kierunku przedindustrialnej ascetycznej kolektywności. Już Marks podkreślał, że w kapitalizmie siły wytwórcze stały się siłami destrukcji, „i dokładnie tego”, mówi Harich, „doświadczamy dzisiaj”. Jest to jednak nieporozumienie ze strony Haricha. Nawet biorąc pod uwagę destrukcyjną stronę kapitalistycznego rozwoju, Marks widział w komunizmie jedyną możliwą drogę do dalszego progresywnego rozwoju sił wytwórczych, od którego zależy przezwyciężenie ludzkiej nędzy zdeterminowanej przez kapitalizm. Z pewnością ten wzrost społecznych sił wytwórczych obejmuje wymóg, aby nie służył już ślepemu dążeniu do waloryzacji kapitału, ale racjonalnym ludzkim potrzebom, które same są zdeterminowane przez technologiczno-naukowy charakter dodatkowych sił wytwórczych.

Teraz może się to okazać utopijne, nie tylko ze względu na długotrwały charakter kapitalizmu, ale także z powodu ograniczeń wzrostu gospodarczego ustanowionych przez naturę i nieuwzględnionych przez Marksa. Względne przeludnienie, o którym pisał Marks, stało się, według Haricha, przeludnieniem absolutnym, którego nie można przezwyciężyć poprzez przejście od kapitalizmu do komunizmu, a jedynie poprzez jego systematyczną redukcję za pomocą planowania populacji – i to nie tylko w „Trzecim Świecie”, ale w skali globalnej. Tak więc nawet komunizm nie pozwala na dalszy rozwój w oparciu o nowoczesny przemysł, ale wymaga planowania gospodarczego bez wzrostu i ewentualnie likwidacji już używanych form produkcji.

Kryzys ekologiczny odkryty przez Klub Rzymski i innych może być postrzegany jako nowa próba – podobna do wysiłków Malthusa i Ricardo – wyjaśnienia trudności społecznych jako wyniku warunków naturalnych, ponieważ dla nich forma społeczeństwa wydaje się być naturalna i niezmienna. Nowością jest to, że dziś istnieje zgoda ze strony „marksistowskiej”, z dobrym lub złym sumieniem. Oczywiście stanowisko Haricha różni się od stanowiska Klubu Rzymskiego tym, że pozostaje on świadomy, że nawet przy pełnym zrozumieniu sytuacji kryzysowej świat kapitalistyczny nie jest w stanie podjąć środków w celu zachowania ludzkiego życia w odległej przyszłości, nawet jeśli na skromniejszych podstawach. Klub Rzymski, zauważa Harich, rzeczywiście mówi o spodziewanym zubożeniu i zniszczeniu świata, ale „nie mówi, że bogaci muszą zniknąć z obrazu”. Ludzie są dziś rzeczywiście gotowi „racjonować benzynę”, ale nie są gotowi „racjonować wszystkiego„. Ale dlaczego wszystko nie miałoby być racjonowane, i to na zasadach socjalistycznych, pyta Harich; „Czy to już nie byłby komunizm?”. Czy nie byłby to, „w wyniku racjonalnej dystrybucji, komunizm Babeufa, do którego ruch robotniczy musi teraz, po osiągnięciu wyższego poziomu, zawrócić dialektycznym ruchem spiralnym – negacją negacji – po tym, jak 'źródła’ kapitalistycznego bogactwa płynęły przez prawie 200 lat?”.

Ale dlaczego zatrzymywać się na Babeufie? Dlaczego nie powrócić do doskonałej ekologii raju sprzed grzechu pierworodnego? Jedno jest tak samo niemożliwe, jak drugie, na którym Babeuf musi się zawieść. Historii nie da się cofnąć, nawet poprzez „negację negacji”. Racjonowana dystrybucja sama w sobie zakłada siły produkcyjne, które odpowiadają potrzebom czterech miliardów ludzi, a wraz z tym ciągły rozwój produkcyjny, aby przeciwdziałać prawu rosnącej entropii, tj. wspierać ujemną entropię żywego świata przy jak najmniejszym wydatku „darmowej” energii.

Ale poza tym racjonowanie, o którym mówi Harich, nie jest wcale obce kapitalistycznemu światu, gdzie można je znaleźć, stosowane mniej lub bardziej dokładnie, w czasie wojny (a także w „komunizmie wojennym”). Poza tym kapitalizm opiera się, w formie prawa wartości dodatkowej, na formie „reglamentacji” proletariackich warunków życia, co charakteryzuje również stosunki produkcji w rzekomo „socjalistycznych” krajach, chociaż tam wartość dodatkowa może pojawić się bezpośrednio jako produkt dodatkowy. W rzeczywistości istnienie kapitału, jak wyjaśnia sam Harich, zależy od ciągłego „racjonowania” producentów, aby zaspokoić rosnące zapotrzebowanie na wartość dodatkową akumulacji. Kiedy i w jakimkolwiek stopniu jest to konieczne, kapitał będzie również szukał politycznych sposobów na obniżenie warunków życia pracowników do skromniejszego poziomu. Rozszerzające się ubóstwo na poziomie globalnym jest produktem produkcji wartości dodatkowej, wynikiem „racjonowania” przez kapitalizm warunków życia coraz większych mas ludzi i dlatego nie może być zalecane jako rozwiązanie kryzysu ekologicznego. Gdyby było to rozwiązanie, kapitał byłby w najlepszej pozycji do jego realizacji.

Kiedy Harich mówi o konieczności ograniczenia produkcji i konsumpcji, pojawia się pytanie: o kim on właściwie mówi? O robotnikach, od których zawsze wydobywa się więcej wartości dodatkowej? O bezrobotnych, którzy z trudem utrzymują się nad poziomem wody? O setachk milionów w krajach słabo rozwiniętych, które cierpią z powodu niedożywienia i powolnego (lub często szybkiego) głodu? A jeśli absolutne przeludnienie i zbyt szybka konsumpcja surowców są przyczynami tych cierpień, to bardziej sprawiedliwa dystrybucja nie może zasadniczo wiele zmienić. Tak więc, według Haricha, musimy położyć kres akumulacji, aby produkcja społeczna oparta na prostej reprodukcji i przy zerowym wzroście populacji mogła w końcu dorównać konsumpcji.

Kapitalistyczne stosunki produkcji i własności wykluczają możliwość prostej reprodukcji. Przerwanie rozwoju przemysłowego wymaganego przez presję akumulacji przynosi kryzys gospodarczy i nędzę okresu depresji. Z punktu widzenia, który postrzega kryzys ekologiczny jako już trwający, byłaby to oczywiście sytuacja pożądana. Ale ponieważ sytuacja kryzysowa bez rewolucyjnej kontestacji systemu kapitalistycznego może prowadzić tylko do nowej fazy akumulacji, realizacja prostej reprodukcji jest zarezerwowana dla komunizmu. Rzeczywiście, w koncepcji Haricha komunizm również nie jest rzeczywistością, ale jego warunki wstępne zostały już ustalone wraz z istnieniem „krajów socjalistycznych”. To od nich i od ruchów robotniczych w krajach kapitalistycznych zależy, czy społeczeństwo zachowa swoje naturalne podstawy. „Obalenie burżuazji, stworzenie dyktatury proletariatu i urzeczywistnienie komunizmu są”, według Haricha, „warunkami wstępnymi społecznej realizacji postulatów Klubu Rzymskiego”.

Jednak poza garstką naukowców, ani władze „krajów socjalistycznych”, ani robotnicy świata kapitalistycznego nie są świadomi tego ważnego zadania. Jak podkreśla Freimut Duve, „polityka gospodarcza wszystkich narodów – bez wyjątku – jest taka sama, jak gdyby badania Klubu Rzymskiego nigdy nie zostały przeprowadzone”. Dotyczy to również „krajów socjalistycznych”, co nie powstrzymuje Haricha przed przypisywaniem im możliwości szybszej i lepszej adaptacji do kryzysu ekologicznego, ponieważ nie podlegają one presji na rozszerzoną reprodukcję. Ponieważ w każdym przypadku niszczenie środowiska jest problemem dla społeczeństwa przemysłowego, możliwość poradzenia sobie z tym problemem nie jest w żaden sposób neutralna systemowo. Z pewnością, niestety, zasoby surowcowe krajów „socjalistycznych” sprawiają, że wcześniejsza rewolucja komunistyczna nie jest konieczna. Ale mimo to w końcu poradzą sobie z kryzysem ekologicznym, ponieważ komuniści „nigdy nie pogodzą się z myślą, że ludzkość jest skazana na zniszczenie”.

W międzyczasie chodzi o ponowne płynięcie „pod prąd” i pokazanie światu obrazu przyszłości, aby wskazać drogę ucieczki. To, że Klub Rzymski może jedynie ostrzegać i przedstawiać propozycje, według Haricha, nie zmienia niczego w „rewolucyjnej sile wybuchowej” ekologicznego zrozumienia, które osiągnął. Implikacje tego zrozumienia mogą być wyciągnięte tylko przez ruch robotniczy i państwa robotnicze, ale wymagają one rewizji tradycyjnych idei komunistycznych. „Należy wykorzystać zalety systemu socjalistycznego, aby regulować poprzez planowanie produkcję wszystkich dóbr materialnych, aby optymalnie spełnić kryteria ekologii…”. W tym celu, mówi Harich, „partie lewicowe muszą teraz natychmiast zacząć wyjaśniać klasie robotniczej powody, dla których zatrzymają wzrost gospodarczy, gdy tylko dojdą do władzy, i nałożą ograniczenia materialne na całą populację, w tym robotników”. Będzie to zatem rewolucja nie na rzecz poprawy, ale obniżenia standardu życia robotników.

Trudno będzie wzbudzić wiele rewolucyjnego entuzjazmu dla tego projektu. To jest największe zmartwienie Haricha. Jako osoba kochająca prawdę pragnie nie budzić złudzeń i wyjaśnić robotnikom konieczność nowych niedostatków, „tak popularnych, jak to możliwe i tak niepopularnych, jak to konieczne, biorąc pod uwagę osąd nauki”. W każdym razie musimy położyć kres myśleniu o dobrobycie i fetyszyzmowi wzrostu, „za pomocą reedukacji, choć także, gdy jest to konieczne, poprzez rygorystyczne represje, być może poprzez zamknięcie całych gałęzi produkcji, któremu towarzyszą prawnie narzucone kuracje typu „cold-turkey” [dosł. zimnego indyka]”. Jest jasne, przynajmniej dla Haricha, „że w tym celu społeczna własność środków produkcji, zarządzana przez państwo proletariackie, jest niezbędnym warunkiem wstępnym”. Ale to nie wystarczy. Państwo proletariackie musi mieć również moc kontrolowania indywidualnej konsumpcji zgodnie z kryteriami narzuconymi przez ekologię. „W skończonym systemie biosfery”, kontynuuje Harich, „w którym komunizm musi utorować sobie drogę, musi przekształcić ludzkie społeczeństwo w homeostatyczny stan stacjonarny, który, tak jak ogranicza kontynuację dynamiki kapitalizmu lub socjalizmu, nie ma również miejsca na nieograniczoną wolność jednostki. Jakakolwiek idea przyszłego obumierania państwa jest zatem iluzoryczna”.

Ta „rewizja” „klasycznego marksizmu-leninizmu” jest oczywiście skierowana tylko przeciwko ideologii, a nie przeciwko rzeczywistości krajów „socjalistycznych”, które nigdy nie zamierzały i nie zamierzają teraz wyrzec się „władzy państwowej i skodyfikowanego prawa” w celu urzeczywistnienia komunizmu w oryginalnym marksistowskim sensie. Ale tak jak państwo autorytarne, według Haricha, było konieczne, aby stworzyć „ciężki przemysłowy fundament narodowego samostanowienia” z „niespotykaną surowością i brutalnością”, tak dziś jest jeszcze bardziej konieczne, aby zdemontować ten fundament. Tak jak Stalin „rządził krajem” w celu rozwoju przemysłowego, tak państwo proletariackie, biorąc pod uwagę prognozy nauki, musi wykorzystać wszelkie niezbędne środki, aby zmusić ludzi do życia zgodnego z ekologią. Sam komunizm Babeufa nie może być pozostawiony robotnikom, ale może być osiągnięty jedynie poprzez nieuniknioną władzę państwową sprawowaną przez partie marksistowsko-leninowskie.

Na to Duve odpowiada, że nie można mówić o komunizmie w odniesieniu do autorytarnych idei Haricha, ponieważ „zarządzanie niedostatkiem w każdym przypadku da administratorom prawdziwą władzę”. Utrwalenie państwa jest naturalnie utrwaleniem społeczeństwa klasowego, a więc wyzyskujących stosunków produkcji, które są jednocześnie stosunkami własności. Jako własność państwowa środki produkcji pojawią się w przyszłości jako środki produkcji oddzielone od robotników. To, jak i co jest produkowane, jest podporządkowane nie ich kontroli, ale kontroli instytucji państwowych, które rzekomo reprezentują interes społeczeństwa. Ale to społeczeństwo pozostaje podzielone na jedną grupę ludzi zorganizowanych przez państwo, którzy kontrolują środki produkcji, a tym samym dystrybucję produktu, oraz masę ludności, która musi wykonywać ich rozkazy. Ten nowy typ społeczeństwa, charakteryzujący się państwową kontrolą środków produkcji, jawi się burżuazji jako socjalizm państwowy lub po prostu socjalizm, ale jest kapitalistyczny w swoim stosunku do robotników, co jest dogodnie wyrażone w koncepcji kapitalizmu państwowego, chociaż stara się przedstawiać jako socjalizm.

Po ustanowieniu tej sytuacji proces reprodukcji społecznej odbywa się jako reprodukcja dominacji państwa, a bogactwo społeczne rośnie wraz ze wzrostem władzy państwowej. Oprócz międzynarodowej walki konkurencyjnej między narodowo zorganizowanymi kapitałami, która będzie jeszcze ostrzejsza dzięki różnicom między systemami kapitalistycznymi, klasa uprzywilejowana budująca się w ramach stosunków społecznych kapitalizmu państwowego ma swój własny bezpośredni interes we wzroście produktu dodatkowego do swojej dyspozycji, a więc w rozwoju sił wytwórczych na fundamencie państwowo-kapitalistycznym. Nie można oczekiwać, że swobodnie ustali ograniczenia sił wytwórczych, a w zakresie, w jakim jest zmuszony w tym kierunku, nie zastosuje wynikających z tego niedostatków do siebie, ale narzuci je bezsilnej masie ludności. Argument ekologiczny oferuje oczywiście dobre alibi.

Jest on już przydatny dla Haricha do obrony ciągłego zacofania krajów „socjalistycznych” w porównaniu z kapitalistycznymi krajami przemysłowymi. „Musimy przekształcić gradient standardów życia Zachód-Wschód”, mówi, „który do tej pory ograniczał postęp rewolucji proletariackiej w kapitalistycznych krajach przemysłowych, w gradient Wschód-Zachód wzorowej troski o środowisko, racjonalnego, umiarkowanego, oszczędnego obchodzenia się z surowcami i zgodnej z tym jakości życia socjalistycznego”. Robotnicy na Zachodzie, nawet jeśli dopiero po udanej rewolucji, mają wziąć za wzór niższy standard życia na Wschodzie i postrzegać swój rewolucyjny obowiązek w wyrzeczeniu się nielicznych wygód, które od czasu do czasu oferuje im kapitalizm. To, czego doświadczają robotnicy w NRD, powinno zatem wyjaśnić ludziom na Zachodzie, „że cechy NRD, podobnie jak całego obozu socjalistycznego, które zwykle postrzegamy jako wady, są zaletami, gdy tylko zmierzymy je z nowymi standardami kryzysu ekologicznego”.

Ta inwersja dotychczas istniejących wartości nie może jednak, w koncepcji Haricha, zostać osiągnięta z dnia na dzień. Komunizm równych Babeufa zakłada „pierwszą fazę socjalizmu”, co podkreślał już Marks i co istnieje w NRD: tj. podział nie według potrzeb, ale według wykonanej pracy. Ponieważ to „państwo proletariackie” ocenia wydajność, państwo to staje się narzędziem nierówności i nie ma innej treści niż ta nierówność lub ono samo. Ale tak samo jak klasa rządząca w kapitalizmie prywatnym nie jest skłonna dobrowolnie zrezygnować ze swoich przywilejów, tak samo nowa klasa rządząca poprzez „państwo proletariackie” nie zrezygnuje z przywilejów z nią związanych. „Państwo socjalistyczne” nie jest w stanie zareagować na ostrzeżenia Klubu Rzymskiego à la Babeuf bardziej niż kapitał; zamiast tego, jak zawsze, działa kosztem robotników, z kryzysem ekologicznym lub bez niego. I tak jak klasa robotnicza nie będzie gotowa, w warunkach wyzysku i nierówności panujących w krajach kapitalistycznych, odłożyć na bok swoje potrzeby w celu ochrony środowiska, tak samo robotnicy z krajów „socjalistycznych” nie wyrzekną się poprawy standardu życia w interesie „przyszłych pokoleń”. Walka klas, zawsze ukryta, zadecyduje o dalszym przebiegu rozwoju gospodarczego. Jeśli wzrost gospodarczy ma zostać zatrzymany, walka klas musi również zostać zniesiona lub, używając terminologii Haricha, „dyktatura proletariatu” pod przywództwem partii komunistycznych musi zostać stworzona na skalę globalną, aby sprostać wymaganiom kryzysu ekologicznego nawet w „pierwszej fazie” komunizmu.

Walka klasowa nie może oczywiście zostać zniesiona za pomocą władzy państwowej, a jedynie prowadzona w jednostronny sposób przez dłuższy lub krótszy okres, to znaczy poprzez faszystowską lub demokratyczną dyktaturę kapitału lub poprzez „dyktaturę klasy robotniczej” w sensie „marksizmu-leninizmu”. Tak jak kryzys gospodarczy wynikający z kapitalistycznych stosunków produkcji zaostrza antagonizmy klasowe, tak samo należy oczekiwać, że środki mające na celu przezwyciężenie kryzysu ekologicznego, które są takie same jak te reagujące na kryzys gospodarczy, zaostrzą konflikty klasowe. Ciągłe zagrożenie dla klas rządzących z jednej strony popchnie te ostatnie do utrzymania władzy za pomocą dyktatorskich środków; z drugiej strony będą one również starały się zaspokoić żądania pracowników w połowie drogi, o ile jest to możliwe. Dla prywatnego kapitału może to być tylko kwestia środków, które prowadzą do wznowienia akumulacji kapitału, a wraz z nim ekspansji produkcji. Aby utrzymać swoją władzę, klasy rządzące w krajach „socjalistycznych” muszą zwiększyć wydajność pracy i rozszerzyć produkcję, nie oglądając się wstecz na ekologiczne konsekwencje dalszego wzrostu.

W ten sposób ostrzeżenia Klubu Rzymskiego padają na głuche uszy wszędzie, a szczególnie w krajach „socjalistycznych”, gdzie nowa „burżuazja” powstała na fundamencie państwa. Harich wyczarowuje brak zrozumienia ze strony „komunistycznych” władz, któremu można zaradzić „naukową” wnikliwością, ale prawdziwym problemem jest świadomość klasowa nowej klasy rządzącej, równie silna jak świadomość starej klasy rządzącej. Jest to fałszowanie socjalizmu w socjalizmie państwowym, jedynym rodzaju „socjalizmu”, jaki Harich może sobie wyobrazić, co pozwala mu uzależnić swoje ekologiczne nadzieje od dyktatury państwowej i jej utrwalenia.

Jeśli zbawienie świata zależy od już istniejących krajów „socjalistycznych” i przyszłych im podobnych, możemy porzucić wszelką nadzieję. To, co Harich zarzuca kapitalizmowi, jego niezdolność do zatrzymania wzrostu gospodarczego, jest równie prawdziwe w przypadku systemów państwowo-kapitalistycznych udających „socjalizm”. Jego iluzoryczne żądanie „stacjonarnego stanu ludzkości w systemie natury” wymaga jednoczesnego przezwyciężenia systemu kapitalistycznego i państwowo-kapitalistycznego i wymagałoby ruchów rewolucyjnych, które nie podporządkowałyby się bezwarunkowo „osądowi nauki” lub państwa, ale bez posłuszeństwa wobec władzy, zadomowiłyby się w świecie w sposób odpowiadający ich własnym wymogom i potrzebom.

Ponieważ takie ruchy nie istnieją, utknęliśmy w kryzysie ekologicznym. „Nauka” nie jest odpowiedzialna za praktyczne zastosowanie lub brak zastosowania zdobytej przez nią wiedzy; są one pozostawione rządom, a więc klasom rządzącym. Osobliwe jest to, że Harich krytykuje fetyszyzm wzrostu w imię nauki, ponieważ ta ostatnia sama w sobie jest tylko aspektem fetyszyzmu wzrostu. Nauka jest reprezentowana przez ludzi, którzy są nie tylko naukowcami, ale także członkami społeczeństwa, i to konkretne interesy społeczne determinują obszary zastosowania nauki. Rozwój kapitalistycznych sił wytwórczych lub – co sprowadza się do tego samego – wygenerowanie „kryzysu ekologicznego” było procesem możliwym dzięki nauce, w coraz większym stopniu bezpośrednim wynikiem nauki i jej wpływu na technologię. To właśnie od tej niszczącej środowisko nauki Harich oczekuje teraz instrukcji niezbędnych do odbudowy równowagi ekologicznej, której praktyczna realizacja wyznaczyłaby określone granice nie tylko dla wzrostu gospodarki, ale także dla nauki. Mówi oczywiście o nauce w warunkach „dyktatury proletariatu”, ale ponieważ jest to tylko inna nazwa wciąż istniejącej relacji kapitał-pracownik, w formie własności państwowej, tutaj również rozwój nauki zależy od dalszego wzrostu sił wytwórczych, ponieważ społecznie określone interesy naukowców pozostają związane z postępem kapitalizmu państwowego.

Jest to najwyraźniej sprzeczne z uznaniem przyznanym Klubowi Rzymskiemu przez rosyjskich naukowców, a także z ogólną uwagą poświęconą odkryciom Klubu, którym przypisuje się „rewolucyjną siłę wybuchową”. Wydaje się zdumiewające, że badania te były finansowane przez kapitalistyczne instytucje i koncerny biznesowe, takie jak Fundacja Volkswagena, nie mówiąc już o nieoczekiwanym liberalizmie, z jakim państwa totalitarne przyznały swoim naukowcom prawo do pesymistycznej futurologii. Czy widzimy tu naukę jako taką, niezależną od swojego społecznego otoczenia, otwierającą wolną drogę, czy też jej obecne obawy są również obawami klas rządzących? Czy ten rozwój jest może częścią długofalowego planowania, czy tylko spontaniczną reakcją na niedobór niezbędnych surowców i paliw, politycznie zaprojektowaną w ramach mechanizmu cenowego? A może mamy tu do czynienia jedynie z wolną ręką daną nauce, która ostatecznie może prowadzić jedynie do szeroko zakrojonych projektów mających na celu zapewnienie naukowcom pracy i dochodów? Chociaż problem ekologiczny faktycznie istnieje, badania nad nim nie mają prawie żadnego praktycznego znaczenia. O ile można przypisać im praktyczne znaczenie, jest ono sprzeczne: podczas gdy są one w stanie wyjaśnić straszną sytuację robotnikom na Wschodzie i Zachodzie i powstrzymać ich walkę o lepsze warunki życia, wzrost wartości dodatkowej lub produktu dodatkowego nadal wymaga postępującej destrukcji ekologicznej.

Absolutne utrzymanie równowagi ekologicznej jest niemożliwe. Ale dziś przedłużenie ludzkiej egzystencji poprzez poszanowanie granic wyznaczonych przez przyrodę jest możliwe, ale jego realizacja wymagałaby zakończenia kapitalistycznej nadmiernej eksploatacji zasobów naturalnych. Ograniczenia wyznaczone przez przyrodę nie są jeszcze najważniejsze. To, co jest konieczne dziś i jutro, to zakończenie ludzkiej nędzy spowodowanej kapitalistycznymi stosunkami produkcji, jako punkt wyjścia dla racjonalnie zaplanowanego trybu społeczeństwa zgodnego z warunkami naturalnymi – opartego nie na dalszych niedostatkach, ale na wyższym standardzie życia dla wszystkich, od którego zależy zmniejszenie wzrostu populacji i który umożliwiłby dalszy rozwój sił wytwórczych społeczeństwa.

Postępująca destrukcja środowiska jest nie tyle wynikiem rosnących sił wytwórczych, co rozwoju tych sił w warunkach kapitalistycznych. Gdyby produkcja kapitalistyczna rzeczywiście była tym, za co się ją uważa, czyli produkcją służącą zaspokajaniu ludzkich potrzeb, rozwój sił wytwórczych miałby inny charakter niż obecnie, z inną technologią i innymi konsekwencjami ekologicznymi. W odniesieniu do tego, zwiększona reprodukcja z rosnącą populacją i rosnącymi potrzebami zasadniczo nie robi różnicy. Jednak rozwój sił wytwórczych odbywa się w oparciu o kapitalistyczne stosunki produkcji, a zatem jest związany z produkcją kapitału; może służyć ludzkim potrzebom tylko w takim stopniu, w jakim pokrywają się one z wymogami akumulacji kapitalistycznej. Wyklucza to jakiekolwiek bezpośrednie odniesienie do prawdziwych potrzeb społecznych i naturalnych granic produkcji społecznej. W warunkach kapitalistycznej konkurencji, która nie została zniesiona przez kapitał monopolistyczny i której systemy państwowo-kapitalistyczne są podporządkowane jako części systemu globalnego, rozwój sił wytwórczych postępuje ślepo, zwłaszcza gdy podejmowane są próby objęcia produkcji świadomą centralną kontrolą na poziomie krajowym. Proces ten wymaga ogromnego marnotrawstwa ludzkiej siły roboczej i zasobów naturalnych, co nie miałoby miejsca (przynajmniej w takim samym stopniu) w innym systemie społecznym.

Chociaż nie ma w tym większego sensu, można by obliczyć, w jakim stopniu ekspansja kapitalistycznej produkcji jest zdeterminowana przez wymogi ludzkiej egzystencji, a w jakim przez specyficzny charakter kapitalistycznego sposobu produkcji. Innymi słowy: jak wyglądałaby produkcja bez wszystkich produktywnych i nieproduktywnych działań wymaganych przez kapitalizm? Z pewnością taka kalkulacja pokazałaby, że można by zrezygnować z co najmniej połowy kapitalistycznej produkcji bez wpływu na warunki życia ludzi. Większa część wykonywanej dziś pracy jest nieproduktywna, ma „sens” tylko w ramach kapitalistycznego rynku i stosunków własności. Mogłaby zostać przekształcona w produktywną pracę – „produktywną” nie w sensie opłacalności, ale w sensie tworzenia wartości użytkowej – przy jednoczesnym skróceniu czasu pracy. Taka produkcja, wraz ze zniknięciem zasady zysku, konkurencji i niepotrzebnej „moralnej deprecjacji” środków produkcji, przyniosłaby znaczące oszczędności surowców bez zmniejszania produkcji w celu zaspokojenia ludzkich potrzeb.

Taka transformacja wymaga porządku społecznego odmiennego od istniejącego. Jeśli podążymy za wyliczeniami Klubu Rzymskiego, może się okazać, że – biorąc pod uwagę przeludnienie, ograniczoną nośność Ziemi i wysychanie źródeł energii – szansa na jej dokonanie została już utracona. Rzut oka na dzisiejszą światową produkcję wyraźnie pokazuje, że nie możemy jeszcze mówić o faktycznym braku zasobów materialnych. Wręcz przeciwnie, pomimo krótkotrwałego, sztucznie wytworzonego „kryzysu energetycznego”, świat cierpi z powodu „nadprodukcji”, niewystarczającego efektywnego popytu, nawet w oparciu o niską stopę akumulacji, która sama w sobie wyznacza granice ekspansji produkcji. Sytuacja kryzysowa, której doświadczamy, nie ma jak dotąd przyczyn naturalnych, ale ma swoją podstawę w wymogach waloryzacji kapitału. Nawet według Klubu Rzymskiego skutki kryzysu ekologicznego będą w pełni widoczne i przybiorą katastrofalne formy dopiero za „dwa lub trzy pokolenia”, a potem tylko wtedy, gdy nie zostaną podjęte żadne kroki, aby mu przeciwdziałać.

W dwóch raportach opracowanych dla Klubu Rzymskiego, na które powołuje się Harich3, poprawa sytuacji na świecie wydaje się możliwa w połowie następnego stulecia. W międzyczasie należy znaleźć sposób na przejście od dzisiejszego „niezróżnicowanego” wzrostu do „organicznego” wzrostu gospodarki i społeczeństwa. Droga ta ma zostać odkryta dzięki modelowi komputerowemu, który ekstrapoluje trend obecnego rozwoju w przyszłość. Co prawda, wyniki są jedynie kwestią prawdopodobieństwa, a nie pewności. Podczas gdy pierwszy raport na temat „granic wzrostu” dotyczył świata jako całości, zajmując się wzrostem całkowitej populacji i średniego dochodu na mieszkańca itp. świat składa się z różnych, bardzo odmiennych części, które muszą być traktowane w szczególny sposób, z uwzględnieniem potrzeb regionalnych. Jeśli pierwszy raport ostrzegał, że system światowy rozpadnie się w połowie następnego stulecia, drugi raport przewiduje nie rozpad świata, ale jednego lub drugiego z jego regionów (co oczywiście ipso facto oznaczałoby zniszczenie świata jako całości).

Czy to fragment po fragmencie, czy wszystko naraz, awaria jest nieunikniona, zgodnie z logiką komputera; wynika z tego, że do „mężów stanu” należy wyciągnięcie wozów z błota. Tutaj spotykamy się z mentalnością ekspertów naukowych Klubu Rzymskiego, na przykład M. Mesarovica i E. Pestela, odpowiedzialnych za drugi raport. Odnoszą się oni nie do społeczeństwa kapitalistycznego, ale do „społeczeństwa” (lub po prostu do „ludzkości”) zagrożonego przez przyrodę. Z ich punktu widzenia kryzys ekologiczny ma swoje korzenie w działaniach, które „wynikają z najlepszych intencji ludzi”. To, że intencje te wiążą się z wyzyskiem robotników, nie przychodzi im do głowy; wręcz przeciwnie, są przekonani, że „zmniejszenie ludzkiej pracy poprzez eksploatację nieludzkich źródeł energii jest projektem, z którym każdy człowiek musi się zgodzić”. Nie są w stanie pojąć, że to właśnie wzrost wyzysku ludzkiej pracy powoduje konieczność nadmiernej eksploatacji zasobów naturalnych. Albo nie rozumieją społeczeństwa, w którym żyją, albo udają brak zrozumienia, aby nie być obraźliwym. Patrząc jednak na proponowane przez nich rozwiązania, to pierwsze z nich wydaje się słuszne.

Propozycje te sprowadzają się do szeregu niezobowiązujących form wypowiedzi, takich jak podkreślanie konieczności globalnego rozwiązania problemu ekologicznego; bardziej zrównoważonej gospodarki światowej poprzez jednoczesne zniesienie niedorozwoju i nadmiernego rozwoju w poszczególnych regionach; odpowiednia alokacja nieodnawialnych surowców i paliw na całym świecie; skuteczna polityka ludnościowa; zwrot w kierunku energii słonecznej zamiast większej liczby reaktorów jądrowych; zwiększone wsparcie dla biednych krajów przez bogate; i podobne godne pochwały środki. Nie zmarnowano ani słowa na temat tego, jak ten program ma zostać wprowadzony w życie. Eksperci są pewni tylko tego, że rozwiązanie problématique humaine [spraw ludzkich] wymaga najściślejszej współpracy na skalę światową, ponieważ przyszłość może istnieć tylko wtedy, „gdy historia nie będzie już, jak wcześniej, determinowana przez jednostki lub klasy społeczne, ale przez poświęcenie zasobów materialnych dla bezpieczeństwa ludzkiej egzystencji”. Rozpoznanie rzeczywistości kapitalistycznej jest na tym samym poziomie, co rozumienie świata „socjalistycznego” przez Haricha. W obu przypadkach mamy do czynienia jedynie z zaklęciami rzucanymi na wiatr.

W jakiś sposób autorzy drugiego raportu sami nie czują się całkiem dobrze. Choć komputer jest „racjonalny”, ludzie są irracjonalni. Chociaż komputer wskazuje, że ludziom można pomóc nie poprzez konflikt, ale poprzez współpracę, analiza komputerowa z konieczności zajmuje się jedynie materialnymi granicami wzrostu. Ale świat jest zagrożony przez samych ludzi z powodu problemów społecznych, politycznych i organizacyjnych, które w ostatecznym rozrachunku wynikają z „ludzkiej natury”. Ponieważ Klub Rzymski jest bezpartyjny w odniesieniu do polityki, problemy te nie mogą być omawiane politycznie. Raport zauważa, że najszybszą drogą do zagłady ludzkości byłaby z pewnością wojna atomowa; ale ta ewentualność, podobnie jak ogromne marnotrawstwo drogich zasobów poprzez zbrojenia i militaryzm, nie jest uwzględniona w ramach problemów omawianych przez Klub Rzymski, ponieważ świat jest narażony na niebezpieczeństwo całkowitego zniszczenia nawet bez wojny atomowej.

Dialektyk taki jak Harich nie może być tym usatysfakcjonowany. Rozróżnienie dokonane przez Klub Rzymski między problemami naturalnymi i społecznymi zaprzecza „interakcji” między ludzkością a przyrodą. Dla Haricha groźba wojny atomowej i kryzys ekologiczny są ze sobą ściśle powiązane. Nie zaprzecza on, że istnieją sprzeczności społeczne, które prowadzą do wojny, ale „w czasach, w których wzrost gospodarczy napotyka na nieprzekraczalne granice naturalne, musimy również nieco zmienić nasze poglądy. W warunkach kryzysu ekologicznego czynniki naturalne i społeczne są ze sobą powiązane w nieznany dotąd sposób… Wpływ społeczeństwa na przyrodę może stworzyć sytuację, która z kolei zmusi społeczeństwo do szukania schronienia w katastrofie”. Dlatego nie wystarczy bezpośrednio dążyć do zapobiegania wojnom; musimy traktować kryzys ekologiczny jako możliwą przyczynę wojny, aby uniknąć samej wojny.

Rzeczywiście, mamy za sobą dwie wojny światowe i wiele mniejszych potyczek, zanim zagrożenie dla ekologii dotarło do naszej świadomości. Wojny te miały miejsce nie dlatego, że narody walczyły jak psy z kością o malejące zapasy surowców, ale dlatego, że kapitalistyczna walka konkurencyjna o wartość dodatkową eksploatowaną z ludności pracującej toczyła się na całym świecie. Walka konkurencyjna istnieje w każdych okolicznościach, z niedoborem surowców lub bez niego, a zatem nie ma nic wspólnego z tym ostatnim, ale wynika z kapitalistycznego sposobu produkcji. Nawet jeśli niedobór surowców i dóbr konsumpcyjnych prowadzi do wojny zamiast innego rozwiązania, wynika to z formy społeczeństwa, a nie z niedoboru jako takiego. Jednak w tej kwestii Harich ponownie zbliża się do jednostronnej koncepcji Klubu Rzymskiego, postrzegającej problem jako czysto ekologiczny, bez odniesienia do rzeczywistego świata kapitalistycznego. Ten świat również jest dla niego, pomimo „przeplatania się czynników naturalnych i społecznych”, jedynie czynnikiem podrzędnym: to kryzys ekologiczny może prowadzić do wojny, więc uniknięcie wojny zakłada rozwiązanie kryzysu ekologicznego. Ale wojna może wybuchnąć jutro, podczas gdy kryzys ekologiczny jest spodziewany dopiero w połowie następnego stulecia. Może nawet zostać zażegnany przez wojnę atomową, która stanowiłaby upiorną demonstrację zniszczenia ludzkości nie przez przyrodę, ale przez kapitalizm.

Ale czy rzeczywiście mamy do czynienia z kryzysem ekologicznym? Liczby wygenerowane przez model komputerowy, do którego odnoszą się Harich i Klub Rzymski, są wątpliwe z wielu różnych punktów widzenia. Ponieważ ilość surowców i energii zużywanych przez kraje uprzemysłowione w ciągu ostatnich 50 lat można określić bardzo niedokładnie, jesteśmy jeszcze mniej pewni, co jest nadal dostępne. Mamy tu do czynienia z nieznanymi ilościami, co widać już w fakcie, że szacunki są stale korygowane, nie tylko z powodu odkrycia nowych rezerw, ale także z powodu ulepszeń metod szacowania. Podam tylko jeden przykład: Nietknięte zasoby węgla w Stanach Zjednoczonych zostały oszacowane w 1969 roku na 3000 miliardów ton; w 1975 roku ilość ta została zwiększona o 23 procent na podstawie lepszych metod szacowania. Ponieważ takie błędy w szacunkach, czy to zbyt wysokie, czy zbyt niskie, nie zmieniają faktu, że surowce i paliwa zostaną ostatecznie wykorzystane, nie ma sensu przeciwstawiać optymistycznych oczekiwań pesymistycznym. Jednak w obecnej sytuacji należy oczekiwać, że w dającej się przewidzieć przyszłości polityka gospodarcza, a tym samym polityka, nie będzie determinowana względami ekologicznymi, ale – jak wcześniej – immanentnym wymogiem kapitału dotyczącym produkcji zysku.

Historyczną granicą kapitału jest, według Marksa, sam kapitał. Rozwój społecznych sił wytwórczych w drodze akumulacji kapitału nie tylko wymaga nieodnawialnych surowców i niesie ze sobą względne przeludnienie, ale także prowadzi do tendencji do spadku stopy zysku w stosunku do rosnącej masy kapitału. W ten sposób pojawiają się granice kapitalistycznej ekspansji. Nawet bez ograniczeń wyznaczonych przez naturę kapitał musi się skończyć. Nie jest zatem zorientowany bezpośrednio na przyrodę, ale na stopę zysku, zależną od wartości dodatkowej, która w miarę akumulacji kapitału określa relację między przyrodą a społeczeństwem. Tak więc „ekologiczne” obawy Klubu Rzymskiego często mają prozaiczne podłoże, co było widoczne na przykład w tak zwanym kryzysie naftowym z 1973 roku. W tym przypadku nie wystąpił nagły brak ropy, ale politycznie motywowany wzrost cen, w następstwie ogólnej inflacji na świecie, który przesunął relację podaży do popytu na korzyść producentów ropy. Gdyby pozostawić to rynkowi, tylko znaczny spadek popytu mógłby wpłynąć na cenę monopolistyczną, i to z trudem (i z czasem). Jednak wzrost produkcji ropy naftowej wraz z rosnącymi cenami doprowadzi, zgodnie z drugim raportem Klubu Rzymskiego, nie tylko do szybszego wyczerpania dostaw energii, ale także do transferu bogactwa i władzy gospodarczej z krajów uprzemysłowionych do państw produkujących ropę naftową. Iran osiągnął już mniejszościową kontrolę nad niemieckimi zakładami Krupp. W ciągu dziesięciu lat państwa naftowe, ze skumulowanym kapitałem 500 miliardów dolarów, mogą wziąć w swoje ręce dużą część zachodniego kapitału, wstrząsając w ten sposób światową gospodarką, w tym krajami słabo rozwiniętymi, do najgłębszego poziomu. Nie wdając się w te nieuzasadnione i bardziej niż wątpliwe spekulacje, można zauważyć, że życzenia Klubu Rzymskiego dotyczące „globalnego rozwiązania problemu energetycznego” wydają się wynikać bardziej z ekonomicznego niż ekologicznego punktu widzenia. W każdym razie, w chwili obecnej to nie rzeczywisty brak zasobów naturalnych zagraża światu, ale konkurencyjna wojna o globalny zysk prowadzona przy użyciu wszelkich możliwych środków.

Ponieważ ruch na świecie jest zdeterminowany przez zysk, kapitaliści przejmują się problemem ekologicznym tylko w takim stopniu, w jakim wpływa on na zysk. Kapitaliści nie są zainteresowani niszczeniem świata; jeśli okaże się, że ratowanie świata może być opłacalne, wówczas ochrona świata stanie się kolejnym biznesem – tym bardziej, że niszczenie środowiska jest samo w sobie narzędziem rywalizacji o udziały w całkowitym zysku. Problem ten pojawia się w literaturze ekonomicznej pod hasłem „efektów zewnętrznych”, rozróżnienia między efektami prywatnymi a społecznymi symptomami towarzyszącymi kapitalistycznej produkcji. Zjawiska społeczne są również zjawiskami ekologicznymi, jak wtedy, gdy emisja wszelkiego rodzaju zanieczyszczeń, które wchodzą w naturalne cykle, ostatecznie niszczy niezbędną globalną równowagę tlenu. W ten sposób zniszczenie środowiska, które często uważa się za szybsze i bardziej niebezpieczne niż szybkie wykorzystanie zasobów materialnych, wiąże się z wyczerpaniem zasobów. Takie powszechnie znane zjawiska, które można zarówno przypisać produkcji zysku, jak i ograniczyć produkcję zysku, wpływają na różne kapitały w różny sposób, a tym samym same prowokują próby ograniczenia destrukcji w kapitalizmie. Od masy wartości dodatkowej zależy, czy próby te zakończą się sukcesem, tj. od rosnącego wyzysku robotników lub ich „skromnego poziomu życia”. W tym punkcie propozycje Haricha są zgodne ze środkami zalecanymi przez kapitał, wyrażonymi przez Klub Rzymski.

Nie jest wykluczone, że – przy wystarczającej produkcji wartości nadwyżkowej – sam kapitał może być w stanie uniknąć zniszczenia środowiska, we własnym interesie, o ile koszty ponosi ludność pracująca. A ponieważ akumulacja wyznacza granice wartości dodatkowej, ciągłe niszczenie środowiska można prześledzić wstecz do granic kapitalistycznego sposobu produkcji. Mamy więc do czynienia z problemem społecznym, a nie ekologicznym. A co z przeludnieniem? Jest to problem sam w sobie, który nie zniknie tak po prostu, nawet przy wyobrażalnym racjonalnym zarządzaniu surowcami i zakończeniu niszczenia środowiska. Produkcja środków do życia spada w stosunku do rosnącej populacji. Czy ziemia staje się mniej żyzna? A może jest po prostu niewystarczająca do utrzymania rosnącej populacji?

Wśród innych badań, jedno przeprowadzone trzy lata temu dla Klubu Rzymskiego, pod kierownictwem H. Linnemanna, wykazało, że globalna zdolność do produkcji żywności wzrosła wystarczająco, aby wesprzeć podwojenie populacji4. Spadek produkcji rolnej w stosunku do rosnącej populacji nie ma obecnie nic wspólnego z żadnymi ograniczeniami ustalonymi przez naturę, ale ma swoje źródło w stosunkach społecznych, które stoją na drodze do rozszerzenia produkcji. Co więcej, głód istniejący na świecie nie ma nic wspólnego z wydajnością rolnictwa. Nawet podwojenie produkcji nie mogłoby go wyeliminować; w rzeczywistości najprawdopodobniej zwiększyłoby go jeszcze bardziej. Istnienie wystarczającej ilości żywności nie wystarczy, aby zagwarantować zaspokojenie ludzkich potrzeb konsumpcyjnych. Towary istnieją tylko dla efektywnego popytu, a dla tych, którzy ich potrzebują bez możliwości zapłaty, nadprodukcja może być nawet bardziej niebezpieczna niż klęska nieurodzaju spowodowana przez naturę. To, że klęski nieurodzaju mogą również prowadzić do głodu, nie ma oczywiście nic wspólnego z nieobliczalną przyrodą, ale ze społecznym zaniedbaniem środków, które wraz ze wzrostem produkcji rolnej i poprawą wydajności rolnictwa mogłyby zgromadzić wystarczające rezerwy, aby móc zrównoważyć katastrofy naturalne.

W słabo rozwiniętym, w dużej mierze agrarnym świecie, jak na przykład w Azji Południowej, problemem jest nie tyle skąpstwo natury, co społeczny system klasowy instytucji i relacji władzy, który stoi na drodze do zwiększenia produkcji i wydajności. Oprócz coraz bardziej niezrównoważonej gospodarki nietowarowej, to własność ziemska, system dzierżawy, lichwiarski kapitał pożyczkowy, gospodarka plantacyjna i pasożytnicza biurokracja państwowa utrudniają postępowy rozwój, utrzymując istniejącą strukturę społeczną. W państwach afrykańskich specjalizacja w produkcji surowców przemysłowych stworzona przez system kolonialny doprowadziła do sytuacji, której dalszy rozwój jest dziś również podporządkowany kapitalistycznemu cyklowi kryzysowemu i związanemu z nim zubożeniu. Nie tylko tam, ale także w krajach Ameryki Południowej, rosnąca industrializacja odbywa się kosztem produkcji rolnej. Dawne kraje eksportujące stają się importerami żywności. Rozwój Rosji w konkurencyjną potęgę światową również wymagał względnego zaniedbania rolnictwa, co sprawia, że import żywności jest konieczny w przypadku złych zbiorów. Rosnąca rozbieżność między produkcją przemysłową a rolną ma mniej wspólnego ze wzrostem populacji i spadkiem żyzności gleby niż z jednostronnym naciskiem na ekspansję przemysłową lub ekspansję kapitału, wymaganą przez kapitalistyczną konkurencję.

Oczywiście populacja ogromnie wzrosła. Ponieważ medycyna znacznie obniżyła wskaźniki śmiertelności, liczba urodzeń, pozostając na tym samym poziomie, wydaje się być „eksplozją populacji”. Oczywiste jest jednak, że populacja nie może nadal rosnąć i prędzej czy później będzie musiała ustabilizować się w stosunku do danych ekologicznych. Ale z tego nie wynika, że obecna wielkość populacji jest odpowiedzialna za ubóstwo istniejące na świecie. Poziom produkcji adekwatny do potrzeb rosnącej populacji najprawdopodobniej pokazałby, że jest zbyt wcześnie, aby mówić o absolutnym przeludnieniu. Procentowy wzrost produkcji i wydajności rolnictwa w krajach takich jak Stany Zjednoczone i Australia znacznie przewyższa procentowy wzrost liczby ludności. Chociaż nie wszędzie można osiągnąć takie same wyniki, nawet przy użyciu tych samych metod, z pewnością nadal możliwe jest znaczące zwiększenie światowej produkcji żywności.

A wraz z ogólną poprawą warunków życia możemy spodziewać się świadomego spadku przyrostu naturalnego. Oczywiście można to również osiągnąć za pomocą przemocy państwowej, metody cenionej przez Haricha. Tak więc w Indiach zaproponowano obecnie ustawy nakazujące przymusową sterylizację, która ma być nałożona na wszystkie rodziny po urodzeniu drugiego dziecka. Od tego już tylko mały krok do bezpośredniej eksterminacji nadliczbowych osób. Ale jest też inna rzecz: chociaż jak dotąd jest to przywilej mniejszości światowej populacji, poziom kontroli urodzeń już osiągnięty w krajach rozwiniętych pokazuje możliwość planowania populacji, które z biegiem czasu może nie tylko ustabilizować populację, ale nawet ją zmniejszyć.

Ostrzeżenia Haricha i Klubu Rzymskiego byłyby całkowicie bezsensowne, gdyby nie towarzyszyło im przekonanie, że grożącej katastrofie ekologicznej można zapobiec. Pomysł, że jest to realna możliwość, sam w sobie oznacza, że to, czy ludzkość ma jeszcze nieokreśloną przyszłość, zależy od społeczeństwa, a nie od przyrody. Dla Haricha zniszczenie kapitalistycznej produkcji jest nieuniknionym założeniem tej przyszłości. Tylko w ten sposób problem ekologiczny może znaleźć ogólne rozwiązanie. Harich nie ma jednak na myśli rewolucji, która mogłaby doprowadzić do powstania społeczeństwa komunistycznego, jedynego rodzaju społeczeństwa, które byłoby w stanie rozwiązać problem ekologiczny. Klub Rzymski nie może nawet wyobrazić sobie pseudo-rewolucji Haricha, ale polega na dobrej woli i gotowości oświeconych mężów stanu do podjęcia działań niezbędnych do rozwiązania problemu ekologicznego. Nie możemy jednak oczekiwać od tego kwartału środków, które zlikwidowałyby strukturę społeczną, a tym samym samych mężów stanu.

Co zatem należy zrobić w tej pozornie beznadziejnej sytuacji? W zasadzie nic, o ile na problem spojrzymy z punktu widzenia ekologii. Przede wszystkim nie jest to rzecz najbardziej oczywista, która zagraża dalszemu istnieniu ludzkości. „Kryzys ekologiczny” jest w dużej mierze sam w sobie produktem sytuacji kryzysu społecznego, a zbliżająca się katastrofa wynikająca z tego ostatniego nadejdzie wcześniej niż katastrofa ekologiczna. W obecnej sytuacji duże prawdopodobieństwo konfliktów z udziałem wojny atomowej sprawia, że troska o kryzys ekologiczny staje się zbędna. Musimy skoncentrować się na procesach społecznych, aby powstrzymać atomowych zbrodniarzy Wschodu i Zachodu. Jeśli światowym robotnikom się to nie uda, nie będą w stanie przeciwdziałać zagrożeniu ekologicznemu ani stworzyć społeczeństwa komunistycznego, które umożliwiłoby dalszą egzystencję ludzkości.

Paul Mattick

Przypisy:

1 Wolfgang Harich, Kommunismus ohne Wachtum? Babeuf und der „Club of Rome.” Sechs Interviews mit Freimut Duve und Briefe an ihn. (Hamburg: Reinbek, 1975).

2 Marx/Engels Collected Works, tom 38, s. 425.

3 Donella Meadows i inni, The Limits to Growth (1972) oraz Mihailo Mesarovic i Eduard Pestel, Mankind at the Turning Point (1975).

4 Hans Linnemann, MOIRA: model of international relations in agriculture: report of the project group 'Food for a Doubling World Population’ (Amsterdam: North-Holland, 1980).

Powyższy artykuł opublikowany w języku niemieckim pt. „Kapitalismus und Ökologie: Vom Untergang des Kapitals zum Untergang der Welt”, w czasopiśmie Jahrbuch Arbeiterbewegung 4, wyd. Fischer Taschenbuch, Frankfurt am Main, 1976.

Pozostaw odpowiedź

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.